okazac sie przyczyna powaznych klopotow. Zerknal tez na Francisa i nagle przyszlo mu do glowy, ze ten najprawdopodobniej zostanie wciagniety w cala sprawe przez pozostalych dwoje, co, jak podejrzewal, niekoniecznie musi wyjsc chlopakowi na dobre.
Doktor Gulptilil kilka razy odchrzaknal i poruszyl sie w fotelu. Za kazdym zakretem widzial nadchodzace klopoty. Mialy one w sobie pewna wybuchowosc, ktorej ujarzmienie wymagalo duzych nakladow czasu i energii. Nie w tym rzecz, ze doktor wyjatkowo cenil sobie prace dyrektora szpitala, ale kultywowal rodowa tradycje wywiazywania sie z obowiazkow polaczona z niemal religijnym poswieceniem stalemu rytmowi pracy, a etat w budzetowce laczyl kilka waznych dla niego cech. Nie najmniej istotna z nich byly regularne, cotygodniowe wyplaty oraz plynace z tego korzysci, pozbawione zarazem sporego ryzyka, jakie wiazalo sie z otwarciem wlasnego gabinetu i zyciem nadzieja, ze okoliczni neurotycy zaczna zapisywac sie na wizyty w odpowiedniej liczbie.
Juz mial sie odezwac, kiedy jego wzrok padl na zdjecie stojace w rogu biurka. Byla to studyjna fotografia zony i ich dwojga dzieci, syna w pierwszej klasie podstawowki i corki, ktora wlasnie skonczyla czternascie lat. Na zdjeciu, zrobionym niecaly rok wczesniej, dziewczynka miala dlugie czarne wlosy, opadajace fala na ramiona i siegajace do polowy plecow. Dla jego ludu byla to tradycyjna oznaka wielkiej urody, niewazne, jak daleko mieszkaliby od rodzinnego kraju. Dawniej czesto siadal i przygladal sie, jak jej matka przeciagala grzebieniem przez kaskady czarnych lsniacych wlosow. Tamte chwile minely. W porywie buntu, tydzien wczesniej, corka wymknela sie do miejscowego fryzjera i obciela sie na chlopczyce, wylamujac sie z rodzinnej tradycji i obowiazujacej w tym roku mody. Zona Gulptilila plakala przez bite dwa dni, a on zostal zmuszony do wygloszenia surowego kazania – generalnie zignorowanego – oraz wymierzenia kary, polegajacej na polozeniu szlabanu na wszystkie zajecia pozaszkolne na dwa miesiace i ograniczeniu przywilejow telefonicznych do spraw zwiazanych z odrabianiem lekcji. Corka wybuchnela gniewem i rzucila kilka przeklenstw, ktorych sama znajomosc u dziewczynki mocno ojca zaskoczyla. Wzdrygnal sie, kiedy dotarlo do niego, ze wszystkie ofiary mialy krotkie wlosy. Chlopiece fryzury. Byly szczuple, jakby nie do konca przekonane do wlasnej kobiecosci. Jego corka wygladala bardzo podobnie – wciaz chuda i kanciasta, z ledwie zaznaczajacymi sie kraglosciami. Dlon lekko mu zadrzala, kiedy o tym pomyslal. Wiedzial tez, ze stawiala zaciety opor wszelkim probom ograniczenia jej swobody poruszania sie po terenie szpitala. Przygryzl warge. Strach, pomyslal niespodziewanie, nie jest wlasciwoscia psychiatrow; jest przypisany pacjentom. Strach jest irracjonalny i pasozytuje na nieznanym. Zawod doktora polegal na gromadzeniu wiedzy, badaniach i spokojnym wykorzystywaniu obu tych rzeczy w najrozniejszych sytuacjach. Sprobowal pozbyc sie naglego leku, ale ten opuscil go bardzo niechetnie.
– Panno Jones, co konkretnie pani proponuje? – zapytal sztywno. Lucy wziela gleboki oddech, zanim odpowiedziala, dajac sobie chwile na zebranie mysli.
– Znalezc czlowieka, ktory wedlug mnie jest odpowiedzialny za te zbrodnie. To morderstwa w trzech roznych jurysdykcjach we wschodniej czesci stanu, po nich nastapilo to w szpitalu. Uwazam, ze morderca pozostaje na wolnosci mimo aresztowania podejrzanego. Zeby tego dowiesc, musze miec dostep do akt pacjentow. Chce tez przeprowadzac przesluchania na oddzialach. Poza tym… – W jej glosie po raz pierwszy pojawilo sie wahanie -… bede potrzebowala kogos, kto zajmie sie identyfikowaniem tego czlowieka od srodka. – Zerknela na Francisa. – Bo mysle, ze ten ktos przewidzial moj przyjazd. I ze zmieni swoje zachowanie, kiedy sie dowie, ze prowadze sledztwo. Musi byc ktos, kto zdola to zauwazyc.
– Co dokladnie ma pani na mysli, mowiac o przewidywaniu? – spytal Pigula.
– Podejrzewam, ze morderca zabil stazystke w taki, a nie inny sposob, poniewaz wiedzial o dwoch rzeczach: ze z latwoscia moze zwalic wine na kogos innego, nieszczesnika, ktorego nazywacie Chudym, i ze ktos taki jak ja mimo to zacznie go tu szukac.
– Przepraszam, ale…
– Musial wiedziec, ze jesli sledczy w poprzednich sprawach go tropili, to tutaj tez przyjada.
W pomieszczeniu znow zalegla cisza.
Lucy wbila wzrok we Francisa i Petera Strazaka, przygladajac sie obu mezczyznom nieobecnym spojrzeniem. Pomyslala, ze mogla trafic na wiele gorszych kandydatow do zrobienia tego, co zamierzala, chociaz martwila ja nieco zmiennosc jednego z nich i delikatnosc drugiego. Popatrzyla tez na braci Moses. Duzy Czarny i Maly Czarny stali w glebi pokoju. Domyslala sie, ze pielegniarzy moglaby wtajemniczyc takze w swoj plan, chociaz nie miala pewnosci, czy potrafilaby kontrolowac ich rownie skutecznie jak obu pacjentow. Doktor Gulptilil pokrecil glowa.
– Mysle, ze przypisuje pani temu czlowiekowi, ktorego istnienia wciaz nie jestesmy pewni, zbrodnicze wyrachowanie wykraczajace daleko poza to, czego mamy prawo sie spodziewac. Jesli ktos chce, zeby zbrodnia uszla mu plazem, dlaczego mialby zapraszac kogos, zeby go szukal? To tylko zwieksza mozliwosc, ze zostanie zlapany i postawiony przed sadem.
– Poniewaz dla niego zabijanie jest tylko jednym z elementow przygody. A przynajmniej tak podejrzewam.
Lucy nie rozwinela tej mysli, bo nie chciala, by ktos ja zapytal, jakie byly pozostale elementy tego, co nazywala „przygoda”.
W tym momencie dla Francisa sytuacja nabrala glebi. Czul, ze w gabinecie pojawiaja sie silne prady, i przez chwile mial wrazenie, ze wciaga go niewidzialny wir. Mimowolnie rozprostowal palce stop, jak plywak w falach przyboju, szukajacy dna w pianie pod soba.
Wiedzial, ze Pigula nie zyczy sobie obecnosci pani prokurator w swoim szpitalu. Szpital – mimo tego ze wszyscy byli tu szaleni – wciaz pozostawal jednostka biurokratyczna, podlegla gryzipiorkom i krytykantom samorzadu stanowego. Nikt, kogo utrzymanie zalezy od chwiejnych machinacji stanowej legislatury, nie chce, by cokolwiek zaklocalo jego spokoj. Francis widzial, ze lekarz wierci sie niespokojnie na krzesle, probujac wytyczyc droge przez potencjalnie ciernisty polityczny gaszcz. Gdyby Lucy Jones miala racje, a Gulptilil odmowil jej dostepu do szpitalnych akt, wtedy sam Pigula ryzykowal katastrofa, gdyby morderca znow kogos zabil, a prasa to zweszyla.
Francis sie usmiechnal. Cieszyl sie, ze nie jest w sytuacji dyrektora. Gdy doktor Gulptilil rozwazal swoj problem, chlopak zerknal na Petera Strazaka. Mezczyzna wydawal sie spiety. Naladowany. Jakby ktos podlaczyl go do pradu i wcisnal wlacznik. Kiedy sie odezwal, mowil cicho, choc wyjatkowo ostrym tonem.
– Doktorze Gulptilil – powiedzial powoli. – Jesli zrobi pan to, co proponuje panna Jones, a jej uda sie znalezc tego czlowieka, praktycznie cala zasluga przypadnie w udziale panu. Jesli ona i pomocnicy zawioda, malo prawdopodobne, by choc czesc winy spadla na pana. Porazka zostanie przypisana wylacznie pannie Jones i tym wariatom, ktorzy probowali jej pomoc.
Doktor rozwazyl to i kiwnal glowa.
– Tak, Peter… – Odkaszlnal raz czy dwa. -… Chyba masz racje. Byc moze nie jest to do konca sprawiedliwy uklad, ale mimo wszystko to prawda. – Powiodl wzrokiem po zebranych. – Oto, na co pozwalam – ciagnal z namyslem ale z kazdym slowem nabierajac pewnosci siebie. – Panno Jones, oczywiscie bedzie pani miala dostep do wszystkich akt, o ile zachowa pani bezwzgledna poufnosc danych pacjentow. Moze pani takze wyizolowac z wybranej przez siebie grupy podejrzanych, ktorych nalezy przesluchac. Podczas przesluchan bede obecny albo ja, albo pan Evans. To jedyna sprawiedliwa mozliwosc. Pacjenci, nawet ci podejrzani o przestepstwa, maja swoje prawa. A jesli ktorys sprzeciwi sie przesluchaniu, nie bede go zmuszac. Albo bede nalegal, by towarzyszyl mu adwokat. Wszelkie decyzje o charakterze medycznym, ktore moga okazac sie konieczne podczas tych rozmow, podejmuje personel. Zgadza sie pani?
– Oczywiscie, doktorze – odparla Lucy, moze nieco zbyt pospiesznie.
– Poza tym – ciagnal Gulptilil – nalegam, by dzialala pani szybko. Chociaz wielu naszych pacjentow, wlasciwie wiekszosc z nich, to przypadki chroniczne, i szansa, ze zostana zwolnieni szybciej niz za kilka czy kilkanascie lat, jest niewielka, znaczna czesc innych odzyskuje rownowage, zostaje wyleczona i wraca do domow. Nie jestem w stanie stwierdzic, w ktorej z tych grup znajduje sie pani podejrzany, chociaz moge miec pewne przypuszczenia.
Lucy znow kiwnela glowa.
– Innymi slowy – ciagnal doktor – trudno stwierdzic, czy zostanie tu chocby chwile dluzej, skoro pani przyjechala. Nie przestane tez wypuszczac pacjentow, ktorzy sie kwalifikuja do wypisu, tylko dlatego ze prokurator przeszukuje szpital. Rozumie pani? Nie wolno nam zaklocac codziennych dzialan osrodka.
Lucy chyba znow chciala cos powiedziec, ale sie nie odezwala.
– Dobrze, co do pomocy innych pacjentow w pani… – Przyjrzal sie przeciagle Peterowi Strazakowi, potem Francisowi. -… Dochodzeniu… Coz, nie wolno mi oficjalnie na cos takiego przystac, nawet gdybym dostrzegal