watpliwosci wciaz istnieje wokol tej sprawy. Nie wiem, dlaczego stan nie chce tego zrozumiec…

W tej samej chwili, kilka metrow dalej, Boylan odpowiadal do innej kamery, z taka sama sila w tym samym swietle.

– Zajmujemy stanowisko, ze wlasciwy czlowiek siedzi w celi smierci za straszna zbrodnie. Mamy zamiar obstawac przy tym stanowisku. Nawet gdyby sedzia zdecydowal sie wyznaczyc Fergusonowi nowy proces, sadzimy, ze mamy wiecej niz wystarczajace dowody, zeby ponownie skazac Fergusona.

Padlo pytanie jakiegos dziennikarza:

– Nawet bez jego przyznania sie do winy?

– Jak najbardziej – odparl prawnik. Niektorzy sie rozesmiali, ale natychmiast zamilkli, gdy Boylan, z wscieklym wzrokiem, odwrocil na piecie.

– Dlaczego panski szef nie przyjechal, zeby zabrac glos w tej sprawie? Dlaczego przyslali pana? Nie znajdowal sie pan w skladzie poprzedniego zespolu oskarzycielskiego. Wiec dlaczego pan?

– Po prostu spadlo to na mnie – wyjasnil nie wyjasniajac.

Roy Black odpowiadal na to samo pytanie trzy metry dalej:

– Poniewaz wysocy urzednicy nie lubia, jak dostaja w sali rozpraw po glowie. Od samego poczatku czuli, ze to przegrana sprawa. Mozecie mnie w tej kwestii cytowac, chlopaki.

Nagle kamera z jej penetrujacym swiatlem skierowala sie na Cowarta i uslyszal pytanie rzucone w jego strone.

– Cowart? To byl twoj artykul. Co sadzisz o rozprawie? Co powiesz na temat tego listu?

Probowal wymyslic cos bystrego czy blyskotliwego, az w koncu potrzasnal glowa.

– Dalej, Matt! – krzyknal ktos. – Powiedz no cos.

Przepchnal sie obok dziennikarzy.

– Ale wrazliwy – ktos powiedzial.

Cowart poszedl korytarzem i zjechal winda do hallu. Spiesznie wyszedl przez drzwi sadu i zatrzymal sie na schodach. Czul otaczajacy go upal. Wial spory wiatr i nad jego glowa lopotaly flagi: okregowa, stanowa i panstwowa. Wydawaly klaszczace dzwieki, rozlegajace przy kazdym porywie wiatru jak wystrzaly z pistoletu. Po drugiej stronie ulicy stal Tanny Brown i przygladal mu sie. Detektyw po prostu zmarszczyl brwi i wsunal sie za kierownice samochodu. Cowart patrzyl, jak powoli wlacza sie do ruchu i znika.

Tydzien pozniej sedzia wydal pisemne oswiadczenie zarzadzajace nowy proces Roberta Earla Fergusona. Nie bylo w nim zadnego epitetu typu „dzika bestia”. Nie bylo tez wzmianki na temat dziesiatkow artykulow sugerujacych, ze Ferguson ma prawo do nowego procesu – rowniez w gazetach wydawanych w okregu Escambia. Sedzia zdecydowal takze, iz nalezy wycofac zeznanie, ktore Ferguson zlozyl przed detektywami. Ostatecznie sedzia wystosowal wewnetrzny wniosek o zwolnienie Fergusona z wiezienia za kaucja, wniosek zostal przyjety, koalicja ugrupowan wystepujacych przeciwko karze smierci zgromadzila pieniadze. Cowart dowiedzial sie pozniej, ze otrzymali je od producenta filmowego, ktory zakupil prawa autorskie do zyciorysu Fergusona.

Rozdzial dziewiaty

WYROK SMIERCI

Nie mogl sobie znalezc miejsca.

Czul sie tak, jakby jego zycie zostalo podzielone na serie nie zwiazanych ze soba klatek, czekajacych na znak pozwalajacy im powrocic do naturalnej ciaglosci wydarzen. Odczuwal nerwowe podniecenie, jakby na cos czekal, czegos sie spodziewal. Nie potrafil jednak okreslic, co by to mialo byc. Poszedl do wiezienia tego dnia, kiedy miano przeniesc z celi smierci Roberta Earla Fergussona, aby mogl oczekiwac na nowy termin rozprawy, odroczonej przez sedziego do grudnia. Byl to pierwszy tydzien lipca, nic wiec dziwnego, ze na drodze do wiezienia wyroslo pelno przenosnych straganow, sprzedajacych petardy, sztuczne ognie, flagi i bialo-niebiesko-czerwone girlandy, zwisajace z wyplowialych do bialosci scian jak zwiedle kwiaty. Wiosna na Florydzie przeszla nagle w rozzarzone do bialosci lato, lejace goraco z nieokielznana, nieustanna furia, przemieniajace piasek drog w twarda, popekana nawierzchnie, po ktorej teraz stapal. Widoczne golym okiem tafle ciepla wisialy nad ziemia jak senne zaslony, wytwory chorej wyobrazni, otaczajac go ze wszystkich stron swa obecnoscia, tak silnie odczuwalna jak burza sniegowa w Nowej Anglii, w ktorej rownie ciezko bylo sie poruszac. Goraco wypalalo wszystko: energie, ambicje i dazenia. Wydawalo sie, jakby nieustannie rosnaca temperatura zwolnila bieg swiata.

Falujacy tlum pocacych sie dziennikarzy czekal na Fergusona przed brama wiezienia. Tlok byl ogromny, powiekszany jeszcze przez grupe zwolennikow zniesienia kary smierci, pikietujacych zawziecie. Niektorzy z nich trzymali plakaty wyrazajace zadowolenie z obrotu sprawy i glosno skandowali: „Raz, dwa, trzy – koniec kary smierci! Cztery, piec, szesc – zniescie ja i czesc!”, gdy nagle sprawca zbiegowiska ukazal sie w drzwiach. Rozlegly sie wiwaty i radosne krzyki. Zanim sie zatrzymal, Ferguson spojrzal w gore na bezchmurny blekit. Stal teraz, majac po jednej stronie swego chuderlawego adwokata, po drugiej siwowlosa babcie. Patrzyla szeroko otwartymi oczami na cisnacych sie zewszad reporterow i operatorow, trzymajac oburacz wnuka za ramie. Ferguson wyglosil krotkie przemowienie, stojac na stopniach wiezienia jak na cokole, wyraznie panujac nad reszta zgromadzenia. Patrzyl z gory na tlum, mowiac, ze przebieg jego sprawy obrazuje sposob, w jaki dziala system, a takze co w nim nie dziala. Powiedzial, ze cieszy sie z odzyskania wolnosci. Stwierdzil, ze najpierw idzie zjesc prawdziwy posilek, pieczonego kurczaka z warzywami i wielkie lody z dodatkowa porcja polewy czekoladowej na deser. Oswiadczyl, ze nie odczuwa goryczy, w co nikt nie uwierzyl. Zakonczyl mowe stwierdzeniem:

– Chce podziekowac naszemu Panu za wskazanie mi drogi, dziekuje tez mojemu adwokatowi, gazecie „Miami Journal” i panu Cowartowi, bo wysluchal mnie, kiedy nikt inny nie chcial. Gdyby nie on, nie stalbym tu dzisiaj przed wami.

Cowart szczerze watpil, czy ta ostatnia czesc wypowiedzi ujrzy swiatlo dzienne w jakiejkolwiek gazecie czy w telewizyjnych wiadomosciach. Usmiechnal sie.

Dziennikarze zaczeli zadawac pytania, przebijajac je mozolnie poprzez tafle zaru.

– Czy zamierza pan wrocic do Pachouli?

– Tak. To moj jedyny prawdziwy dom.

– Jakie sa panskie plany?

– Chcialbym skonczyc szkole. Moze isc na prawo. Albo studiowac kryminologie. Moge teraz duzo powiedziec na temat prawa karnego.

Wsrod zebranych przeszla fala smiechu.

– A co pan powie na temat procesu?

– Coz moge powiedziec? Mowia, ze chca mnie powtornie sadzic, ale nie bardzo widze, jak mogliby to zrobic. Spodziewam sie, ze zostane uniewinniony. Chce po prostu zyc normalnie, przestac byc osoba publiczna. Stac sie znowu kims anonimowym. Nie zebym was nie lubil, ale…

Znowu smiech. Tlum dziennikarzy zdawal sie polykac niewielkiego czlowieczka, ktorego glowa obracala sie raz po raz w strone osoby zadajacej kolejne pytanie, patrzyl wiec kazdemu prosto w oczy. Cowart zauwazyl swobode i humor, z jakimi Ferguson udzielal odpowiedzi dziennikarzom podczas napredce zaaranzowanej konferencji prasowej. Wyraznie dobrze sie czul w tej roli.

– Jak pan sadzi, dlaczego chca postawic pana ponownie w stan oskarzenia?

– Chca zachowac twarz. Mysle, ze jest to jedyny sposob, w jaki moga uniknac przyznania sie, ze chcieli wykonac wyrok smierci na niewinnym czlowieku. Niewinnym Murzynie. Wola trzymac sie klamstwa, niz stanac oko w oko z prawda.

– Tak trzymaj, bracie! – dalo sie slyszec z grupy demonstrujacych. – Powiedz im!

Jeden z dziennikarzy poinformowal Cowarta, ze ci sami ludzie przychodza na kazda egzekucje. Ze swiecami w dloniach spiewaja „Przetrwamy” i „Bede uwolniony”, do czasu gdy w drzwiach wiezienia pojawi sie straznik z wiadomoscia o wykonaniu wyroku. Zazwyczaj towarzysza im tez wyznawcy innego ugrupowania, wywijajace flaga typy z rodzaju „zabijcie ich wszystkich”, noszace biale podkoszulki, dzinsy i spiczaste buty kowbojskie. Mili ci osobnicy duzo wrzeszcza, pokrzykuja i od czasu do czasu inicjuja przepychanki z chlopakami z grupy „prolife” przeciwnej karze smierci. „Zabijakow” jednak dzisiaj nie bylo.

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату