i musialam jakos sie z tym uporac. Nie bylam psychiatra, ktory mogl pozwolic sobie na wspolczucie wobec nieszczesnych, poszkodowanych przez los klientow. Wspolczucie moze okazac sie dla ciebie zabojcze. Bardziej niebezpieczna byla tylko slepa nienawisc i byc moze milosc.
Phillip odkleil sie od sciany i ruszyl w strone auta. Odblokowalam drzwiczki i wsiadl. Pachnial skora, droga woda kolonska i troche takze potem.
Ruszylam.
– Wygladasz drapieznie, Phillipie.
Odwrocil sie, by na mnie spojrzec, oczy mial ukryte za szklami ciemnych okularow, tych samych, ktore nosil juz wczesniej. Rozparl sie na siedzeniu, zgial jedna noge i oparl o drzwiczki, druga wyciagnal, wyprostowana, przed siebie.
– Skrec w Siedemdziesiata Zachodnia. – Glos mial szorstki, prawie ochryply.
Nadchodzi taka chwila, kiedy jestes sam na sam z mezczyzna i oboje to sobie uswiadamiacie. Gdy zostajecie sami, rodzi to pewne mozliwosci. U kobiety i mezczyzny pojawia sie niemal bolesna swiadomosc. Moze ona prowadzic do niezrecznej sytuacji, do seksu albo do niepokoju, w zaleznosci od mezczyzny i okolicznosci.
Seks nie wchodzil w naszym przypadku w rachube, to moglam wam zareczyc. Spojrzalam na Phillipa, a on wciaz gapil sie na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Zdjal okulary. Oczy mial bardzo brazowe i bardzo rozmarzone. Co sie dzialo, u licha?
Wyjechalismy na autostrade i prulismy coraz szybciej. Skupilam sie na pojazdach wokol mnie, na prowadzeniu auta i staralam sie go zignorowac. Mimo to wciaz czulam na sobie ciezar jego spojrzenia. Bylo prawie cieple.
Zaczal przesuwac sie po fotelu w moja strone. Nagle uslyszalam bardzo wyrazne skrzypienie skory przeslizgujacej sie po tapicerce. To byl cieply, zwierzecy dzwiek. Objal mnie ramieniem i zaczal sie przytulac.
– Co ty wyprawiasz, Phillipie?
– Cos nie tak? – wyszeptal wprost w moja szyje. – Czy nie jestem jak dla ciebie dosc drapiezny?
Zasmialam sie, nie moglam sie powstrzymac. Zesztywnial.
– Nie chcialam cie urazic, Phillipie. Po prostu nie sadzilam, ze na dzisiejszy wieczor zalozysz skore i siatkowy podkoszulek.
Wciaz byl tuz przy mnie, zbyt blisko, napieral, goracy, a jego glos nadal brzmial dziwnie ochryple.
– A co bys wolala?
Zerknelam na niego, ale byl za blisko. Nagle spojrzalam mu w oczy z odleglosci dwoch cali. Ta bliskosc porazila mnie jak prad. Powrocilam wzrokiem do szosy.
– Wroc na swoj fotel, Phillipie.
– Co cie kreci? – wyszeptal mi do ucha.
Mialam tego dosc.
– Ile miales lat, kiedy Valentine zaatakowal cie po raz pierwszy?
Jego cialem wstrzasnal silny dreszcz i natychmiast odsunal sie ode mnie.
– Niech cie diabli! – warknal. Chyba naprawde sie na mnie wkurzyl.
– Zaproponuje ci pewien uklad, Phillipie. Nie musisz odpowiadac na moje pytanie ani ja na twoje.
Odezwal sie zduszonym, slabym glosem.
– Kiedy widzialas Valentine’a? Czy bedzie tu dzisiejszej nocy? Obiecali mi, ze go nie bedzie. – W jego glosie pojawila sie nuta strachu. Nigdy dotad nie spotkalam sie z tak gwaltownym i niespodziewanym atakiem paniki.
Nie chcialam przestraszyc Phillipa. Mogloby zrobic mi sie go szkoda, a na to nie moglam sobie pozwolic. Anita Blake, niewzruszona i zimna jak glaz, zawsze pewna siebie, nie zwazala na placzacych mezczyzn. No jasne.
– Nie rozmawialam z Valentinem o tobie, Phillipie. Naprawde. Mozesz mi wierzyc.
– Skad zatem… – Przerwal, a ja spojrzalam na niego. Znow zalozyl ciemne okulary. Twarz mial spieta i nieruchoma jak maska. Nawet ciemne okulary nie zmacily tego wrazenia niezwyklej, niewytlumaczalnej kruchosci. Jego image legl w gruzach.
Nie moglam juz tego zniesc.
– Skad wiem, co ci zrobil?
Skinal glowa.
– Zaplacilam, aby dowiedziec sie czegos o twojej przeszlosci. Zdobylam pewne informacje. W tym takze te. Musialam wiedziec, czy moge ci zaufac.
– I mozesz?
– Jeszcze nie wiem – odparlam.
Wzial kilka glebokich oddechow. Pierwsze dwa drzace, ale nastepne coraz pewniejsze i w koncu, przynajmniej na razie, odzyskal nad soba panowanie. Pomyslalam o Rebecce Miles i jej malych, dziwnie wychudzonych dloniach.
– Mozesz mi zaufac, Anito. Nie zdradze cie. Nie zrobie tego.
Glos mial niepewny jak maly chlopiec, ktorego do cna odarto ze zludzen.
Nie moglam zlekcewazyc tego glosu zagubionego dziecka. Mimo to podobnie jak on wiedzialam, ze zrobilby wszystko, czego zazadaja od niego wampiry, wlacznie z wystawieniem mnie. Nad autostrada wznosil sie most, wysoka, misterna konstrukcja z szarego metalu. Po obu stronach szosy ciagnely sie szpalery drzew. Letnie niebo mialo bladoblekitna barwe, rozmyta zarem i promieniami slonca. Woz wyjechal na most i po obu stronach moglismy ujrzec roziskrzona w sloncu wstege Missisipi. Ponad toczaca leniwie fale rzeka odczuwalo sie dziwna swobode i wrazenie oderwania. Nad mostem zakolowal golab i przysiadl obok tuzina innych na jednym z metalowych filarow.
Wczesniej widywalam nad rzeka mewy, ale na moscie nigdy nie widzialam innych ptakow procz golebi. Moze mewy nie lubia samochodow.
– Dokad jedziemy, Phillipie?
– Co?
Chcialam odburknac:
– Czy to dla ciebie zbyt trudne pytanie? – ale zmitygowalam sie. I tak juz dzis potraktowalam go dosc ostro. – Przejezdzamy przez rzeke. Dokad wlasciwie sie udajemy?
– Skrec na zjazd do Zumbehl, a potem w prawo.
Zrobilam, co kazal. Do Zumbehl zjezdza sie w prawo, wybralam odpowiedni pas. Przy swiatlach zatrzymalam sie i gdy sie zmienily, skrecilam w prawo. Po lewej ciagnie sie tam rzad sklepow, potem mamy dzielnice willowa, zagajnik niemal tak gesty, ze mozna by okreslic go mianem lasu, wsrod drzew stoja domy. Jeszcze dalej wzniesiono dom spokojnej starosci i calkiem pokazny cmentarz. Zastanawialam sie, co musieli myslec sobie dziadkowie z domu starcow, mieszkajacy tuz obok cmentarza. Czy to ich nie przerazalo? A moze traktowali to ze stoickim spokojem jako naturalna kolej rzeczy? Jesli tak, to powinszowac hartu ducha. Doslownie i w przenosni.
Cmentarz byl tu znacznie dluzej niz dom starcow. Na niektorych nagrobkach widnieja daty jeszcze z XIX wieku Zawsze uwazalam, ze budowniczy domu starcow musial byc sadysta, wznoszac go w tak nieduzej odleglosci od nekropolii, ze z okien widac bylo lagodne wzniesienie pelne plyt nagrobnych. Starosc dostatecznie wyraziscie przypomina nam o tym, co nieuchronnie ma spotkac kazdego z nas. Wszelkie wizualne dodatki w tej kwestii uwazam za zbedne.
W Zumbehl napotykamy nieco inne widoki – salon wideo, sklep z odzieza dziecieca, pracownie witrazy, stacje benzynowa i wielki kompleks willowy o nazwie Sun Valley Lake. Bylo tu nawet jezioro tak rozlegle, ze mozna by po nim, przy odrobinie ostroznosci, poplywac na zaglowce.
Jeszcze kilka przecznic i znalezlismy sie na przedmiesciu. Przy drodze staly domy, a na malenkich podworeczkach przed nimi rosly wielkie drzewa. Zaczelismy zjezdzac ze wzgorza, obowiazywalo tu ograniczenie predkosci. Przy zjezdzie nie sposob bylo utrzymac trzydziestu mil na godzine bez koniecznosci ciaglego korzystania z hamulcow. Czy u podnoza zbocza stali policjanci z drogowki?
Czy gdyby nas zatrzymali, widok Phillipa w siatkowej koszulce wzbudzilby ich podejrzenia? Dokad sie pani wybiera? Pan wybaczy, panie wladzo, ale jedziemy na mala nielegalna imprezke i jestesmy juz spoznieni. Przy zjezdzie uzywalam hamulcow. Na dole rzecz jasna nie bylo ani jednego policjanta. Gdybym zlamala ograniczenie predkosci, na pewno zaraz jakis by sie znalazl. Prawo Murphy’ego jest jedynym, ktore nigdy nas nie zawodzi.