22.41. Sztokholm

Podczas skoku do Europy Manuel stracil reszte dnia. Na tej polkuli byl teraz lodowaty wieczor, niebo bylo gwiazdziste i wial wilgotny wiatr. Aby nikt go nie rozpoznal, Manuel wynurzyl sie z publicznego przekaznika w hallu starego GRAND HOTELU, nastepnie pobiegl do kabiny kolo Opery Krolewskiej, skad przeniosl sie do eleganckiej dzielnicy Osternialm, zamieszkiwanej przez androidy. Teraz zszedl ku Birger Jarlsgaten i wszedl do dziewietnastowiecznego budynku, w ktorym mieszkala Lilith; przed wejsciem do srodka rozejrzal sie, czy nikogo nie ma na ulicy. W hallu jakis robot zapytal go, czego sobie zyczy.

— Ide do Alfy Lilith Meson — odparl Manuel.

Robot przepuscil go do windy, ktora wwiozla go na piate pietro. Lilith powitala go na progu; miala na sobie dluga suknie z ultrafioletu, film monomolekularny, nie zakrywajacy konturow jej ciala. Rzucila sie w jego ramiona, rozchylajac usta.

Zobaczyl ja — kawalek miesa w kadzi.

Zobaczyl ja — masa nukleotydow, dzielacych sie na komorki.

Zobaczyl ja, naga i mokra, z tepym spojrzeniem, wyciagana ze zlobka.

Zobaczyl ja, rzecz wykonana przez ludzi.

Rzecz. Rzecz. Rzecz. Rzecz.

Lilith.

Znal ja od pieciu miesiecy, kochankami byli od trzech. Przedstawil ich sobie Thor Watchman — Lilith byla wlasnoscia Kruga.

Przytulila swoje cialo do Manuela. Podniosl reke i dotknal jej piersi: byla ciepla, zywa i prawdziwa, a sutka stwardniala pod dotykiem jego palcow. Prawdziwa.

Rzecz.

Wsunal jezyk miedzy jej wargi i poczul smak produktow chemicznych. Adenina, guanina, cytozyna, uracil. Poczul zapach kadzi. Przedmiot. Piekna rzecz w ksztalcie kobiety.

Odsunela sie od niego i zapytala:

— Byles w fabryce?

— Tak.

— I dowiedziales sie o androidach wiecej niz chciales?

— Nie, Lilith.

— Patrzysz na mnie jakos inaczej… Nie mozesz przestac myslec o tym, czym jestem naprawde?

— Nieprawda. Kocham cie, Lilith, nic sie nie zmienilo. Kochani cie! Kocham cie!

— Chcesz sie czegos napic? A moze masz ochote na „trawke”? Wygladasz na zmeczonego…

— Mialem ciezki dzien, nic nie jadlem od rana. Po prostu musze odpoczac, to wszystko.

Pomogla mu zdjac ubranie, wcisnela klawisz aparatu Dopplera i jej suknia zniknela. Jej skora byla jasnoczerwona, jesli nie liczyc ciemnych sutek; miala duze piersi, waska talie i ksztaltne biodra. Jej piekno bylo nieludzko doskonale i Manuel przelknal sline.

— Czulam, ze sie zmieniles, twoj dotyk jest inny — powiedziala ze smutkiem. — Byl w nim… Strach? Obrzydzenie?

— Nie.

— Az do dzisiejszego wieczoru bylam dla ciebie czyms egzotycznym, ale ludzkim — jak Buszmenka. Umieszczales mnie w innej kategorii ludzi… Ale teraz myslisz, ze zakochales sie w pierwiastkach chemicznych i moze uwazasz, ze taki zwiazek jest zboczeniem?

— Lilith, blagam cie, przestan… To tylko twoja wyobraznia…

— Czyzby?

— Jestem tutaj, obejmuje cie, mowie, ze cie kochani. Moze twoje kompleksy…

— Manuelu, co powiedzialbys rok temu o czlowieku zwiazanym z androidem?

— Wiele znanych mi osob…

— Co bys o nim powiedzial? Co bys pomyslal? Jakich uzylbys slow?

— Nigdy o tym nie myslalem. Po prostu nie interesowalo mnie to.

— Cos krecisz! Obiecalismy sobie, ze nigdy nie bedziemy klamac jak inni, pamietasz? Nie mozesz zaprzeczyc, ze we wszystkich srodowiskach stosunki seksualne z androidami uwazane sa ze perwersje — to chyba ostatnia perwersja, jaka w ogole istnieje. Czy nie mam racji? Odpowiedz…

— Zgoda — spojrzal w jej oczy (nigdy nie widzial kobiety o takich oczach) i powiedzial: — Wiekszosc ludzi uwaza, ze jest to cos wulgarnego, perwersja… Niektorzy porownuja to do masturbacji, zabawy z plastikowa lalka. Kiedy slyszalem takie rzeczy zawsze myslalem, ze to bzdury, efekt zacofania. Oczywiscie, sam nigdy nie mialem uprzedzen antyandroidalnych, inaczej nie zakochalbym sie w tobie…

Cos szepnelo mu w duszy: „Pamietaj o ludziach!”, spojrzal na podloge i po chwili dodal bunczucznie:

— Przysiegam ci, Lilith, ze nigdy nie czulem sie zawstydzony sypianiem z androidem i wbrew temu, co twierdzisz, nic takiego teraz nie czuje. Aby ci to udowodnic…

Przyciagnal ja do siebie i przesunal dlonia po jej ciele od piersi do bioder; rozchylila uda i polozyl reke na wzgorku Wenus, tak gladkim, jak u dziecka. Poczul nagle, ze gdy dotyka jej skory, po raz pierwszy w zyciu zawodzi go meskosc. Tak gladka skora… Spojrzal na jej naga plec bez owlosienia — nie dlatego, ze byla wygolona, ale jak u dziecka… Jak u… androida. Ponownie zobaczyl kadzie… Powiedzial sobie, ze to nie grzech kochac androida i zaczaj ja glaskac; zareagowala tak, jak zrobilaby to normalna kobieta: zwilgotniala. Przycisnal ja mocniej do siebie i wtedy wydalo mu sie, ze widzi swego ojca. Stary diabel, magik! Zrobic taki produkt! Mowiacy, chodzacy, uwodzacy, dyszacy!

„A ja kim jestem? Tez produktem! Mieszanina zwiazkow chemicznych! Adenina, guanina, cytozyna, uracil! Urodzony w kadzi-macicy! W czym tkwi roznica? Jestesmy jednoscia…”

Powrocila zadza i wszedl w nia gwaltownie; w ekstazie bila go pietami po lydkach. Tarzali sie w uniesieniu.

Kiedy skonczyli i powrocili do rzeczywistosci, Lilith powiedziala:

— Zachowalam sie naprawde jak idiotka…

— Co chcesz przez to powiedziec?

— Scena, ktora ci urzadzilam… Gdy staralam sie wmowic ci pewne rzeczy…

— Nie mysl juz o tym, Lilith…

— Ale miales racje, to ja mam kompleksy. Moze czuje sie winna z powodu tego romansu? Moze chce, abys myslal o mnie jak o gumowym przedmiocie? Zapewne podswiadomie tego wlasnie chce…

— Alez nie!

— Nic na to nie poradzimy. To jest w powietrzu, ktorym oddychamy i tysiace razy przypomina sie nam, ze nie jestesmy prawdziwi.

— Jestes tak samo prawdziwa jak ludzie, a od niektorych na pewno prawdziwsza.

„Od Clissy…” — pomyslal i zapytal:

— Nigdy nie widzialem cie tak spietej, Lilith… Co sie stalo?

— Ta twoja wizyta w fabryce… Do dzis bylam pewna, ze nie jestes jak inni, pewna, ze nawet przez sekunde nie zastanawiales sie nad sposobem mojego powstania, ze jest cos zlego w tym, co robimy. Balam sie zmian w twoim zachowaniu po obejrzeniu cyklu produkcyjnego w zakladach… A gdy tu przyszedles, byles jakis dziwny, zimny… — wzruszyla ramionami. — To bzdury. Nie jestes jak inni, Manuelu, jestes Krugiem. Nie musisz wywyzszac sie, ponizajac innych, nie dzielisz swiata na ludzi i androidy, nigdy tego nie robiles. Zwiedzenie kadzi nie moglo tego zmienic…

— Oczywiscie, ze niczego nie zmienilo — powiedzial powaznym tonem jak zawsze, gdy klamal. — Androidy sa ludzmi, nigdy nie myslalem inaczej i nie bede myslec inaczej. Jestes piekna, kocham cie… Wszyscy, ktorzy mowia, ze androidy to rasa nizsza, sa niebezpiecznymi wariatami.

— Popierasz postulaty rownouprawnienia androidow?

— Oczywiscie!

— To znaczy… Alf? — zapytala przebiegle.

— Ja… Ech…

— Wszystkie androidy powinny byc rowne ludziom, ale Alfy maja byc rowniejsze?

Вы читаете Wieza swiatla
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату