– Czy mam wymienic wszystko, co robie?

Black potrzasnal glowa.

– Przepraszam, panie Sims. Niechze to ujme inaczej: Czy do pana obowiazkow nalezy przegladanie i cenzura poczty, ktora przychodzi do pensjonariuszy celi smierci i jest przez nich wysylana?

– Nie lubie tego slowa…

– Cenzor?

– Wlasnie. Przegladam korespondencje. Od czasu do czasu mamy powody, zeby cos zatrzymac. Na ogol jest to kontrabanda. Nikogo natomiast nie powstrzymuje od pisania tego, co chce napisac.

– Ale w przypadku pana Blaira Sullivana…

– To szczegolny przypadek, prosze pana.

– Co on robi?

– Pisze wstretne listy do rodzin swoich ofiar.

– Co pan robi z tymi listami?

– Przy okazji kazdego listu probowalem skontaktowac sie z rodzina, do ktorej byl adresowany. Informuje ich o listach i pytam, czy zycza sobie je otrzymac. Nadmieniam, co w nich jest zawarte. Wiekszosc nie zyczy sobie ich ogladac.

– Bardzo dobrze. Nawet swietnie. Czy pan Sullivan wie, ze zatrzymuje pan jego korespondencje?

– Nie wiem. Prawdopodobnie tak. Wydaje sie wiedziec o kazdej cholernej rzeczy, jaka ma miejsce w tym wiezieniu. Przepraszam, Wysoki Sadzie.

Sedzia skinal glowa, a Black kontynuowal – Czy zdarzylo sie panu zatrzymac jakis list w ciagu minionych trzech tygodni?

– Tak, prosze pana.

– Do kogo byl adresowany?

– Do panstwa Shriver, tutaj w Pachouli.

Black zwawo przeszedl przez sale i pokazal swiadkowi kartke papieru.

– Czy to ten list?

Nadzorca zastanawial sie przez chwile.

– Tak, prosze pana. Na gorze widnieja moje inicjaly i stempel. Napisalem na nim rowniez uwage dotyczaca mojej rozmowy z panstwem Shriver. Jak im powiedzialem, mniej wiecej, czego dotyczy list, nie chcieli go ogladac.

Black wzial list, wreczyl go urzednikowi sadowemu, ktory zaznaczyl go jako przedstawiony przed sadem i wreczyl z powrotem swiadkowi. Black zaczal zadawac jakies pytanie i nagle przerwal. Odwrocil sie od sedziego i swiadka, i podszedl do barierki, przy ktorej siedzieli panstwo Shriver. Cowart uslyszal, jak szepce:

– Poprosze, zeby odczytal ten list. To moze byc nieprzyjemne. Przykro mi. Jesli chca panstwo wyjsc, to jest to odpowiedni moment. Dopilnuje, zeby zatrzymano dla panstwa te miejsca, w razie gdybyscie zamierzali wrocic.

Poufny ton jego glosu, tak rozny od oficjalnego tonu, jakim zadawal pytania, zdziwil Cowarta. Panstwo Shriver przytakneli i zaczeli sie naradzac.

Po chwili potezny mezczyzna wstal i wzial zone za reke. Gdy wychodzili, w sali rozpraw panowala cisza. Ich kroki odbijaly sie lekkim echem, a drzwi zamknely sie za nimi ze skrzypnieciem. Black przerwal, odprowadzajac ich wzrokiem, po czym odczekal jeszcze sekunde, az zamknely sie drzwi. Nieznacznie skinal glowa.

– Panie Sims, prosze odczytac list.

Swiadek odkaszlnal i zwrocil sie w strone sedziego.

– Jest nieco sprosny, prosze Wysokiego Sadu. Nie wiem, czy…

Sedzia przerwal:

– Prosze przeczytac list.

Swiadek pochylil sie lekko i zerkal przez okulary. Czytal szybkim, pelnym zazenowania glosem, jakajac sie przy obscenicznych wyrazeniach.

– … Droga Pani i Panie Shriver. Zle, ze nie napisalem do Was wczesniej, ale bylem niezwykle zajety przygotowaniami do smierci. Chcialbym tylko, zebyscie wiedzieli, jak cudownie pieprzylo mi sie Wasza mala coreczke. Wciskanie kutasa w jej mala cipke bylo jak zbieranie wisni w letni poranek. Byl to najdoskonalszy kasek swiezej cipki, jaki sobie mozna wyobrazic. Jedynie zabicie jej bylo przyjemniejsze od tego pieprzenia. Wetkniecie noza w jej jedrna skorke bylo jak krojenie melona. Taka wlasnie byla: jak owoc. Jaka szkoda, ze teraz juz zgnila i nie nadaje sie do dalszego uzytku, teraz byloby to strasznie zimne i plugawe pieprzonko, nie sadzicie? Cala zielona i oblazla robakami od przebywania pod ziemia. Bardzo szkoda. Ale wtedy stanowczo byla niezlym kaskiem… – Spojrzal na obronce. – Byl podpisany. Wasz dobry przyjaciel, Blair Sullivan.

Black patrzyl na sufit i czekal, az wymowa listu w pelni dotrze do zebranych. Nastepnie zapytal:

– Czy pisal do rodzin innych ofiar?

– Tak, prosze pana. Chyba do wszystkich rodzin osob, ktore zabil.

– Czy pisze regularnie?

– Nie, prosze pana. Jak go cos najdzie. Wiekszosc listow jest gorsza niz ten. Czasami uzywa jeszcze dokladniejszych opisow.

– Wyobrazam sobie.

– Tak wlasnie jest.

– Nie mam wiecej pytan.

Prokurator wstal powoli. Boylan krecil glowa.

– Panie Sims. Sullivan nie twierdzi wprost w tym liscie, ze zabil Joanie Shriver?

– Nie, prosze pana. Mowi to, co przeczytalem. Twierdzi, ze mu sie podobalo. Ale nie mowi, ze ja zabil, choc na pewno wydaje sie, ze to wlasnie ma na mysli.

Prokurator wygladal na zrezygnowanego. Zaczal zadawac nastepne pytanie i przerwal.

– Nic wiecej – powiedzial.

Pan Sims wyszedl z lozy dla swiadkow i pospiesznie opuscil sale rozpraw. Za kilka chwil powrocili panstwo Shriver. Cowart spostrzegl, ze ich oczy sa czerwone od lez.

– Wyslucham teraz podsumowan – oswiadczyl sedzia Trench.

Obydwaj adwokaci, ku zdziwieniu Cowarta, wypowiedzieli sie bardzo zwiezle. Oczywiscie wiedzial, co maja do powiedzenia, probowal robic notatki, ale jego wzrok wciaz wedrowal w strone mezczyzny i kobiety siedzacych w pierwszym rzedzie i powstrzymujacych lzy. Zauwazyl, ze nie odwracali sie, zeby spojrzec na Fergusona. Zamiast tego wzrok mieli skupiony przed soba, na sedzim; siedzieli sztywno, nachylajac sie w jego strone, jakby walczyli z ostrymi powiewami wichury.

Gdy prawnicy skonczyli, sedzia przemowil zdecydowanym glosem:

– Chce przyjrzec sie protokolowi z dzisiejszej rozprawy… podejme decyzje, gdy sprawdze regulacje prawne. Nastepna rozprawe wyznaczam na za tydzien od dzisiaj.

Podniosl sie szybko i udal sie w strone swojego gabinetu.

Zebrani podniesli sie z miejsc i zapanowalo chwilowe zamieszanie. Ferguson podal reke adwokatowi i wyszedl ze straznikami przez drzwi na tylach sali rozpraw, prowadzace do sali dla oskarzonych. Cowart odwrocil sie i spostrzegl, ze panstwo Shriver, otoczeni przez reporterow, usiluja wydostac sie z waskiego przejscia miedzy krzeslami i wyjsc. W tej samej chwili zauwazyl, jak Roy Black daje znak prokuratorowi, zwracajac jego uwage na ich problem. Pani Shriver wyciagnela reke do gory, jakby mogla tym powstrzymac pytania spadajace na nia jak niezliczone krople z nieba. George Shriver otoczyl zone ramieniem i czerwienial na twarzy probujac sie przecisnac. Boylan przedarl sie do nich po chwili i udalo mu sie ich wyprowadzic, jak statek zmieniajacy kierunek na wzburzonych wodach, i poprowadzic w przeciwna strone, wychodzac przez drzwi prowadzace do pomieszczen sedziego. Cowart uslyszal, jak fotograf obok niego mowi:

– Zrobilem zdjecie. Nie martw sie.

W tym momencie Black pochwycil jego wzrok i ukradkiem pokazal mu wystawiony do gory kciuk, na znak triumfu. Ale Cowart poczul najpierw dziwna pustke, a nastepnie niepokoj zdumiewajacy wobec ogolnie panujacego podniecenia.

Uslyszal wokol siebie glosy. Przeprowadzano wywiad z Blackiem przed kamera, prawnik mizdrzyl sie do obiektywu. Mowil:

– … Oczywiscie, sadzilismy, iz odpowiednio przedstawimy sprawe. Nie ma mozliwosci, by nie zauwazono, ile

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату