– Przeciez ta droga prowadzi tylko do wsi albo do sanatorium – wyjasnila dama, prowadzac palcem po mapie. – A chlopa pan na pewno nie przypomina...

Wlad usmiechnal sie.

– A jezeli jade w gosci? Do babci na wies?

Dama posmutniala. Schowala glowe w futro:

– No dobrze, jezeli pan mi nie pomoze i nie podwiezie mnie... oczywiscie, ani slowa nie powiem, poczekam jeszcze, moze ktos bedzie jechal – i otworzyla drzwi, zeby wysiasc.

– Prosze zaczekac – ze zdenerwowaniem powiedzial Wlad.

Do „Trzech Strumieni” byly jeszcze trzy godziny jazdy.

* * *

Miala na imie Angela – i to bylo wszystko, co pozwolil jej powiedziec. Dwie godziny we wnetrzu samochodu, obok siebie. Wlad od razu uprzedzil, ze nie moze odrywac sie od kierownicy i wlaczyl glosno radio, zeby utrudnic jakiekolwiek rozmowy.

Nieznajoma okazala rzadko spotykana pojetnosc i uleglosc. Wlad mylil sie, myslac, ze wlascicielki dlugich, rudych futer i czerwonych wynajetych samochodow sa klotliwe i nietaktowne. Angela tak jak na poczatku ucichla, tak tez milczala do samych „Trzech Strumieni”, a nawet wtedy, gdy z prawej strony drogi ukazala sie masywna, zelazna brama, nie krzyknela z radosci i nie pokazala Wladowi, gdzie i jak trzeba skrecic, wiec zamysliwszy sie, prawie minal wjazd i potem trzeba bylo nawet kawalek cofnac.

W holu sanatorium bylo tloczno, na parkingu samochod przy samochodzie, wiec Wlad od razu stracil z oczu Angele i ledwo znalazl miejsce, zeby zaparkowac. Oficjalne otwarcie kongresu odbylo sie wczoraj, ale zarezerwowany pokoj wreszcie doczekal sie spoznialskiego. Dziewczyna, przyjmujaca w recepcji uczestnikow, ukradkiem rzucala na Wlada badawcze spojrzenia – jakby ktos jej powiedzial, ze Wlad ma z tylu ogon i probowala teraz przekonac sie sama, czy to prawda.

Wszedl do pokoju, walizke polozyl na podlodze, rzeczy zostawil na tapczanie i wlazl pod warczacy prysznic. Obraz drogi, padajacego sniegu, przesuwajacego sie za oknami samochodu lasu, powoli rozmywal sie, rozmazywal, pozwalajac pomyslec o innych, mniej monotonnych rzeczach.

Od dziewczyny-recepcjonistki Wlad dowiedzial sie, ze dwaj interesujacy go panowie przyjechali juz wczoraj. „Teraz sa oczywiscie na seminarium...”

Po szybce zegarka wodoszczelnego skakaly cieple krople. Wpol do jedenastej. Na sniadanie Wlad sie spoznil, do obiadu jeszcze czas, dwaj wydawcy juz sa, nie trzeba sie nigdzie spieszyc. Za chwile sie przebierze, zejdzie na dol, wypije kawe, cos zje...

Wlad lubil hotele, domy wypoczynkowe, te wszystkie tymczasowe schroniska, tlumy przypadkowo spotkanych ludzi, chwilowe wymiany uprzejmosci, walizke w przedpokoju, sniadanie w przepelnionej kawiarni. W tym strumieniu zycia hotelowego bylo mu dobrze i przyjemnie. Nieobowiazkowe spotkania w naturalny sposob przechodzily w rozstania i wsrod przypadkowych znajomych Wlad nie mial czasu zablysnac jako nieludzki. Jesliby pozwalaly pieniadze – cale zycie spedzilby w hotelach, zwiedzilby je wszystkie, na calym swiecie, kazdy...

Przygody Gran-Grema, bezprawnie urodzonego trolla. Ksiega trzecia – „Tajemnica starego zagla”.

Wlad usmiechnal sie, wycierajac sie wlochatym i rudym, jak futro przypadkowej pasazerki, recznikiem. Dwa lata temu kupil na wyprzedazy szmaciana lalke – z wystajacymi zebami, zalosne straszydlo nieokreslonego gatunku. I jakis czas wszedzie zabieral tego urodziwca – az przyszlo mu do glowy, ze na wyprzedazy nawinal mu sie bohater mlodziezowego serialu, a jest taki smutny dlatego, ze bezprawnie urodzony, z wystajacymi zebami i zielony dlatego, ze jest trollem...

Znalazl dla niego imie i napisal pierwsza powiesc, ktora zostala zauwazona, ale ogolnie nie rzucila nikogo na kolana. Tym niemniej Wlad nie mogl juz sie zatrzymac i napisal kolejna ksiazke. Po jej wydaniu w malym prowincjonalnym wydawnictwie – wydarzylo sie to, co sie dzieje w stawie, kiedy wrzuci sie do niego... nie, nie kamien, a paczke drozdzy.

Wlad jeszcze raz usmiechnal sie. Trzecia ksiazka o Gran-Gremie byla juz wiecej niz do polowy napisana. Z przodu majaczylo jeszcze szesc czy siedem historii. Jezeli, oczywiscie, ulubieniec publicznosci z wystajacymi zebami nie sprzykrzy sie do tego czasu swojemu wlasnemu tworcy.

Kiedy zapinal mankiety koszuli, zadzwonil telefon, przytwierdzony do niskiego slupa hotelowego. Nie zdazywszy sie nawet zdziwic, Wlad podniosl sluchawke:

– Tak?

– Pan Palacz? – odezwal sie uprzejmy, meski glos. – Witam pana... Pozwoli pan, ze sie przedstawie: Walentyn Nogaj, wydawnictwo „Dzwonek”.

* * *

– Mowi sie o panu, ze pan nie istnieje – powiedzial Nogaj.

Okazal sie bardzo wysokim czlowiekiem w srednim wieku. Niski, miekki fotel byl raczej niewygodny – w kazdym badz razie wydawca przypominal na nim konika polnego nie mieszczacego sie w pudelku po zapalkach.

– Mowi sie o panu, ze, cha-cha, posluguje sie pan pseudonimem... Tylko pytanie, kto sie za nim kryje... Pan specjalnie roztoczyl wokol siebie taka tajemnicza atmosfere?

– Nie jestem zbyt komunikatywny – sklamal Wlad. – Wole pisac listy.

Nogaj pokiwal glowa ze zrozumieniem.

– Ale teraz odstapil pan od swoich przyzwyczajen i przyjechal na kongres osobiscie... Ma sie rozumiec, los Gran-Grema nie jest nam wszystkim obojetny. No coz, moze w takim razie porozmawiamy o konkretnych warunkach, jakie „Dzwonek” moze panu zaproponowac...

I nastepne dziesiec minut Nogaj mowil, a Wlad sluchal. Prawde mowiac, spodziewal sie o wiele mniej. Trzeba bylo zmusic sie do wysilku, zetrzec z twarzy glupi usmieszek i powsciagnac ochote natychmiastowego zgodzenia sie na wspolprace z „Dzwonkiem”.

Jak mowi sie w takich sytuacjach na targu? „Dziekuje, podoba mi sie, ale rozejrze sie jeszcze. Dopiero co przyszedlem...”

– Dziekuje – powiedzial glosno. – Pieknie to wszystko wyglada. Naprawde. Ale mam jeszcze troche czasu, zeby pomyslec.

Nogaj z zadowoleniem przytaknal, nawet podkreslil dwa razy, ze Wlad koniecznie musi pomyslec, wziac wszystko pod uwage... Z widoczna ulga wygramolil sie z niewygodnego fotela i wyciagnal reke.

Wykrecic sie od podania reki okazalo sie niemozliwe. Wygladaloby to jak obraza. Wlad podniosl sie i uscisnal sucha dlon wysokiego wydawcy. Kontrolka w jego wnetrzu momentalnie sie zapalila: kontakt... kontakt...

(W istocie jedno podanie reki jeszcze niczego nie przesadzalo. Slomka na plecach swobodnego jeszcze, niczym nie obciazonego wielblada. Ale wewnetrzna kontrolka nie brala pod uwage racji rozumu. Wlad dawno juz nie wyciagal reki jako pierwszy. Mozliwe, ze wlasnie z tego powodu – i z powodu innych dziwactw – nowi znajomi odnosili sie do niego zwykle z dystansem).

Nogaj poszedl sobie. Caly czas czujac jeszcze dotyk obcej dloni, Wlad podszedl do bufetu. Zamowil herbate z cytryna, usiadl przy najdalszym stoliku jakby samotnie – ale jednak wsrod ludzi. Teraz sobie spokojnie dopije herbate, dojdzie do siebie, wyjmie z walizki swojego towarzysza z wystajacymi zebami – i z calego serca ucaluje go w jego zalosna mordke. Gran-Gremie, trollu z nieprawego loza, zobacz, jak sie nam poszczescilo.

– Nie bedzie pan mial nic przeciwko?

Nie widzac rudego futra, Wlad nie od razu rozpoznal Angele. Siedziala juz przy jego stoliku i bylo za pozno, zeby sie jej pozbyc.

– A, dzien dobry – powiedzial.

Obiecujaca oferta „Dzwonka” sprawila, ze stal sie bardzo uprzejmy. Doszedl do wniosku, ze stronic od ludzi nie ma teraz sensu. Jutro – pojutrze i tak wyjezdza... Czemu nie Angela. Bedzie nawet weselej.

– Dlaczego pan nie powiedzial, kim pan jest – spytala z jakims naboznym zdziwieniem w glosie.

– A kim jestem?

– No jak to kim, Wlad Palacz – rzucila Angela.

Nie wytrzymal i usmiechnal sie.

– Ma pani male dzieci? Potencjalnych czytelnikow moich ksiazek?

– Nie mam dzieci – powiedziala smutno. – Ale pomimo tego bywam niekiedy w ksiegarniach i... naprawde, co drugi maly chlopiec pyta o Gran-Grema.

– Przesadza pani – powiedzial, polechtany tym komplementem, Wlad.

– Moze troche przesadzilam – nieoczekiwanie, delikatnie przyznala sie Angela. – Moze nie co drugi, ale co czwarty na pewno.

Kelnerka postawila przed nia filizanke kawy z mlekiem.

– Ominelo nas sniadanie – powiedziala Angela, rozrywajac torebke z cukrem. – Aha, chcialabym pana przeprosic, ze tak niespodziewanie pojawilam sie na pana drodze i zaklocilam podroz. Pan, jak zdazylam zauwazyc, nieszczegolnie lubi obcych podroznych... ale, niestety, tak wyszlo.

– Dodzwonila sie pani do autoserwisu? – spytal tylko po to, zeby ukryc swoje zmieszanie.

Angela przytaknela:

– Oj, niezle mi nawymyslali... – na chwile zamyslila sie. – Ale jakby na to nie patrzec, to oni powinni mi teraz zaplacic – za moralna strate. A pan rzeczywiscie wczesniej pisal bajki?

– Nadal je pisze – powiedzial Wlad. – Utrzymuje sie dzieki pomocy malych dzieci i ich rodzicow, ktorzy czytaja im ksiazki przed zasnieciem.

– Ale nie przypomina pan bajkopisarza – powiedziala Angela.

– Przypominam autora krwawych powiesci – zareplikowal Wlad.

– Nie, bez przesady. – Angela mieszala swoja kawa tak szybko, ze filizanka przez chwila przypominala porcelanowy dzwonek. – Wyglad zewnetrzny sie zgadza, ale ma pan zupelnie nieodpowiednia twarz do tego, zeby byc bajkopisarzem. Zbyt... pociagla i zamyslona. Jakby pan bez przerwy o czyms myslal.

Wlad przylozyl filizanke do ust. Cieply kawalek cytryny, jak jezyk cielaka, liznal jego wargi.

– A dlaczego rozmawiamy o mnie? – zapytal po krotkiej przerwie.

– Rozmawialismy o bajkach – powiedziala Angela. – Kiedy bede miala dziecko... a na pewno bede miala... aha, a pan, oczywiscie, ma dzieci? Zwykle bajkopisarze tak zaczynaja...

– Nie, nie mam – powiedzial Wlad i wstal. – Prosze mi wybaczyc, ale jestem zmuszony pania opuscic. Obowiazki mnie wzywaja...

– Powodzenia – z powaga w glosie dodala Angela.

* * *

Witaj, Stary Druhu. Mozesz mi pogratulowac. Razem z Gremem doczekalismy sie w koncu uznania, chodzi o to, ze... Ale o tym opowiem troche pozniej.

Tyle sniegu nie bylo chyba od czternastu lat, od czasu, kiedy sie ostatnio widzielismy. Dzisiaj znowu od samego rana pada. „Trzy Strumienie” – piekne miejsce, tylko trudno do niego dojechac, zajelo mi to okolo trzech godzin, tak, zgadza sie, jechalem bardzo wolno, za duzo sniegu, wszedzie zaspy. Jest tu jezioro. Mowia, ze najwspanialej wypoczywa sie w tym miejscu zwlaszcza latem, jesli zabierze sie dzieci ze soba, wiec miej to na uwadze.

Przeczytalem Twoj ostatni artykul w „Faktach i Nowosciach”. Do diabla, niczego nie zrozumialem. Rozleniwilem sie, przestalem interesowac sie polityka, ostatnio nawet wiadomosci nie ogladam. Chociaz Twoj tekst jest jak zwykle znakomity, a cala wina lezy wedlug Ciebie po stronie premiera albo parlamentu – nie wiem czy masz racje, nie mam zdania na ten temat i nie bede

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×