dwadziescia tysiecy? To byla zaliczka od Linga. Sprawdzilem numery seryjne. Wedlug Rezerwy Federalnej, ostatnio widziano te gotowke, kiedy wplynela do Banku Poludniowych Chin w Singapurze. Z ktorego uslug korzysta regularnie zarzad prowincji Fujian.
Peabody najwyrazniej sie wahal. Ale urzednik Departamentu Stanu pozostal nieugiety.
– On wsiada do tego samolotu – oswiadczyl – i nic tego nie zmieni.
Rhyme przechylil glowe i zmruzyl oczy.
– Ile jeszcze powinnismy przedstawic im dowodow, Sachs? – zapytal.
– Moze cos na temat C-cztery?
– No wlasnie. Ladunek wybuchowy uzyty do zatopienia statku. FBI ustalilo, ze pochodzi od polnocnokoreanskiego handlarza, ktory regularnie zaopatruje… zgadnijcie kogo? Bazy chinskiej Armii Ludowo- Wyzwolenczej w prowincji Fujian. To wladze wyposazyly Ducha w C-cztery. Jest jeszcze komorka, ktora Sachs odnalazla na plazy. To wydawany przez wladze telefon satelitarny.
– Ciezarowki, Rhyme – podpowiedziala Amelia Sachs.
Kryminolog kiwnal glowa.
– Przygladalem sie naszej tablicy z dowodami i zdalem sobie sprawe, ze czegos tam brakuje. Gdzie sa ciezarowki dla imigrantow? Moj przyjaciel z urzedu imigracyjnego powiedzial, ze kontrakt miedzy szmuglerem i imigrantem obejmuje rowniez transport ladowy. Ale nie bylo tam zadnych ciezarowek. Dlaczego? Poniewaz Duch wiedzial, ze imigranci nigdy nie dotra do brzegu zywi.
Dluga kolejka oczekujacych na lot pasazerow coraz bardziej sie kurczyla.
Webley ze Stanu pochylil sie do Rhyme'a.
– Te sprawy pana przerastaja, moj panie – szepnal ze zloscia. – Nie wie pan, co pan robi.
Rhyme spojrzal na niego z udawana skrucha.
– Racja, o niczym nie mam pojecia. Jestem tylko prostym naukowcem. Moja wiedza jest zalosnie ograniczona. Do takich rzeczy jak, powiedzmy, falszywy dynamit.
– Tu wlasnie ja wkraczam na scene – oswiadczyl zlowieszczo Dellray.
Peabody odchrzaknal.
– O czym wy mowicie?
– Podlozona w samochodzie Freda bomba to nie byl dynamit, ale trociny zmieszane z zywica. Przyjaciel z urzedu imigracyjnego powiedzial mi, ze ich urzad ma falszywe materialy wybuchowe, z ktorych korzysta przy szkoleniu rekrutow. Laski znalezione w samochodzie Freda nie roznia sie od atrap uzywanych w osrodku szkoleniowym urzedu na Manhattanie. A numery seryjne na detonatorze sa takie same jak na detonatorach, ktore urzad skonfiskowal w zeszlym roku osobom narodowosci rosyjskiej. – Rhyme obserwowal z zadowoleniem blysk przerazenia w oczach Peabody'ego. – Odnosze wrazenie, ze na jakis czas chcieliscie wylaczyc Freda z tej sprawy.
– A niby dlaczego?
– Poniewaz robilem za duzo halasu – przejal paleczke Dellray. – Chcialem sprowadzic sily specjalne, ktore zwinelyby Ducha bez dluzszych ceregieli. Do diabla, mysle, ze wlasnie dlatego przydzielono mnie w ogole do tej sprawy. Nie mialem zielonego pojecia o przemycie ludzi. I kiedy postaralem sie, zeby sprawe przejal ekspert… Dan Wong… zanim sie polapalem, facet juz siedzial w samolocie lecacym na zachod.
– Fred musial odejsc – podsumowal Rhyme – zebyscie mogli zlapac Ducha zywego i wydalic go bezpiecznie z kraju w ramach umowy zawartej miedzy Lingiem Shui-bianem i Departamentem Stanu.
– Nic nie wiedzialem o zabijaniu dysydentow – wypalil Peabody. – Nigdy mi o tym nie powiedziano. Przysiegam!
– Haroldzie… – mruknal groznie Webley ze Stanu. – Niech pan poslucha – zwrocil sie rozsadnym tonem do Rhyme'a. – Jezeli… powiadam, jezeli… cokolwiek z tego jest prawda, musi pan sobie zdawac sprawe, ze nie chodzi tu tylko o jedna osobe. Duch zostal zdemaskowany. Nikt juz nigdy nie wynajmie go jako szmuglera. Ale – ciagnal dalej gladko dyplomata – jesli odeslemy go z powrotem, Chinczycy beda zadowoleni. I w miare poszerzania sie naszych wplywow, prawa ludzkie beda tam w coraz wiekszym stopniu respektowane. Czasami musimy podejmowac trudne decyzje.
Rhyme pokiwal glowa.
– Innymi slowy, chce pan powiedziec, ze sa to w gruncie rzeczy sprawy, ktorymi powinni sie zajmowac politycy i dyplomaci.
Webley ze Stanu usmiechnal sie, widzac, ze Rhyme pojal w koncu te prosta prawde.
– Ale widzi pan – wyjasnil kryminolog – dyplomacja jest skomplikowana, podobnie zreszta jak polityka. Natomiast zbrodnia jest prosta. Wiec oto jak brzmi moja propozycja: albo przekazecie Ducha, bysmy mogli go skazac w tym kraju, albo poinformujemy opinie publiczna, ze uwalniacie sprawce kilku morderstw, kierujac sie racjami politycznymi i gospodarczymi. I ze w zwiazku z ta sprawa dopusciliscie sie napasci na agenta FBI. Wybor nalezy do was – dodal lekkim tonem.
– Niech pan nam nie grozi. Jest pan zwyklym gliniarzem – warknal Webley ze Stanu.
Pracownik linii lotniczych po raz ostatni wezwal do wejscia na poklad samolotu. Duch dopiero teraz odczul strach. Na jego czole pojawily sie kropelki potu.
– Haroldzie? – zapytal Rhyme.
– Przykro mi – oznajmil zgnebiony Peabody. – Naprawde nie moge nic zrobic.
Rhyme lekko sie usmiechnal.
– O to mi tylko chodzilo. O decyzje. Podjales ja. Znakomicie. Czy mozesz mu pokazac, co wysmazylismy, Thom? – odezwal sie po chwili.
Jego asystent wyjal z kieszeni koperte i wreczyl Webleyowi ze Stanu. Ten otworzyl ja. W srodku byla dosc dluga notatka, ktora Rhyme przesylal na rece Petera Hoddinsa, reportera dzialu miedzynarodowego „New York Timesa”, opisujaca ze szczegolami to, co opowiedzial wlasnie Peabody'emu i Webleyowi.
Webley ze Stanu i Peabody wymienili miedzy soba spojrzenia, a potem przeszli w rog pustej juz teraz poczekalni i obaj zaczeli gdzies dzwonic.
Po pewnym czasie obie rozmowy dobiegly konca i chwile pozniej Rhyme otrzymal odpowiedz. Webley ze Stanu odwrocil sie bez slowa i pomaszerowal korytarzem do hali odlotow.
– Zaczekaj! – zawolal Duch. – Zawarlismy przeciez umowe! Mielismy umowe!
Webley nawet sie nie obejrzal. Podarl notatke Rhyme'a i nie zwalniajac kroku, wyrzucil strzepy do pojemnika na smieci.
Sellitto poinformowal pracownika lotniska, ze moze zakonczyc odprawe. Pan Kwan nie wejdzie na poklad samolotu.
Umundurowani policjanci zajeli sie szmuglerem.
– Przysiegam, ze nie mialem pojecia, o co w tym wszystkim chodzi – tlumaczyl sie nerwowo Harold Peabody. – Powiedzieli mi, ze…
Ale Rhyme poczul sie zmeczony. Bez slowa dotknal lekko palcem panelu sterujacego i jego wozek potoczyl sie wzdluz korytarza.
Kilka dni pozniej Duch zostal postawiony w stan oskarzenia, a jego prosba o zwolnienie za kaucja odrzucona. Lista zarzutow byla dluga: federalne i stanowe oskarzenia o morderstwo, o przemyt ludzi oraz posiadanie broni palnej bez pozwolenia. Uwolniony od zarzutu przemytu ludzi, kapitan Sen mial zeznawac na jego procesie; potem czekala go deportacja do Chin.
Rhyme i Amelia Sachs byli sami w sypialni kryminologa. Policjantka przegladala sie w wysokim lustrze. Za godzine miala sie stawic na rozprawie.
– Swietnie wygladasz – rzekl z uznaniem Rhyme.
Sachs wlozyla swiezo uprasowany niebieski kostium, bluzke i granatowe szpilki, w ktorych mierzyla ponad metr osiemdziesiat wzrostu. Rude wlosy spiela na czubku glowy.
Zadzwonil telefon.
– Polecenie, odebrac telefon – rzucil do mikrofonu Rhyme.
– Lincoln? – odezwal sie w glosniku kobiecy glos.
– Witam, doktor Weaver – pozdrowil w odpowiedzi swoja neurochirurg.
Sachs usiadla na skraju jego lozka marki Flexicair.
– Odebralam panski telefon – powiedziala lekarka. – Wszystko w porzadku?
– Jak najbardziej.