– Pamietam! W zeszlym tygodniu mielismy taka historie o mlodym prawniku, ktorego zastrzelono i obrabowano.
– To on. Potrzebny mi jest adres jego zony.
– Jak go znalazles?
– To dluga historia. Chcemy jeszcze dzisiaj porozmawiac z wdowa.
– Garcia nie zyje… To wszystko cuchnie pod niebiosa.
– Gorzej. Chlopak musial cos naprawde wiedziec i wykonczyli go.
– Czy tobie nic nie grozi?
– Kto wie…
– Gdzie jest dziewczyna?
– Ze mna.
– Pomyslales, ze moga obserwowac dom Garcii?
Rzeczywiscie! Nie wpadl na to.
– Musimy zaryzykowac. Zadzwonie za pietnascie minut.
Postawil telefon na podlodze i usiadl w staroswieckim bujanym fotelu. Na stole stala butelka z cieplym piwem. Upil dlugi lyk. Spojrzal na Darby. Lezala nieruchomo, przedramieniem zaslaniajac oczy. Byla ubrana w dzinsy i bluze treningowa. Zmieta sukienka lezala w rogu lozka, szpilki w odleglych katach pokoju.
– Nic ci nie jest? – zapytal cicho.
– Nie.
Byla naprawde sprytna, a Grantham cenil te ceche u kobiet. Oczywiscie studentow prawa uczono sprytu nawet w przerwach miedzy zajeciami. Pil piwo i podziwial zarys jej bioder.
– Gapisz sie na mnie – stwierdzila.
– Tak.
– Seks jest ostatnia rzecza, na jaka mam ochote.
– Wiec dlaczego o nim mowisz?
– Bo czuje, ze pozerasz mnie wzrokiem az po czerwone paznokcie u nog.
– Fakt.
– Boli mnie glowa. Czuje potworny, pulsujacy, nieporownywalny z niczym bol.
– Zapracowalas na niego. Czy mam ci cos przyniesc?
– Tak. Bilet w jedna strone na Jamajke.
– Posluchaj, Darby. Mozesz wyjechac chocby dzisiaj. Jesli chcesz, zawioze cie na lotnisko.
Odslonila oczy i delikatnie dotknela palcami skroni.
– Przepraszam, ze plakalam.
Kiedy wyszla z windy, byla zalana lzami. Czekal na nia jak maz na zone po ciezkim porodzie. Z tym ze zamiast kwiatow mial w kieszeni trzydziestkeosemke – pistolet, o ktorym nie wiedziala.
– Czy zmienilas zdanie o pracy reportera? – spytal.
– Wolalabym pracowac w rzezni.
– Szczerze mowiac, nie kazdy dzien jest tak wyczerpujacy. Czasami siedze calymi godzinami za biurkiem i wydzwaniam do setek biurokratow, ktorzy nie maja nic do powiedzenia.
Zdjal buty i oparl stopy o lozko. Darby zamknela oczy i zaczela oddychac miarowo. Mijaly minuty i zadne z nich sie nie odzywalo.
– Wiesz, ze Luizjane nazywaja stanem pelikanow? – spytala, nie otwierajac oczu.
– Nie, nie wiedzialem.
– Powinni sie wstydzic, bo na poczatku lat szescdziesiatych pelikany brunatne niemal wyginely.
– Dlaczego?
– Pestycydy. Pelikany zywia sie najchetniej rybami, a ryby plywaly w rzekach zatrutych weglowodorami splywajacymi z pol. Deszcz wyplukuje pestycydy z ziemi, potem to swinstwo splywa malymi strumyczkami do rzek wpadajacych miedzy innymi do Missisipi. Zanim pelikany zlowily ryby, te stawaly sie zywym magazynem DDT i innych srodkow chemicznych, ktore pozniej odkladaly sie w tkance tluszczowej ptakow. Smierc przychodzila powoli: pelikany, orly i kormorany korzystaja z zapasow gromadzonych w tkankach jedynie w czasach glodu lub niepogody i wtedy zatruwaja sie wlasnym tluszczem. Nawet jesli nie padly, nie mogly dochowac sie potomstwa. Jaja pelikanow maja tak cienka i krucha skorupe, ze czesto pekaja podczas wysiadywania. Slyszales o tym?
– Nie. Nigdy nie interesowalem sie ptakami.
– Pod koniec lat szescdziesiatych Luizjana zaczela sprowadzac pelikany brunatne z Florydy. Z czasem udalo sie odnowic populacje tych ptakow, ale gatunek wciaz jest zagrozony. Przed czterdziestu laty na bagnach gniezdzily sie tysiace pelikanow. Teraz cyprysowe mokradla, o ktore tak usilnie zabiega pan Mattiece, daja schronienie zaledwie kilkudziesieciu parom.
Gray rozmyslal o losie pelikanow. Darby dlugo milczala.
– Jaki dzisiaj jest dzien? – spytala, ciagle nie otwierajac oczu.
– Poniedzialek.
– Tydzien temu wyjechalam z Nowego Orleanu. Dwa tygodnie temu Thomas byl na obiedzie z Verheekiem. To wlasnie wtedy raport “Pelikana” trafil w niepowolane rece.
– Trzy tygodnie temu, bez jednego dnia, zamordowano Rosenberga i Jensena.
– Bylam zwyczajna studentka, myslalam tylko o sobie i o cudownym profesorze prawa, ktorego kochalam. I wszystko przepadlo…
“Przepadla tylko uczelnia i profesor prawa” – pomyslal.
– Co chcesz robic dalej?
– Nie wiem. Zastanawiam sie, jak wyjsc z tego bagna i nie stracic zycia. Zaszyje sie gdzies na kilka miesiecy… moze lat. Pieniedzy starczy mi na dlugo. Jesli stwierdze, ze nie musze ogladac sie za siebie na ulicy, to wroce.
– Na studia?
– Nie sadze. Prawo stracilo dla mnie swoj urok.
– Dlaczego chcialas zostac prawniczka?
– Zdecydowal moj mlodzienczy idealizm i… rzecz jasna… pokusa zarabiania wielkich pieniedzy. Myslalam, ze zdolam zmienic swiat i ktos mi jeszcze za to zaplaci.
– Ale czy w naszym kraju brakuje tych cholernych prawnikow? Nie rozumiem, po co ci nieglupi mlodzi ludzie pchaja sie na prawo.
– To proste: z chciwosci. Chca jezdzic BMW i placic zlotymi kartami kredytowymi. Jesli dostaniesz sie na prawo, ukonczysz studia w pierwszej dziesiatce i znajdziesz prace w duzej firmie, po kilku latach zarabiasz rocznie szesciocyfrowe sumy, ktore z czasem staja sie coraz wieksze. Masz to jak w banku. W wieku trzydziestu pieciu lat zostajesz wspolnikiem i zgarniasz przynajmniej dwiescie tysiaczkow. Oczywiscie najlepsi zarabiaja wiecej.
– A co robi pozostale dziewiecdziesiat procent absolwentow?
– Powodzi im sie gorzej. Przypadaja im resztki.
– Wiekszosc prawnikow, jakich znam, nienawidzi swojej pracy. Ciagle sie na nia skarza i ciagle powtarzaja, ze woleliby robic cos innego.
– Ale czy chocby jeden rzucil wszystko w cholere? Nie! Z powodu pieniedzy. Nawet najgorszy wyrobnik, pracujacy w jakiejs zapyzialej kancelarii, po dziesieciu latach praktyki wyciaga sto tysiecy rocznie. Stac go na to, by nienawidzic pracy, ale gdzie znajdzie takie pieniadze?
– Gardze prawnikami.
– Sadze, ze wiekszosc ludzi mowi to samo o reporterach.
Sluszna uwaga. Gray spojrzal na zegarek i podniosl sluchawke telefonu. Smith odczytal mu nekrolog i artykul z “Posta”, opisujacy bezsensowna smierc mlodego prawnika zamordowanego na ulicy. Gray robil notatki.
– Mam jeszcze pare innych rzeczy do omowienia – powiedzial Keen. – Feldman bardzo sie niepokoi o twoje bezpieczenstwo. Liczyl na spotkanie z toba i wsciekl sie, ze nie przyszedles. Masz zameldowac mu o wszystkim jutro do poludnia. Zrozumiano?
– Sprobuje.
– Postaraj sie, Gray. Przezywamy katusze.
– “Times” chyba sie zapowietrzyl, nie sadzisz?
– W tej chwili zupelnie mnie to nie interesuje. Jedynym moim zmartwieniem jestes ty i dziewczyna.