– Czemu to dla ciebie takie wazne?

Nie zamierzalam jej tego wyjasniac.

– Tak po prostu.

– Jak bardzo jest to dla ciebie wazne?

– Nie wiem, co masz na mysli.

– Ile bylabys w stanie zniesc dla swojego zombi?

Strach jak wielka bryla lodu zmaterializowal sie w moim zoladku.

– Nie wiem, o co ci chodzi.

– Owszem, wiesz – uciela.

Podnioslam sie z ziemi, choc to i tak niewiele moglo mi pomoc. Bylam od niej wyzsza. Nikolaos wydawala sie drobna i delikatna jak dziecko wrozek. No jasne. To ci dopiero porownanie.

– Czego chcesz?

– Nie rob tego, Anito. – Willie stal nieco z boku, jakby bal sie do nas podejsc. Po smierci byl znacznie rozsadniejszy niz za zycia.

– Milcz, Willie. – Rzucila jakby od niechcenia, nie podnoszac glosu ani nie cedzac slow. Mimo to Willie w jednej chwili zamilkl jak dobrze ulozony pies.

Byc moze zauwazyla moje spojrzenie. Tak czy owak powiedziala:

– Musialam ukarac Williego za to, ze za pierwszym razem nie zdolal naklonic cie do wspolpracy.

– Ukarac?

– Jestem pewna, ze Phillip opowiedzial ci, w jaki sposob wymierza sie u nas kare.

Skinelam glowa.

– Trumna zapieczetowana krzyzami.

Usmiechnela sie szeroko, pogodnie. W tym grymasie dostrzec mozna bylo cien ironii.

– Willie bardzo sie bal, ze pozostawie go tam na dobrych pare miesiecy albo nawet lat.

– Wampiry nie moga umrzec z glodu. – Te zasade akurat zrozumialam. A w myslach dodalam „Ty suko”. W moim przypadku strach oddziela od wscieklosci bardzo waska granica. I szczerze mowiac, lubie, gdy ogarnia mnie gniew.

– Pachniesz swieza krwia. Pozwol mi siebie sprobowac, a gwarantuje, ze twojemu zombi nie stanie sie nic zlego.

– Sprobowac, to znaczy ukasic? – spytalam.

Zasmiala sie slodko, ten dzwiek az rozdzieral serce. Suka.

– Tak, smiertelniczko, sprobowac znaczy ukasic.

Nagle znalazla sie tuz przy mnie. Cofnelam sie odruchowo. Znow sie zasmiala.

– Wyglada na to, ze Phillip mnie ubiegl.

Przez chwile nie bardzo wiedzialam, co miala na mysli i wtedy przypomnialam sobie o ugryzieniu na szyi. Poczulam sie zazenowana, jakby przylapala mnie nago.

Jej dzwieczny smiech przepelnil noc. Szczerze mowiac, ten dzwiek coraz bardziej dzialal mi na nerwy.

– Zadnego gryzienia – mruknelam.

– Wobec tego wpusc mnie ponownie do swego umyslu. To tez swego rodzaju karmienie.

Pokrecilam glowa, zbyt gwaltownie. Predzej umre, niz pozwole, by znow wdarla sie do mego umyslu. Wolalam smierc. Oczywiscie gdybym musiala wybierac.

Gdzies niedaleko rozlegl sie przeciagly krzyk. Estelle odzyskala glos. Skrzywilam sie, jakbym dostala w twarz.

– Pozwol mi sprobowac twojej krwi, animatorko. Bez kasania. – Mowiac to, blysnela klem. – Stoj spokojnie i nie probuj mnie powstrzymywac. Wykorzystani te swieza rane na twojej szyi. Nie bede sie toba pozywiac.

– Ta ranka juz nie krwawi. Zasklepila sie.

Usmiechnela sie slodko, tak slodko.

– Wylize ja do czysta.

Przelknelam mocno sline. Nie bylam pewna, czy to wytrzymam. Dal sie slyszec kolejny krzyk, wysoki i zagubiony. Boze.

– Anito… – odezwal sie Willie.

– Milcz albo poznasz, co znaczy moj gniew. – Jej glos zabrzmial jak posepny, zlowrogi warkot.

Willie jakby zapadl sie w sobie. Jego twarz ponizej grzywy czarnych wlosow przypominala bialy trojkat.

– Daj spokoj, Willie. Po co masz przeze mnie cierpiec – powiedzialam.

Spojrzal na mnie, dzielilo nas kilka metrow, ale wydawalo sie, jakby stal o wiele mil ode mnie. I ten jego wyraz twarzy. Przypominal zbitego psa. Biedny Willie. Biedna ja.

– Co ci to da, skoro sie mna nie pozywisz? – spytalam.

– W sumie nic. – Wyciagnela w moja strone mala biala dlon. – Oczywiscie strachem tez mozna sie nasycic. – Chlodne palce oplotly moj nadgarstek. Wzdrygnelam sie, ale sie nie cofnelam.

Chyba jednak pozwole jej to zrobic… choc nie bylam o tym do konca przekonana.

– Nazwij to widmowym posilkiem, smiertelniczko. Krew i strach zawsze sa cenne, niezaleznie do tego, jak je pozyskasz. – Zblizyla sie do mnie. Poczulam na sobie jej oddech i zrobilam krok w tyl. Gdyby nie to, ze trzymala, mnie za reke, zapewne rzucilabym sie do ucieczki.

– Zaczekaj. Chce, aby najpierw twoje wampiry puscily tego zombi. Niech dadza jej spokoj.

Przygladala mi sie przez chwile, po czym wolno pokiwala glowa.

– Dobrze. – Przeniosla wzrok gdzies poza mnie, jej blade oczy zdawaly sie postrzegac rzeczy, ktorych ja nie moglam zobaczyc.

Poczulam napiecie przenikajace jej dlon jak ladunek elektryczny.

– Theresa je przeploszy, a animator zlozy trupa z powrotem do grobu.

– Juz sie tym zajelas? Tak szybko?

– Theresa odbiera ode mnie bezposredni przekaz myslowy. Nie wiedzialas o tym?

– Tak przypuszczalam. – Nie sadzilam, ze wampiry maja zdolnosci telepatyczne. Naturalnie jeszcze przedwczoraj nie sadzilam, ze umieja rowniez latac. Coz, codziennie uczymy sie czegos nowego.

– Skad mam wiedziec, ze nie wciskasz mi kitu? – spytalam.

– Bedziesz musiala mi zaufac.

To bylo prawie smieszne. Gdyby miala poczucie humoru, moze ubawilybysmy sie obie. Nie. Raczej nie.

Pociagnela mnie za reke i przyciagnela do siebie. Dlon miala jak ze stali. Bez palnika acetylenowego nie mialam szans, aby uwolnic sie z jej uscisku. Tak sie akurat skladalo, ze nie mialam przy sobie ani jednego palnika.

Czubek jej glowy mialam ponizej podbrodka. Musiala stanac na palcach, aby dosiegnac mojej szyi. To powinno nieco zmniejszyc uczucie zagrozenia. Miekkie wargi musnely moja skore. Zadrzalam. Zasmiala sie, wtulajac twarz w moja szyje. Zaczelam dygotac i nie moglam przestac.

– Obiecuje, ze bede delikatna. – Znow sie zasmiala, a ja zwalczylam w sobie chec odepchniecia jej. Wiele bym dala, aby moc jej przywalic, jeden jedyny raz, i to mocno. Ale nie chcialam umrzec tej nocy. Poza tym mialam z nia uklad.

– Cala sie trzesiesz, biedactwo. – Polozyla mi dlon na ramieniu, aby utrzymac rownowage. Powiodla ustami po zaglebieniu mojej szyi. – Zimno ci?

– Przestan gledzic. Zrob, co masz zrobic, i miejmy to za soba!

Zesztywniala.

– Nie chcesz, abym cie dotykala?

– Nie – odparlam. Czy ona oszalala? Wroc, to bylo pytanie retoryczne.

Jej glos brzmial stanowczo.

– Gdzie na twarzy mam blizne?

Odparlam bez namyslu.

– Przy ustach.

– A skad… – wysyczala – ty to wiesz?

Serce podeszlo mi do gardla. O rany. Dalam jej do zrozumienia, ze nie jestem podatna na jej mentalne sztuczki, a przeciez nie powinno tak byc.

Wbila mi palce w bark. Jeknelam, ale nie krzyknelam z bolu.

Вы читаете Grzeszne Rozkosze
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату