dziecka plci meskiej, zanim jeszcze stanie sie ono zagrozeniem dla kogokolwiek.

Moze pewien ulamek mezczyzn faktycznie jest “zbyt oblakany, by pozwolic im zyc”, lecz doprowadzone do takiego ekstremum owo “rozwiazanie” przeraza mnie… moj umysl nie jest w stanie ogarnac wizji takiej ideologii.

Oczywiscie sprawy zapewne jakos sie uloza. Kobiety sa zbyt rozsadne, by uciekac sie do skrajnosci. To zapewne jest w ostatecznym rozrachunku nasza nadzieja.

Nadszedl juz czas, by wyslac ten list. Sprobuje napisac do Pani i do Abby jeszcze z Coos Bay. Lacze wyrazy oddania.

Gordon

— Kurier!

Zatrzymal przechodzacego obok mlodzienca odzianego w niebieskie drelichy oraz skorzana kurtke listonosza. Ten podbiegl do niego i zasalutowal. Gordon podal mu koperte.

— Czy zechce pan to wrzucic do skrzynki na listy wysylane na wschod?

— Tak jest. Juz sie robi, panie inspektorze!

— Nie ma pospiechu — Gordon usmiechnal sie. — To tylko osobisty…

Mlodzieniec gnal juz jednak przed siebie. Gordon westchnal.

Minely dawne dni bliskiego kolezenstwa, gdy znalo sie kazdego sposrod “pocztowcow”. Stal zbyt wysoko nad tymi mlodymi kurierami, by mogli wymienic leniwy usmiech i byc moze poplotkowac minutke.

“Tak, juz z pewnoscia czas”.

Wstal. Dzwigajac sakwy, skrzywil sie tylko lekko.

— A wiec jednak nie zaczekasz na bibke?

Odwrocil sie. Przy bocznych drzwiach poczty zobaczyl Eryka Stevensa. Stojac ze zlozonymi rekoma, gryzl zdzblo trawy i wpatrywal sie w niego.

Gordon wzruszyl ramionami.

— Wydaje mi sie, ze najlepiej bedzie, jak po prostu odjade. Nie chce, by wydawano na moja czesc przyjecie. Cale to zamieszanie to tylko strata czasu.

Stevens skinal glowa na znak zgody. Jego spokoj i sila — a zwlaszcza wzgardliwe odrzucenie sugestii, ze Gordon jest odpowiedzialny za smierc Johnny’ego — byly prawdziwym blogoslawienstwem dla rekonwalescenta. Zdaniem Eryka, jego wnuk zginal tak chwalebnie, jak to tylko bylo mozliwe dla mezczyzny. Kontrofensywa stanowila dla niego wystarczajacy dowod. Gordon postanowil nie spierac sie z nim o te sprawe.

Staruszek oslonil dlonia oczy i popatrzyl nad pobliskimi ogrodkami dzialkowymi na poludniowy koniec Autostrady 99.

— Nadjezdzaja kolejni poludniowcy.

Gordon zwrocil sie w tamta strone i ujrzal kolumne jezdzcow kierujacych sie powoli na polnoc, ku glownemu obozowisku.

— Kurcze — Stevens zachichotal. — Popatrz, jak wytrzeszczaja oczy. Mozna by pomyslec, ze nigdy nie widzieli miasta.

W rzeczy samej, twardzi, brodaci mezczyzni z Sutherlin i Roseburga, z Camas i Coos Bay, wjezdzali do Corvallis mrugajac powiekami, wyraznie zdumieni niezwyklymi widokami — wiatrowymi pradnicami, brzeczacymi przewodami elektrycznymi, czynnymi warsztatami mechanicznymi oraz dziesiatkami czystych, halasliwych dzieci bawiacych sie na szkolnych boiskach.

“Powiedziec «miasto» to chyba lekka przesada” — pomyslal Gordon.

W slowach Eryka bylo jednak troche racji.

Nad pelna ruchu poczta glowna powiewal gwiazdzisty sztandar. Od czasu do czasu umundurowani kurierzy wskakiwali na kuce i gnali na polnoc, wschod czy poludnie z wypchanymi torbami.

Z Domu Cyklopa dobiegaly dzwieczne tony muzyki z innej epoki. Nieopodal maly, pstrokaty sterowiec podskakiwal uwieziony w swym rusztowaniu, a odziani w biel pracownicy wiedli spor w zapomnianym, tajemnym jezyku inzynierii.

Na burcie malenkiego statku powietrznego namalowano orla wzbijajacego sie ze stosu pogrzebowego. Na drugiej stronie widnialo godlo suwerennego stanu Oregon.

Wreszcie, na samym placu cwiczen, przybysze napotkac mogli grupki kobiet-zolnierzy o bystrym spojrzeniu — ochotniczek z obszaru calej doliny, ktore przybyly tu wykonac zadanie, tak samo jak wszyscy inni.

Burkliwi poludniowcy musieli wchlonac wiele wrazen naraz. Gordon usmiechal sie, patrzac, jak twardzi, brodaci wojownicy wytrzeszczaja oczy, przypominajac sobie powoli, jak rzeczy wygladaly ongis. Sadzili, ze przybywaja na zniewiesciala, dekadencka polnoc jako zbawcy. Do domu jednak powroca odmienieni.

— Do zobaczenia, Gordon — powiedzial Eryk Stevens. W przeciwienstwie do niektorych, mial dosyc wyczucia, by wiedziec, ze pozegnania powinny byc krotkie. — Zycze szczescia. Wroc kiedys do nas.

— Wroce. — Gordon skinal glowa. — Jesli zdolam. Do zobaczenia, Eryk.

Zarzucil sobie sakwe na plecy i ruszyl w kierunku stajni, zostawiajac za soba wypelniona zgielkiem poczte.

Mijajac dawne boiska, ujrzal, ze przerodzily sie w morze namiotow. Konie rzaly, a ludzie maszerowali. Po drugiej stronie obozu wypatrzyl latwa do rozpoznania postac George’a Powhatana, ktory przedstawial swych nowych oficerow dawnym towarzyszom broni, przeksztalcajac slaba Armie Willamette w nowa Lige Obronna Wspolnoty Oregonskiej.

Gdy Gordon przechodzil obok, wysoki srebrnowlosy mezczyzna podniosl na chwile wzrok i popatrzyl mu w oczy. Gordon skinal glowa, zegnajac sie bez slow.

Odniosl zwyciestwo — sciagnal seniora z jego gory — lecz cena tego sukcesu bedzie towarzyszyc im obu przez cale zycie.

Powhatan odwzajemnil sie slabym usmiechem. Obaj wiedzieli juz, co robi sie z podobnymi brzemionami.

“Dzwiga sie je” — pomyslal Gordon.

Byc moze ktoregos dnia beda mogli usiasc obaj — w spokojnym, gorskim domu ozdobionym wiszacymi na scianach dzieciecymi rysunkami — i porozmawiac o hodowli koni oraz wyrafinowanej sztuce warzenia piwa. Nastapi to jednak dopiero wtedy, gdy wielkie sprawy zwolnia ich obu. Zaden z nich nie zamierzal wstrzymywac do tego czasu oddechu.

Powhatan musial prowadzic wojne, Gordona zas czekalo calkiem odmienne zadanie.

Dotknal daszka swej czapki listonosza i odwrocil sie, by ruszyc w dalsza droge.

Zdumial wczoraj wszystkich, gdy zrezygnowal z czlonkostwa w Radzie Obrony.

— Mam obowiazki wobec calego panstwa, a nie tylko jego malego zakatka — wyjasnil, nadal pozwalajac im wierzyc w rzeczy, ktorych w glebi serca nie uwazal juz za klamstwa.

— Poniewaz Oregon jest juz bezpieczny — mowil — musze wrocic do mego zasadniczego zadania. Istnieja inne miejsca, w ktorych trzeba rozszerzyc siec pocztowa, i ludzie zbyt dlugo odcieci od swych rodakow. Wy swietnie poradzicie sobie beze mnie.

Ich protesty nie zdaly sie na nic, gdyz byla to prawda. Dal im wszystko, co mial do dania. Teraz bardziej uzyteczny bedzie w innym miejscu. Zreszta nie mogl zostac tu dluzej. W tej dolinie wszystko przypominaloby mu nieustannie, jakie szkody wyrzadzil, czyniac dobro.

Postanowil, ze wymknie sie dzis z Corvallis, zamiast wziac udzial w zabawie urzadzanej na jego czesc. Odzyskal juz sily na tyle, ze mogl podrozowac, pod warunkiem, ze nie bedzie sie przemeczal. Powiedzial “do widzenia” tym, ktorych opuszczal: Peterowi Aage’owi, doktorowi Lazarensky’emu oraz szkieletowi nieszczesnej, martwej maszyny, ktorej ducha juz sie nie obawial.

Opiekujacy sie zapasowymi konmi stajenny wyprowadzil ze stajni mloda klacz, ktora Gordon wybral na ten etap podrozy. Wciaz zatopiony gleboko w myslach, przytwierdzil do siodla sakwy zawierajace jego ekwipunek oraz piec funtow poczty — listy adresowane, po raz pierwszy, do miejsc znajdujacych sie poza Oregonem.

Odjezdzal absolutnie pewien jednego. Wojna byla wygrana, choc najblizsze miesiace i lata bez watpienia mialy byc okrutne. Jednym z elementow jego obecnej misji bylo poszukiwanie nowych sojusznikow, nowych sposobow na przyspieszenie konca. Ten koniec byl juz jednak nieunikniony.

Nie zywil najmniejszych obaw, ze George Powhatan przerodzi sie w tyrana, gdy zwyciestwo bedzie calkowite. Kiedy zawisnie juz ostatni holnista, mieszkancy Oregonu uslysza niedwuznacznie, ze sami musza

Вы читаете Listonosz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×