naczelnego.

– Co to za zrodlo?

– Garcia zostawil pozegnalny list. Po drodze zatrzymamy sie jeszcze w pewnym miejscu i zaraz bedziemy u was.

– Bedziecie? Ty i dziewczyna?

– Tak. Zalatw jakis telewizor i magnetowid. Ustaw wszystko w sali konferencyjnej. Zdaje sie, ze Garcia chce nam cos powiedziec.

– Zostawil tasme?

– Tak. Do zobaczenia za pietnascie minut!

– Nic ci nie grozi?

– Mam nadzieje. Ale denerwuje sie jak jasna cholera. – Odlozyl sluchawke i popedzil do samochodu.

Biuro notarialne pani Stanford miescilo sie przy Vermont. Gdy Grantham i Darby wpadli do srodka, pani notariusz odkurzala polki. Tym dwojgu musialo sie bardzo spieszyc…

– Czy pani Emily Stanford? – zapytal mezczyzna.

– Tak. O co chodzi?

– Czy ten dokument zostal potwierdzony notarialnie u pani? – Pokazal ostatnia strone oswiadczenia.

– Kim pan jest?

– Gray Grantham z “Washington Post”. Czy to pani podpis?

– Owszem. Potwierdzilam ten dokument.

Darby pokazala jej zdjecie Garcii, czyli Morgana.

– Czy ten mezczyzna podpisal oswiadczenie? – spytala.

– Tak. Nazywa sie Curtis Morgan. To on.

– Dziekuje pani – powiedzial Gray.

– On… nie zyje, prawda? – spytala pani notariusz. – Czytalam w gazecie…

– Tak, nie zyje – potwierdzil Gray. – Czy pani zna tresc oswiadczenia?

– O nie. Pan Morgan sporzadzil je wlasnorecznie. Wie pan, byl prawnikiem… Ja tylko odebralam od niego przysiege, ze przedstawione w dokumencie tresci sa zgodne z prawda. I poswiadczylam podpis. Wiedzialam, od samego poczatku wiedzialam, ze cos jest nie tak.

– Dziekujemy, pani Stanford. – Wyszli tak samo szybko, jak sie pojawili.

Chudzielec ukryl swiecace czolo pod wytartym melonikiem. Jego spodnie byly w strzepach, z butow wychodzily brudne paluchy. Siedzial w starym fotelu inwalidzkim przed budynkiem “Posta”. Na kolanach trzymal tabliczke gloszaca, ze jest BEZDOMNY I GLODNY. Chudzielec bez przerwy krecil glowa, jakby z glodu obzarl sie szaleju. Obok wozka stalo kartonowe pudelko, do ktorego co jakis czas wlasnorecznie wsypywal ukradkiem drobne. Moze mialby sie lepiej udajac niewidomego? Na nosie mial maskujace zielone okulary, z zaba Kermitem w rogach. Obserwowal bacznie ulice. Zaden podejrzany ruch nie uszedl jego uwagi.

Samochod wypadl zza zakretu i zatrzymal sie z piskiem opon. Wyskoczyli facet z dziewczyna i pedem ruszyli w strone redakcji. Pod wylinialym kocem Chudy chowal rewolwer, ale ci dwoje biegli za szybko. A na chodniku bylo zbyt wielu ludzi. Gdy spojrzal za siebie, Darby znikala wlasnie w drzwiach budynku.

Odczekal minute, po czym odjechal.

ROZDZIAL 41

Smith Keen zobaczyl ich, jak kluczyli pomiedzy rzedami biurek sali agencyjnej. Gray szedl pierwszy i trzymal dziewczyne za reke. Byla naprawde ladna, ale nie czas na podziwianie jej urody! Gdy staneli przed nim, nie mogli zlapac oddechu.

– Smith Keen, a to jest Darby Shaw – przedstawil ich sobie Gray, oddychajac ciezko.

– Witam – powiedziala, rozgladajac sie po halasliwej sali.

– Milo mi, Darby. Slyszalem, ze jestes niezwykla kobieta.

– Zgadza sie – rzucil Gray. – Poflirtujecie sobie pozniej.

– Prosze za mna – powiedzial Keen. – Feldman czeka na nas w sali konferencyjnej.

Przeszli przez zatloczony serwis i skrecili do przestronnej sali, z dlugim stolem posrodku. W pokoju bylo pelno mezczyzn wymieniajacych glosno uwagi. Wszyscy umilkli jak na komende, gdy zobaczyli Darby. Feldman zamknal drzwi. Wyciagnal do niej reke.

– Jackson Feldman, redaktor naczelny. Ty jestes Darby?

– A ktoz by inny? – sapnal Gray.

Feldman nie zwrocil na niego uwagi. Przedstawil Darby siedzacych za stolem mezczyzn.

– Howard Krauthammer, dyrektor wydawnictwa; Ernie DeBasio, moj zastepca i szef dzialu zagranicznego; Elliot Cohen, moj zastepca i szef dzialu krajowego; Vince Litsky, nasz prawnik.

Darby kiwala uprzejmie glowa, choc nazwiska przedstawianych osob natychmiast wylatywaly jej z glowy. Wszyscy panowie mieli okolo piecdziesiatki, wszyscy nosili koszule z krotkimi rekawami i wszyscy wygladali na przejetych. Wyczuwala wiszace w powietrzu napiecie.

– Daj mi tasme – polecil Gray.

Wyjela ja z torebki i podala Granthamowi. Telewizor wraz z magnetowidem stal na przenosnym stoliku w odleglym koncu sali. Gray wsunal tasme do aparatu.

– Nagranie trafilo w nasze rece przed dwudziestoma minutami i jeszcze go nie obejrzelismy – wyjasnil.

Darby usiadla na krzesle pod sciana. Mezczyzni pochylili sie ku ekranowi.

Na czarnej plaszczyznie telewizora pojawila sie data – 12 pazdziernika. Zaraz potem ujrzeli Curtisa Morgana siedzacego w kuchni. Trzymal w reku pilota kierujacego praca kamery.

“Nazywam sie Curtis Morgan i poniewaz ogladacie to nagranie, zapewne nie zyje”. Co za poczatek! Dziennikarze pokrecili glowami, nie odrywajac wzroku od ekranu.

“Jest 12 pazdziernika, siedze w domu. Jestem sam. Moja zona poszla do lekarza. Powinienem byc w pracy, ale powiadomilem ich, ze jestem chory. Zona o niczym nie wie. Nikomu nie zdradzilem tego, co zaraz powiem. Poniewaz ogladacie kasete, widzieliscie zapewne to… [Podnosi ze stolu oswiadczenie]. Jest to moje oswiadczenie zlozone pod przysiega. Zamierzam dolaczyc je do kasety i umiescic w skrytce depozytowej w banku. Przeczytam je, a potem opowiem o paru innych sprawach”…

– Mamy to oswiadczenie – rzucil szybko Grantham. Stal oparty o sciane obok Darby. Nikt na niego nie spojrzal. Wszyscy wlepiali wzrok w ekran. Morgan czytal powoli tekst dokumentu. Jego oczy biegaly od kartek do kamery, jakby sprawdzal, czy wszystko sie nagrywa.

Czytanie oswiadczenia zajelo mu dziesiec minut. Za kazdym razem, gdy w tekscie pojawialo sie slowo pelikan, Darby zamykala oczy i powoli krecila glowa. A wiec wszystko sprowadzalo sie do tego… Caly ten koszmar… Tyle niepotrzebnych smierci… I to z powodu wymierajacych ptakow… Probowala nie myslec o tym. Sluchala Morgana.

Kiedy skonczyl czytac, odlozyl oswiadczenie na stol i zajrzal do notesu. Byl spokojny i odprezony. Przystojny chlopak, wcale nie wygladal na swoje dwadziescia dziewiec lat. Siedzial rozluzniony, w wykrochmalonej bialej koszuli, bez krawata.

“Kancelaria White’a i Blazevicha – zaczal – nie jest moim wymarzonym miejscem pracy. Wierze jednak w uczciwosc wiekszosci sposrod czterystu zatrudnionych tam prawnikow, ktorzy zapewne nigdy nie slyszeli o Victorze Mattiesie. Mowiac szczerze, nie sadze, by inni – oprocz Wakefielda, Velmana i «Einsteina» – wiedzieli o spisku. Moge podejrzewac, ze pomaga im dosyc zlowroga postac, wspolnik Jarreld Schwabe, ale nie mam na to dowodow”. Darby doskonale pamietala pana Schwabego. “Kilka dni po zabojstwie sedziow zwolniono nagle sekretarke, Miriam LaRue, ktora pracowala w dziale paliw plynnych od osiemnastu lat. Niewykluczone, ze pani LaRue wie cos o sprawie. Mieszka w Falls Church. Inna sekretarka, ktorej dla jej bezpieczenstwa nie wymienie z nazwiska, zwierzyla mi sie, ze slyszala przypadkowo rozmowe pomiedzy Wakefieldem i Velmanem poswiecona mojej osobie i temu, czy mozna mi zaufac. Nic wiecej nie potrafila powiedziec, dotarly do niej jedynie strzepki zdan. Po znalezieniu przeze mnie notatki na biurku Wakefielda stosunek wspolnikow do mnie ulegl gwaltownej

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату