Lis zostala sama na patio. Zdmuchnela swiece, wziela ja w reke i poszla do domu. Na trawie przed nia blyszczala rosa, a nad jej glowa Kasjo-peja stala sie slabo widoczna, a potem zniknela za chmurami.
Mezczyzna w srednim wieku szedl wzdluz posypanego piaskiem podjazdu, mijajac kregi swiatla padajacego ze staroswieckich lamp przymocowanych do chropowatej granitowej sciany. Gdzies z gory dobiegal lament kobiety znanej mu jako Pacjentka 223-81, kobiety, ktora oplakiwala jakas tylko sobie znana strate.
Mezczyzna zatrzymal sie przed zamknietymi drewnianymi drzwiami. Do przymocowanego do drzwi srebrzystego plastikowego pudelka – zupelnie nie pasujacego do sredniowiecznego otoczenia – wsunal plastikowa karte i drzwi sie otworzyly. W srodku znajdowalo sie ze szesc osob plci obojga w bialych kurtkach albo niebieskich kombinezonach. Kiedy mezczyzna wszedl, wszyscy spojrzeli na niego. A potem, zmieszani, odwrocili wzrok.
Mlody lekarz – brunet z grubymi wargami, ubrany w biala kurtke – zblizyl sie szybko i szepnal:
– Jest gorzej, niz myslelismy.
– Gorzej? – spytal doktor Ronald Adler obojetnym tonem, patrzac na wozek. – Ja sie spodziewalem, ze bedzie zle.
Odgarnal z oczu siwiejace wlosy, a potem, dotykajac dlugim palcem miesistego policzka, popatrzyl na cialo lezace na wozku. Nieboszczyk byl potezny, lysy i mial stary, zatarty juz troche tatuaz na prawym bicepsie. Na jego szyi widniala czerwona prega, a jego twarz byla bardzo blada.
Adler kiwnal reka na mlodego lekarza.
– Chodzmy do mojego gabinetu. Dlaczego wszyscy ci ludzie tutaj sie tlocza? Prosze ich odprawic. I do mnie. Natychmiast.
Obaj mezczyzni przeszli przez waskie drzwi i oddalili sie slabo oswietlonym korytarzem. Towarzyszyl im tylko odglos wlasnych krokow i ciche zawodzenie, ktore moglo byc lamentem Pacjentki 223-81 albo wiatru wiejacego przez szpary i hulajacego w zakamarkach tego zbudowanego sto lat temu budynku.
Sciany gabinetu Adlera zrobione byly z tego samego czerwonego granitu co sciany calego szpitala. Ale Adler byl dyrektorem, wiec oblozono je drewniana boazeria. Poniewaz jednak szpital byl szpitalem stanowym, uzyto w tym celu nie prawdziwego drewna, lecz podrobki, ktora zdazyla juz sie porzadnie wypaczyc. A sam gabinet wygladal jak biuro podrzednego prawnika.
Adler zapalil swiatlo i rzucil plaszcz na kanape. Dzisiejsze wezwanie do szpitala zastalo go miedzy nogami zony. Odlozywszy sluchawke telefonu, wyskoczyl z lozka i pospiesznie sie ubral. Teraz zauwazyl, ze zapomnial paska i ze spodnie mu troche opadaja. Wprawilo go to w zaklopotanie. Usiadl szybko przy biurku i spojrzal na telefon, jakby zaniepokojony tym, ze nie slyszy jego dzwonienia.
– No dobrze, doktorze – zwrocil sie do mlodego lekarza, ktory byl jego asystentem – niech pan mowi. Niech pan siada i mowi.
– Nie znam zbyt wielu szczegolow. On jest zbudowany tak jak Calla-ghan. – Peter Grimes wskazal glowa w strone tej czesci szpitala, w ktorej zostalo cialo. – Wydaje mi sie, ze…
– A kto to jest? – przerwal mu Adler.
– Ten, co uciekl? Michael Hrubek. Numer 458-94.
– Prosze mowic dalej.
Adler bebnil palcami o biurko, a Grimes polozyl przed nim zniszczona biala teczke z dokumentacja.
– Zdaje sie, ze Hrubek…
– To ten duzy? Nie myslalem, ze on rozrabia.
– On nigdy nie sprawial zadnych klopotow. Dopiero dzisiaj… Grimes poruszyl wargami tak jak ryba przelykajaca wode i obnazyl
drobne, rowne zeby. Adler uznal, ze to odrazajace, i pochylil sie nad papierami. Mlody lekarz mowil dalej:
– Ogolil sobie glowe, zeby wygladac tak jak Callaghan. Ukradl brzytwe, zeby to zrobic. A pozniej pomalowal sobie twarz na niebiesko. Rozwalil dlugopis i zmieszal tusz…
Adler popatrzyl na Grimesa tak, ze ten nie wiedzial, czy zwierzchnik jest zly czy zdezorientowany. Grimes powiedzial szybko:
– Potem wszedl do zamrazarki i siedzial tam przez godzine. Ktos inny na jego miejscu na pewno by umarl. Tuz przed przyjsciem ludzi od ko-ronera, ktorzy mieli zabrac cialo, Hrubek ukryl je, a sam wszedl do worka. Sanitariusze zajrzeli do srodka, zobaczyli zimne, sine cialo i…
Dyrektor zasmial sie smiechem przypominajacym szczekanie. Ku wlasnemu zdumieniu poczul, ze na jego cienkich, rozciagnietych w usmiechu wargach blaka sie jeszcze zapach zony. Przestal sie smiac.
– Sine? To nie do wiary. Sine?
Callaghan, wyjasnil Grimes, stracil zycie wskutek uduszenia. – Kiedy go znalezli dzis po poludniu, byl siny.
– Ale pozniej juz nie byl. Przestal byc siny, kiedy odcieli przescieradlo. Czy tym idiotom sanitariuszom nie przyszlo to do glowy?
– No… – powiedzial Grimes i nie dodal nic wiecej, bo nie mial pojecia, co odpowiedziec.
– Czy zrobil krzywde konwojentom? – zapytal Adler.
W pewnym momencie bedzie musial policzyc, ile osob moze sie domagac w sadzie zadoscuczynienia w zwiazku z dzisiejsza ucieczka.
– Nie. Mowili, ze go gonili, ale on zniknal.
– Gonili go. Akurat.
Adler westchnal ironicznie i wrocil do papierow. Dal Grimesowi znak, zeby milczal, i zaczal czytac:
Rozpoznanie wedlug klasyfikacji DSM-III: Schizofrenia paranoidal-na… Monosymptomatyczna… urojenia. Twierdzi, ze przebywal w siedemnastu szpitalach i uciekl z siedmiu z nich. Nie potwierdzone.
Adler spojrzal na swego asystenta.
– Uciekl z siedmiu szpitali?
Zanim mlody czlowiek zdazyl odpowiedziec na to pytanie, na ktore tak naprawde odpowiedzi nie bylo, dyrektor znowu pograzyl sie w papierach.
…hospitalizowany na czas nieokreslony zgodnie z Paragrafem 403 Ustawy o Zdrowiu Psychicznym… Omamy (sluchowe, wzrokowych brak)… cierpi na powazne ataki leku, podczas ktorych moze stac sie zdolny do przemocy. Pacjent charakteryzuje sie przecietnym Iponadprzecietnym poziomem inteligencji… Ma trudnosci tylko z przetwarzaniem najbardziej abstrakcyjnych mysli… Jest przekonany, ze jest przesladowany i szpiegowany, a takze ze inni go nienawidza i plotkuja o nim… Zemsta i odgrywanie sie, czesto pojawiajace sie w kontekscie biblijnym lub historycznym, wydaja sie byc integralnie zwiazane z jego urojeniami… Wrogie nastawienie do kobiet…
Nastepnie Adler przeczytal sprawozdanie stazysty dotyczace wzrostu, wagi, sily, ogolnego stanu zdrowia i wojowniczosci Hrubeka. Jego twarz pozostala niewzruszona, chociaz serce zaczelo mu bic mocniej, kiedy pomyslal z podziwem klinicysty: Ten skurwysyn jest zdolny zabijac. Boze milosierny!
– Obecnie otrzymuje doustnie chloropromazyne – 3200 miligramow dziennie, w trzech dawkach. Czy to prawda?
– Tak. Obawiam sie, ze tak. Trzy gramy thorazyny.
– O cholera – szepnal Adler.
– A na dodatek…
Asystent pochylil sie nad biurkiem, opierajac sie kciukami o sterte ksiazek tak mocno, ze palce mu poczerwienialy.
– Tak? No, niech sie juz dowiem wszystkiego!
– On nie bral lekow. Chowal za policzkiem. Adler poczul, ze robi mu sie goraco.
– Niemozliwe – szepnal.
– Byl taki film…
– Film?
Grimes strzelil palcami.
– Taki film przygodowy. Jego bohater udawal, ze bierze jakies lekarstwo czy cos takiego…
– Ogladali go w swietlicy? To ma pan na mysli?
– To byl film przygodowy. Ten facet tak naprawde nie bral tego lekarstwa. Tych pigulek. Udawal, ze bierze, ukrywal za policzkiem i potem wypluwal. To byl chyba Harrison Ford. I potem przez kilka dni wielu pacjentow go