dobrowolnie. Mysle, ze pojdzie. Jesli bede musial, aresztuje go ponownie za smierc Joanie Shriver. Co wczoraj powiedzialem? Utrudnianie sledztwa i skladanie falszywych zeznan pod przysiega. Pojdzie z nami w taki czy inny sposob. Kiedys siedzial w wiezieniu, zatem zamierzamy dowiedziec sie, co sie stalo.

– Zamierzasz zapytac go…?

– Zamierzam byc uprzejmy – powiedzial Brown. W kacikach jego ust pojawil sie przez chwile smutny usmieszek. – Z rewolwerem wycelowanym w glowe skurczybyka i palcem na spuscie. Skinela glowa.

– On nie ucieknie – powiedzial cicho Brown. – Zamordowal Bruce’a. Zamordowal Joanie. Nie mam pojecia kogo jeszcze. To skonczy sie tutaj.

Po tych slowach nastala cisza.

Cowart odwrocil wzrok od dwojki detektywow. Pomyslal, ze oto zblizaja sie do miejsca, gdzie dowody wymagane na sali sadowej nie wydaja sie robic duzej roznicy. Kilka smug swiatla tajemniczo przeslizgnelo sie przez galezie drzew, wylaniajac z ciemnosci ksztalt drogi przed nimi.

– A co z toba? – porucznik zapytal nagle Cowarta. Jego glos rozdarl cisze. – Czy wszystko jest jasne?

– Wystarczajaco jasne.

Brown polozyl reke na klamce i pociagnal ja mocno, otwierajac drzwi samochodu.

– Pewnie – powiedzial, nie potrafiac ukryc cienia drwiny w glosie. – A zatem chodzmy.

Wymawiajac ostatnie slowa znajdowal sie juz na zewnatrz, kroczac waska brudno-czarna droga. Pochylil lekko plecy, jak gdyby szedl pod silny, zrodzony z burzy wiatr. Przez chwile Cowart spogladal za oddalajacym sie policjantem i pomyslal: Jak moglem kiedykolwiek przypuszczac, ze zrozumiem, co naprawde kryje sie w jego wnetrzu? Czy we wnetrzu Roberta Earla Fergusona? W tym momencie ci dwaj mezczyzni wydali mu sie rownie tajemniczy. Czym predzej odgonil te mysli i podazyl za detektywem. Shaeffer zajela pozycje z drugiej strony i cala trojka ruszyla zgodnie ku przeznaczeniu. Poranna mgla, ktora snula sie niczym szary dym pelzajacy miedzy stopami, wyciszala ich kroki.

Cowart pierwszy spostrzegl dom, a troche z tylu dojrzal koniec drogi. Mokre grzezawisko przed chalupa sprawialo nieprzyjemne wrazenie. W domu nie palilo sie zadne swiatlo; na pierwszy rzut oka nie zauwazyl najmniejszego ruchu, mimo ze spodziewal sie, ze przybeda akurat w czasie porannej krzataniny. Stara kobieta prawdopodobnie wstaje, zeby skarcic koguta, pomyslal, i obwinia starego ptaka, ze nie wykonuje nalezycie swoich obowiazkow. Cowart posuwal sie za innymi, starajac sie pozostawac w najglebszym cieniu i obserwujac uwaznie dom.

– Jest tutaj – powiedzial cicho Brown. Cowart odwrocil sie w jego strone.

– Skad wiesz?

Porucznik wskazal w strone oddalonego wegla domu. Cowart podazyl wzrokiem we wskazanym kierunku i ujrzal tyl wozu wystajacy zza werandy. Przyjrzal sie uwaznie i dostrzegl brudne zolto-niebieskie kolory tablicy rejestracyjnej New Jersey.

– To jego samochod – powiedzial cicho Brown. – Ma troche latek. Amerykanskiej produkcji. Nieokreslony. Mozna sie nim wmieszac niepostrzezenie w tlum innych samochodow. Po prostu taki jakiego zwykle uzywal.

Odwrocil sie w strone Shaeffer. Polozyl reke na jej ramieniu, sciskajac mocno. Cowart pomyslal, ze to byl pierwszy przyjazny gest, jakim potezny detektyw obdarzyl te mloda kobiete.

– Sa tutaj tylko dwa wyjscia – powiedzial niskim, prawie nieslyszalnym glosem, w ktorym wyczuwalo sie stanowczosc. – Jedno z przodu, ktore biore na siebie. Drugie z tylu i to nalezy do ciebie. Jesli dobrze sobie przypominam, po lewej stronie znajduje sie okno, tam… – Wskazal reka w kierunku sciany domu, ktora stykala sie niemalze z otaczajacy lasem. – Tam wlasnie sa sypialnie. Bede w stanie pilnowac innych okien na prawej scianie, w saloniku i na werandzie. Obserwuj uwaznie tylne wyjscie, ale pamietaj, ze moze probowac wydostac sie przez okno. Badz w pogotowiu. Miej oczy szeroko otwarte. Dobrze?

– Dobrze – odparla i pomyslala, ze slowo zalamalo sie wychodzac z jej ust.

– Chce, zebys zostala tam, zachowujac czujnosc, dopoki cie nie zawolam. Dobrze? Zawolam cie po imieniu. Badz cicho. Nie stoj na widoku. Jestes naszym ubezpieczeniem.

– Dobrze – powtorzyla.

– Czy kiedykolwiek robilas juz cos takiego? – zapytal nagle Tanny Brown i na jego twarzy pojawil sie przyjazny usmiech. – Przypuszczam, ze powinienem zadac to pytanie nieco wczesniej…

Potrzasnela glowa.

– Mam na koncie sporo aresztowan. Pijani kierowcy, wlamywacze. Gwalciciel czy dwoch, lecz nikt taki jak Ferguson.

– Nie ma wielu takich jak Ferguson – powiedzial cicho Cowart.

– Nie martw sie. – Brown wciaz sie usmiechal. – On jest tchorzem. Bardzo odwazny w stosunku do malych dziewczynek i przerazonych nastolatek, ale brakuje mu odwagi w stosunku do takich ludzi jak ty czy ja… – zapewnil. Cowart chcial wypaplac imie Bruce’a Wilcoxa, lecz powstrzymal sie w ostatniej chwili. -… Pamietaj o tym. Wszystko bedzie dobrze… – W jego glosie pojawila sie lagodnosc, stanowiac przeciwwage dla jego slow. -… Teraz do dziela, zanim zrobi sie zupelnie jasno i ludziska zaczna wstawac.

Shaeffer skinela glowa, zrobila pare krokow, lecz zatrzymala sie po chwili.

– Pies? – wyszeptala nerwowo.

– Nie ma tu psa – pokrecil glowa porucznik. – Jak tylko znajdziesz sie za rogiem, ja rusze w kierunku frontowego wejscia. Idz na tyly domu. Bedziesz wiedziala, kiedy otworze drzwi, poniewaz nie zamierzam zachowywac sie cicho.

Shaeffer na sekunde przymknela oczy i odetchnela gleboko, zbierajac w sobie odpowiednia porcje odwagi. Tym razem zadnych bledow, powiedziala do siebie. Spojrzala na maly domek i pomyslala o nim jak o malym, pustym pomieszczeniu, w ktorym nie ma miejsca na bledy.

– Do dziela – powiedziala. Lekko pochylona, szybko przebyla otwarta przestrzen, prawie biegnac przez mgle.

Cowart zauwazyl, ze zblizajac sie zakosami do rogu budynku, w opuszczonej rece trzymala odbezpieczony pistolet.

– Czy jestes gotowy, Cowart? – Glos Browna wydawal sie wypelniac luki w umysle reportera. – Wszystko w porzadku?

– W porzadku – odparl przez zacisniete zeby.

– Gdzie masz swoj notes?

Cowart uniosl reke. Sciskal w dloni swoj reporterski notes i pomachal nim w kierunku policjanta. Brown usmiechnal sie szeroko.

– Milo widziec, ze jestes uzbrojony i niebezpieczny – powiedzial. Dziennikarz spojrzal na niego.

– To zart, Cowart. Odprez sie.

Cowart skinal glowa. Widzial, jak wzrok policjanta podaza za Shaeffer, ktora zatrzymala sie w rogu chaty. Brown usmiechnal sie lekko. Wstal i potrzasnal ramionami, niczym wielkie zwierze strzasajace sennosc ze swego ciala. Cowart doszedl do wniosku, ze ten Brown jest jak wojownik, ktorego obawy i oczekiwania przed nadchodzaca bitwa znikaja, kiedy w poblizu pojawia sie przeciwnik. Policjant nie wydawal sie zbyt szczesliwy, ze spokojem podchodzil do niebezpieczenstwa i niepewnosci oczekujacych we wnetrzu chaty, z dala od mglistego porannego swiatla i przeplywajacych szarych oparow. Reporter przyjrzal sie swoim dloniom, jak gdyby byly ekranem ukazujacym jego wlasne uczucia. Byl blady, lecz opanowany. Pomyslal, ze zaszedl juz tak daleko, ze glupio byloby sie teraz wycofac.

– Rzeczywiscie – odparl. – To wcale nie jest glupi zart. Takie sa okolicznosci. Mezczyzni usmiechneli sie, lecz nie z powodu dopisujacych humorow.

– W porzadku – powiedzial Tanny Brown. – Czas na pobudke. Odwrocil sie w strone chalupy, przypominajac sobie, jak zjawil sie tutaj po raz pierwszy w poszukiwaniu Fergusona. Nie rozumial naglego wybuchu uprzedzen i ogarniajacej go fali nienawisci. Wszystkie uczucia, o ktorych w Pachouli chcial zapomniec, ujawnily sie, kiedy Robert Earl Ferguson zostal zabrany do miasta na przesluchanie w sprawie zabojstwa malej Joanie Shriver. Bardzo nie chcial przechodzic przez to powtornie.

Ruszyl ostroznie, kroczac prosto po ubitej sciezce prowadzacej do werandy, nie sprawdzajac, czy Cowart podaza za nim. Reporter wzial glebszy oddech, zastanawiajac sie przez chwile, dlaczego powietrze wydalo sie nagle suche, po czym ruszyl szybko za porucznikiem.

Brown zatrzymal sie na stopniach werandy prowadzacych do wejscia. Obrocil sie do Cowarta i syknal:

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату