ale wedlug mnie mial kopie jakiegos dokumentu, ktora chcial mi pokazac.

– Wiec moglby zweryfikowac to, co uslyszales ode mnie.

– Zgadza sie. A gdyby pracowal dla White’a i Blazevicha, moje poszukiwania ograniczylyby sie do czterystu prawnikow.

– To wciaz bardzo duzo.

Grantham rzucil sie do swojej torby, pogrzebal w papierach i niczym prestidigitator wyciagnal sposrod szpargalow czarno-biale pocztowkowe zdjecie. Rzucil je na kolana Darby.

– Tak wyglada pan Garcia.

Darby przyjrzala sie fotografii, na ktorej uchwycono mezczyzne idacego zatloczona ulica. Twarz byla wyrazna i doskonale widoczna.

– Rozumiem, ze nie pozowal do tego zdjecia.

– Niezupelnie.

Grantham znow biegal po pokoju.

– Wiec skad je masz?

– Nie moge wyjawic ci swoich zrodel.

Darby rzucila fotografie na stoliczek do kawy i otarla oczy.

– Przerazasz mnie, Grantham. Czuje w tym jakis podstep. Wyprowadz mnie z bledu, jesli sie myle.

– No coz… Podszedlem go, ale bardzo niewinnie. Ten pan dzwonil ciagle z tego samego automatu, a to blad.

– Wiem, teraz wiem, ze to blad.

– Chcialem wiedziec, jak wyglada…

– Czy prosiles go o zgode na zrobienie zdjecia?

– Nie.

– Wiec to nieuczciwe jak jasna cholera!

– Zgadza sie. Piekielnie nieuczciwe i podle. Ale zrobilem to, i nic juz nie poradze, a zdjecie moze nas doprowadzic do Mattiece’a.

– Moze nas doprowadzic?

– Owszem, nas. Wydawalo mi sie, ze chcesz dopasc Mattiece’a.

– Czy ja tak powiedzialam? Chce, zeby poniosl kare, ale nie zamierzam go dopadac. Przypadek Mattiece’a przekonal mnie, ze ludzka nikczemnosc nie ma granic. Widzialam juz dosyc krwi… Wystarczy mi na cale zycie. Teraz kolej na ciebie; zrobisz z tym, co zechcesz.

Nie sluchal jej. Przeszedl za jej plecami do okna, a potem wrocil pod barek.

– Mowilas o dwoch firmach. Jak sie nazywa ta druga?

– Brim, Stearns i ktos jeszcze. Nie mialam czasu, zeby sprawdzic. Cala ta sprawa z waszyngtonskimi kancelariami jest nieco dziwna, bo zadna z nich nie figuruje w rejestrach sadowych jako pelnomocnik obrony reprezentujacy ktoregos z pozwanych. Jednak obydwie, a szczegolnie White i Blazevich, czesto pojawialy sie w aktach.

– Czy Brim, Stearns i ktos jeszcze to duza firma?

– Jutro sie dowiem.

– Tak duza jak White i Blazevich?

– Watpie.

– Czyli mniej wiecej jaka?

– Dwustu ludzi…

– Mamy wiec szesciuset prawnikow w dwoch firmach. Zajmujesz sie prawem, Darby. Powiedz mi, jak mozemy znalezc Garcie?

– Nie jestem jeszcze prawnikiem i nigdy nie bede prywatnym detektywem. Zbieranie informacji nalezy do ciebie. – Nie spodobalo jej sie to “mozemy”.

– Tak… ale pominawszy sprawe rozwodowa, nigdy nie bylem w kancelarii adwokackiej.

– Ciesz sie.

– Jak mozemy go znalezc?

Ziewnela szeroko. Rozmawiali juz od trzech godzin i byla wyczerpana. Moga przeciez dokonczyc rano.

– Nie mam pojecia, jak go znalezc, musialabym sie zastanowic. Przespie sie z tym i rano ci powiem.

Grantham uspokoil sie nagle. Podszedl do barku i nalal sobie szklanke wody.

– Zbieram sie – powiedzial chowajac tasmy.

– Czy… mozesz cos dla mnie zrobic? – zapytala niespodziewanie.

– Moze.

Zawahala sie i spojrzala gdzies w bok.

– Czy… moglbys te noc spedzic na mojej sofie? To znaczy… od dawna dobrze nie spalam, a musze wypoczac. Byloby mi… no… milo, gdybym wiedziala, ze jestes tutaj.

Gray przelknal z wysilkiem sline i spojrzal na mebel. Oboje na niego patrzyli. Sofa miala nie wiecej niz piec stop dlugosci i nie wygladala na najwygodniejsza.

– Jasne – odparl z usmiechem. – Rozumiem.

– Boje sie.

– Rozumiem.

– Milo byc z kims takim jak ty. – Usmiechnela sie niesmialo, a Grantham stwierdzil nagle, ze nie wie, co zrobic z rekoma.

– Wszystko bedzie dobrze – powiedzial. – Nie przejmuj sie.

– Dzieki.

– Zamknij drzwi i wskakuj do lozka. Musisz sie dobrze wyspac. Bede obok, wiec nic ci nie grozi.

– Dzieki. – Skinela glowa i znow sie usmiechnela. Zamknela za soba drzwi do sypialni. Grantham nadstawil ucha; nie przekrecila klucza.

Zgasil swiatlo i usiadl na sofie. Spojrzal na drzwi, za ktorymi lezala Darby. Bylo juz po polnocy, gdy usnal z kolanami pod broda.

ROZDZIAL 31

Jej szefem byl redaktor naczelny Jackson Feldman i tylko on mogl jej wydawac polecenia. Nikt inny, a juz na pewno nie taki bezczelny gowniarz jak Gray Grantham, ktory pilnowal wejscia do gabinetu pana Feldmana niczym jakis cholerny doberman. Spiorunowala go wzrokiem, a on wykrzywil usta w szyderczym usmiechu. Trwalo to juz od dziesieciu minut, odkad pan Feldman zamknal sie w gabinecie z panem Keenem. Nie miala pojecia, dlaczego zostawili Granthama na strazy. I jak to w ogole mozliwe, ze ktos pilnuje jej wlasnego terytorium?!

Zadzwonil telefon na biurku, a Grantham wrzasnal do niej:

– Zadnych rozmow!

Twarz nabiegla jej krwia; otworzyla usta. Odebrala telefon i wysluchawszy prosby z drugiej strony odparla:

– Przykro mi, ale pan Feldman jest na konferencji. – Po raz kolejny spiorunowala wzrokiem Granthama, ktory krecil glowa, jakby chcial ja sprowokowac. – Dobrze, przekaze, zeby do pana zadzwonil, gdy skonczy. – Odlozyla sluchawke.

– Dzieki! – rzucil Grantham, co zbilo ja z tropu. Wlasnie miala zamiar przytrzec mu nosa, ale to “dzieki” pozbawilo ja konceptu. Usmiechnal sie do niej, przez co poczula jeszcze wieksza zlosc.

Bylo wpol do szostej – pora, by skonczyc prace – ale pan Feldman prosil, zeby zostala. Grantham wciaz wykrzywial sie do niej spod drzwi, niespelna dziesiec stop od jej biurka. Nigdy go nie lubila, ale z drugiej strony w calej redakcji “Posta” niewielu dziennikarzy zaslugiwalo na jej wzgledy. Do sekretariatu wpadl asystent z dzialu wiadomosci agencyjnych i ruszyl ku drzwiom Feldmana. Doberman zastapil mu droge.

– Przepraszam, ale nie mozesz tam wejsc – powiedzial.

– Niby dlaczego?

– Pan Feldman prowadzi konferencje. Przekaz jej to, co masz do przekazania. – Wskazal na sekretarke, ktora

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату