– Tak, czekam.

Umyl po raz kolejny zeby, sprawdzil ulozenie wlosow i po dziesieciu minutach stanal przed drzwiami pokoju tysiac piecset dwadziescia. Czul sie jak uczniak na pierwszej randce. Nie mial takiej tremy od czasu wystepow w szkolnej druzynie futbolowej. Nazywal sie jednak Gray Grantham, pracowal dla waszyngtonskiego “Posta”, a to, co teraz robil, bylo tylko kolejna dziennikarska wyprawa, w ktorej brala udzial dziewczyna – taka jak wszystkie – wiec trzeba wziac sie w garsc, kolego, i walic smialo.

Zapukal i czekal.

– Kto tam?

– Grantham – powiedzial zza zamknietych drzwi.

Zamek odskoczyl i drzwi uchylily sie powoli. Wlosy miala nie takie jak na zdjeciu, ale usmiech pozostal ten sam; mial przed soba dziewczyne z tableau. Mocno uscisnela jego dlon.

– Wejdz.

Gdy znalazl sie w srodku, zaryglowala drzwi.

– Napijesz sie czegos? – spytala.

– Jasne, a co masz?

– Wode z lodem.

– Brzmi zachecajaco.

Weszla do malego saloniku, w ktorym stal mrugajacy niemymi obrazami telewizor.

– Tutaj. – Wskazala miejsce na sofie.

Postawil torbe na stole i usiadl. Darby stala przy barku i przez chwile mogl podziwiac jej figure w dzinsach. Byla boso. Bluza treningowa byla o kilka numerow za duza, tak ze wyciecie opadalo jej na ramie, ukazujac waskie ramiaczko stanika.

Podala mu wode i usiadla w fotelu obok drzwi.

– Dzieki – powiedzial.

– Jadles cos? – spytala.

– Nie bylo rozkazu.

Zachichotala.

– Wybacz. Ostatnio duzo przeszlam. Zamowmy cos do pokoju.

– Jasne. – Skinal glowa i usmiechnal sie. – Co tylko sobie zyczysz.

– Zjadlabym tlustego hamburgera z frytkami i zimnym piwem.

– Wspaniale.

Podniosla sluchawke i zlozyla zamowienie.

Grantham podszedl do okna i spojrzal na sznur oswietlonych samochodow na Piatej Alei.

– Mam dwadziescia cztery lata. A ty?

Przeniosla sie na sofe i popijala zimna wode. Usiadl na fotelu obok.

– Trzydziesci osiem. Kiedys bylem zonaty, ale tylko raz. Rozwiodlem sie przed siedmiu laty i trzema miesiacami. Nie mam dzieci. Mieszkam tylko z kotem. Dlaczego wybralas St. Moritz?

– Bo byly wolne pokoje i przekonalam ich, ze zalezy mi na zaplaceniu gotowka i nielegitymowaniu sie. Podoba ci sie tu?

– Tak, choc mysle, ze te mury pamietaja lepsze czasy.

– Nie jestesmy na wakacjach.

– Jasne. Jak dlugo tu zostaniemy?

Spojrzala na niego uwaznie. Przed szesciu laty opublikowal ksiazke o aferach w gospodarce mieszkaniowej wielkich miast i choc dzielo nie stalo sie bestsellerem, znalazla jeden egzemplarz w bibliotece publicznej w Nowym Orleanie. Grantham wygladal starzej niz na zdjeciu z okladki, co nie ujelo mu uroku; moze nawet dodalo dzieki lekkiej siwiznie na skroniach.

– Nie wiem, jak dlugo ty tu zostaniesz – odparla twardo. – Moje plany zmieniaja sie z minuty na minute. Niewykluczone, ze zobacze kogos na ulicy i polece do Nowej Zelandii.

– Kiedy wyjechalas z Nowego Orleanu?

– W poniedzialek wieczorem. Pojechalam taksowka do Baton Rouge, co bylo bardzo glupie, bo latwo to sprawdzic. Potem polecialam do Chicago, gdzie kupilam bilety do czterech roznych miast, miedzy innymi do Boise, gdzie mieszka moja matka. Na poklad samolotu lecacego na La Guardia weszlam w ostatniej chwili. Zdaje sie, ze nikt mnie nie sledzil.

– Nic ci nie grozi.

– Moze w tej chwili. Kiedy opublikujesz swoj artykul, zaczna na nas polowac. Jesli w ogole zdolasz go opublikowac…

Gray zagrzechotal kostkami lodu w szklance i spojrzal na nia badawczo.

– Wszystko zalezy od tego, co mi powiesz. A takze od tego, czy uda nam sie zweryfikowac twoja historie w innych zrodlach.

– Zostawiam to tobie. Powiem ci wszystko, co wiem, reszta nalezy do ciebie.

– Rozumiem. Kiedy zaczynamy?

– Po obiedzie. Wole mowic z pelnym zoladkiem. Chyba ci sie nie spieszy, prawda?

– Oczywiscie, ze nie. Mam cala noc i caly jutrzejszy dzien, a takze dzien trzeci, czwarty i nastepne. Zakladam, ze mowimy o najwiekszej od dwudziestu lat aferze, jaka ma szanse ujrzec swiatlo dzienne, wiec poswiece ci tyle czasu, ile zechcesz.

Darby usmiechnela sie i odwrocila glowe. Dokladnie przed tygodniem czekala z Thomasem przy barze na stolik w Mouton’s. Callahan mial na sobie czarna jedwabna marynarke, dzinsowa koszule, czerwony krawat w orientalne wzory i mocno wykrochmalone spodnie khaki. Zalozyl polbuty na gole stopy. Rozpial kolnierzyk koszuli i rozluznil krawat. Czekajac na miejsce, rozmawiali o Wyspach Dziewiczych, Swiecie Dziekczynienia i Gavinie Verheeku. Thomas pil jak zwykle jednego drinka za drugim. W koncu upil sie, co ocalilo jej zycie.

W ciagu ostatniego tygodnia postarzala sie psychicznie o wiele lat. Po raz pierwszy od tamtej srody mogla prowadzic normalna rozmowe z kims, kto nie zyczyl jej smierci. Skrzyzowala nogi na stoliczku do kawy. Nie czula sie nieswojo, goszczac u siebie nieznajomego. Odprezyla sie. Twarz Granthama mowila: “Zaufaj mi”. Dlaczego nie? Komu zreszta mialaby zaufac?

– O czym myslisz? – zapytal.

– Przezylam ciezki tydzien. Siedem dni temu bylam zwykla studentka prawa, i marzylam o zwyczajnej prawniczej karierze. A teraz… Spojrz, jak wygladam…

Spogladal na nia. Staral sie opanowac i nie pozerac jej wzrokiem jak niewyzyty student – mimo to spogladal. Miala ciemne, bardzo krotkie wlosy, ukladajace sie w dosyc stylowa fryzure – wolal jednak jej dluzsza wersje, taka jak na faksie.

– Opowiedz mi o Callahanie – poprosil.

– Dlaczego?

– Nie wiem… Jest przeciez czescia tej historii, prawda?

– No tak… Opowiem ci pozniej.

– W porzadku. Twoja mama mieszka w Boise?

– Tak, ale o niczym nie wie. Gdzie mieszka twoja?

– W Short Hills w New Jersey – odparl z usmiechem. Ssal kostke lodu i czekal na kolejne pytanie.

– Co podoba ci sie w Nowym Jorku?

– Lotnisko, bo to najkrotsza droga, zeby sie stad wyrwac.

– Bylam tu latem… z Thomasem. Upaly wieksze niz w Nowym Orleanie.

Grantham zdal sobie nagle sprawe, ze nie rozmawia z mala, napalona studentka, ale pograzona w zalobie wdowa. Ta nieszczesna kobieta cierpiala. Nie przygladala sie jego wlosom, ubraniu czy oczom… Cierpiala… Do jasnej cholery!

– Przykro mi z powodu Thomasa – powiedzial. – Nie bede juz o niego pytal.

Usmiechnela sie lekko i nic nie odpowiedziala.

Ktos zastukal glosno. Darby zerwala sie na rowne nogi i spojrzala przerazona na drzwi. Oddychala ciezko. To tylko obiad…

– Ja otworze – powiedzial Grantham. – Nie boj sie.

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату