wszystkich prezentach. Moglaby byc zazdrosna.

Becky usmiechnela sie i energicznie przytaknela.

Zanim wsunal sie za kierownice, odwrocil sie jeszcze i pomachal im z udawana beztroska. Mruknal do siebie:

– Swietnie zagrales rozwiedzionego ojca. Opanowales role do perfekcji.

Wscieklosc na siebie nie opuscila go przez kilka nastepnych godzin.

W redakcji Martin probowal go zainteresowac kilkoma potencjalnymi hitami na strone redakcyjna – bez rezultatu. Raz po raz lapal sie na rozmyslaniach, dotyczacych przebiegu zblizajacego sie procesu Fergusona, chociaz tak naprawde nie oczekiwal, ze sie odbedzie. Lato na Florydzie przeciagalo sie, przechodzac powoli w jesien, bez najmniejszej zmiany temperatury czy wilgotnosci powietrza. Postanowil wrocic do Pachouli i napisac cos o reakcjach w miescie na uwolnienie Fergusona.

Pierwszy telefon, jaki wykonal ze swego pokoju hotelowego, byl do Tanny’ego Browna.

– Poruczniku? Matthew Cowart z tej strony. Chcialem po prostu zaoszczedzic panu klopotu z bazowaniem na informacjach od szpiegow i informatorow. Bede w miescie przez kilka dni.

– Moge spytac po co?

– Ciekaw jestem, co nowego w sprawie Fergusona. Nadal macie zamiar ponownie go zaskarzyc?

Detektyw zasmial sie.

– Ta decyzja nalezy do prokuratora stanowego, nie do mnie.

– Niby tak, ale jego decyzja jest oparta na informacjach, ktorych wy mu dostarczacie. Macie cos nowego?

– Sadzi pan, ze powiedzialbym panu, gdyby sie cos pojawilo?

– Po prostu pytam.

– No coz, poniewaz Roy Black i tak powiedzialby panu, nie, nic nowego.

– A co z Fergusonem? Co robil ostatnio?

– Dlaczego go pan o to sam nie zapyta?

– Mam zamiar.

– To niech pan jedzie najpierw do niego, a potem do mnie zadzwoni.

Cowart odwiesil sluchawke, ulegajac niejasnemu wrazeniu, ze detektyw drwil sobie z niego. Nastepnie przejechal przez las pelen sosen i cieni, kierujac sie w strone domu babci Fergusona. Zajechal tam, wzniecajac tumany kurzu i rozganiajac stadko zdezorientowanych kur, a nastepnie stanal na ubitej ziemi. Przez chwile czekal na jakis znak zycia, a nie doczekawszy sie, wszedl po schodach na ganek i zapukal we framuge drzwi. Po chwili uslyszal niespieszne szuranie nogami, w drzwiach zas pojawila sie kilkucentymetrowa szczelina.

– Pani Ferguson? To ja, Matthew Cowart, z gazety „Journal”.

Drzwi uchylily sie nieco szerzej.

– Czego? A, to znowu ty, Panie Bialy Dziennikarzu.

– Gdzie jest Bobby Earl? Chcialbym z nim porozmawiac.

– Wrocil na polnoc.

– Co?

– Uczy sie w New Jersey.

– A kiedy wyjechal?

– Bedzie z tydzien. Nic tu po nim, Bialy Czlowieku. Wiesz to tak samo jak ja.

– Ale co z procesem?

– To jego sprawa.

– Jak moglbym sie z nim skontaktowac?

– Powiedzial, ze napisze. Jeszcze nie napisal, to i adresu nie znam.

– Czy cos sie wydarzylo tutaj, w Pachouli? Przed jego wyjazdem?

– Ja nic nie wiem. Jeszcze cos, Panie Bialy Dziennikarzu?

– Nie.

Cowart zszedl z ganku, spojrzal w gore na dom. Drzwi zatrzasnely sie glosno.

Po poludniu zadzwonil do Roya Blacka.

– Gdzie Ferguson? – zapytal tonem nie znoszacym sprzeciwu.

– W New Jersey. Mam adres i telefon, jezeli to cos waznego.

– Ale jak on mogl opuscic stan? Co z procesem, z jego kaucja?

– Sedzia mu pozwolil. Nie ma sie co rzucac, panie Cowart. Powiedzialem mu, zeby zaczal znowu zyc, a on chcial wrocic na uniwerek. Co w tym, u licha, dziwnego? Ci z prokuratury stanowej musza nam przesylac wszystkie swoje najswiezsze odkrycia, a jak dotad nic od nich nie dostalismy. Nie wiem, co zrobia, ale nie spodziewam sie po nich wielkich rzeczy.

– Uwaza pan, ze to sie po prostu rozmyje?

– Moze. Idz pan i pytaj detektywow.

– Tak zrobie.

– Musi pan zrozumiec, panie Cowart, jak bardzo ci z prokuratury nie chca miec glowy wbitej do rynsztoka podczas tego procesu. Jak pan sam zapewne wie, publiczne upokorzenie nie stoi zbyt wysoko w notowaniach urzednikow elekcyjnych. Przypuszczam, ze znacznie latwiej by im bylo, gdyby minelo troche czasu, a ludziom przycmily sie w pamieci niektore co bardziej pikantne szczegoly calej tej historii. Wtedy wlasnie mogliby wstac i oddalic oskarzenie na jakiejs kameralnej, przytulnej konferencyjce, w zacisznym gabinecie sedziego gdzies na tylach sadu. Potem zwalic cala wine na niego za zakamuflowanie tamtego oswiadczenia. Sedzia z kolei nie pozostanie dluzny, mowiac, ze cala wina lezy po stronie prokuratury stanowej. W koncu cala sprawa wyladuje na barkach tamtych dwoch gliniarzy. Proste, nie? Czesc piesni. Nie zaskoczylo to chyba pana? Widzial pan przeciez rozne sprawy karne przeplywajace z gracja przez system sprawiedliwosci, a potem rozplywajace sie w powietrzu bez jednego mrukniecia, jakby ich nigdy nie bylo.

– Z celi smierci do zera?

– Dokladnie. Zdarza sie. Nie za czesto, oczywiscie, ale sie zdarza. Wszystko, co tutaj sie dzieje, juz wczesniej widzialem albo slyszalem.

– Tak po prostu zyc dalej, po trzyletniej przerwie?

– Znowu w dziesiatke. Wszystko wraca do milej i przyjemnej normy. Oczywiscie oprocz jednego.

– O czym pan mowi?

– Ta mala dziewczynka nadal nie zyje.

Zadzwonil do Tanny’ego Browna.

– Ferguson wrocil do New Jersey. Wiedzial pan o tym?

– Nie byla to jakas specjalna tajemnica. Miejscowa gazeta zamiescila nawet reportaz o jego wyjezdzie. Mowil, ze chce dalej studiowac. Powiedzial gazecie, ze nie liczy na dostanie pracy tutaj, w Pachouli, ze wzgledu na sposob, w jaki ludzie na niego patrza. Nie wiem, czy tak jest naprawde. Nie wiem, czy nawet sprobowal. Tak czy inaczej, wyjechal. Sadze, ze chcial sie po prostu znalezc jak najdalej od miasta, zanim ktos mu cos zrobi.

– Na przyklad kto?

– Tak naprawde to nie wiem. Niektorzy ludzie byli zdenerwowani tym, ze go wypuscili. Oczywiscie nie wszyscy. Male miasteczko, wie pan, jak to jest. Ludzie sie podzielili. Wiekszosc miala calkowite pomieszanie, nie wiedziala, co myslec.

– Kto byl zdenerwowany?

Tanny Brown milczal chwile, zanim odparl:

– Ja bylem. To wystarczy.

– Wiec co sie dzieje teraz?

– A czego pan oczekuje?

Cowart nie mial na to gotowej odpowiedzi.

Nie napisal reportazu, ktory mial zamiar napisac. Zamiast tego wrocil na zebranie redakcyjne i wpadl w wir pracy zwiazanej ze zblizajacymi sie wyborami. Przez wiele godzin robil wywiady z kandydatami, czytajac w przerwach prognozy rankingowe i debatujac z innymi w redakcji, jakie stanowisko powinna zajac gazeta. Atmosfera tych spotkan uderzala do glowy, przypominajac nocne studenckie dyskusje. Wspaniala perwersyjnosc

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату