zobaczyl, ze bok jej twarzy znaczy dluga, biala blizna. Szrama przecinala brew, przeskakiwala nad okiem, a potem zbiegala zygzakiem po policzku i konczyla sie na linii szczeki. Znamie podzialalo na niego jak zegarek hipnotyzera: nie mogl oderwac wzroku od poszarpanej linii, dzielacej twarz kobiety na dwie czesci. Przez chwile zastanawial sie, czy nie przypomina to ogladania dziela jakiegos szalonego artysty, ktory przerazony nieoczekiwana doskonaloscia swojego obrazu, chwycil noz i rzucil sie na wlasna sztuke z niespodziewanym okrucienstwem.
Kobieta podeszla blizej.
– Ktorzy to dwaj mezczyzni znalezli cialo pielegniarki? – zapytala. Lekka chrypka jej glosu przeszyla Francisa na wskros.
– Peter. Francis – zawolal zywo doktor Gulptilil. – Ta mloda dama przyjechala tu az z Bostonu, zeby zadac wam kilka pytan. Chodzcie z nami do biura.
Francis wstal i w tej samej chwili zdal sobie sprawe, ze Peter Strazak patrzy na kobiete wzrokiem rownie ostrym, jak jej.
– Znam cie – mruknal pod nosem.
Kobieta spojrzala na Petera, a jej czolo przelotnie zmarszczylo sie w wyrazie rozpoznania. Potem, niemal tak samo szybko, na jej twarz powrocilo niewzruszone, okaleczone piekno.
Obaj mezczyzni wyszli z kregu krzesel.
– Uwazajcie – ostrzegla nagle Kleo. Potem zacytowala swoja ulubiona sztuke: – „Dzien jasny minal i dazymy w mroki”… – W sali zapadla cisza, a Kleo dodala ochryplym, przepalonym glosem: – Uwazajcie na drani. Oni zawsze cos knuja.
Peter Strazak zawahal sie przed odpowiedzia.
– Moze najpierw powiedzialaby nam pani, dlaczego interesuje pania to, co pamietamy? W koncu obaj zlozylismy zeznania miejscowej policji.
– Dlaczego interesuje mnie ten przypadek? – powtorzyla zywo. – Niedlugo po tym, jak znaleziono cialo, zwrocono moja uwage na pewne szczegoly, a po paru telefonach do tutejszych wladz uznalam, ze powinnam sprawdzic je osobiscie.
– Ale to nic nie mowi – stwierdzil Peter, lekcewazaco wzruszajac ramionami. Nachylil sie do mlodej kobiety. – Chce pani wiedziec, co widzielismy, ale Mewa i ja leczymy juz siniaki po pierwszym spotkaniu ze szpitalna ochrona i miejscowymi gliniarzami z wydzialu zabojstw. Podejrzewam, ze obaj mamy szczescie, ze nie wepchnieto nas do izolatek w tutejszym areszcie, mylnie oskarzonych o powazna zbrodnie. A wiec zanim zgodzimy sie pani pomoc, prosze nam powiedziec, dlaczego to pania interesuje. Tym razem bardziej szczegolowo, jesli laska.
Doktor Gulptilil mial na twarzy wyraz lekkiego szoku, jakby sama mysl, ze pacjent moze wypytywac kogos zdrowego na umysle, byla wykroczeniem przeciw regulaminowi.
– Daj spokoj, Peter – upomnial go sztywno. – Panna Jones jest prokuratorem w hrabstwie Suffolk. Mysle, ze to ona powinna zadawac pytania.
Strazak kiwnal glowa.
– Wiedzialem, ze juz gdzies sie spotkalismy – powiedzial cicho do mlodej kobiety. – Prawdopodobnie na sali sadowej.
Lucy przygladala mu sie przez chwile.
– Siedzielismy naprzeciwko siebie na kilku rozprawach. Zeznawal pan w sprawie pozaru Andersona, moze dwa lata temu. Bylam wtedy jeszcze zastepca prokuratora, zajmowalam sie wykroczeniami i jazda po pijanemu. Wyslali nas, zebysmy obejrzeli pana przesluchanie. Peter sie usmiechnal.
– Przypominam sobie, ze obronilem sie calkiem niezle – powiedzial. – To ja odkrylem, jak podpalacz podlozyl ogien. Zrobil to bardzo sprytnie, wie pani? Rozgrzebal gniazdko elektryczne obok miejsca, gdzie w magazynie byly skladowane materialy latwopalne, tak ze ich wlasny produkt podsycil ogien. Wymagalo to planowania. Ale z drugiej strony wlasnie planowanie jest w podpalaniu najwazniejsze. Podpalaczy najbardziej ekscytuje sam proces przygotowywania pozaru. Po tym poznaje sie najlepszych.
– Dlatego kazali nam tam przyjsc i patrzec – powiedziala Lucy. – Bo uwazali, ze zostanie pan najlepszym inspektorem pozarowym w bostonskiej strazy. Ale nic z tego nie wyszlo, prawda?
– Och. – Peter usmiechnal sie szerzej, jakby w slowach Lucy Jones kryl sie zart, ktorego Francis nie uslyszal. – Mozna by sie co do tego spierac. Wszystko zalezy, jak sie postrzega pewne rzeczy. Na przyklad sprawiedliwosc, co jest sluszne i tak dalej. Ale to nie moja historia tu pania sciagnela, prawda, panno Jones?
– Owszem. Chodzi mi o morderstwo stazystki.