– Dobra. Sluchaj, musze konczyc. Za pol godziny mam byc u dyrektora. Napiecie wzrasta i niedlugo siegnie zenitu…

Callahan wystukal numer czytelni wydzialu prawa i zapytal, czy widziano tam panne Darby Shaw. Nie widziano.

Darby zostawila samochod na prawie pustym parkingu przed budynkiem federalnym w Lafayette i weszla do kancelarii Sadu na parterze. Bylo piatkowe poludnie, Sad nie odbywal posiedzen i w korytarzach bylo pusto. Zatrzymala sie przy barierce i zajrzala przez otwarte okienko. Czekala. Po chwili w okienku pojawila sie twarz spoznionej na lunch, pewnej siebie asystentki sadowej.

– Czym moge sluzyc? – zwrocila sie do Darby tonem niskiego ranga urzednika, ktorego ostatnim marzeniem jest sluzyc komukolwiek.

Darby przesunela w jej strone pasek papieru.

– Chcialabym zapoznac sie z tymi aktami.

Asystentka rzucila okiem na karteczke i spojrzala na dziewczyne.

– Po co? – spytala.

– Nie musze wyjasniac. Akta sadowe, jak pani zapewne slyszala, sa dostepne dla kazdego.

– Prawie kazdego.

– Czy w tym stanie nie obowiazuje Ustawa o Wolnosci Informacji? – Darby wziela pasek i zlozyla go.

– Czy zajmuje sie pani prawem zawodowo?

– Nie musze byc prawnikiem, zeby dostac te akta.

Asystentka otworzyla szuflade i wyjela z niej pek kluczy. Kiwnela glowa w strone Darby.

– Prosze za mna – powiedziala.

Tabliczka na drzwiach informowala, ze jest to SALA OBRAD LAWY PRZYSIEGLYCH, lecz w srodku nie bylo stolu ani krzesel; pod scianami staly jedynie metalowe szafki z kartotekami, a obok nich tekturowe pudla z aktami. Darby rozejrzala sie niepewnie.

– To tam, pod ta sciana. – Urzedniczka wskazala gestem. – Reszta to same smiecie. W pierwszej szafce znajdzie pani wszystkie podania i cala korespondencje sadowa. Dalej wyniki sledztw, wnioski prokuratorskie, opisy materialow dowodowych i akta przewodow sadowych.

– Kiedy odbyl sie ten proces?

– Zeszlego lata. Ciagnal sie przez dwa miesiace.

– Gdzie sa apelacje?

– Jeszcze nie wplynely. Zdaje sie, ze termin mija dopiero pierwszego listopada. Pani jest dziennikarka?

– Nie.

– To dobrze. Jak zdazylam sie zorientowac, wie pani doskonale, ze akta sa publicznie dostepne. Sedzia okregowy wprowadzil jednak pewne rygory wobec osob chcacych z nich korzystac. Po pierwsze, musi mi pani podac swoje imie i nazwisko. Po drugie, mam obowiazek odnotowania, ile czasu spedzi pani w tej sali. Po trzecie, nie wolno niczego stad wynosic. Po czwarte, nie wolno kopiowac akt tej konkretnej sprawy, poniewaz nie wplynela jeszcze apelacja. Po piate, kazdy dokument, z ktorego bedzie pani korzystac, nalezy odlozyc na miejsce. To sa zarzadzenia sedziego.

– Dlaczego nie wolno robic kopii? – zapytala Darby.

– Prosze zapytac wysokiego sadu, dobrze? Jak sie pani nazywa?

– Darby Shaw.

Urzedniczka wpisala jej nazwisko do rejestru wiszacego na tablicy przy drzwiach.

– Jak dlugo pani tu zostanie?

– Nie wiem. Trzy-cztery godziny.

– Zamykamy o piatej. Wychodzac prosze zglosic sie u mnie w kancelarii. – Wydela usta i zamknela za soba drzwi.

Darby wyciagnela szuflade z podaniami i zaczela przegladac akta, robiac przy tym notatki.

Sprawa sadowa toczyla sie od siedmiu lat. Wytoczyl ja jeden powod, ktory pozwal przed Sad trzydziesci osiem bogatych korporacji, wspolnie wynajmujacych pietnascie firm prawniczych z calego kraju. Same wielkie kancelarie zatrudniajace setki prawnikow w kilkudziesieciu biurach.

Od siedmiu lat toczono w Sadzie kosztowna walke, ktorej wynik nadal nie byl pewny. Twardy spor. Orzeczenie procesowe z zeszlego roku uniewinnialo pozwanych, przynajmniej do czasu apelacji. Powod we wniosku o wznowienie sprawy twierdzil, ze orzeczenie Sadu jest wynikiem korupcji i niedopuszczalnych machinacji pozwanych. Naplynely kolejne wnioski z obu stron, zlozone teraz w tekturowych pudlach. Oskarzenia i kontry. Zadania sankcji karnych i grzywien. Cale strony notarialnie potwierdzonych oswiadczen wyszczegolniajacych klamstwa i naduzycia prawnikow oraz ich klientow.

Jeden z adwokatow juz nie zyl. Inny probowal popelnic samobojstwo – Darby dowiedziala sie o tym od kolegi z roku, ktory podczas procesu asystowal przy pracy nad marginalnymi aspektami sprawy. Chlopaka zatrudnila latem zeszlego roku duza kancelaria adwokacka z Houston. Nie wprowadzano go w szczegoly, mimo to uslyszal co nieco.

Darby znalazla skladane krzeslo, rozlozyla je i usiadla. Znalezienie tego, czego szuka, zajmie jej wiecej niz piec godzin.

Kino “Montrose” stalo sie slawne i sciagalo tlumy ciekawskich, ktorzy przyjezdzali ogladac miejsce makabrycznej zbrodni i robic zdjecia. Wiekszosc stalych bywalcow przeniosla sie gdzie indziej. Zostali najodwazniejsi, ktorzy wpadali na seans, gdy zmniejszal sie ruch na ulicy.

Kiedy wbiegl do holu i nie spogladajac na kasjera placil za bilet, wygladal jak jeden z wiernych kinu widzow: czapka baseballowka, ciemne okulary, dzinsy, krotkie wlosy, skorzana kurtka. Rzecz jasna, kryl sie, ale nie dlatego, ze byl homoseksualista.

Zblizala sie polnoc. Wszedl schodami na balkon i usmiechnal sie na mysl o Jensenie z linka alpinistyczna wokol szyi. Drzwi na balkon byly zamkniete, zszedl wiec na dol i usiadl w srodkowym sektorze na parterze, z dala od innych widzow.

Nigdy przedtem nie ogladal filmu dla pedalow i po dzisiejszej nocy z pewnoscia zadnego nie obejrzy. Przez ostatnie dziewiecdziesiat minut musial zaliczyc juz trzy takie kina. Nie zdjal okularow i staral sie nie patrzec na ekran. Nie bylo to jednak latwe.

W kinie siedzialo jeszcze pieciu mezczyzn. Cztery rzedy wyzej, po prawej stronie, dwoch zakochanych calowalo sie i piescilo. Chryste, gdyby mial ze soba kij baseballowy, skrocilby im cierpienia. Kij albo kawalek zoltej linki.

Meczyl sie przez dwadziescia minut i juz chcial siegnac do kieszeni, kiedy poczul czyjas reke na ramieniu. Ktos dotykal go delikatnie. Zachowal spokoj.

– Czy moge usiasc obok? – spytal gleboki baryton tuz nad jego uchem.

– Nie, ale mozesz zabrac lape.

Reka zniknela. Mijaly sekundy. Zalotnik dal za wygrana i odszedl.

Dla czlowieka, ktory tak jak on sprzeciwial sie szerzeniu pornografii, siedzenie w pedalskim kinie bylo prawdziwa udreka. Chcialo mu sie rzygac. Obejrzal sie za siebie, a potem ostroznie wsunal reke do skorzanej kurtki i wyjal niewielkie czarne pudelko. Polozyl je na podlodze miedzy stopami. W jego dloni pojawil sie skalpel, ktorym gleboko rozcial obicie sasiedniego fotela i rozejrzawszy sie wokol, wepchnal w dziure czarne pudelko. Fotele w “Montrose” mialy jeszcze sprezyny – prawdziwe antyki! – musial wiec delikatnie wpasowac pudelko, tak aby nie zostalo wypchniete, a zapalnik wystawal na zewnatrz.

Odetchnal z ulga. Czarne pudelko zbudowal prawdziwy zawodowiec, otoczony legenda genialny tworca miniaturowych bomb, jednak noszenie tego cholerstwa w kieszeni kurtki – zaledwie kilka centymetrow od serca i innych waznych organow – nie nalezalo do przyjemnosci. Czul strach nawet teraz, gdy juz pozbyl sie pudelka.

Byl to trzeci zamach tej nocy. Pozostal mu jeszcze jeden obiekt: staromodne kino wyswietlajace pornografie heteroseksualna. Niemal z utesknieniem myslal o tym ostatnim przybytku, i to rowniez go wkurzalo.

Spojrzal na dwoch zakochanych, zupelnie nie przejmujacych sie filmem, z kazda minuta coraz bardziej zajetych soba. Wolalby, zeby siedzieli blizej, kiedy male czarne pudelko zacznie cichutko pluc gazem, by po trzydziestu sekundach zamienic kino w ognista kule i usmazyc zywcem wszystkich i wszystko pomiedzy ekranem a

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату