metne, ruchy powolne i precyzyjne, jakby obawial sie, ze cos rozleje. Wpol do drugiej, a on juz byl pijany, to zly znak. Ale coz, to nie moja sprawa. Nie da sie uratowac wszystkich. Bywaja takie dni, kiedy mam wrazenie, ze nie jestem w stanie nikogo ocalic. Kazdy czlowiek musi najpierw sam zadbac o siebie, a dopiero potem ja moge wkroczyc do akcji. Przekonalam sie, ze ta filozofia nie sprawdza sie w przypadku pospolitej strzelaniny oraz walki na noze. Poza tym bywa funkcjonalna.

Luther wycieral szklanki bardzo czysta biala scierka. Gdy usiadlam na stolku przy barze, uniosl wzrok. Skinal glowa, z kacika jego szerokich ust sterczal papieros. Luther jest potezny, nie, raczej tlusty. Nie ma lepszego okreslenia, ale jego otluszczone, ogromne cialo jest twarde jak skala, zupelnie jakby bylo jedna wielka bryla miesni. Dlonie Luthera, o grubych klykciach, sa tak duze jak moja twarz. Oczywiscie mam mala twarz. Luther jest Murzynem o skorze tak czarnej jak smola lub mahon. Jego brazowe oczy sa w kacikach zoltawe od papierosowego dymu. Watpie, abym kiedykolwiek miala okazje zobaczyc Luthera bez fajki pomiedzy wargami. Ma nadwage, kopci jak smok, jednego papierosa po drugim, a siwizna we wlosach zdradza, ze musi miec juz ponad piecdziesiat lat, a mimo to nigdy nie choruje. To chyba zasluga dobrych genow, tak przypuszczam.

– Co ma byc, Anito? – Jego glos pasuje do ciala, jest gleboki i chrapliwy.

– To co zwykle.

Nalal mi szklaneczke soku pomaranczowego. Witaminki. Udajemy, ze to wodka z sokiem, aby moja niezlomna abstynencja nie psula dobrej reputacji tego baru. Kto mialby ochote zalewac robaka w knajpie, do ktorej zagladaja abstynenci? I po co u licha mialabym przychodzic do baru, skoro nie pije?

Zaczelam saczyc mego lipnego drinka i rzeklam:

– Potrzebuje informacji.

– Tak myslalem. Na jaki temat?

– Faceta o imieniu Phillip, tancerza z Grzesznych Rozkoszy.

Gesta brew uniosla sie lekko.

– Wampira?

Pokrecilam glowa.

– Wampirzego cpuna.

Zaciagnal sie dymem z papierosa, a koniuszek fajki rozjarzyl sie jak wegielek. Wydmuchnal dym, kierujac go, na moje szczescie, w przeciwna strone.

– Co chcialabys o nim wiedziec?

– Czy jest godny zaufania?

Patrzyl na mnie przez moment, po czym usmiechnal sie.

– Godny zaufania? Do diaska, Anito, to cpun. Niewazne, co go kreci, prochy, woda, seks czy wampiry. Cpunom nie mozna ufac, wiesz o tym doskonale.

Pokiwalam glowa. Wiedzialam, ale co moglam zrobic?

– Musze mu zaufac, Lutherze. Mam tylko jego.

– A niech to, dziewczyno, obracasz sie w niewlasciwych kregach.

Usmiechnelam sie. Tylko Lutherowi pozwalalam tak do siebie mowic Wszystkie kobiety byly dla niego „dziewczynami”, a faceci „kolesiami”.

– Musze wiedziec, czy slyszales cos naprawde zlego na jego temat.

– Co ty kombinujesz? – spytal.

– Nie moge powiedziec. Powiedzialabym, gdybym mogla albo gdyby to w jakis sposob mi pomoglo.

Przygladal mi sie przez chwile, popiol z papierosa posypal sie na kontuar. Jakby od niechcenia wytarl go czysta biala scierka.

– W porzadku, Anito, przyjmijmy, ze tym razem obejdzie sie bez wyjasnien, ale na przyszlosc wolalbym dowiedziec sie czegos wiecej o twoich planach.

Usmiechnelam sie.

– Obiecuje.

Luther tylko pokiwal glowa i wyjal nowego papierosa z paczki, ktora zawsze trzymal pod barem. Po raz ostatni zaciagnal sie dymem z niemal calkiem wypalonego papierosa i wlozyl do ust nastepnego. Przypalil go od wciaz zarzacego sie niedopalka, wciagajac mocno powietrze. Bibulka i tyton zajely sie, rozpalajac sie na pomaranczowo, a Luther zgasil niedopalek w pelnej popielniczce, ktora nosil ze soba z miejsca na miejsce jak pluszowego misia.

– Wiem, ze maja tam tancerza, dziwolaga. Facet bywa na wiekszosci imprez i jest dosc popularny w wampirzych kregach.

Luther wzruszyl ramionami, cale jego cialo zatrzeslo sie jak gora, ktora dostala czkawki.

– Nie mam na niego haka procz tego, ze koles jest cpunem i obraca sie w kregach. Choc, Anito, juz samo to powinno wzbudzac wobec niego podejrzenia. Od takich facetow lepiej sie trzymac z daleka.

– Trzymalabym sie, gdybym mogla. – Tym razem to ja wzruszylam ramionami. – Nie slyszales nic wiecej na jego temat?

Zamyslil sie przez chwile, ssac nowego papierosa.

– Nie. Ani slowa. To nie jest gruba ryba w Dystrykcie. Raczej zawodowa ofiara. Jesli o kims tutaj rozmawiamy, to o drapiezcach, nie o ich ofiarach. – Zmarszczyl brwi. – Poczekaj chwile. Cos mi przyszlo do glowy. – Zastanawial sie przez dluzsza chwile, po czym rzekl z usmiechem: – Tak, przypomnialem sobie, ze doszly mnie sluchy o nowym drapiezcy. Wampir nazywa sie Valentine, nosi maske. Chwali sie, ze to on pierwszy napoczal Phillipa.

– No i… – ponaglalam.

– Nie chodzi o to, ze napoczal go, gdy ten byl juz cpunem, dziewczyno, Valentine twierdzi, ze dopadl chlopaka, gdy ten byl jeszcze dzieciakiem, i niezle mu wtedy dogodzil. Chelpi sie, ze to wlasnie dzieki niemu Phillip stal sie cpunem.

– Boze drogi. – Przypomnialam sobie moje spotkanie i pozniejsze koszmary zwiazane z Valentine’em. Jak cos takiego musialo przezyc dziecko? Co w podobnej sytuacji staloby sie ze mna?

– Znasz Valentine’a? – spytal Luther.

Pokiwalam glowa.

– Taa. Czy wspominal, ile lat mial Phillip, kiedy zostal przez niego zaatakowany?

Pokrecil glowa.

– Nie, ale powiadaja, ze dwunastolatki sa juz dla Valentine’a za stare, chyba ze w gre wchodzi zemsta. A ten typ jest diabelnie msciwy. Kraza sluchy, ze gdyby mistrzyni nie trzymala go na krotkiej smyczy, ten dran bylby naprawde niebezpieczny.

– Mozesz byc pewien, ze on jest diablo niebezpieczny.

– Znasz go. – To nie bylo pytanie.

Spojrzalam na Luthera.

– Musze wiedziec, gdzie Valentine ukrywa sie za dnia.

– Dwie informacje za nic. Nie, raczej na to nie pojde.

– Nosi maske, bo przed dwoma laty oblalam go woda swiecona. Do wczoraj bylam przekonana, ze nie zyje, i on myslal to samo o mnie. Jezeli tylko bedzie w stanie, zabije mnie.

– Ciebie trudno zabic, Anito.

– Zawsze moze zdarzyc sie ten pierwszy raz, a wiecej mi nie trzeba.

– No jasne. – Zaczal wycierac i tak juz czyste szklanki. – Nie wiem. Mowi sie, ze zdradzajac komukolwiek takie informacje, mozemy napytac sobie biedy. Na przyklad ktos moze podlozyc ogien pod lokal, kiedy bedziemy w srodku.

– Masz racje. Nie powinnam byla o to prosic. – Ale wciaz siedzialam na stolku, wpatrujac sie w niego i oczekujac, ze udzieli mi zadanej informacji. Zaryzykuj dla mnie zyciem, stary kumplu, ja dla ciebie zrobilabym to samo. Jasne.

– Powiem ci, jesli obiecasz, ze nie wykorzystasz tej informacji, aby go zabic – rzekl Luther.

– Nie chcialabym sklamac.

– Masz nakaz jego egzekucji? – spytal.

– Aktualnego nie mam, ale postaram sie zalatwic.

– Zaczekasz tyle, ile bedzie trzeba?

– Egzekucja wampira bez sadowego nakazu jest z punktu widzenia prawa nielegalna – odparlam.

Вы читаете Grzeszne Rozkosze
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату