bardziej.

Griggs strzasnal jego reke i odwrocil sie. Francis pomyslal, ze pacjent cos jeszcze powie, ale mezczyzna tylko popchnal krzeslo, az zaszuralo po podlodze, i wyszedl.

Lucy zignorowala te drobna manifestacje buntu i zaczela pisac w zoltym notesie. Pan Evans tez notowal cos w swoim. Lucy to zauwazyla.

– Nie da sie calkiem wykluczyc. Co pan pisze?

Francis milczal, a Evans podniosl wzrok. Mial na twarzy wyraz zadowolenia z siebie.

– Co pisze? – spytal. – No, na poczatek notatke, zeby zwiekszyc Griggsowi dawki na najblizszych kilka dni. Pani pytania wyraznie go pobudzily i moim zdaniem pewnie sie agresywnie odegra, prawdopodobnie na slabszym pacjencie. Na przyklad jednej ze starszych kobiet. Albo kims z personelu. To rownie mozliwe. Moge mu na krotki czas zwiekszyc dawki, tak aby gniew sie nie ujawnil.

Lucy przestala pisac.

– Co pan zamierza?

– Uspokoic go na jakis tydzien. Moze dluzej.

Pan Zly sie zawahal.

– Wie pani – dodal, wciaz pewnym siebie i zadowolonym glosem – moglem pani zaoszczedzic pracy. Owszem, Griggs odmowil przyjecia lekow w noc morderstwa. Ale ta odmowa oznacza, ze dostal tego samego wieczoru zastrzyk dozylny. Widzi pani druga notatke w karcie? Ja ja zrobilem, nadzorowalem procedure. A wiec kiedy mowi, ze spal, gdy doszlo do morderstwa, zapewniam, ze nie klamie. Byl uspiony. – Znow przerwal. – Moze sa jacys inni pacjenci do przesluchania, przy ktorych moglbym pani z gory pomoc?

Lucy podniosla wzrok znad papierow. Francis widzial po jej minie, ze nie tylko nie znosila tracic czasu, lecz tez nie cierpiala panujacej w szpitalu sytuacji. Pomyslal, ze to musi byc dla niej trudne, bo nigdy wczesniej nie byla w tego typu miejscu. Potem uswiadomil sobie, ze bardzo niewielu tak zwanych normalnych ludzi odwiedzilo kiedykolwiek szpital dla umyslowo chorych.

Przygryzl warge, powstrzymujac sie, zeby nic nie powiedziec. W glowie mu huczalo, przewalaly sie tam wyraziste obrazy dopiero co zakonczonego przesluchania. Nawet jego glosy milczaly, bo – kiedy sluchal tamtego pacjenta – zaczal widziec rozne rzeczy. To nie byly halucynacje ani zludzenia. Zobaczyl furie i nienawisc, pogardliwe zadowolenie w oczach tamtego, kiedy pokazano mu zdjecie trupa. Dostrzegl czlowieka zdolnego do wielkiego zla. Jednoczesnie jednak ujrzal czlowieka o wielkiej, strasznej slabosci, ktory zawsze chcial, ale rzadko robil. Nie tego, ktorego szukali, bo rozpierajacy Griggsa gniew byl oczywisty. Francis podczas tego pierwszego przesluchania zrozumial, ze w aniele nic nie bedzie oczywiste.

W tej samej chwili, kiedy Francis siedzial porazony tym, co zobaczyl, rzeczami wykraczajacymi daleko poza maly gabinet, w ktorym Lucy, pan Zly i on przeprowadzili przesluchanie, Peter Strazak i Maly Czarny konczyli przeszukiwanie skromnego dobytku pacjenta Griggsa. Peter zmienil swoje zwykle ubranie, wlacznie ze sponiewierana czapka bostonskich Red Soksow, na snieznobiale spodnie i kurtke szpitalnego pielegniarza. To Maly Czarny zaproponowal Peterowi kamuflaz. Kazdy musialby sie dokladnie przyjrzec, zeby spostrzec, ze osoba w uniformie to tak naprawde Peter, a nie pielegniarz. W swiecie pelnym halucynacji i przywidzen spowodowaloby to pewne watpliwosci. Peter mial nadzieje, ze dzieki przebraniu jest wystarczajaco kryty, by wykonac zadanie, ktore przydzielila mu Lucy. Wiedzial jednak, ze jesli zostanie zauwazony przez Pigule, pana Zlego albo ktokolwiek innego, kto dobrze go zna, natychmiast wyladuje w izolatce, a Maly Czarny dostanie surowa nagane. Chudy pielegniarz nie przejal sie tym zbytnio. Stwierdzil, ze „niezwykle okolicznosci wymagaja niezwyklych rozwiazan”. Peter dostrzegl w nim wieksza glebie charakteru, niz poczatkowo przypuszczal. Maly Czarny przypomnial takze, ze jest mezem zaufania tutejszego zwiazku zawodowego, a jego brat sekretarzem, co dawalo im pewne szanse, gdyby zostali przylapani.

Samo przeszukanie okazalo sie bezowocne.

Przetrzasniecie rzeczy osobistych pacjenta, zebranych w otwartej walizce pod lozkiem, nie trwalo dlugo. Peter przesunal tez rekami po poslaniu, sprawdzajac, czy w poscieli i materacu nie ma czegos, co wiazaloby mezczyzne ze zbrodnia. Sprawnie przeszukal cale otoczenie, wypatrujac innych miejsc, w ktorych mozna bylo schowac na przyklad noz. To rowniez nie nastreczylo zadnych trudnosci, ale tez nie przynioslo rezultatow.

Peter wstal i pokrecil glowa. Maly Czarny bez slowa dal znak, zeby wracali do miejsca, w ktorym byli umowieni z jego bratem.

Peter przytaknal, dal krok do przodu, potem nagle sie odwrocil i rozejrzal po sali. Jak zwykle kilku mezczyzn lezalo na lozkach ze wzrokiem utkwionym w suficie, pograzonych w marzeniach, ktorych mogl sie tylko domyslac. Jakis starzec kolysal sie w przod i w tyl, placzac. Inny wygladal, jakby ktos opowiedzial mu wlasnie kawal, bo obejmowal sie rekami i chichotal. Jeszcze inny, potezny, niedorozwiniety mezczyzna, ktorego Peter spotkal juz na korytarzu, siedzial na skraju lozka, w odleglym rogu sali, zgiety wpol, ze wzrokiem wbitym w podloge. Nagle sie wyprostowal, rozejrzal tepo dookola i odwrocil. Peter nie wiedzial, czy mezczyzna sie zorientowal, ze przeszukuja czyjes lozko, czy nie. Nie bylo sposobu ustalic, co docieralo do niedorozwinietego. Mozliwe ze to, co robili, zostalo po prostu zignorowane, zagubilo sie w niemal calkowitej niewzruszonosci, ktora nim owladnela. Ale, uswiadomil sobie Peter, rownie niewykluczone ze mezczyzna, w glebi otepionego umyslu, powiazal jakos nieobecnosc pacjenta wyprowadzonego do pokoju przesluchan z przeszukaniem jego lozka. Peter nie wiedzial, czy pacjent podzielilby sie swoim spostrzezeniem z innymi, czy nie. Obawial sie jednak, ze gdyby dotarlo to do czlowieka, na ktorego polowali, ich zadanie staloby sie o wiele trudniejsze. Gdyby mieszkancy szpitala dowiedzieli sie, ze rozne miejsca sa przeszukiwane, jakos by sie to na nich odbilo. Jak bardzo, nie byl pewny. Peter nie przeszedl do nastepnego w tym ciagu rozumowania bardzo waznego wniosku: ze gdyby aniol dowiedzial sie, co Peter robi, moglby podjac probe ingerencji w te dzialania.

Ogarnal wzrokiem grupe mezczyzn w sali. Zastanawial sie, czy wiesci rozejda sie po szpitalu szybko, czy wcale.

– Chodz, Peter – mruknal Maly Czarny. – Zabieramy sie stad.

Peter kiwnal glowa i szybkim krokiem poszedl za pielegniarzem.

Rozdzial 18

Pozniej tego samego dnia, a moze nastepnego, w kazdym razie w ktoryms momencie procesji oblakancow doprowadzanych do gabinetu Lucy Jones, dotarlo do mnie, ze nigdy wczesniej tak naprawde nie bralem w niczym udzialu.

Kiedy sie nad tym zastanowilem, uznalem, ze wokol istnieje mnostwo najrozniejszych powiazan – a mimo to na zawsze pozostawalem z nich wylaczony. Dla dziecka wykluczenie go ze wszystkiego to straszna rzecz. Moze nawet najgorsza.

Kiedys mieszkalem na typowej, podmiejskiej ulicy: duzo parterowych i jednopietrowych, pomalowanych na bialo domkow, z rowno przystrzyzonymi trawnikami, moze grzadka kwiatow pod oknem i malym basenem na podworku. Autobus szkolny zatrzymywal sie w naszej okolicy dwa razy, zeby wszystkie dzieci mialy blisko. Popoludniami cala ulica rozbrzmiewala gwarem, glosnym przyplywem mlodosci chlopcow i dziewczynek w dzinsach przetartych na kolanach. Tylko w niedziele chlopcy wychodzili z domow w niebieskich swetrach, bialych, wykrochmalonych koszulach i poliestrowych krawatach, a dziewczynki w sukienkach z falbankami i zakladkami. Potem wszyscy zbieralismy sie, wraz z rodzicami, w jednym z pobliskich kosciolow. To byla typowa mieszanka zachodniego Massachusetts: glownie katolicy, ktorzy poswiecali czas na rozwazania, czy jedzenie miesa w piatek to grzech, do tego troche baptystow i episkopalian. W naszej okolicy mieszkalo nawet kilka rodzin zydowskich, ale oni musieli jechac na drugi koniec miasta do synagogi.

Wszystko to bylo niewiarygodnie, przytlaczajaco, kosmicznie typowe. Typowa dzielnica zamieszkana przez typowe rodziny, ktore glosowaly na demokratow, zachwycaly sie Kennedymi i chadzaly w cieple, wiosenne wieczory na mecze ligowe, nie tyle zeby popatrzec, ile zeby porozmawiac. Typowe marzenia. Typowe aspiracje. Typowosc w kazdym wzgledzie, od pierwszych godzin poranka, po ostatnie godziny nocy. Typowe obawy, typowe zmartwienia. Rozmowy jak przykute lancuchami do normalnosci. Nawet typowe tajemnice skrywane za typowymi fasadami pozorow. Alkoholik. Damski bokser. Ukryty homoseksualista. Wszystko typowe, bez przerwy.

Za wyjatkiem, oczywiscie, mnie.

Вы читаете Opowiesc Szalenca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату