– Moze w takim razie zajrzymy do kryjowki tygrysa. – I podszedl zwawo do dwoch mezczyzn.
Bruce Wilcox odwrocil sie na piecie, witajac Cowarta plecami swojej sportowej marynarki. Ale Tanny Brown odsunal sie od sciany i skinal glowa w powsciagliwym pozdrowieniu.
– Coz, panie Cowart. Z pewnoscia narobil pan nieco zamieszania.
– Zdarza sie, poruczniku.
– I jest pan zadowolony?
– Po prostu wykonuje swoja prace. Tak jak pan. Tak jak Wilcox.
Brown minal wzrokiem Cowarta i popatrzyl na fotografa.
– Hej, ty! Nastepnym razem sprobuj zlapac moj prawy profil. Wygladam wtedy o dziesiec lat mlodziej i gdy dzieci to widza, ciesza sie znacznie bardziej.
Uwazaja, ze zaczynam byc na to wszystko za stary. A to tylko pogarsza sprawe, wiec komu to potrzebne?
Brown z usmiechem odwrocil sie lekko, zeby zademonstrowac fotografowi prawy policzek.
– Widzisz? – powiedzial. – Duzo lepiej niz to stare posepne ujecie z zaskoczenia, ktore wtedy zrobiles.
– Przepraszam za to.
Policjant wzruszyl ramionami.
– Kazdy pilnuje swojej dzialki.
– Dlaczego nie odpowiadal pan na moje telefony? – spytal Cowart.
– Nie mielismy juz wiecej o czym mowic.
Cowart potrzasnal glowa.
– A Blair Sullivan?
– On tego nie zrobil – odparl Brown.
– Skad moze pan byc tego taki pewien?
– Nie moge. Jeszcze nie. Ale po prostu czuje, ze nie. To wszystko.
– Myli sie pan – powiedzial cicho Cowart. – Jest motyw. Okazja. Powszechnie znane upodobania. Zna pan tego czlowieka. Nie moze pan sobie wyobrazic, ze to on popelnil te zbrodnie? A co z nozem w drenie?
Porucznik znowu wzruszyl ramionami.
– Moge sobie wyobrazic, ze on to zrobil. Oczywiscie. Ale to gowno znaczy.
– Znowu instynkt, poruczniku?
Tanny Brown rozesmial sie, zanim podjal dalej:
– Nie mam zamiaru dalej z panem rozmawiac o podstawowych aspektach sprawy. – Mowil tonem czlowieka, ktory zeznawal setki razy, przed setkami sedziow. – Zobaczymy, co sie tam bedzie dzialo. – Wskazal sale rozpraw. – Potem moze porozmawiamy.
Detektyw Wilcox odwrocil sie w tym momencie wpatrujac sie w Tanny’ego Browna.
– Wtedy porozmawiasz! Wtedy! Nie wierze, ze chcesz poswiecic temu skurwielowi czas po tym, jak tak nas zrobil. Przez niego wyszlismy na…
Porucznik podniosl dlon.
– Nie mow, na co przez niego wyszlismy. Mam juz tego dosyc. – Odwrocil sie do Cowarta. – Jak juz sie skonczy to cyrkowe przedstawienie, niech sie pan ze mna skontaktuje. Znowu porozmawiamy. Ale jedna sprawa…
– Jaka?
– Pamieta pan ostatnia rzecz, jaka panu powiedzialem?
– Oczywiscie – odparl Cowart – powiedzial mi pan, ze mam sie pierdolic.
Tanny Brown usmiechnal sie.
– Wlasnie – powiedzial cicho – i niech pan sie trzyma tej wskazowki. – Przerwal i dodal: – Tym razem dal sie pan zlapac, panie Cowart.
Wilcox parsknal smiechem i poklepal kolege po plecach. Zrobil z piesci i palca wskazujacego pistolet, wycelowal w Cowarta i dramatycznie powiedzial:
– Bum!
Po czym dwaj detektywi odeszli w strone sali rozpraw, pozostawiajac Cowarta i fotografa w korytarzu.
Robert Earl Ferguson wkroczyl do sali rozpraw w asyscie dwoch straznikow wieziennych w szarych mundurach, ubrany w nowy garnitur w cienkie paski i niosac zolty notes prawniczy. Cowart uslyszal, jak jakis inny dziennikarz wymamrotal: „Wyglada, jakby sie wybieral z powrotem na studia prawnicze”, i obserwowal, jak Ferguson uscisnal dlon Royowi Blackowi i jego mlodemu asystentowi, rzucil jedno piorunujace spojrzenie w strone Browna i Wilcoxa, skinal glowa Cowartowi, po czym odwrocil sie i czekal na przybycie sedziego.
Wkrotce kazano zebranym w sali sadowej wstac.
Sedzia Harley Trench byl niskim, kraglym mezczyzna o srebrzysto-siwych wlosach z lysina na czubku glowy, przypominajaca tonsure mnicha. Otaczala go aura jakiejs urzedowosci, rutynowej obowiazkowosci, gdy sprawnie rozlozyl dokumenty na stole przed soba, po czym spojrzal na adwokatow, powoli wyjmujac spod togi pare okularow w drucianych oprawkach i umieszczajac je na nosie, co dalo mu wyglad tlustego kruka.
– Dobrze. Czy mozemy juz zaczynac? – powiedzial szybko, wykonujac gest w strone Roya Blacka.
Obronca wstal z miejsca. Byl wysoki i szczuply, a wlosy zawijaly mu sie w loki daleko ponizej kolnierzyka koszuli. Poruszal sie z przesadna teatralna maniera, gestykulujac w miare mowienia. Cowart pomyslal, ze nie uda mu sie zbytnio wzruszyc niskiego mezczyzny za stolem, ktorego marsowa mina poglebiala sie z kazdym slowem.
– Znalezlismy sie tutaj, Wysoki Sadzie, na wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. Ten wniosek przybiera kilka form. Twierdzimy, ze w sprawie pojawily sie nowe dowody uniewinniajace; uwazamy, ze w chwili kiedy te nowe dowody uniewinniajace zostana przedstawione, przysiegli nie beda mieli innej mozliwosci, jak powrocic do werdyktu stwierdzajacego niewinnosc, jako ze nabiora powaznych watpliwosci, iz to pan Ferguson zabil Joanie Shriver. Twierdzimy rowniez, ze sad mylil sie biorac uprzednio pod uwage przyznanie sie do winy, ktore rzekomo zlozyl pan Ferguson.
Adwokat odwrocil sie w strone detektywow, gdy wymawial slowo „rzekomo”, przeciagajac je, napelniajac sarkazmem.
– Czy to nie jest sprawa dla sadu apelacyjnego? – spytal z ozywieniem sedzia.
– Nie, prosze Wysokiego Sadu. Opierajac sie na aktach Rivkind, trzysta dwadziescia Floryda dwanascie z 1978 roku, oraz dokumentu stan Floryda przeciw Starke, dwiescie jedenascie Floryda trzynascie z roku 1982, jak i innych, z szacunkiem prosimy o wziecie pod uwage, iz to wlasnie w tym sadzie nie zostaly przedstawione wszystkie dowody, kiedy Wysoki Sad wydawal orzeczenie…
– Sprzeciw!
Cowart zobaczyl, ze zerwal sie z miejsca zastepca adwokata stanowego. Byl mlodym mezczyzna przed trzydziestka, prawdopodobnie zaledwie kilka lat po ukonczeniu szkoly prawniczej. Mial na sobie trzyczesciowy bezowy garnitur i mowil urywanymi, krotkimi zdaniami. Krazylo sporo domyslow na temat faktu przydzielenia mu tej sprawy. Biorac pod uwage szeroki rozglos i zainteresowanie, powszechnie przypuszczano, ze adwokat stanowy okregu Escambia sam zajmie sie ta sprawa, aby poprzez prestiz uwypuklic opinie stanu. Gdy mlody adwokat pojawil sie sam, doswiadczeni reporterzy ze zrozumieniem pokiwali glowami. Nazywal sie Boylan i odmowil nawet podania Cowartowi godziny, o ktorej miala sie rozpoczac rozprawa.
– Pan Black sugeruje, ze wladze stanowe zatrzymaly dla siebie posiadane informacje. Jest to absolutnie nieprawda. Wysoki Sadzie, to jest sprawa do rozstrzygniecia przez sad apelacyjny.
– Wysoki Sadzie, czy moglbym skonczyc?
– Prosze bardzo, panie Black. Sprzeciw oddalony.
Boylan usiadl, a Black kontynuowal:
– Twierdzimy, Wysoki Sadzie, ze wynik procesu bylby inny i ze stan, bez rzekomego przyznania sie pana Fergusona do winy, nie bylby w mocy prowadzic dalszego postepowania w tej sprawie. Co najgorsze, Wysoki Sadzie, gdyby zapoznano wowczas lawe przysieglych z prawda, obronca pana Fergusona mialby silny dowod do przedstawienia tam obecnym.
– Rozumiem – odparl sedzia i podniosl dlon, aby uciszyc ewentualne dalsze wywody obrony. – Panie Boylan?
– Wysoki Sadzie, stan twierdzi, ze to jest sprawa dla sadu apelacyjnego. Jesli chodzi o nowe dowody, prosze