– Jutro. Dzisiaj jestem zmeczona i chce sie zastanowic, dokad uciec. Dzieki za dobre checi.

– Uwazasz, ze nic ci nie grozi?

– Nie w tej chwili. Ale za kilka minut wszystko moze sie zmienic.

– Z przyjemnoscia przespie sie w twoim pokoju. Tak jak w Nowym Jorku.

– W Nowym Jorku nie spales w moim pokoju. Drzemales w saloniku na sofie. – Usmiechnela sie i byl to dobry znak.

Gray takze sie usmiechnal.

– Dzisiaj tez moge zdrzemnac sie w saloniku.

– Nie mam saloniku.

– Naprawde? To gdzie bede spal?

Usmiech zniknal nagle z jej twarzy. Przygryzla warge, a do jej oczu naplynely lzy. Przesadzil. Znow ten Callahan!

– Nie moge… Jeszcze nie teraz…

– Przepraszam. Myslalem, ze…

– Prosze, Gray, nie mowmy o tym!

Spogladala prosto przed siebie i milczala.

– Wybacz – powiedzial Grantham.

Darby pochylila sie i bardzo ostroznie polozyla glowe na jego kolanach. Delikatnie dotknal kruchego ramienia. Scisnela jego dlon.

– Jestem smiertelnie przerazona – wyznala cicho.

ROZDZIAL 39

Wyszedl od niej po dziesiatej, po butelce wina i kilku tartinkach z jajkiem. Wczesniej zadzwonil do Masona Paypura – nocnego reportera policyjnego – i poprosil go o sprawdzenie szczegolow zabojstwa Morgana. Curtisa zabito w centrum, w okolicy uwazanej za bezpieczna – to znaczy taka, w ktorej nie popelniano morderstw; dochodzilo jedynie do pobic i rabunkow.

Byl zmeczony i zniechecony. I nieszczesliwy z powodu jutrzejszego wyjazdu Darby. Mial szesc tygodni zaleglego urlopu i kusilo go, zeby poleciec z nia. Niech Mattiece udlawi sie swoja ropa! Bal sie jednak, ze moze nigdy nie wrocic – co nie byloby koncem swiata, jesli pominac ten klopotliwy szczegol, ze ona miala pieniadze, a on nie. Jego forsy starczyloby gora na dwa miesiace radosnych figlow na plazach; pozniej musialby przejsc na jej utrzymanie. Poza tym – i to bylo najwazniejsze – wcale nie zapraszala go do wspolnej ucieczki. Byla w zalobie. Kiedy mowila o Callahanie, wyczuwal jej smutek i bol.

Teraz byl juz u siebie, w hotelu Jeffersona przy Szesnastej, zgodnie z instrukcjami Darby. Postanowil zadzwonic do Cleve’a.

– Gdzie sie podziewasz? – spytal poirytowany policjant.

– Mieszkam w hotelu. To dluga historia. Masz cos?

– Sierzant dostal dziewiecdziesieciodniowy urlop zdrowotny.

– Co mu jest?

– Nic. Mowi, ze chcieli sie go pozbyc na jakis czas. Tam jest jak w twierdzy. Wszyscy pracownicy dostali wyrazne polecenie trzymania gab na klodke. Nie wolno im z nikim rozmawiac. Sa smiertelnie przerazeni. Wywalili sierzanta do domu dzisiaj w poludnie. Mowi, ze grozi ci powazne niebezpieczenstwo. Przez ostatni tydzien wspominali o tobie w roznych konfiguracjach z tysiac razy. Maja zajoba na twoim punkcie i zachodza w glowe, ile juz wiesz, a ile odkryjesz niedlugo.

– Kim oni sa?

– Oczywiscie Coal i jego przydupas Birchfield. Pastwia sie nad calym zachodnim skrzydlem jak gestapo. Czasami przylacza sie do nich ten… Jak on sie nazywa… taki rudy w muszce? Od spraw wewnetrznych…?

– Emmitt Waycross.

– No wlasnie! Ale cala brudna robote, to znaczy grozby i knucie spiskow, odwalaja Coal i Birchfield.

– Jakie grozby?

– No… co komu zrobia, jesli pisnie chocby slowko. W Bialym Domu nikt, z wyjatkiem prezydenta, nie moze oficjalnie rozmawiac z prasa bez zgody Coala. Dotyczy to nawet rzecznika prasowego. Coal trzyma na wszystkim lape.

– To niewiarygodne!

– Sa przerazeni. I niebezpieczni; tak mowi sierzant.

– Dobra. Ukrywam sie.

– Wczoraj poznym wieczorem zajrzalem do ciebie. Mogles mi powiedziec, ze znikasz.

– Jutro chyba wroce.

– Czym jezdzisz?

– Czterodrzwiowym pontiakiem z wypozyczalni. Szybkim jak jasna cholera.

– Po poludniu sprawdzilem volvo. Stoi i ma sie dobrze.

– Dzieki, Cleve.

– U ciebie wszystko w porzadku?

– Chyba tak. Powiedz sierzantowi, ze zyje.

– Zadzwon jutro. Martwie sie o ciebie.

Spal cztery godziny, gdy zadzwonil telefon. Na dworze bylo ciemno, do switu pozostalo jeszcze dobre kilkadziesiat minut. Spojrzal na aparat. Podniosl sluchawke po piatym dzwonku.

– Slucham? – zapytal podejrzliwie.

– Czy pan Gray Grantham? – zapytal kobiecy glos.

– Tak. Kto mowi?

– Beverly Morgan. Byl pan u mnie wczoraj.

Gray wyskoczyl z lozka i przetarl oczy.

– Tak, tak… Przykro mi, ze pania niepokoilismy.

– Nic sie nie stalo. Moj ojciec bywa czasami nadopiekunczy i czesto wpada w zlosc. Po smierci Curtisa reporterzy nie dawali nam spokoju. Dzwonili z calego kraju. Zadali starych zdjec meza i nowych zdjec corki ze mna. Dobijali sie o kazdej porze. To bylo okropne i ojciec mial tego dosyc. Zrzucil nawet dwoch pana kolegow z ganku.

– No to mialem szczescie.

– Mam nadzieje, ze nie obrazil pana. – Glos brzmial glucho, bezosobowo, choc pani Morgan silila sie na spokoj.

– Nie, nie. Prosze sie nie martwic.

– Teraz spi na dole. Mozemy spokojnie porozmawiac.

– Nie moze pani usnac?

– Biore tabletki nasenne i wszystko mi sie poprzestawialo. Sypiam za dnia i miotam sie nocami. – Byla rozbudzona i chciala mowic.

Gray usiadl na lozku.

– Trudno mi wyobrazic sobie wstrzas, jaki musiala pani przezyc.

– Z mysla, ze nie zyje, oswajalam sie kilka dni. Na poczatku bol byl nie do zniesienia. Bardzo cierpialam. Nie moglam nawet chodzic… Bolalo mnie cale cialo. Nie moglam uwierzyc w to, co sie stalo. Do pogrzebu przygotowano mnie jak lalke, teraz wspominam to jak zly sen… Nie nudze pana?

– Skadze! Prosze mowic dalej.

– Musze odstawic tabletki. Sypiam tak dlugo, ze nikogo nie widuje. Moj ojciec pilnuje, zebym miala spokoj. Czy pan to nagrywa?

– Nie. Slucham.

– Zamordowano meza przed tygodniem. Tamtego dnia myslalam, ze sie spoznia, co zreszta nie byloby niczym niezwyklym. Zabrali mu portfel, zeby policja nie mogla go zidentyfikowac. Ogladalam wiadomosci… Powiedzieli, ze

Вы читаете Raport “Pelikana”
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату