cierpienia. Nie bala sie smierci, Mewa, nie tak jak ty. Byla krolowa i rozumiala szlachetnosc odbierania sobie zycia. Koniecznosc. Ja tylko ja zachecalem i wykorzystalem jej smierc dla swoich celow. Otworzylem drzwi, potem poszedlem za nia i patrzylem, jak wchodzila na schody…

– A gdzie byla dyzurna pielegniarka?

– Spala, Mewa. Kimala, z nogami na biurku, glowa do tylu, chrapala. Myslisz, ze naprawde kogos obchodziliscie az tak?

– Ale po co ja potem pociales?

– Zeby pokazac wam to, co pozniej odgadles, Mewa. Ze moglem ja zabic. Ale glownie dlatego, ze wiedzialem, iz wszyscy zaczna sie klocic, i ze ci, co chcieli wierzyc, ze tam bylem, uznaja to za dowod, a ci, co nie chcieli wierzyc, uznaja za argument przemawiajacy za swoim zdaniem. Watpliwosci i zamieszanie to bardzo sprzyjajace okolicznosci, Mewa, kiedy planuje sie cos precyzyjnego i doskonalego.

– Oprocz jednej rzeczy - szepnalem. – Nie wziales pod uwage mnie.

Zawarczal.

– Przeciez po to wlasnie jestem tu teraz, Mewa. Po ciebie.

Tuz przed dwudziesta druga Lucy ruszyla szybkim krokiem przez teren szpitala do Amherst, zeby objac nocna, samotna zmiane. To byla okropna noc, burzliwa i upalna. Bialy mundurek cial geste, czarne powietrze jak noz.

W prawej dloni Lucy niosla pek kluczy, brzeczacych w rytm jej szybkich krokow. Nad nia kolysal sie i gial dab, szeleszczac liscmi na wietrze, ktorego nie czula. Kopertowke z pistoletem zarzucila na prawe ramie, ale nie czula sie przez to razniej. Zignorowala krzyk, pelen rozpaczy i samotnosci, dobiegajacy z jednego z dormitoriow.

Otworzyla dwa zamki drzwi wejsciowych do Amherst i naparla barkiem na lite drewno. Drzwi ustapily ze skrzypieniem. W pierwszym odruchu chciala sie cofnac. Za kazdym razem, kiedy odwiedzala Amherst, budynek byl pelen ludzi, swiatla i halasu. Teraz, mimo niezbyt poznej pory, zmienil sie calkowicie. Iskrzyly najrozniejsze bezksztaltne obledy i nieprawe mysli. Pojedyncze upiorne wrzaski czy krzyki czaily sie w pustych przestrzeniach. Korytarz przyoblekl sie w czern; przez okna saczyl sie slaby blask, przechodzacy w nielicznych miejscach w znosna szarosc. Tylko posrodku widnial maly stozek jasnosci, za okratowanymi drzwiami dyzurki pielegniarek, gdzie palila sie lampka na biurku.

Lucy zobaczyla poruszajacy sie tam ksztalt. Wypuscila wolno powietrze, kiedy rozpoznala Malego Czarnego, wstajacego zza biurka i otwierajacego drzwi.

– W sama pore – powiedzial.

– Nie przegapilabym tego za nic w swiecie – odparla z odpowiednia dawka falszywej brawury w glosie.

Pielegniarz pokrecil glowa.

– Moim zdaniem czeka pania tylko dluga, nudna noc – stwierdzil. Wskazal interkom na biurku: staromodne, male pudelko z przyciskiem i pokretlem glosnosci. – Przez to bedzie pani miala lacznosc z moim bratem i ze mna na gorze. Ale musi pani podac haslo bardzo glosno, bo ten sprzet ma dziesiec czy dwadziescia lat i nie dziala za dobrze. Telefon tez ma polaczenie z gora. Wystarczy wykrecic 202, i dzwoni. Po dwoch sygnalach przylecimy na pomoc.

– Dwiescie dwa. Jasne.

Ale pewnie nie bedzie pani potrzebny – mruknal Maly Czarny. – Z mojego doswiadczenia wynika, ze tutaj zaden logiczny plan nie wychodzi. Facet, na ktorego pani poluje, na pewno wie, ze pani tu jest. Wiesci rozchodza sie szybko, jesli szepnie sie slowko komu trzeba. Blyskawicznie do wszystkich docieraja. Ale jesli ten gosc jest taki cwany, jak sie pani wydaje, watpie, zeby wlazl prosto w pulapke. Z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo.

– Wlasnie – przyznala Lucy. – Nigdy nic nie wiadomo.

Maly Czarny kiwnal glowa.

– Niech pani dzwoni, jesli bedzie sie cos dzialo z pacjentami. Prosze nie zwracac uwagi na krzyki czy wolania o pomoc. Generalnie czekamy do rana z rozwiazywaniem nocnych problemow.

– Jasne. Pokrecil glowa.

– Zdenerwowana?

– Nie – odparla Lucy. Nie umiala dobrze okreslic swoich obecnych odczuc, ale slowo „zdenerwowana” raczej do nich nie pasowalo.

– Kiedy zrobi sie pozno, przysle kogos, zeby do pani zajrzal. Moze tak byc?

– Towarzystwo zawsze bedzie mile widziane. Tyle tylko, ze nie chce sploszyc aniola.

– Nie sadze, ze to plochliwy typ – skomentowal Maly Czarny. Spojrzal wzdluz korytarza. – Sprawdzilem, czy drzwi do dormitoriow sa zamkniete. Mezczyzn i kobiet. Zwlaszcza te tam, co Peter prosil, zebym je otworzyl. Oczywiscie wie pani, ktory to klucz, ten na samym koncu kolka… – Mrugnal porozumiewawczo. – Moim zdaniem wszyscy tu juz dawno spia.

Po tych slowach Maly Czarny odwrocil sie i poszedl korytarzem. Raz sie obejrzal i pomachal, ale przy klatce schodowej bylo juz tak ciemno, ze Lucy ledwie widziala zarys jego sylwetki w bialym uniformie.

Uslyszala, ze drzwi zatrzaskuja sie ze skrzypieniem. Polozyla kopertowke na biurku, obok telefonu. Zaczekala kilka sekund, tyle zeby cisza oblazla ja lepko, potem wziela klucz i poszla do dormitorium mezczyzn. Najciszej jak mogla, wlozyla klucz do zamka i przekrecila go raz. Uslyszala ciche pstrykniecie. Wziela gleboki oddech. Po chwili wrocila do dyzurki i zaczela czekac, az cos sie wydarzy.

Peter siedzial po turecku na lozku. Slyszal szczekniecie odsuwanej zasuwy i wiedzial, ze Lucy otworzyla drzwi. Zobaczyl ja oczyma wyobrazni, jak szybkim krokiem wraca do dyzurki. Wytezyl sluch, bezskutecznie probujac doslyszec ciche stapanie. Odglosy sali pelnej spiacych mezczyzn, oplatanych posciela i najrozniejszymi postaciami rozpaczy, zagluszaly wszystkie delikatne dzwieki dochodzace zza drzwi – za duzo bylo chrapania, ciezkich oddechow i mowienia przez sen. Peter pomyslal, ze to moze byc problem, dlatego tez, kiedy przekonal sie, ze wszyscy dookola sa pograzeni w niespokojnym snie, wstal i ostroznie przeszedl do drzwi. Nie smial ich otwierac, bo obawial sie, ze halas moze kogos obudzic, chocby nie wiadomo jak nafaszerowano ich lekami. Osunal sie po scianie i usiadl, opierajac sie o nia plecami i czekajac na jakis niezwyczajny dzwiek albo slowo oznajmiajace przybycie aniola.

Zalowal, ze nie ma broni. Pistolet, pomyslal, bardzo by sie przydal. Nawet kij baseballowy albo policyjna palka. Przypomnial sobie, ze aniol bedzie mial noz. Peter musial trzymac sie poza jego zasiegiem, az przybeda bracia Moses i wezwie sie ochrone.

Lucy, domyslal sie, nie zgodzilaby sie na swoj wystep bez zadnej pomocy. Nie powiedziala, ze wezmie bron, ale Peter podejrzewal, ze to zrobila.

Ich przewaga opierala sie na zaskoczeniu i liczebnosci. To powinno wystarczyc.

Zerknal na Francisa i pokrecil glowa. Chlopak spal; to dobrze. Peter zalowal, ze zostawia przyjaciela, ale czul, ze prawdopodobnie, w ogolnym rozrachunku, Mewie wyjdzie to na dobre. Od wizyty aniola przy lozku – wydarzenia, co do ktorego Peter wciaz nie byl przekonany, czy rzeczywiscie zaistnialo – Francis coraz bardziej sie sypal, coraz mniej nad soba panowal. Staczal sie po jakiejs rowni, z ktora Peter na pewno nie chcial miec nic wspolnego. Strazaka smucilo, kiedy widzial, co sie dzieje z przyjacielem, ale nie mogl na to nic poradzic. Francis bardzo ciezko przezyl smierc Kleo i bardziej niz ktorekolwiek z nich popadl w obsesje znalezienia aniola. Jakby jego potrzeba zlapania mordercy oznaczala cos innego i o wiele wazniejszego. To przekraczalo zwykla determinacje, a przy tym bylo niebezpieczne.

Tu Peter sie mylil. Prawdziwa obsesje miala Lucy, ale nie chcial tego dostrzec.

Oparl glowe o sciane zamknal na chwile oczy. Czul plynace w zylach zmeczenie, razem z podnieceniem. Rozumial, ze w jego zyciu wiele ma sie zmienic tej nocy i nastepnego ranka. Odepchnal od siebie wspomnienia i pomyslal, jaki bedzie nastepny rozdzial jego historii. Jednoczesnie uwaznie sluchal, czekajac na sygnal od Lucy.

Zastanawial sie, czy po tej nocy jeszcze kiedys ja zobaczy.

Francis lezal sztywno na lozku. Doskonale zdawal sobie sprawe, ze Peter go minal i zajal pozycje przy drzwiach. Wiedzial, ze sen jest bardzo daleko, ale smierc nie, wiec oddychal powoli, rowno, czekajac na nieuniknione. Na cos, co zostalo wyryte w kamieniu, zaplanowane i uknute, wymierzone, odszyfrowane i zaprojektowane. Czul sie, jakby porwal go prad rzeki i niosl gdzies, gdzie bylby blizszy temu, kim jest albo moglby sie stac, i ze nie jest zdolny sprzeciwic sie tej sile.

Bylismy wszyscy dokladnie tam, gdzie spodziewal sie nas aniol. Chcialem to zapisac, ale tego nie

Вы читаете Opowiesc Szalenca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату