zobaczyl, ze bok jej twarzy znaczy dluga, biala blizna. Szrama przecinala brew, przeskakiwala nad okiem, a potem zbiegala zygzakiem po policzku i konczyla sie na linii szczeki. Znamie podzialalo na niego jak zegarek hipnotyzera: nie mogl oderwac wzroku od poszarpanej linii, dzielacej twarz kobiety na dwie czesci. Przez chwile zastanawial sie, czy nie przypomina to ogladania dziela jakiegos szalonego artysty, ktory przerazony nieoczekiwana doskonaloscia swojego obrazu, chwycil noz i rzucil sie na wlasna sztuke z niespodziewanym okrucienstwem.

Kobieta podeszla blizej.

– Ktorzy to dwaj mezczyzni znalezli cialo pielegniarki? – zapytala. Lekka chrypka jej glosu przeszyla Francisa na wskros.

– Peter. Francis – zawolal zywo doktor Gulptilil. – Ta mloda dama przyjechala tu az z Bostonu, zeby zadac wam kilka pytan. Chodzcie z nami do biura.

Francis wstal i w tej samej chwili zdal sobie sprawe, ze Peter Strazak patrzy na kobiete wzrokiem rownie ostrym, jak jej.

– Znam cie – mruknal pod nosem.

Kobieta spojrzala na Petera, a jej czolo przelotnie zmarszczylo sie w wyrazie rozpoznania. Potem, niemal tak samo szybko, na jej twarz powrocilo niewzruszone, okaleczone piekno.

Obaj mezczyzni wyszli z kregu krzesel.

– Uwazajcie – ostrzegla nagle Kleo. Potem zacytowala swoja ulubiona sztuke: – „Dzien jasny minal i dazymy w mroki”… – W sali zapadla cisza, a Kleo dodala ochryplym, przepalonym glosem: – Uwazajcie na drani. Oni zawsze cos knuja.

Odsunalem sie od sciany i wszystkich zgromadzonych na niej slow, i pomyslalem: Prosze. Wlasnie tak. Wszyscy znalezlismy sie na swoich miejscach. Smierc, mysle sobie, czasem jest jak algebraiczne rownanie, dlugi ciag czynnikow x i wartosci y, mnozonych, dzielonych, dodawanych i odejmowanych, az dochodzi sie do prostej, lecz strasznej odpowiedzi. Zero.

Kiedy trafilem do szpitala, mialem dwadziescia jeden lat i nigdy nie bylem zakochany. Nigdy nie calowalem sie z dziewczyna, nie czulem miekkosci jej skory pod palcami. Kobiety pozostawaly dla mnie tajemnica, szczytami gor tak samo nieosiagalnymi jak normalnosc. Mimo to przepelnialy moja wyobraznie. Tyle bylo sekretow: luk piersi, kaciki ust uniesione w usmiechu, dol plecow wygiety w zmyslowym ruchu. Nie wiedzialem nic, wyobrazalem sobie wszystko.

Tak wiele w moim oblakanym zyciu istnialo poza moim zasiegiem. Przypuszczalnie powinienem sie spodziewac, ze zakocham sie w najbardziej egzotycznej kobiecie, jaka mialem kiedykolwiek poznac. Powinienem tez chyba rozumiec, ze w tamtej jednej chwili, kiedy Peter Strazak i Lucy Kyoto Jones wymienili spojrzenia, nie wszystko zostalo wypowiedziane, a porozumienie miedzy nimi bylo glebsze, niz pozniej to okazywali. Ale widzialem tylko ja; pojawila sie nagle w mojej namiastce zycia i byla najbardziej niezwykla osoba, jaka widzialem. Wydawalo sie, ze jarzy jak swieca – nieustannie sie roztapiajaca, skrecajaca forma, przeplywajaca od jednego ksztaltu do drugiego.

Lucy Kyoto Jones byla owocem porozumienia miedzy czarnym amerykanskim zolnierzem a japonsko-amerykanska kobieta. Drugie imie nadano jej na czesc rodzinnego miasta matki. Stad oczy w ksztalcie migdalow i kakaowa karnacja. O dyplomie ze Stanford i prawie ukonczonym na Harvardzie mialem sie dowiedziec pozniej.

O bliznie na twarzy rowniez mialem sie dowiedziec, bo czlowiek ktory ja po sobie zostawil – te i druga, niewidoczna, schowana gleboko we wnetrzu – pchnal Lucy na droge, ktora zaprowadzila ja do Szpitala Western State z pytaniami bardzo niepopularnymi.

Podczas lat najwiekszego szalenstwa zrozumialem, ze mozna bylo znajdowac sie w pomieszczeniu, za scianami, zakratowanymi oknami i zamkami w drzwiach, w otoczeniu innych wariatow albo nawet byc wcisnietym samotnie do izolatki, ale tak naprawde przebywalo sie gdzie indziej. Prawdziwe otoczenie tworzyly wspomnienia, zwiazki, wydarzenia, wszelkiego rodzaju niewidoczne sily. Czasem omamy. Czasem halucynacje. Pragnienia. Sny i nadzieje albo ambicje. Czasem gniew. To bardzo wazne: zawsze rozpoznawac, z czego wzniesione sa prawdziwe mury.

I tak wlasnie bylo wtedy, kiedy siedzielismy w gabinecie Piguly. Wyjrzalem za okno mojego mieszkania i zobaczylem, ze jest pozno. Swiatlo dnia umknelo, ustepujac miejsca gestej, malomiasteczkowej nocy. W kawalerce mialem kilka zegarow, wszystkie od siostr, ktore z nieznanej mi przyczyny najwyrazniej uwazaly, ze kieruje mna ciagla i gleboko zakorzeniona potrzeba kontrolowania godziny. Pomyslalem, ze slowa to jedyny czas, jakiego mi teraz trzeba, wiec zrobilem sobie przerwe. Zapalilem papierosa i zebralem zegary, odlaczylem je od kontaktow albo wyjalem baterie, tak ze wszystkie stanely. Zauwazylem, ze zatrzymaly sie mniej wiecej w tej samej chwili – dziesiec po dziesiatej, jedenascie po dziesiatej, trzynascie po dziesiatej. Pozmienialem ustawienie wskazowek na kazdym z nich, zeby zatrzec nawet sugestie podobienstwa. Kazdy stal teraz na innej chwili. Rozesmialem sie na glos. Czulem sie tak, jakbym zapanowal nad czasem i uwolnil sie z jego okow.

Przypomnialem sobie, jak Lucy nachylila sie, przeszywajac najpierw Petera, potem mnie, potem znow Petera surowym spojrzeniem, pozbawionym wszelkiej wesolosci. Przypuszczam, ze zamierzala zrobic na nas wrazenie swoja determinacja. Moze myslala, ze tak nalezy postepowac z wariatami – zdecydowanie, jak z krnabrnym szczeniakiem.

– Chce wiedziec o wszystkim, co widzieliscie wczoraj w nocy – oznajmila.

Peter Strazak zawahal sie przed odpowiedzia.

– Moze najpierw powiedzialaby nam pani, dlaczego interesuje pania to, co pamietamy? W koncu obaj zlozylismy zeznania miejscowej policji.

– Dlaczego interesuje mnie ten przypadek? – powtorzyla zywo. – Niedlugo po tym, jak znaleziono cialo, zwrocono moja uwage na pewne szczegoly, a po paru telefonach do tutejszych wladz uznalam, ze powinnam sprawdzic je osobiscie.

– Ale to nic nie mowi – stwierdzil Peter, lekcewazaco wzruszajac ramionami. Nachylil sie do mlodej kobiety. – Chce pani wiedziec, co widzielismy, ale Mewa i ja leczymy juz siniaki po pierwszym spotkaniu ze szpitalna ochrona i miejscowymi gliniarzami z wydzialu zabojstw. Podejrzewam, ze obaj mamy szczescie, ze nie wepchnieto nas do izolatek w tutejszym areszcie, mylnie oskarzonych o powazna zbrodnie. A wiec zanim zgodzimy sie pani pomoc, prosze nam powiedziec, dlaczego to pania interesuje. Tym razem bardziej szczegolowo, jesli laska.

Doktor Gulptilil mial na twarzy wyraz lekkiego szoku, jakby sama mysl, ze pacjent moze wypytywac kogos zdrowego na umysle, byla wykroczeniem przeciw regulaminowi.

– Daj spokoj, Peter – upomnial go sztywno. – Panna Jones jest prokuratorem w hrabstwie Suffolk. Mysle, ze to ona powinna zadawac pytania.

Strazak kiwnal glowa.

– Wiedzialem, ze juz gdzies sie spotkalismy – powiedzial cicho do mlodej kobiety. – Prawdopodobnie na sali sadowej.

Lucy przygladala mu sie przez chwile.

– Siedzielismy naprzeciwko siebie na kilku rozprawach. Zeznawal pan w sprawie pozaru Andersona, moze dwa lata temu. Bylam wtedy jeszcze zastepca prokuratora, zajmowalam sie wykroczeniami i jazda po pijanemu. Wyslali nas, zebysmy obejrzeli pana przesluchanie. Peter sie usmiechnal.

– Przypominam sobie, ze obronilem sie calkiem niezle – powiedzial. – To ja odkrylem, jak podpalacz podlozyl ogien. Zrobil to bardzo sprytnie, wie pani? Rozgrzebal gniazdko elektryczne obok miejsca, gdzie w magazynie byly skladowane materialy latwopalne, tak ze ich wlasny produkt podsycil ogien. Wymagalo to planowania. Ale z drugiej strony wlasnie planowanie jest w podpalaniu najwazniejsze. Podpalaczy najbardziej ekscytuje sam proces przygotowywania pozaru. Po tym poznaje sie najlepszych.

– Dlatego kazali nam tam przyjsc i patrzec – powiedziala Lucy. – Bo uwazali, ze zostanie pan najlepszym inspektorem pozarowym w bostonskiej strazy. Ale nic z tego nie wyszlo, prawda?

– Och. – Peter usmiechnal sie szerzej, jakby w slowach Lucy Jones kryl sie zart, ktorego Francis nie uslyszal. – Mozna by sie co do tego spierac. Wszystko zalezy, jak sie postrzega pewne rzeczy. Na przyklad sprawiedliwosc, co jest sluszne i tak dalej. Ale to nie moja historia tu pania sciagnela, prawda, panno Jones?

– Owszem. Chodzi mi o morderstwo stazystki.

Вы читаете Opowiesc Szalenca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату