automatem sprzedajacym kukurydze. Szkoda, ze tego nie zobaczy.

Organizacja, do ktorej nalezal, nie stosowala przemocy i byla przeciwna bezsensownemu zabijaniu niewinnych ludzi. Specjalizowali sie w niszczeniu budowli zajmowanych przez wroga. Wybierali latwe cele: nie strzezone kliniki ginekologiczne, nie chronione biura ACLU czy stojace na uboczu male kina porno, takie jak to. Szlo im jak po masle. Od osiemnastu miesiecy nikogo nie aresztowano.

Byla za dwadziescia pierwsza. Najwyzszy czas, zeby wyjsc z kina i przebiec cztery przecznice do samochodu po kolejne czarne pudelko, a potem jeszcze szesc przecznic do kina “Kociak”, ktore zamykano o wpol do drugiej. “Kociak” byl osiemnasty albo dziewietnasty na liscie, nie pamietal dokladnie… Byl pewny jednego: dokladnie za trzy godziny i dwadziescia minut pornobiznes w dystrykcie Kolumbii przestanie istniec. W dwudziestu dwoch malych kinach znajduja sie juz lub niebawem znajda czarne skrzynki; o czwartej nad ranem – kiedy zamkna ostatnie kino – wszystko trafi szlag! Z listy skreslono jedynie kluby czynne cala dobe, organizacja byla bowiem przeciwna przemocy.

Poprawil okulary i spojrzal jeszcze raz na fotel obok. Sadzac po licznych kubkach i kukurydzy walajacych sie na podlodze, kino zamiatano raz na tydzien. Nikt nie zauwazy zapalnika, ledwo widocznego w poszarpanym nacieciu. Spokojnie uruchomil zapalnik i wyszedl z “Montrose”.

ROZDZIAL 10

Eric East nie mial dotad okazji poznac prezydenta. Nigdy nie spotkal tez Fletchera Coala, jednak z gory wiedzial, ze szef gabinetu nie przypadnie mu do gustu.

W sobote o siodmej rano wszedl za dyrektorem Voylesem i K.O. Lewisem do Gabinetu Owalnego. Zadnych usmiechow i usciskow rak na powitanie. Dyrektor przedstawil Easta. Prezydent sklonil lekko glowe, ale nie wstal zza biurka, by sie przywitac. Coal cos czytal i nawet nie drgnal.

Ostatniej nocy w dystrykcie Kolumbii podpalono dwadziescia kin pornograficznych; czesc z nich jeszcze sie tlila. Jadac limuzyna, widzieli chmure dymu nad miastem. W przybytku o nazwie “Aniolki” wybuch bomby zapalajacej poparzyl nocnego stroza, ktory prawdopodobnie umrze.

Przed godzina przeslano informacje, ze do jednej ze stacji radiowych zadzwonil anonimowy rozmowca, ktory twierdzil, ze zamachow dokonala Armia Podziemia. Informator zapewnil rowniez, ze organizacja ta przygotowuje kolejna serie wybuchow w holdzie Rosenbergowi.

Prezydent zabral glos jako pierwszy. “Wyglada na zmeczonego” – pomyslal East.

– W ilu miejscach podlozono bomby? – zapytal.

– Tutaj w dwudziestu – odrzekl Voyles. – W Baltimore w siedemnastu i pietnastu w Atlancie. Wyglada na to, ze zamachy byly starannie skoordynowane, poniewaz wszystkie bomby eksplodowaly dokladnie o czwartej.

Coal podniosl glowe znad dokumentu, ktory studiowal do tej pory.

– Czy uwaza pan, dyrektorze, ze zamachow dokonala Armia Podziemia?

– Do tej pory tylko oni sie przyznali. Zamachy przypominaja ich wczesniejsze dokonania, wiec nie mozemy tego wykluczyc. – Voyles nie patrzyl na Coala udzielajac mu odpowiedzi.

– Kiedy rozpoczniecie aresztowania? – spytal prezydent.

– Dokladnie wtedy, panie prezydencie, gdy znajdziemy dowody czy chocby poszlaki wskazujace na sprawcow. Takie jest prawo, pojmuje pan?

– Pojmuje, ze ta organizacja figuruje na czele panskiej listy podejrzanych o morderstwa na Rosenbergu i Jensenie i ze wedlug pana zabila sedziego okregowego w Teksasie oraz prawdopodobnie podlozyla ostatniej nocy piecdziesiat dwie bomby pod kina porno w calym kraju. Do jasnej cholery, Voyles, czy my jestesmy oblezeni?!

Dyrektorowi poczerwienial kark, lecz nie odrzekl ani slowa. Odwrocil wzrok, gdy prezydent wbil w niego wsciekle spojrzenie.

K.O. Lewis chrzaknal.

– Jesli wolno sie wtracic, panie prezydencie, nie mamy stuprocentowej pewnosci, ze Armia Podziemia ma jakis zwiazek ze smiercia Rosenberga i Jensena. W istocie rzeczy nie ma na to zadnych dowodow. Armia rzeczywiscie znajduje sie na naszej liscie, ale oprocz niej jest jeszcze dziesieciu podejrzanych. Jak juz chyba mowilem, morderstw dokonano niezwykle czysto, bardzo profesjonalnie i w sposob doskonale zorganizowany. Podkreslam: doskonale zorganizowany…

– Co pan chce przez to powiedziec, panie Lewis? Czy to znaczy, ze nie macie pojecia, kto ich zabil? Ze nigdy sie nie dowiecie? – zaatakowal Coal.

– Niezupelnie. Znajdziemy ich na pewno, ale to potrwa.

– Jak dlugo? – wlaczyl sie prezydent.

Pytanie bylo tak naiwne, ze Lewis nie wiedzial, co odpowiedziec. Po tej odzywce East stracil sympatie do prezydenta, ktory sprawial wrazenie zagubionego dziecka.

– Kilka miesiecy – wykrztusil w koncu Lewis.

– Dokladnie ile?

– Wiele, wiele miesiecy.

Prezydent przewrocil oczami i potrzasnal glowa, a potem wstal, jakby zdegustowany tym, co uslyszal, i podszedl do okna.

– Nie moge uwierzyc, ze wydarzenia ostatniej nocy nie maja zwiazku ze smiercia sedziow. Zreszta sam nie wiem… Moze to paranoja…

Voyles puscil oko do Lewisa. Owszem, paranoja, niepewnosc, niewiedza, glupota, nieznajomosc faktow. Voyles moglby ciagnac te liste w nieskonczonosc.

Prezydent mowil dalej, wciaz zapatrzony w okno:

– Puszczaja mi nerwy, kiedy dowiaduje sie, ze w miescie grasuja mordercy i wybuchaja bomby. Czy mozna mi sie dziwic? Nie zabilismy prezydenta od ponad trzydziestu lat.

– Coz, wedlug mnie nic panu nie grozi, panie prezydencie – rzucil Voyles z nuta rozbawienia. – Sluzby specjalne trzymaja reke na pulsie.

– Wspaniale! W takim razie dlaczego wydaje mi sie, ze mieszkam w Bejrucie? – Glos prezydenta przybral ostry ton.

Coal wyczul niezrecznosc sytuacji i podniosl teczke lezaca na biurku. Pokazal ja Voylesowi i zaczal przemawiac niczym prowadzacy wyklad profesor:

– Mam tutaj liste kandydatow do Sadu Najwyzszego. Osiem nazwisk uzupelnionych zyciorysami. Wszystko przygotowal dla nas Departament Sprawiedliwosci. Rozpoczelismy od dwudziestu kandydatow. Nastepnie prezydent przy wspolpracy prokuratora generalnego Hortona i mojej skrocil liste do osmiu osob, z ktorych zadna nie ma pojecia, ze jest brana pod uwage.

Voyles nie patrzyl na Coala. Prezydent z ociaganiem zajal miejsce za biurkiem i otworzyl swoj egzemplarz listy. Szef gabinetu mowil dalej:

– Niektorzy z tych ludzi sa znani z kontrowersyjnych pogladow i jesli ich mianujemy, Senat wypowie nam wojne. Wolelibysmy tego uniknac. Sprawa ma charakter poufny.

Voyles az podskoczyl i wbil w Coala wsciekle spojrzenie.

– Jestes pan kretynem, Coal! Cwiczylismy to juz wiele razy i zawsze, gdy rozpoczynalismy “poufna” lustracje, trabily o tym wszystkie gazety. Zada pan od nas drobiazgowego grzebania w zyciorysach i spodziewa sie, ze kazdy, do kogo sie zwrocimy, bedzie trzymal gebe na klodke! Zapewniam cie, synu, ze nie tedy droga!

Coal spojrzal na dyrektora palajacymi wsciekloscia oczami.

– Los panskiej dupy, Voyles, zalezy od tego, czy te nazwiska znajda sie w prasie, zanim oglosimy oficjalne nominacje. Panska w tym glowa, dyrektorze, zeby uszczelnic dzialania Biura i trzymac sie z daleka od gazet, zrozumiano?

Voyles zerwal sie na rowne nogi.

– Posluchaj mnie, kutasie! Chcesz lustracji, to zrob se ja sam! I przestan mi rozkazywac jak jakis pieprzony harcmistrz!

Lewis stanal pomiedzy dyrektorem a Coalem. Prezydent podniosl sie z fotela. Przez kilka sekund nikt sie nie odzywal. Coal odlozyl teczke na biurko i cofnal sie, patrzac gdzies w bok. Prezydent przyjal role mediatora.

– Usiadz, Denton, usiadz…

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату