– Tak. Opowiesz mi o tych imprezach czy nie?
– Zrobilabys to? To znaczy… czy naprawde wycielabys jej serce?
– Odpowiedz na moje pytanie. Ja odpowiem na twoje. – Zjechalam na waska ceglana droge wiodaca na Nabrzeze. Jeszcze dwie przecznice i znajdziemy sie pod Grzesznymi Rozkoszami.
– Mowilem ci, jakie sa te imprezy. Przestalem na nich bywac kilka miesiecy temu.
Znow na niego zerknelam. Chcialam zapytac, dlaczego.
– Dlaczego?
– Cholera, lubisz zadawac osobiste pytania, co?
– Nie o to mi chodzilo.
Pomyslalam, ze nie odpowie, ale zrobil to.
– Zmeczylo mnie przechodzenie z rak do rak. Nie chcialem skonczyc jak Rebecca albo jeszcze gorzej.
Chcialam zapytac, co mialo znaczyc to gorzej, ale zmitygowalam sie. Staram sie nie byc okrutna, a jedynie dociekliwa. Sa takie dni, kiedy granica miedzy jednym a drugim sie zaciera.
– Jezeli dowiesz sie, ze wszystkie te wampiry bywaly na imprezach dziwolagow, kontaktuj sie ze mna.
– I co wtedy? – zapytal.
– Zamierzam wybrac sie na impreze. – Zaparkowalam woz przed Grzesznymi Rozkoszami. Neon byl ciemny, widmowy, cien tego, co zapalalo sie po zmroku. Lokal wydawal sie zamkniety.
– Nie chcesz uczestniczyc w takiej imprezie, Anito.
– Phillipie, prowadze sledztwo w sprawie kilku morderstw. Jezeli nie rozwiaze tej sprawy, umrze moja przyjaciolka. A w dodatku nie mam zludzen, co w razie porazki zrobi ze mna mistrzyni. Moglabym chyba tylko modlic sie o szybka smierc.
Zadrzal.
– Taa, taa. – Odpial pas i roztarl dlonmi ramiona, jakby zrobilo mu sie chlodno. – Nie odpowiedzialas na moje pytanie dotyczace Moniki – dodal.
– A ty tak naprawde nie powiedziales mi nic na temat tych imprez.
Spuscil wzrok, wlepiajac go w swoje uda.
– Dzis ma sie jedno odbyc. Jezeli musisz tam isc, zaprowadze cie. – Odwrocil sie do mnie, wciaz rozcierajac dlonmi ramiona. – Imprezy za kazdym razem odbywaja sie w innym miejscu. W jaki sposob moglbym sie z toba skontaktowac, kiedy dowiem sie, gdzie je zaplanowano?
– Zostaw wiadomosc na mojej automatycznej sekretarce. – Wyjelam z torebki wizytowke i na odwrocie zapisalam moj domowy numer.
Phillip zabral z tylnego siedzenia dzinsowa kurtke i wlozyl wizytowke do kieszeni. Otworzyl drzwiczki, a zar wplynal do chlodnego wnetrza klimatyzowanego auta niczym tchnienie smoka.
Nachylil sie i zajrzal do samochodu, opierajac jedna reke na dachu, a druga na drzwiczkach.
– A teraz odpowiedz na moje pytanie. Czy naprawde wycielabys Monice serce, aby nie mogla powrocic jako wampirzyca?
Spojrzalam w ciemne szkla jego okularow i odparlam:
– Tak.
– Przypomnij mi, zebym nigdy cie nie denerwowal. – Wzial gleboki oddech. – Bedziesz musiala zalozyc na dzisiejszy wieczor cos, co nie bedzie zaslaniac twoich blizn. Jezeli nie masz nic odpowiedniego, musisz cos sobie kupic. – Przerwal na chwile, po czym dorzucil: – Jestes groznym wrogiem, ale czy sprawdzasz sie rownie dobrze jako przyjaciolka, Anito?
Wzielam gleboki oddech, po czym wolno wypuscilam powietrze. Coz moglam powiedziec?
– Nie chcialbys miec we mnie wroga, Phillipie. Lepiej, abym byla twoja przyjaciolka.
– Nie watpie. – Zatrzasnal drzwiczki i podszedl do drzwi klubu. Zapukal i w kilka chwil pozniej drzwi uchylily sie. W szparze miedzy nimi dostrzeglam blada postac. To nie mogl byc wampir, prawda? Drzwi zamknely sie, zanim zdazylam sie przyjrzec. Wampiry nie wychodza na zewnatrz za dnia. To byla niezlomna zasada. Ale az do ubieglej nocy nie wiedzialam, ze wampiry potrafia latac.
To tyle, jezeli chodzi o moja wiedze na ich temat.
Ktokolwiek to byl, spodziewal sie Phillipa. Odjechalam. Dlaczego przyslali go do mnie? Czy mial mnie uwiesc? Oczarowac? A moze byl jedynym czlowiekiem, jakiego mieli akurat pod reka? Jedynym dziennym czlonkiem ich dziennego klubu. Jezeli nie liczyc Moniki. A za nia ostatnio raczej nie przepadalam. I chyba trudno mi sie dziwic.
Nie sadze, aby Phillip klamal, mowiac o imprezach dla dziwolagow, ale co wlasciwie o nim wiedzialam? Wystepowal w Grzesznych Rozkoszach jako striptizer, co nie stanowi dla niego najlepszych referencji. Byl wampirzym cpunem, czyli jeszcze lepiej. Czy caly ten bol byl jedynie gra? Udawaniem? Czy mial mnie gdzies zwabic, tak jak Monica?
Nie wiedzialam. A musialam wiedziec. Bylo tylko jedno miejsce, gdzie moglam uzyskac zadane odpowiedzi. Jedno miejsce w calym Dystrykcie, gdzie naprawde bylam mile widziana. U Truposza Dave’a, w milym barze, gdzie podawano podle hamburgery. Wlasciciel, byly glina, zostal wylany ze sluzby za to, ze byl trupem. Bomba, no nie? Dave lubil pomagac, ale nienawidzil uprzedzen swoich dawnych kolegow. Dlatego najczesciej rozmawial ze mna. A ja kontaktowalam sie z policja. To byl calkiem niezly uklad. Dave mogl rownoczesnie wsciekac sie na gliniarzy i pomagac im.
To czynilo mnie niezastapiona dla policji. Jako ze bylam ich stala wspolpracownica, Bert mial powody do zadowolenia.
Za dnia Truposz Dave spoczywal w swojej trumnie, ale lokalem zajmowal sie Luther, kierownik zmiany dziennej i barman w jednej osobie. Byl jedna z niewielu osob w Dystrykcie, ktora nie miala wiele do czynienia z wampirami, jezeli nie liczyc faktu, ze pracowal dla nieumarlego. Zycie nigdy nie jest doskonale.
Znalazlam miejsce parkingowe niedaleko baru Dave’a. Za dnia w Dystrykcie na parkingach jest raczej pusto. Kiedy na Nabrzezu kwitly jeszcze interesy prowadzone przez smiertelnikow, w weekend, czy to w dzien, czy w nocy, nie bylo zadnych wolnych miejsc. To byl jeden z plusow nowych praw dla wampirow. To oraz turystyka.
St. Louis bylo prawdziwa mekka dla milosnikow wampirow. Bardziej popularny byl tylko Nowy Jork, ale u nas mielismy o wiele nizszy wskaznik przestepczosci. W Nowym Jorku dzialal gang zlozony z samych wampirow. Krwiopijcy rozszerzyli swoje wplywy na Los Angeles i probowali zahaczyc sie takze u nas. Policja odnalazla ciala pierwszych rekrutow porabane na drobne kawaleczki.
Nasza wspolnota wampirow szczyci sie mianem glownonurtowej. Gang wampirow oznaczalby dla nich zla prase, totez odpowiednio sie nim zajeli. Podziwialam skutecznosc podjetych przez nich dzialan, choc wolalabym, aby zrobili to w inny sposob. Przez wiele nastepnych tygodni nekaly mnie koszmary o scianach ociekajacych krwia i odrabanych rekach pelzajacych w te i z powrotem po podlodze. Glow nigdy nie odnalezlismy.
22
U Truposza Dave’a kroluje ciemne szklo i podswietlane reklamy piwa. Noca frontowe okna wygladaja jak dziela sztuki nowoczesnej, eksponujace znane markowe nazwy. Za dnia wszystko jest stonowane. Z barami jest jak z wampirami, ich atuty widac dopiero po zmierzchu. Bar za dnia ma w sobie cos tesknego i smutnego.
Klima byla wlaczona na pelny regulator, w lokalu bylo zimno jak w psiarni. Wejscie ze sprazonej sloncem ulicy do lodowatego wnetrza stanowilo prawdziwy fizyczny szok. Stanelam w drzwiach i odczekalam, az moje oczy przywykna do polmroku. Czemu we wszystkich knajpach jest zawsze tak cholernie ciemno, jak w jaskini albo w jakiejs kryjowce?
Wewnatrz cuchnelo papierosowym dymem, i to zawsze, niezaleznie kiedy sie tu weszlo, jakby przez cale lata dym wsiakal w tapicerke krzesel niczym wonne duchy.
Przy stoliku naprzeciwko drzwi siedzialo dwoch facetow w garniturach. Jedli cos, a na stoliku przed nimi lezaly rozlozone kartonowe teczki. Pracowali w sobote. Tak jak ja, a moze wcale nie. Moglam sie zalozyc, ze im nikt nie grozil rozszarpaniem gardla. Oczywiscie moglam sie mylic, choc to raczej mocno watpliwe. Ide o zaklad, ze jedyne co im zwykle zagrazalo, to utrata pracy. Ech, stare dobre czasy.
Na barowy stolku przysiadl jakis mezczyzna, obracajac w dloni wysoka szklaneczke z drinkiem. Oczy mial