zaatakowal, nigdy nie zostal aresztowany. Jej spojrzenie na przestepstwa na tle seksualnym, powiedziala, wynika ze znajomosci emocjonalnych szkod, jakie moze spowodowac gwalt, oraz rozczarowania dzialaniami wymiaru sprawiedliwosci, ktory nie potrafi radzic sobie z takimi przypadkami. Stwierdzila, ze chce stworzyc wydzial, ktory stanie sie wzorem dla innych biur prokuratorskich w calym stanie i kraju… – Gazeciarz zawahal sie. - Bylo tam tez zdjecie. I jeszcze cos. Probuje sobie przypomniec.
Peter kiwnal glowa.
– Nie bylo dalszego ciagu w dziale Styl Zycia ani niczego takiego? – spytal.
Gazeciarz znow przeszukal pamiec.
– Nie… - odparl powoli. Usmiechnal sie szeroko, potem, jak zwykle, pospiesznie sie oddalil, szukajac egzemplarza codziennej gazety.
Peter odprowadzil mezczyzne wzrokiem, potem odwrocil sie do mnie.
– No, to wyjasnia jedno i zaczyna tlumaczyc drugie, prawda, Mewa? Tez tak uwazalem, ale zamiast odpowiedziec, zapytalem:
– Co?
– No, po pierwsze, blizne na policzku – odparl Peter. Blizna, oczywiscie.
Powinienem pamietac o bliznie.
Siedzac w swoim mieszkaniu, wyobrazajac sobie biala kreche na twarzy Lucy Jones, powtorzylem ten sam blad, ktory popelnilem lata temu. Widzialem skaze na idealnej cerze i zaczalem sie zastanawiac, jak to okaleczenie zmienilo zycie Lucy. Pomyslalem, ze chcialbym choc raz dotknac blyszczacej szramy.
Zapalilem nastepnego papierosa. Szczypiacy dym unosil sie spirala w powietrzu. Moglbym tak siedziec jeszcze dlugo, zatopiony we wspomnieniach, gdyby ktos nie zalomotal do drzwi.
Zerwalem sie na rowne nogi. Moje mysli sie rozpierzchly zastapione zdenerwowaniem. Ruszylem w strone wejscia i uslyszalem swoje imie, wykrzyczane ostrym tonem.
– Francis! – I znow seria uderzen o grube drewno. – Francis! Otwieraj! Jestes tam?
Zatrzymalem sie, rozwazajac interesujace zestawienie zadania: „Otwieraj!” i nastepujacego zaraz po nim pytania: „Jestes tam? „W najlepszym wypadku powinno byc na odwrot.
Oczywiscie rozpoznalem glos. Zaczekalem chwile, bo podejrzewalem, ze w ciagu kilku sekund uslysze drugi, rowniez znajomy.
– Francis, prosze. Otworz drzwi.
Siostra Numer Jeden i Siostra Numer Dwa. Megan, ktora jako dziecko byla szczupla i wymagajaca, ale wyrosla na kogos o posturze zawodowego Jutbolisty i rozwinela taki sam temperament, i Colleen, o polowe od niej mniejsza i niesmiala, z rodzaju tych, co lacza w sobie lekliwosc i oszalamiajaca nieporadnosc, przejawiajaca sie nawet w najprostszych zyciowych czynnosciach. Nie mialem cierpliwosci do zadnej z nich.
– Francis, wiemy, ze tam jestes, masz natychmiast otworzyc!
I znow lup, lup, lup w drzwi.
Oparlem czolo o twarde drewno, potem sie odwrocilem i przywarlem do niego plecami, jakbym w ten sposob mogl powstrzymac siostry od wejscia. Po chwili znow sie odwrocilem.
– Czego chcecie? – zapytalem glosno. Siostra Numer Jeden:
– Zebys otworzyl! Siostra Numer Dwa:
– Sprawdzic, czy wszystko w porzadku. Do przewidzenia.
– Wszystko w porzadku – sklamalem z latwoscia. - Jestem zajety. Przyjdzcie kiedy indziej.
– Francis, bierzesz lekarstwa? Otwieraj natychmiast! - W glosie Megan bylo tyle wladczosci i stanowczosci, ile w glosie sierzanta musztry piechoty morskiej w wyjatkowo upalny dzien w bazie Parris Island.
– Francis, martwimy sie o ciebie!
Colleen martwila sie chyba o wszystkich. Martwila sie nieustannie o mnie, o swoja rodzine, o rodzicow i siostre, ludzi, o ktorych czytala w porannej gazecie albo ogladala w wieczornych wiadomosciach, o burmistrza i gubernatora, i pewnie o prezydenta tez, i sasiadow albo rodzine mieszkajaca kilka domow dalej, dla ktorej przyszly ciezkie czasy. Taki miala styl – zamartwianie sie. To ona byla najblizej moich rodzicow. Zawsze zabiegala o ich aprobate dla wszystkiego, co zrobila, i pewnie wszystkiego, o czym pomyslala.
– Mowilem juz – odparlem ostroznie, nie podnoszac glosu, ale tez nie otwierajac drzwi. – Nic mi nie jest. Jestem po prostu zajety.
– Czym? – spytala Megan.
– Swoim projektem. – Przygryzlem wargi. To sie nie uda, pomyslalem. Nic z tego. Na pewno zacznie naciskac jeszcze bardziej, bo obudzilem jej ciekawosc.
– Projektem? Jakim projektem? Twoj opiekun powiedzial ci, ze mozesz zajac sie jakims projektem? Francis, otwieraj natychmiast! Przejechalysmy taki kawal, bo sie o ciebie martwimy, i jak nie otworzysz…
Nie musiala konczyc grozby. Nie wiedzialem, co mogla zrobic, ale podejrzewalem, ze cokolwiek planowala, musialo byc najgorszym wariantem w tej sytuacji. Uchylilem wiec drzwi i ustawilem sie w szparze, zeby nie wpuscic ich do srodka, z reka na klamce, gotow w kazdej chwili zatrzasnac drzwi.
– Widzicie? Jestem, we wlasnej osobie. Taki sam jak zwykle. Taki bylem wczoraj i taki bede jutro.
Siostry uwaznie mi sie przyjrzaly. Zalowalem, ze nie doprowadzilem sie troche do porzadku, zanim poszedlem otworzyc. Nieogolona twarz, pozlepiane brudne wlosy i zolte od nikotyny palce musialy robic zle wrazenie. Sprobowalem poprawic koszule, ale uswiadomilem sobie, ze w ten sposob tylko zwracam uwage na swoj niechlujny wyglad. Colleen zachlysnela sie na moj widok. Zly znak, pomyslalem. Megan tymczasem probowala zajrzec mi nad ramieniem i domyslilem sie, ze zobaczyla pismo na scianach. Zaczela otwierac usta, znieruchomiala, rozwazyla to, co zamierzala powiedziec, i zaczela od nowa.
– Bierzesz lekarstwa?
– Oczywiscie.
– Wszystkie? – wysylabizowala, jakby mowila do wyjatkowo opoznionego dziecka.
– Tak. – Dla podkreslenia kiwnalem jeszcze glowa. Tej kobiecie latwo bylo klamac. Nie czulem nawet wyrzutow.
– Chyba ci nie wierze, Francis.
– Wierz, w co chcesz.
Zla odpowiedz. W myslach kopnalem sie w kostke.
– Znow slyszysz glosy?
– Nie. W ogole. Skad ci to przyszlo do glowy?
– Jesz cos? Wysypiasz sie? – To mowila Colleen. Mniej natarczywie, ale bardziej sondujaco.
– Trzy posilki dziennie, pelne osiem godzin co noc. Pani Santiago przygotowala mi wczoraj talerz kurczaka z ryzem – mowilem rzeskim tonem.
– Co ty tam robisz? – chciala wiedziec Megan.
– Spisuje historie swojego zycia. Nic specjalnego. Pokrecila glowa. Nie uwierzyla mi, dalej wyciagala szyje.
– Dlaczego nie chcesz nas wpuscic? – spytala Colleen.
– Potrzebuje troche prywatnosci.
– Znow slyszysz glosy – stwierdzila Megan z przekonaniem. – Po prostu to wiem.
Zawahalem sie.
– Skad? - spytalem. – Tez je slyszysz?