— Moj przywodca pyta, co oferuje pan w zamian. Wiem oczywiscie, ze nie ma pan nic, musze jednak zapytac.

Szczerze mowiac, Gordon mial kilka rzeczy, ktorych mogliby pragnac: na przyklad wbudowany w pas kompas oraz scyzoryk o wielu ostrzach. Jakie jednak mial szanse na zorganizowanie wymiany tak, by wyjsc z niej z zyciem? Nie trzeba bylo telepatii, by odgadnac, ze te sukinsyny bawia sie ze swa ofiara.

Przepelnil go okrutny gniew, zwlaszcza z powodu falszywego wspolczucia okazywanego przez Septiena. W ciagu lat, ktore nastapily po upadku, spotykal sie juz z tym polaczeniem okrutnej pogardy i uprzejmego zachowania u ludzi ongis wyksztalconych. Jego zdaniem takie typki byly o wiele gorsze od tych, ktorzy po prostu przystosowali sie do barbarzynskich czasow.

— Niech pan poslucha! — krzyknal. — Na nic wam te cholerne buty! Nie potrzebujecie tez wlasciwie mojej kurtki, szczoteczki do zebow czy notesu. Ta okolica jest czysta, wiec po co wam moj licznik Geigera? Nie jestem az tak glupi, by wierzyc, ze odzyskam strzelbe, ale bez niektorych z tamtych rzeczy zgine, niech was cholera!

Jego przeklenstwo ponioslo sie echem wzdluz dlugiego, gorskiego zbocza, pozostawiajac za soba pelna napiecia cisze. Nagle krzaki zaszelescily i wyprostowal sie rosly herszt bandytow. Splunal pogardliwie w strone ukrytej ofiary i strzelil palcami na pozostalych.

— Teraz wiem, ze nie ma broni — oznajmil. Jego geste brwi zwezily sie. Wskazal reka mniej wiecej w kierunku Gordona. — Uciekaj, maly kroliku. Uciekaj, bo obedrzemy cie ze skory i zjemy na kolacje!

Dzwignal powtarzalna strzelbe Gordona, odwrocil sie plecami i oddalil sciezka, powoli i obojetnie. Pozostali podazyli za nim ze smiechem.

Roger Septien pozegnal gorski stok ironicznym wzruszeniem ramion, po czym zgarnal swoja czesc lupow i ruszyl za kompanami. Znikneli za zakretem waskiej gorskiej sciezki, lecz jeszcze przez wiele minut Gordon slyszal cichnacy w oddali dzwiek czyjegos radosnego pogwizdywania.

“Ty imbecylu!” Choc jego szanse byly kiepskie, zmarnowal je calkowicie, apelujac do ich rozsadku i milosierdzia. W epoce klow i pazurow nikt tego nie robil, chyba ze byl bezsilny. Wahanie bandytow zniknelo natychmiast, gdy jak glupiec poprosil ich o uczciwe traktowanie.

Oczywiscie moglby wystrzelic ze swej trzydziestkiosemki i zmarnowac cenna kule, by dowiesc, ze nie jest calkowicie niegrozny. W ten sposob zmusilby ich, by ponownie zaczeli traktowac go powaznie…

“Dlaczego wiec tego nie zrobilem? Czy za bardzo sie balem? Zapewne — przyznal. Najprawdopodobniej umre dzis w nocy z zimna, ale nastapi to za wiele godzin, wystarczajaco duzo, by w tej chwili bylo to tylko abstrakcyjne zagrozenie, mniej przerazajace i bezposrednie niz pieciu bezlitosnych, uzbrojonych facetow”.

Walnal piescia w otwarta dlon.

“Och, przestan, Gordon. Mozesz zrobic sobie psychoanalize wieczorem, kiedy bedziesz zamarzal na smierc. Wszystko sprowadza sie do tego, ze okazales sie konkursowym durniem i to zapewne oznacza twoj koniec”.

Podniosl sie sztywno i zaczal skradac sie ostroznie w dol zbocza. Choc nie byl jeszcze w pelni gotow przyznac sie do tego przed soba samym, czul narastajaca pewnosc, ze istnieje tylko jedno rozwiazanie, tylko jedno malo prawdopodobne, lecz jedynie mozliwe wyjscie z tej katastrofy.

Gdy tylko wydostal sie sposrod chaszczy, pokustykal do saczacego sie strumyka, by obmyc twarz i najgorsze skaleczenia. Odgarnal z oczu przepocone kosmyki brazowych wlosow. Zadrapania bolaly go jak diabli, lecz zadne z nich nie wygladalo na tyle groznie, by sklonic go do wydobycia cienkiej tubki cennej jodyny, ktora mial w torbie u pasa.

Napelnil na nowo manierke i zamyslil sie.

Oprocz rewolweru i postrzepionych lachow, scyzoryka i kompasu, w torbie kryl sie miniaturowy zestaw wedkarski, ktory mogl sie przydac, jesli Gordon zdola pokonac gory i dotrzec do zlewiska jakiejs porzadnej rzeki.

A takze, oczywiscie, dziesiec zapasowych naboi do jego trzydziestkiosemki, malego blogoslawionego reliktu cywilizacji przemyslowej.

Na poczatku, w czasie zamieszek i wielkiego glodu, wydawalo sie, ze jedyna rzecza, ktorej zapasy sa nieograniczone, jest amunicja. Gdyby tylko Ameryka z przelomu stuleci magazynowala i rozprowadzala zywnosc choc w polowie tak sprawnie, jak jej obywatele gromadzili stosy nabojow…

Ostre kamienie wbijaly sie w obolala, lewa stope Gordona, gdy pobiegl ostroznie w kierunku swego niedawnego obozowiska. Bylo oczywiste, ze w tych na wpol podartych mokasynach daleko nie zajdzie. Porozdzierane ubranie nie pomoze mu w mrozne, jesienne noce w gorach, podobnie jak jego prosby nie wzruszyly twardych serc bandytow.

Na malej polance, na ktorej rozbil oboz nie dalej niz jakas godzine temu, nie bylo nikogo, lecz spustoszenia, jakie tam zastal, przerosly jego najgorsze obawy.

Namiot zamienil sie w stos nylonowych strzepow. Spiwor stal sie mala zaspa rozsypanego gesiego puchu. Jedyna rzecza, jaka Gordon znalazl nie uszkodzona, byl smukly luk, ktory wystrugal ze scietego, mlodego drzewka, oraz szereg eksperymentalnych cieciw z wnetrznosci dzikich zwierzat.

“Pewnie mysleli, ze to laska”. W szesnascie lat po tym, jak splonela ostatnia fabryka, bandyci, ktorzy na niego napadli, w ogole nie dostrzegli potencjalnej wartosci, jakiej mogly nabrac luk i cieciwy w chwili, gdy wreszcie skonczy sie amunicja.

Posluzyl sie lukiem, by pogrzebac w stosie resztek w poszukiwaniu czegos wiecej, co daloby sie uratowac.

“Nie moge w to uwierzyc. Zabrali moj dziennik! Ten madrala Septien pewnie nie moze sie doczekac chwili, gdy zasiadzie, by nad nim sleczec podczas sniezycy, chichoczac nad opisami moich przygod i moja naiwnoscia, podczas gdy pumy i myszolowy beda obgryzac do czysta moje kosci”.

Cale jedzenie oczywiscie zniknelo. Suszone mieso, torba lupanych ziaren, ktore dano mu w malej wiosce w Idaho w zamian za kilka piosenek i opowiesci, oraz maly zapas cukru lodowatego, ktory znalazl w mechanicznych wnetrznosciach ograbionego automatu sprzedajacego.

“Moze to i lepiej z tym cukrem” — pomyslal Gordon, wygrzebawszy z piasku podeptana, zniszczona szczoteczke do zebow.

Dlaczego, u diabla, musieli to zrobic?

W poznym okresie trzyletniej zimy — gdy niedobitki jego plutonu milicji usilowaly w imieniu rzadu, od ktorego od miesiecy nikt nie otrzymal zadnych wiadomosci, strzec jeszcze silosow z soja w Wayne w stanie Minnesota — pieciu jego towarzyszy zmarlo z powodu ostrych zakazen jamy ustnej. Byly to straszliwe, pozbawione chwaly zgony. Nikt nie mial pewnosci, czy odpowiedzialny byl jeden z uzytych podczas wojny drobnoustrojow czy tez zimno, glod i niemal calkowity brak nowoczesnej higieny. Gordon wiedzial tylko, ze widmo zebow gnijacych w czaszce bylo jego osobista fobia.

“Sukinsyny” — pomyslal, odrzucajac szczoteczke na bok.

Kopnal resztki po raz ostatni. Nie znalazl nic, co kazaloby mu zmienic zdanie.

“Grasz na zwloke. Jazda. Zrob to”.

Ruszyl naprzod odrobine sztywnym krokiem. Wkrotce jednak podazal juz sciezka tak szybko i cicho, jak tylko potrafil, scigajac bandytow przez suchy jak pieprz las.

Ich krzepki herszt zapowiedzial, ze go zjedza, jesli natkna sie na niego raz jeszcze. Kanibalizm byl tuz po wojnie pospolity i ci gorale mogli zasmakowac w “dlugiej swini”. Mimo to musial ich przekonac, ze trzeba sie liczyc z czlowiekiem, ktory nie ma nic do stracenia.

Po przejsciu okolo pol mili poznal dobrze ich slady: dwa tropy o miekkich zarysach charakterystycznych dla jeleniej skory oraz trzy pozostawione przez przedwojenne, wibramowe podeszwy. Posuwali sie naprzod bez pospiechu. Moglby bez klopotu po prostu dogonic swych wrogow.

Jego plan nie polegal jednak na tym. Gordon usilowal sobie przypomniec swa poranna wedrowke ta sama trasa w przeciwnym kierunku.

“Ta sciezka schodzi w dol, wijac sie na polnoc po wschodnim zboczu gory, a potem zawraca z powrotem na poludniowy wschod, ku lezacej w dole pustynnej dolinie.

Co sie jednak zdarzy, jesli pojde skrotem nad glownym szlakiem i powedruje zboczem? Moze mi sie uda ich zlapac, gdy bedzie jeszcze jasno… kiedy beda nadal triumfowac, nie spodziewajac sie niczego.

Jesli faktycznie jest tam skrot…”

Drozka wila sie spokojnie w dol, na polnocny wschod, ku wydluzajacym sie cieniom, w kierunku pustyn wschodniego Oregonu oraz Idaho. Musial przejsc ponizej wystawionych przez bandytow posterunkow wczoraj albo

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×