Voyles wrocil na miejsce, lecz nie spuszczal wzroku z Coala. Prezydent usmiechnal sie do Lewisa.
– Wszyscy jestesmy przemeczeni – oznajmil pogodnie, po czym zebrani znow zajeli miejsca.
– Panie prezydencie – rzekl Lewis, starajac sie zachowac zimna krew – przejrzymy zyciorysy tych ludzi i postaramy sie zrobic to bardzo dyskretnie. Musi pan jednak wiedziec, ze nie jestesmy w stanie zmusic do milczenia osob, z ktorymi rozmawiamy.
– Tak, panie Lewis, rozumiem. Jednak prosze o wyjatkowa ostroznosc. Ci ludzie sa w wiekszosci mlodzi i to od nich bedzie zalezal ksztalt konstytucji w przyszlosci… Nasi kandydaci sa konserwatystami, prawdziwymi konserwatystami, i media z pewnoscia rzuca sie na nich jak sepy. Dlatego nie chce zadnych plam na honorze i trupow w szafach. Zadnego palenia trawki i nieslubnych dzieci, zadnych prezerwatyw w kieszeniach, rozwodow i radykalnych organizacji podczas studiow. Rozumie pan? Zadnych niespodzianek!
– Tak, panie prezydencie. Nie mozemy jednak zagwarantowac stuprocentowej tajnosci operacji.
– Sprobujcie, dobrze?
– Tak jest. – Lewis podal teczke Eastowi.
– Czy to wszystko? – spytal Voyles.
Prezydent zerknal na Coala, ktory stal przy oknie, obrazony na wszystkich.
– Tak, Denton, to wszystko. Za dziesiec dni chce miec raport w sprawie kandydatow. Musimy dzialac szybko.
– Za dziesiec dni. – Voyles podniosl sie.
Callahan byl wsciekly, kiedy zastukal do drzwi mieszkania Darby. Od jakiegos czasu czul sie poirytowany, nie mogac sie uporac z wlasnymi myslami. Mial jej wiele do powiedzenia, ale nie chcial sie klocic. Potrzebowal czegos innego. Darby unikala go od czterech dni. Bawila sie w detektywa i calymi godzinami przesiadywala w bibliotece. Opuszczala zajecia i nie odpowiadala na telefony – slowem: zaniedbywala go! Wiedzial jednak, ze kiedy otworzy drzwi, on usmiechnie sie do niej i zapomni o wszystkim.
Trzymal pod pacha litrowa butelke wina, a w dloniach prawdziwa wloska pizze od Mamy Rosy. Byl cieply sobotni wieczor. Zastukal ponownie i rzucil okiem na rzad schludnych domkow wzdluz ulicy. Zachrobotal lancuch, a Callahan rozpromienil sie. Gniew prysnal jak banka mydlana.
– Kto tam? – zapytala Darby, uchylajac lekko drzwi.
– Thomas Callahan. Pamietasz mnie? Stoje tu i blagam o chwile uwagi. Zabawmy sie, ze znow jestesmy przyjaciolmi.
Drzwi otworzyly sie i Callahan wszedl do srodka. Darby odebrala od niego wino i cmoknela go w policzek.
– Jestesmy kumplami? – spytal.
– Jasne! Bylam po prostu zajeta.
Ruszyl za nia waskim korytarzem do kuchni. Gdy mijal pokoj, zauwazyl komputer na stole i porozkladane wszedzie grube ksiegi.
– Dzwonilem do ciebie. Dlaczego nie oddzwonilas?
– Bylam poza miastem – odparla wyjmujac korkociag z szuflady.
– Moglem rozmawiac tylko z automatyczna sekretarka.
– Czy chcesz sie ze mna klocic, Thomas?
Spojrzal na jej gole nogi.
– Nie! Przysiegam, ze nie jestem wsciekly. Wybacz mi, jesli sprawiam wrazenie poirytowanego.
– Przestan!
– Kiedy pojdziemy do lozka?
– Chce ci sie spac?
– Przeciwnie. Nie wyglupiaj sie, Darby, minely juz trzy noce!
– Piec. Co to za pizza? – Wyciagnela korek i nalala wino do kieliszkow.
Callahan nie spuszczal z niej oczu.
– No… wiesz… Jeden z tych sobotnich specjalow. Remanent z calego tygodnia: ogonki krewetek, zzieleniale jajka, wasy rakow. Wino tez nie jest najwyzszego gatunku. Nie najlepiej stoje z gotowka, a jutro wyjezdzam z miasta, wiec musze ograniczyc wydatki, no, a poniewaz wyjezdzam, pomyslalem sobie, ze wpadne i dam sie dzisiaj ukochac, zeby nie kusilo mnie zabranie do wyra jakiejs zarazonej panienki z DK. Co ty na to?
Darby otworzyla pudelko z pizza.
– Wedlug mnie to kielbasa z papryka.
– Czy mimo tej niedogodnosci ukochasz mnie?
– Kto wie…? Moze pozniej. Teraz pij wino i baw mnie rozmowa. Brakowalo mi tego.
– A mnie nie. Nagadalem sie z twoja sekretarka.
Wzial swoj kieliszek, butelke z winem i chodzil za dziewczyna krok w krok. Darby wlaczyla muzyke. Rozsiedli sie wygodnie na sofie.
– Upijmy sie – zaproponowal.
– Jestes taki romantyczny!
– Tylko wtedy, gdy widze ciebie.
– Piles przez caly tydzien.
– Nieprawda! Przez cztery piate tygodnia. I to przez ciebie, bo unikalas mnie jak ognia.
– Co ci jest, Thomas?
– Trzesie mnie. Jestem spiety i potrzebuje towarzystwa, zeby sie rozluznic.
– Upijemy sie, ale tylko troche. – Umoczyla wargi w alkoholu i zarzucila Thomasowi nogi na kolana. Wstrzymal oddech jak czlowiek cierpiacy katusze.
– O ktorej lecisz? – spytala.
Callahan wypil jednym haustem wino.
– O wpol do drugiej. Bez przesiadek na krajowe w Waszyngtonie. O piatej mam sie zarejestrowac, o osmej uroczysty obiad. Niewykluczone, ze pozniej wyjde na ulice i zawyje z nie zaspokojonej milosci.
– Moze nie bedziesz musial – usmiechnela sie. – Moze zostaniesz u mnie na noc. Ale najpierw porozmawiajmy.
Callahan odetchnal z ulga.
– Moge rozmawiac przez dziesiec minut, potem strace panowanie nad soba.
– Co masz w planie na poniedzialek?
– Osiem godzin gornolotnej debaty nad przyszloscia Piatej Poprawki. Nastepnie komitet organizacyjny przedstawi sprawozdanie z pierwszego dnia konferencji i nikt go nie zaakceptuje. We wtorek kolejna debata, kolejne sprawozdanie, moze burzliwa wymiana zdan? Potem zakonczymy obrady i nie osiagnawszy niczego wrocimy do domow. Przylece poznym wieczorem we wtorek i chcialbym nie zwlekajac spotkac sie z toba. Poszlibysmy do jakiejs milej restauracji, a potem zabralbym cie do siebie na intelektualna pogawedke i rozwiazly seks. Gdzie pizza?
– W kuchni. Zaraz przyniose.
Glaskal jej nogi.
– Nie odchodz. Wcale nie jestem glodny.
– Po co jezdzisz na te konferencje?
– Naleze do stowarzyszenia wykladowcow prawa, jestem profesorem i rozni ludzie spodziewaja sie, ze bede przemierzal kraj i uczestniczyl wraz z banda wyksztalconych idiotow w spotkaniach i konferencjach konczacych sie sprawozdaniami, ktorych nikt nie czyta. Gdybym nie pojechal, dziekan pomyslalby sobie, ze nie wnosze wkladu w zycie uniwersyteckie.
Darby dolala mu wina.
– Jestes cynikiem, Thomas.
– Wiem. Mialem ciezki tydzien. Rzygac mi sie chce, jak pomysle, ze niedlugo banda neandertalczykow zacznie poprawiac konstytucje. Od dziesieciu lat zyjemy w panstwie policyjnym. Nie moge nic na to poradzic, wiec pewno rozpije sie na dobre.
Darby saczyla wino i wpatrywala sie w Callahana. Grala cicha muzyka, w pokoju panowal polmrok.
– Szumi mi w glowie – powiedziala.
– Jak zwykle. Wypijasz poltora kieliszka i odchodzisz w niebyt. Gdybys byla Irlandka, moglabys pic przez cala