dla rownowagi na szeroko rozstawionych nogach, z rekami sliskimi od ryb, szybko skrecajac wzmocnienia z trudno poddajacego sie drutu i wiazac wezly na zylce. Dzisiaj bylby dobry polow. Wysoko nad woda wisialy chmury bedace odlegla zapowiedzia burzy, upal zas wzbijalby miejscami grozne waskie zawirowania wody, wygladajace na tle nieba jeszcze bardziej zlowrozbnie i obco. Ale dzieki temu ryby wyplynelyby pod sama powierzchnie wody, czujac nadciagajacy sztorm, wiedzac, ze czeka je zer. Tanczyc na grzbietach coraz bardziej rozkolysanych fal i ani na chwile nie pozwalac ustac w ruchu przynetom. Szybka przyneta dla albakorow, tunczykow, a juz szczegolnie zebaczy. Cos, co uderza i przecina fale, zlobiac bruzdy w wysokich grzbietach, stanowiac nieodparta pokuse dla duzych ryb szukajacych pozywienia.
To wlasnie zawsze najbardziej odpowiadalo mi w lowieniu ryb, pomyslala. Nie walka z napinajaca sie zylka i uciekajacym haczykiem, bez wzgledu na to, jak bylaby spektakularna, ani ostatnie chwile dzikiej paniki przy burcie, ani pochwalne klepniecia po plecach czy celebracja polowu, sowicie zakrapiana piwem. Najbardziej lubilam zawsze samo polowanie. Oczy patrzyly nieruchomo przez okno, umysl zas podsuwal to, co juz wiedziala, i to, czego musiala sie jeszcze dowiedziec. Kiedy swiatlo dnia wreszcie zwyciezylo w swej codziennej walce, odwrocila sie od okna, wracajac do porozrzucanych na biurku kartek.
Rzucila okiem na krotki raport, ktory przygotowala po przesluchaniu sasiadow z Tarpon Drive. Nikt nie widzial i nie slyszal nic godnego uwagi. Nastepnie podniosla sprawozdanie bieglego z zakladu medycyny sadowej. Bezposrednia przyczyna zgonu w obu przypadkach byla taka sama: nagle przeciecie prawej tetnicy szyjnej, prowadzace do smierci przez wykrwawienie. Byl leworeczny, pomyslala. Stal za nimi i przeciagal nozem po gardlach. Skora wokol rany byla tylko nieznacznie uszkodzona. Ostrze gladkie, byc moze noz mysliwski z hartowanej stali. Cos naprawde ostrego. Zadna z ofiar nie wykazywala sladow znaczacych obrazen
Morderca, ktory pojawia sie, zabija i znika, zatrzymujac sie tylko, by otworzyc Biblie lezaca na stole, nie widziany, nie slyszany przez nikogo oprocz swych ofiar. Pomyslala, ze wszyscy mordercy pozostawiaja jakas wiadomosc, jakis przekaz. Cialo sprzedawcy narkotykow, znalezione rozkladajace sie w gestwinie zarosli mangrowych, z jedna kula w potylicy, zlotym zegarkiem i bransoleta wciaz zwisajacymi z nadgarstkow, przekazuje jedno. Mloda kobieta, ktora sadzi, ze ten jeden raz nic sie przeciez nie stanie, jesli zlapie okazje do domu z baru, gdzie jest kelnerka, i zostaje odnaleziona trzy stany dalej, naga, zgwalcona i martwa, komunikuje cos innego. Stary mezczyzna z przyczepy, ktory w koncu ma dosyc patrzenia, jak jego zona powoli kona na raka, wiec zabija ja i siebie, tulac w chwili smierci album ze zdjeciami slubnymi, mowi jeszcze co innego. Spojrzala raz jeszcze na fotografie z miejsca zbrodni. Blyszczace zdjecia przywolaly wspomnienie oslabiajacego upalu i okropnego smrodu rozkladajacych sie cial, wypelniajacego pomieszczenie. Zawsze pogarszalo to sprawe, kiedy natura miala czas popastwic sie nad miejscem zbrodni; jakikolwiek slad godnosci, pozostaly ofiarom w chwili smierci, rozplywal sie szybko w nieludzkim goracu. Prowadzenie dochodzenia stawalo sie w tym klimacie z minuty na minute trudniejsze. Jak ja uczono, kazda chwila uplywajaca od momentu przestepstwa zmniejszala szanse skutecznego zakonczenia sprawy. Stare, zadawnione sprawy, ktore udaje sie rozwiazac, trafiaja na pierwsze strony gazet, ale na kazda taka sprawe, konczaca sie oskarzeniem, przypada mniej wiecej sto, ktore zmierzaja donikad, bazujac wylacznie na hipotezach i poszlakach.
Dwoje starych ludzi, z ktorych jedno wydalo na swiat, drugie zas pomoglo wypaczyc seryjnego morderce, sa teraz sami zamordowani. Jak nazwac takie przestepstwo?
Zemsta. Moze wyrok sprawiedliwosci. Niewykluczone, ze ich perwersyjna kombinacja.
Nadal przegladala raporty z miejsca zbrodni. Znaleziono dwa czesciowe slady stop, odcisniete krwia na linoleum podlogi. Wzor na podeszwie zostal zidentyfikowany jako pochodzacy z pary wysokich butow do koszykowki firmy Reebok, w rozmiarze pomiedzy dziewiec a jedenascie. Podeszwy pochodzily z modelu wypuszczonego na rynek przez firme w ciagu ostatnich szesciu miesiecy. Zostaly rowniez odkryte pojedyncze nitki tkaniny, przyklejone do krwawej plamy na klatce piersiowej mezczyzny. Zostaly zidentyfikowane jako mieszanka bawelny i poliestru, czesto stosowana do wyrobu dresow sportowych. Przestepca wszedl do domu przez kuchenne, tylne drzwi. Stare, sprochniale drewno ustapilo od razu pod naporem srubokretu czy dluta. Potrzasnela glowa. Bylo to takie czeste w Keys. Slonce, wiatr i sol niszczyly framugi domow, o czym wiedzial kazdy najmarniejszy zlodziej, odwiedzajacy teren pomiedzy Miami i Keys.
Ale tego przestepstwa nie popelnil najmarniejszy zlodziej.
Zlapala dlugopis i zrobila dla siebie kilka notatek: Material, sklepy z narzedziami, sprawdzic, czy ktos ostatnio nie kupowal noza, liny i srubokretu albo niewielkiego lomu. Raz jeszcze porozmawiac z sasiadami, sprawdzic, czy ktos nie widzial jakiegos obcego samochodu. Sprawdzic miejscowe hotele. Ciekawe, czy przyniosl Biblie ze soba? Sprawdzic ksiegarnie.
Nie wiazala jednak zbyt duzych nadziei z zadnym z tych posuniec.
Pisala dalej: Sprawdzic w laboratorium policyjnym probki skory z miejsca przeciecia gardel. Moze badaniem spektrograficznym uda sie wykryc jakies metalowe opilki, ktore moglyby jej powiedziec cos wiecej o narzedziu zbrodni. To bylo wazne. Porzadkowala swoje mysli z wojskowa precyzja: jezeli morderca nie zostawi na miejscu zbrodni nic, co stanowiloby ewidentny material dowodowy, jakiejs czesci siebie: nasienia, odciskow palcow czy wlosow, wtedy, aby umiejscowic go w tamtym pomieszczeniu, trzeba znalezc cos, co swiadczyloby o jego tam pobycie – narzedzie zbrodni, slady krwi na ubraniu czy butach, jakis przedmiot wziety z miejsca przestepstwa. Po prostu cos.
Shaeffer tarla przez chwile oczy reka, pozwalajac, by jej mysli zaczely krazyc wokol Cowarta. Co on ukrywa? – spytala sama siebie. Fragment przestepstwa, ktory z jakichs powodow jest dla niego wazny. Ale jaki?
Wyrysowala w glowie portret pamieciowy reportera, nie zapominajac o wyrazie twarzy, o tonie glosu. Nie wiedziala zbyt duzo o dziennikarzach, ale z pewnoscia generalnie chcieli sprawiac wrazenie, ze wiedza wiecej, niz faktycznie wiedzieli, pragnac stworzyc zludzenie dzielenia sie informacjami, a nie wyciagania ich od rozmowcy. Cowart zupelnie nie pasowal do tego stereotypu. Po wstepnej konfrontacji na miejscu zbrodni nie zadal juz ani jednego pytania na temat morderstw na Tarpon Drive. Natomiast robil co tylko w jego mocy, by uniknac wszelkich pytan z jej strony.
Co nam to mowi? Ze on juz zna odpowiedzi.
Ale dlaczego ukrywalby je przed nia? By kogos chronic.
Blaira Sullivana? Niemozliwe.
Musi chronic siebie.
Ale to tez nie wydawalo sie dostatecznie przekonujace. Rysowala odruchowo na lezacej przed nia kartce,