w centrum zabito mlodego prawnika… Wiedzialam… od razu wiedzialam, ze to on! Niech mnie pan nie pyta, skad wiedzieli, ze chodzi o prawnika, skoro nie znali jego nazwiska. To wszystko jest bardzo dziwne…

– Dlaczego maz pracowal do pozna?

– Wymagano od niego osiemdziesieciu godzin tygodniowo, a nawet wiecej. White i Blazevich to prawdziwa rzeznia; wysysaja krew z pracownikow przez siedem lat, a jesli ci nie padna, robia ich wspolnikami. Curtis nienawidzil swojej pracy. Byl nia bardzo zmeczony.

– Od jak dawna tam pracowal?

– Od pieciu lat. Zarabial dziewiecdziesiat tysiecy rocznie, wiec godzil sie na te mordege.

– Czy powiedzial pani, ze dzwonil do mnie?

– Nie… Dowiedzialam sie o tym od ojca i przez cala noc nie dawalo mi to spokoju. Co on panu naopowiadal?

– Nie przedstawil sie swoim nazwiskiem. Uzywal pseudonimu Garcia. Prosze nie pytac, w jaki sposob go odnalazlem, odpowiedz zajelaby mi godzine. Pani maz powiadomil mnie, ze cos wie o zabojstwie Rosenberga i Jensena. Poczatkowo chcial sie ze mna podzielic ta wiedza…

– Randy Garcia byl jego najlepszym przyjacielem w podstawowce.

– Ach, tak. Rozmawiajac z nim, odnioslem wrazenie, ze zauwazyl cos w biurze i ze ktos dowiedzial sie o tym. Byl roztrzesiony i zawsze dzwonil do mnie z automatow. Twierdzil, ze jest sledzony. Przed tygodniem, w niedziele, mielismy sie spotkac, ale zadzwonil rano i odwolal wszystko. Bal sie, mowil, ze musi chronic rodzine. Czy wspominal o swoich problemach?

– Nie. Wiedzialam, ze przezywa stres, ale tak bylo od pieciu lat. Nigdy nie rozmawial ze mna o sprawach zawodowych. Naprawde nienawidzil kancelarii i w domu chcial o niej zapomniec.

– Dlaczego nie zmienil firmy?

– Placili mu coraz lepiej. Przed rokiem mial zamiar sie przeniesc, ale nic nie wyszlo z propozycji, jaka otrzymal. Byl nieszczesliwy, ale staral sie tego nie okazywac. Chyba mial do siebie pretensje o to, ze popelnil zyciowy blad. Prowadzilismy dosyc spokojne zycie. Kiedy wracal, pytalam go, jak minal dzien. Czasami zadawalam mu to pytanie o dziesiatej wieczorem, wiec moglam sie domyslic, ze jest wykonczony. Zawsze jednak odpowiadal, ze dzien minal “korzystnie”. Uzywal wlasnie tego slowa – “korzystnie”. Potem rozmawialismy o dziecku. Curtis nie chcial mowic o pracy, a ja nie bylam ciekawa.

Tak, to Garcie mamy z glowy. Zginal, a zona nic nie wie.

– Kto zabral jego rzeczy z biura?

– Ktos z kancelarii. Przyniesiono mi je w piatek. Elegancko zapakowane do trzech kartonow zalepionych tasma. Moze pan je przejrzec.

– To nie bedzie konieczne. Jestem pewny, ze starannie je wyczyszczono. Na jaka kwote opiewala polisa ubezpieczeniowa meza?

– Jest pan bardzo dociekliwym czlowiekiem, panie Grantham. Przed dwoma tygodniami Curtis wykupil okresowa polise na zycie, opiewajaca na milion dolarow. Suma odszkodowania podwaja sie w razie zgonu na skutek nieszczesliwego wypadku.

– To dwa miliony dolarow!

– Tak. Mysle, ze ma pan racje… Curtis musial cos podejrzewac…

– On nie zginal przypadkowo, pani Morgan.

– Nie, nie moge w to uwierzyc – zalkala, ale zdolala sie opanowac.

– Czy policja zadawala pani jakies pytania?

– Niewiele. Wedlug nich byl to bandycki napad. Nic wielkiego. Codziennie ginie tylu ludzi…

Wiadomosc o polisie dawala do myslenia, ale nie byl to zaden konkret. Gray zaczynal miec dosyc pani Morgan i jej niespiesznej opowiesci. Wspolczul jej, ale nic nie wiedziala, i nadszedl czas, by sie pozegnac.

– Czy nie domysla sie pan, czego dowiedzial sie moj maz? – Taka rozmowa mogla toczyc sie godzinami.

– Nie mam pojecia – odparl Gray, spogladajac na zegarek. – Powiedzial, ze wie cos o morderstwach, i to wszystko. Nic wiecej nie moglem z niego wyciagnac. Liczylem na to, ze spotka sie ze mna i powie, co go dreczy, albo pokaze mi cos. Zawiodlem sie.

– Skad Curtis mialby wiedziec cokolwiek o morderstwach sedziow?

– Nie wiem. Ale dzwonil do mnie w tej sprawie.

– Co to moglo byc, co mial panu do pokazania?

To on byl reporterem i to on powinien zadawac pytania.

– Naprawde nie wiem. Nie okreslil tego w zaden sposob.

– Gdzie moglby to schowac?

Chciala mu pomoc, ale zaczynala byc irytujaca. Nagle zrozumial. Pani Morgan zmierzala w pewnym bardzo okreslonym kierunku.

– Tego rowniez nie wiem. A gdzie chowal cenne dokumenty?

– Mamy skrytke w banku, gdzie przechowujemy akty notarialne, testamenty i inne papiery. Curtis zajmowal sie wszystkim, co mialo zwiazek ze strona prawna naszego malzenstwa. W czwartek sprawdzilam z ojcem zawartosc skrytki i nie znalazlam niczego niezwyklego.

– Chyba nie spodziewala sie pani, ze Curtis moglby cos ukryc, prawda?

– Nie, nigdy niczego nie ukrywal. Jednak w sobote nad ranem – bylo jeszcze ciemno, rozumie pan – przegladalam papiery w jego biurku w sypialni. Mamy taki antyk, sekretarzyk z zasuwanym blatem, ktory sluzyl Curtisowi do przechowywania papierow… Wiec jak juz mowilam, w sobote znalazlam cos niezwyklego…

Gray znow zerwal sie z lozka, przycisnal sluchawke do ucha i zaczal przemierzac pokoj. Zadzwonila o czwartej nad ranem, plotla bzdury przez dwadziescia minut i wyczekala do ostatniej chwili, zeby powiedziec o bombie.

– Coz to jest? – spytal najspokojniej, jak potrafil.

– Kluczyk.

Poczul suchosc w gardle.

– Kluczyk do czego?

– Do innej skrytki.

– W ktorym banku?

– W Pierwszym Kolumbijskim. Nigdy nie trzymalismy tam pieniedzy.

– Rozumiem. O tej drugiej skrytce nic pani nie wiedziala?

– Och, nie. To znaczy… do soboty. Bardzo mnie to zdziwilo i wciaz dziwi… Wszystkie nasze dokumenty byly na swoim miejscu w starej skrytce, wiec nie bylo potrzeby zagladania do tej drugiej. Postanowilam, ze sprawdze, co w niej jest, dopiero jak nieco ochlone po tym wszystkim.

– Czy pozwoli mi pani zajrzec tam?

– Wiedzialam, ze pan o to zapyta. Prosze mi najpierw powiedziec, co pan zrobi, jesli znajdzie w niej to, czego szuka?

– Pani Morgan, ja nie wiem, czego szukam. Ale zgoda, zalozmy, ze znajde cos, co pani maz zostawil, i to cos okaze sie, powiedzmy, bardzo pozyteczne. I co dalej…?

– Prosze to wykorzystac.

– Bezwarunkowo?

– Mam tylko jeden warunek: gdyby to cos narazalo na szwank dobre imie meza, to cofam zgode.

– W porzadku. Umowa stoi i przyrzekam, ze nie naduzyje pani zaufania.

– Kiedy przyjdzie pan odebrac klucz?

– Czy trzyma go pani w reku?

– Tak.

– Prosze wyjsc na ganek. Zjawie sie za trzy sekundy.

Na pokladzie odrzutowca z Miami przylecialo zaledwie pieciu ludzi. Tak wiec Edwin Sneller mial tylko siedmiu do dyspozycji. Siedmiu ludzi, malo czasu i prawie zadnego sprzetu. Tej nocy nie polozyl sie do lozka. Jego apartament hotelowy zamienil sie w male centrum dowodzenia. Przez cala noc studiowali mapy i probowali ulozyc plan na najblizsza dobe. Nie mieli zbyt wiele faktow, na ktorych mogliby sie oprzec. Pewne bylo jedynie to, ze Grantham ma mieszkanie, w ktorym nie przebywa od jakiegos czasu. Ma samochod, ktorym nie jezdzi. I pracuje przy Pietnastej, ale rzadko bywa w redakcji. Kancelaria White’a i Blazevicha miesci sie w budynku na rogu

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату