czym, niezadowolony, natychmiast wyrzucal je do kosza. Darby uciszala go bez przerwy.
– To nie czytelnia wydzialu prawa – slyszala w odpowiedzi. – Tu sie robi gazete. Pisze zawsze ze sluchawka telefonu przy kazdym uchu i rozwrzeszczanym naczelnym nad glowa.
O wpol do pierwszej Smith Keen przyslal im lunch. Darby jadla kanapke i wygladala przez okno. Gray przekopywal sie przez raporty finansowe kampanii prezydenckiej.
Podejrzanego typa zauwazyla zupelnie przypadkowo. Opieral sie o sciane budynku po przeciwnej stronie ulicy. Nie byloby w tym niczego niezwyklego, gdyby nie to, ze godzine wczesniej stal pod hotelem Madison. Popijal cos ze styropianowego kubka i obserwowal wejscie do “Posta”. Ubrany byl w dzinsowy garniturek, na glowie mial czarna czapke. Nie mogl miec wiecej niz trzydziesci lat. I stal sobie na ulicy. Darby odgryzala malenkie kesy kanapki i przygladala sie mu przez dziesiec minut. Popijal z kubka i nie ruszal sie.
– Gray, podejdz tu, prosze.
– O co chodzi? – Grantham stanal przy oknie. Pokazala mu mezczyzne w czarnej czapeczce.
– Przypatrz mu sie uwaznie – polecila. – I powiedz mi, co robi?
– Pije… chyba kawe… opiera sie o sciane i patrzy… na nasz budynek!
– W co jest ubrany?
– W dzins od gory do dolu. Na glowie ma czarna czapke. Na nogach kowbojskie buty. Dlaczego pytasz?
– Przed godzina widzialam, jak stoi pod hotelem. Byl czesciowo zasloniety furgonetka, ale to ten sam. Teraz znalazl sie tutaj.
– I co…?
– A to, ze nie robi nic innego, tylko lazi po ulicy i gapi sie na budynki, do ktorych wchodzimy.
Gray kiwnal glowa. Nie czas na zadawanie glupich pytan. Facet wygladal podejrzanie, a Darby miala nosa. Przez dwa tygodnie scigali ja od Nowego Orleanu po Nowy Jork. Dlaczego nie mieliby pojawic sie w Waszyngtonie? Dziewczyna lepiej od niego orientowala sie w tych sprawach.
– Slucham… Co o nim sadzisz, Darby?
– Podaj mi choc jeden powod, dla ktorego ten czlowiek, nie wloczega przeciez, robi to, co robi.
Mezczyzna spojrzal na zegarek i ruszyl chodnikiem. Po chwili zniknal im z oczu. Darby sprawdzila czas.
– Jest dokladnie pierwsza – powiedziala. – Bedziemy wygladac na ulice co pietnascie minut, dobrze?
– W porzadku, choc nie sadze, zeby to byli oni. – Chcial ja pocieszyc, ale nie udalo mu sie.
Usiadla przy stole i zabrala sie do pracy. Gray obserwowal ja przez chwile, a potem wrocil do komputera.
Oderwal sie od klawiatury po pietnastu minutach i podszedl do okna. Darby spogladala na niego spod oka.
– Nie widze go – oznajmil.
Zobaczyl go o wpol do drugiej.
– Darby…
Wyjrzala przez okno i wbila wzrok w czarna czapeczke. Facet narzucil na plecy zielona wiatrowke i stal tylem do nich. Wygladalo to bardzo podejrzanie. Przeszedl kilka krokow i zatrzymal sie obok ciezarowki. Zapalil papierosa i spojrzal na drzwi wejsciowe. Omiotl wzrokiem chodnik przed budynkiem.
– Dlaczego gniecie mnie w zoladku? – spytala Darby.
– Ale skad sie tu wzieli? Przeciez to niemozliwe…
– Wiedzieli, ze jestem w Nowym Jorku.
– Moze chodza za mna? Mowiono mi, ze ktos mnie sledzi. Na pewno wyslano go, zeby sprawdzil, czy pokaze sie w redakcji. Skad mieliby wiedziec, ze ty jestes tutaj? To ja go zwabilem.
– Niewykluczone – wycedzila.
– Poznajesz go?
– Nie wiem. Nigdy mi sie nie przedstawiali.
– Posluchaj, zostalo nam trzydziesci minut. Skonczmy pisac, a potem zajmiemy sie tym gosciem.
Wrocili do pracy. Za pietnascie druga Darby podeszla do okna. Facet zniknal. Drukarka rzucala na papier pierwsza wersje artykulu.
Redaktorzy czytali z olowkami w dloniach. Litsky czytal dla przyjemnosci. Artykul sprawial mu wieksza radosc niz pozostalym.
Byla to dluga historia i Feldman cial ja niemilosiernie niczym chirurg. Smith Keen dopisywal cos na marginesach. Krauthammer nie mial zadnych zastrzezen.
Czytanie zajelo im sporo czasu. Gray nanosil kolejne poprawki. Darby stala przy oknie. Facet w czarnej czapeczce wrocil na warte. Tym razem mial na sobie granatowa kurtke. Zapomnial zmienic spodnie. Na dworze bylo pochmurno, chlodno i mezczyzna popijal goraca kawe. Co jakis czas przytupywal, jakby marzly mu stopy. Upijal lyk kawy, rzucal okiem na “Posta”, potem na ulice i znow na budynek. Dokladnie kwadrans po drugiej zaczal kogos wypatrywac.
Samochod zatrzymal sie kilka jardow za wartownikiem. Z tylu wysiadl dobry znajomy Darby. Auto ruszylo z piskiem opon, a przybysz rozejrzal sie po ulicy. Utykajac lekko, podszedl do mezczyzny w czarnej czapce. Wymienili pare slow i Tucznik ruszyl ku skrzyzowaniu Pietnastej i L. Ten w czarnej czapce zostal na miejscu.
Rozejrzala sie po sali. Wszyscy byli pochlonieci czytaniem. Tucznik zniknal i nie mogla pokazac go Grayowi, ktory studiowal wlasne dzielo z usmiechem na twarzy. Nie… nie szukali reportera. Czekali na nia!
Musieli byc zdesperowani. Wystawali na ulicy, czekajac na cud, ludzac sie, ze ofiara wyjdzie z budynku i trafi prosto w ich lapy. Bali sie. Tymczasem ona opowiedziala juz o wszystkim i rozdala kopie raportu. Jutro rano rozpeta sie pieklo. Musza temu zapobiec. Taki dostali rozkaz.
Stala w pokoju pelnym mezczyzn i drzala ze strachu.
Feldman skonczyl ostatni.
– Znalazlem tylko drobiazgi do poprawienia. Nie powinno nam to zabrac wiecej niz godzine. Zajmijmy sie telefonami.
– Wedlug mnie wystarcza trzy – powiedzial Gray. – Bialy Dom, FBI i White z Blazevichem.
– W artykule napisales tylko o Wakefieldzie. Dlaczego? – zapytal Krauthammer.
– Morgan wskazal go palcem.
– Ale autorem notatki jest Velmano. Trzeba go wymienic z nazwiska.
– Popieram – oznajmil Smith Keen.
– Ja takze – dodal DeBasio.
– Dopisalem Velmana – zakonczyl dyskusje Feldman. – O “Einsteinie” napiszemy pozniej. Z telefonami do Bialego Domu i kancelarii poczekamy do wpol do piatej albo nawet do piatej. Jesli zadzwonimy wczesniej, wpadna w szal i popedza z tym do sadu.
– Popieram – rzucil Litsky. – Nie moga wstrzymac druku, niemniej beda probowac. Zaczekajmy do piatej.
– Dobrze – zgodzil sie Gray. – Do wpol do czwartej naniose poprawki. Potem zadzwonie do FBI i poprosze o komentarz. A pozniej dobierzemy sie do Bialego Domu i prawnikow.
Feldman stal juz w progu.
– Spotkamy sie o wpol do czwartej.
Gdy wyszli, Darby zamknela drzwi i wskazala na okno.
– Mowilam ci o Tuczniku?
– On tez?!
Wyjrzeli na ulice.
– Obawiam sie, ze tak. Rozmawial z naszym znajomym, a potem odszedl. Nie myle sie, Gray.
– To znaczy, ze chodzi im o ciebie…
– Przypuszczam, ze tak. Musze sie zbierac.
– Cos wymyslimy. Powiadomie nasza ochrone. Chcesz, zebym porozmawial z Feldmanem?
– Jeszcze nie teraz.
– Znam paru gliniarzy.
– Swietnie. Myslisz, ze zgodza sie zaaresztowac tych panow i spuscic im lanie?!
– Owszem. Ci, ktorych znam, na pewno to zrobia.
– Nie moga im w niczym przeszkodzic, Grantham! Ci faceci nie robia nic zlego.
– Oprocz tego, ze zamierzaja cie zabic.