o kobietach, ktore nawet kiedys kochal...

Struga wody z kranu trafila go w kark, jakby ktos strzelil z pistoletu. Wlad patrzyl w dol, na biala emalie malej wanny, na rozchodzace sie po niej wiosenne strozki.

* * *

W restauracji przywidziala mu sie Anna.

Kobieta siedziala przy najdalszym stoliku, Wlad widzial jej plecy, ucho, kawalek jej policzka. I poznal ja – momentalnie. Pierwszym bodzcem bylo uciekac stad bez wahania, ale jednak zostal, nieuwaznie przegladajac przyniesione przez kelnera menu.

Jej towarzyszem byl mlody mezczyzna w niemodnym, nie za bardzo pasujacym do niego garniturze. Mezczyzna smial sie glosno. Anna usmiechala sie i cos mowila, potem odwrocila glowe i Wlad zobaczyl jej profil.

A jednak?!

Odlozyl menu, wstal i przeszedl przez cala sale – po wlochatym chodniczku, obok zujacych, gadajacych, wzdychajacych, przelykajacych alkohol ludzi. Nie zblizajac sie na odleglosc trzech metrow, zwolnil kroku. Mezczyzna w niemodnym garniturze pytajaco spojrzal w jego strone. Kobieta, idac za wzrokiem towarzysza, odwrocila sie.

– Prosze mi wybaczyc – powiedzial Wlad i wrocil na swoje miejsce.

Mimo wszystko byla bardzo podobna do Anny. Z daleka.

Chociaz Anna powinna miec teraz trzydziesci szesc lat, a ta kobieta ma chyba najwyzej – trzydziesci. W tym cale nieszczescie – Wlad nie mial pojecia, jak teraz wyglada Anna. Dymek pozostal w jego pamieci siedemnastoletnim... Anna – dwudziestodwuletnia.

Ale Anna w przeciwienstwie do Dymka, zyje...

Zjadl pieczona kure bez zadnej przyjemnosci. Wstal i poszedl zebrac rzeczy.

* * *

Bardzo krotko ostrzyzone czarne wlosy, mocno zarysowane kosci policzkowe, chude ramiona pod cienkim swetrem. Taka Wlad po raz pierwszy zobaczyl Anne. Miala dziewietnascie lat, zatrzymala sie na srodku duzego, polokraglego audytorium, rzucila okiem na drewniane rzedy, warstwami podnoszace sie pod sam sufit, rozejrzala sie po pustej jeszcze katedrze, obejrzala studentow, ktorzy zjawili sie tu wczesniej i zajeli co lepsze miejsca, uprzejmie dygnela, pozdrawiajac wszystkich jednoczesnie – potem odwrocila sie do drzwi i zawolala kogos, kto zostal na korytarzu:

„To tutaj! Chodz!”

Wtedy Wlad po raz pierwszy uslyszal jej glos.

Zaczekala na kolezanke – i usiadla razem z nia przy oknie, w pierwszym rzedzie.

Od tego czasu bylo to jej stale miejsce.

Mlodzieniec, gniezdzacy sie w drugim koncu audytorium, w ostatnim i najwyzszym rzedzie, widzial tylko czarna glowke, rozowe ucho i kawalek policzka.

Mlodzienca bardzo szybko zaczeto uwazac za troche pomylonego. Z nikim sie nie wital, nikomu nie patrzyl w oczy i juz od dawna z nikim nie rozmawial. Czesto opuszczal zajecia, niekiedy znikal na caly tydzien. Siedzial zawsze w najdalszym kacie, zaslaniajac twarz dlonia, na przerwach jadl jablko albo kanapke (w stolowce studenckiej ani razu go nie widziano!). Wychodzil ostatni, zawsze czekal, az audytorium opustoszeje i dopiero wtedy wylazil ze swojej twierdzy, spuszczal sie na dol, jak gryf w poszukiwaniu padliny.

Oczywiscie, nie byl lubiany i niektorzy sie go nawet bali. Do samej sesji nikt nie wiedzial, jak ma na imie, a w rozmowach – szeptem – przezywano go „glupkiem”. Sesje zdal ledwo-ledwo, ale zdal, przy niemalym zaskoczeniu niektorych studentow pierwszego roku.

(To byl czwarty z kolei uniwersytet, na ktorym studiowal. W zadnej szkole nie zatrzymywal sie dluzej niz na rok – poltora. Sprawa jego przyszlej specjalnosci byla wielka niewiadoma. Status studenta chronil go od wojska, a tak w ogole, to podobalo mu sie na studiach. Bylby na pewno prymusem, gdyby nie wieczny strach, ze zaczepi kogos swoimi niewidzialnymi czulkami. Bal sie i ukrywal przed wszystkimi. Zyl nieprzyjemnym zyciem cmy, wywleczonej na poludniowe slonce).

Anna, nie majaca w sobie ani troche zadatkow do klotni, trzymala sie od dziwnego chlopaka tak daleko, jak tylko pozwalalo ogromne audytorium. Wlad siedzial w ostatnim rzedzie przy scianie, a Anna – w pierwszym przy oknie. Oddzielaly ich od siebie stoly i krzesla, pochylone glowy, skrzypienie i szeptanie pomiedzy soba. Dlugie spojrzenie przeszywalo audytorium z jednego konca w drugi, po przekatnej, spojrzenie przez palce, przez nikogo nie zauwazalne, napiete jak cieciwa.

Chyba kiedys uczeszczala na zajecia z tanca. A moze nie. Wlad lubil przygladac sie, jak idzie od drzwi do swojego miejsca. W kazdym jej ruchu laczyly sie ze soba – dziewczeca niedbalosc i baletowa ostrosc. Byla pania swojego ciala i w tym spokojnym posiadaniu Wlad widzial cos na podobienstwo z gracja poruszajacego sie zwierzatka. Nieraz obserwowal, jak wskakuje na stopien tramwaju niczym wiewiorka. Albo przeciska sie przez tlum ludzi w srodku jak jaszczurka. Ale to bylo potem, po uplywie kilku miesiecy, kiedy nabral zlego przyzwyczajenia i zaczal chodzic za nia, na odleglosc odprowadzajac ja do domu, prawie kazdego wieczoru... A na poczatku zwyczajnie patrzyl, jak sie porusza, rozglada.

Kiedy pochylala sie nad zeszytem, Wlad widzial tylko kark i ucho. Za to, kiedy podnosila wzrok na wykladowce – ukazywal sie profil, Wlad widzial go kiedys w dziecinstwie, na starej monecie, ktora potem gdzies sie zapodziala...

* * *

Zajac przebiegl przez droge. Prawdziwy zajac. Wlad wcisnal hamulec, samochodem rzucilo na sliskiej drodze, w ostatniej chwili zdazyl nad nim zapanowac, nie stanawszy w poprzek drogi, nie dachujac ani nie wjechawszy do rowu...

Samochod stal na poboczu, slad po zajacu zniknal, ale caly czas jasny obraz katastrofy nie zamierzal ustapic z Wladowej wyobrazni: benzynowe ognisko... sadza na bialym sniegu...

„Jeszcze tego mi brakowalo – ponuro pomyslal Wlad. – Chorej wyobrazni”.

* * *

Lubil sobie wyobrazac, jak podchodzi do Anny, zatrzymuje sie przed nia, patrzy jej w oczy... Mowi cos nieistotnego. Na przyklad, o pogodzie. O grafiku na przyszly tydzien. O ksiazkach.

Nawet na to nie mogl sobie pozwolic! Nawet podejsc i zatrzymac sie obok. Siedzial, jak puszczyk w swojej twierdzy i stad obserwowal, jak ona rozmawia z wykladowca – i jak w oczach jej rozmowcy, mlodo wygladajacego modnisia, topnieja dwa kawaleczki masla smietankowego.

Modnis wykladal filozofie, jego zajecia odbywaly sie dwa razy w tygodniu, na palcu serdecznym jego prawej reki widniala gruba obraczka, tym niemniej zawsze wybieral sobie wzrokiem co ladniejsze studentki – a przeciez Anna byla nie tylko ladna. Byla... nie, nie najpiekniejsza na roku. Niektore dziewczyny bardziej rzucaly sie w oczy. Anna na dodatek nie uzywala zadnych kosmetykow... Byla – profilem na monecie, srebrem wsrod miedzi i stali nierdzewnej, wyroznialaby sie nawet pomiedzy zlotem, leniwym, banalnym i zoltym. Smiala sie cicho, ale Wlad slyszal jej smiech – nawet przez embrionalny chichot kolezanek z roku. Na zajeciach rzadko zadawala pytania, ale jezeli juz pytala – to trafiala strzala w „dziesiatke”. Wykladowcy w odpowiedzi, z reguly zaskoczeni, kiwali tylko glowami: „Tak, dobrze, ze pani o to zapytala, wlasnie chcialem o tym powiedziec...”

Miala pozadliwe, jasne spojrzenie. Wlad marzyl, zeby kiedys na niego spojrzala. Z takim ognikiem na dnie przeszywajacych oczu. Pewnego razu wieczorem siedziala w czytelni, az do samego zamkniecia biblioteki. I Wlad siedzial – calkiem blisko, ale niewidoczny dla Anny za regalem z jakimis czasopismami. Za piec osma bibliotekarka zaczela chodzic po sali i wyganiac studentow do domu. Anna odlaczyla sie od grupki dziewczat, wlokla sie do szatni, opusciwszy glowe, w reku miala szalik, jego koniec ciagnal sie po podlodze, Wlad szedl z tylu, w odleglosci dwudziestu krokow. Dotarli do szatni – na kazdym osobnym haczyku wisial blaszany numerek i wszystkie potrafily pieknie dzwonic, wystarczylo tylko poruszyc wieszakiem. Anna zalozyla plaszcz – Wlad nie podbiegl jej pomoc, czekal przy wyjsciu, az ubierze sie i wyjdzie...

I wtedy wypadl jej z kieszeni metalowy zeton na metro. Wypadl i potoczyl sie po podlodze, po ciemnym woskowanym parkiecie, po betonowej plycie, prosto pod Wladowe nogi. Uderzyl w jego prawy but – i, pokreciwszy sie jeszcze troche, przewrocil sie na bok.

Wlad mimowolnie sklonil sie i podniosl zeton.

Koledzy i kolezanki z roku dawno nauczyli sie go nie zauwazac – jakby byl takim wieszakiem z dzwoniacym numerkiem. A Anna patrzyla tak, jakby pierwszy raz widziala tego niewysokiego piegowatego chlopca z wytarta torba na plecach.

Ale patrzyla. Prosto na niego. I w czarnych pozadliwych oczach krylo sie przyjemne zdziwienie.

Wlad zrobil krok do przodu i polozyl zeton na ladzie szatni.

– Dziekuje – powiedziala Anna.

– Prosze – odpowiedzial, odwrocil sie i wyszedl.

Szla ciemna ulica, a on kroczyl za nia, nie tracac jej z oczu. Wsiadla do tramwaju – on zdolal wejsc do niego tak, zeby go nie zauwazyla. Wysiadla – za nia Wlad. Weszla we frontowe drzwi, on w slad za nia – niedostrzegalnie. Na trzecim pietrze otworzyly sie drzwi, damski glos zapytal, dlaczego tak pozno i drzwi sie zamknely...

Nastepnego ranka Wlad kupil na poczcie dziesiec kopert bez znaczkow i cienki zeszyt szkolny. Po dwoch dniach, znowu odprowadziwszy Anne do samego domu, zostawil koperte w skrzynce pocztowej mieszkania numer osiem.

Czesc.

Zajmowalas sie choreografia? Jestes tancerka, tak?

Dziewczyno – filozof gapi sie na Ciebie, jak na tort czekoladowy, a Ty nic nie widzisz. Ale tak, Ty nie musisz tego widziec. Niech sie gapi, nie?

Zrozum, prosze. Jesli bedziesz czegos potrzebowala obok zawsze jest czlowiek, ktory moze Ci pomoc i obronic w razie potrzeby.

Zawsze.

No co udalo mi sie Ciebie zaintrygowac?

Kwiecien Rano uwaznie wpatrywala sie w twarze kolegow i kolezanek z roku. Policzki miala bardziej rozowe, niz zwykle. Przeklety filozof nosem wyczul jej romantyczny nastroj, poprosil, zeby zostala po zajeciach i dlugo cos tlumaczyl, czule wodzac palcem po strofach Aninego referatu...

To bydle na pewno doczepi sie do Ciebie przed egzaminem. Jesli tylko zacznie perfidnie ci sie narzucac – przyczep do swetra jakas broszke albo nawet agrafke...

Kwiecien

* * *

Otworzyl brame duzym, nierdzewnym kluczem. Zaprowadzil samochod do garazu – kola co chwile zapadaly sie w snieg. Skrzynka pocztowa byla przepelniona, ze szczeliny dla listow i gazet, rozowym jezykiem sterczala jakas ulotka reklamowa. Prog, rowno przysypany sniegiem, przypominal stol nakryty krochmalonym obrusem. Ciezkie buty Wlada przygniotly te wspanialosc,

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×