– Jest bezpiecznie. – Rozesmial sie cicho. – Najbezpieczniejsze miejsce na ziemi.

– To zadna odpowiedz.

Wzruszyl ramionami.

– Zyje sie wewnatrz siebie. Nie w tamtym swiecie. W srodku. Pierwsza lekcja, ktorej sie czlowiek uczy w wiezieniu. Pierwsza z wielu. Mysli pani, ze zapomina sie, tylko dlatego ze sie stamtad wyszlo? A teraz niech mi pani powie, czego pani tu szuka.

Zamiast odpowiedziec, nadal krazyla po niewielkim mieszkaniu. Zajrzala do sypialni. Stalo tam waskie lozko i samotna, odrapana, drewniana szalka w brazowym kolorze. Dostrzegla kilka ubran, wiszacych w ciemnej szafie wcisnietej we wneke. W kuchni rezydowala mala lodowka, kuchenka i zlew. Na suszarce obsiakaly wyszczerbione, nie wyrozniajace sie niczym talerze i kubki.

Wracajac do pokoju, zauwazyla w rogu maly stolik, a na nim maszyne do pisania i rozrzucone kartki. Obok regalik z pustakow, na ktore polozono surowe deski. Podeszla do biurka i zaczela ogladac ksiazki poustawiane na polkach. Natychmiast poznala kilka tytulow: podrecznik medycyny sadowej, autorstwa dawnego naczelnego lekarza sadowego dla miasta Nowy Jork, ksiazka traktujaca o technikach identyfikacyjnych, stosowanych przez FBI, wydana przez rzad, trzecia o mediach i przestepczosci, napisana przez dawnego profesora z Uniwersytetu Columbia. Przeczytala je kiedys sama, studiujac w akademii policyjnej. Bylo jeszcze wiele innych, wszystkie traktujace o przestepstwach i metodach wykrywania, wysluzone, widocznie nabyte z drugiej reki. Wyciagnela jednana chybil trafil i otworzyla. Niektore fragmenty zakreslone byly zoltym mazakiem.

– Pan to zaznaczal?

– Nie. Chce wiedziec, czego pani chce.

Odlozyla ksiazke, pozwalajac oczom przeslizgnac sie po rozrzuconych na biurku kartkach. Zauwazyla liste adresow, miedzy ktorymi znalazlo sie rowniez nazwisko Matthew Cowarta. Pare numerow z Pachouli i jakis adwokat z Tampa, ktorego nazwisko nic jej nie mowilo. Wziela kartke do reki i pokazala mu ja.

– Co to za ludzie? – spytala.

Jakby sie zawahal, potem odparl:

– Musze napisac listy. Do ludzi, ktorzy wspierali mnie w walce o wyjscie z wiezienia.

Odlozyla kartke. Obok biurka dostrzegla sterte gazet. Przykucnela i zaczela je przegladac. Wydania lokalne i same strony tytulowe. Niektore z New Jersey, inne z Florydy. Zauwazyla kopie „The Miami Journal”, „The Tampa Tribune”, „The St. Petersburg Times” i innych. Wybrala egzemplarz „The Newark Starledger”, zwracajac uwage na tytul:

RODZINA OBIECUJE NAGRODE W SPRAWIE ZAGINIECIA CORKI

– Takie rzeczy pana interesuja?

– Tak samo jak i pania – odparl Ferguson. – Nie jest tak? Kiedy bierze pani do reki gazete, jakie artykuly czyta pani najpierw?

Nie odpowiedziala, ale jeszcze raz rzucila okiem na gazety. Na kazdej stronie byla jakas informacja o popelnionym przestepstwie. Inne tytuly zdawaly sie wyskakiwac w jej strone:

POLICJA SZUKA SPRAWCOW NAPADU

NIC NOWEGO W SPRAWIE PORWANIA DZIEWCZYNKI

– Skad pan ma te gazety?

Spojrzal na nia.

– Od czasu do czasu wracam na Floryde. Przemawiam w kosciolach, w klubach osiedlowych dla czarnych. Przed takimi ludzmi, ktorzy rozumieja, jak zupelnie niewinny czlowiek moze trafic do celi smierci. Ludzmi, ktorzy nie dziwia sie, ze spokojny czarny jest ciagle niepokojony przez gliniarzy. Ktorzy nie byliby zdziwieni slyszac, jak jakis nieudaczny detektyw od zabojstw nachodzi niewinnego czarnego za kazdym razem, kiedy nie moze poskladac do kupy jakiejs sprawy. – Nadal nie spuszczal z niej wzroku, gdy odkladala na miejsce gazete. – Studiuje kryminologie. Media i przestepczosc. Srody wieczorem, od piatej trzydziesci do siodmej trzydziesci. Przedmiot fakultatywny. Profesor Morin. Dlatego zbieram gazety.

Raz jeszcze rzucila okiem na biurko.

– Jak na razie mam same piatki – dodal. Nastepnie wrocil do poprzedniego, kpiacego tonu. – A teraz prosze mi wreszcie powiedziec, czego pani wlasciwie chce.

– W porzadku – odparla. Nieustepliwosc jego spojrzenia sprawiala, ze czula sie coraz bardziej nieswojo. Odeszla od biurka i odwrocila sie, stajac naprzeciw niego. – Kiedy byl pan ostatnio na Florida Keys? Konkretnie w gornej czesci Keys. Islamorada. Marathon. Key Largo. Kiedy byl tam pan ostatnio, przemawiajac do jakichs grup osiedlowych? – Nie starala sie nawet ukryc sarkazmu.

– Nigdy nie bylem na Keys – odparl.

– Nie?

– Nigdy.

– Oczywiscie, gdyby byl ktos, kto twierdzilby cos wrecz przeciwnego, dawaloby to do myslenia, nie sadzi pan? – Klamala z latwoscia, ale zawoalowana grozba splynela po nim bez sladu.

– Znaczyloby to tylko, ze ktos udziela pani nieprawdziwych informacji.

– Zna pan ulice Tarpon Drive? – Nie.

– Dom numer trzynascie. Byl pan tam kiedys? – Nie.

– Twoj przyjaciel Cowart zawital tam. Nie zareagowal.

– Wiesz, co tam znalazl? – Nie.

– Dwa trupy.

– Czy dlatego pani tu jest?

– Nie – sklamala. – Jestem tu, bo czegos nie rozumiem. Surowosc dzwieczala zimno w jego glosie.

– Czego pani nie rozumie, pani detektyw?

– Ciebie, Blaira Sullivana i Matthew Cowarta. Zapadla krotka cisza.

– Nie pomoge w tym pani – powiedzial. – Nie?

Ferguson mial niesamowita zdolnosc sprawiania sama swoja nieruchoma obecnoscia, ze ktos czul sie nieswojo.

– W porzadku. W takim razie powiedz mi, co robiles w czasie, kiedy twoj stary kumpel Blair Sullivan dostawal kociol.

Przez twarz przemknal mu blysk zaskoczenia. Po chwili odpowiedzial:

– Bylem tutaj. Studiowalem. Chodzilem na zajecia. Moj tygodniowy plan zajec wisi tam na scianie.

– Tuz przed tym, jak Sullivan poszedl na krzeslo, wybrales sie w jedna ze swoich dobroczynnych wycieczek?

– Nie. – Wskazal gdzies w bok. Odwrocila sie we wskazanym kierunku i zauwazyla liste zajec, przyklejona tasma do sciany. Podeszla blizej i spisala godziny, miejsca i nazwiska profesorow. Profesor Morin i zajecia „Media i przestepczosc” tez byly na liscie.

– Mozesz to udowodnic?

– A musze?

– Moze.

– Wiec moze moge.

Shaeffer uslyszala oddalony dzwiek syreny policyjnej. Jej krzyk zdawal sie wdzierac w mala przestrzen pokoju.

– … A on nigdy nie byl moim kumplem – oznajmil Ferguson. – Tak naprawde nienawidzil mnie. A ja jego.

– Naprawde? – Tak.

– Co wiesz o zamordowaniu jego matki i ojczyma?

– To pani sprawa?

– Odpowiadaj na pytanie.

– Nic. – Usmiechnal sie do niej, a po chwili dodal: – Nie. Wiem, co pisali w gazetach i co bylo w telewizji. Wiem, ze zostali zabici na kilka dni przed jego egzekucja i ze powiedzial panu Cowartowi, ze udalo mu sie w jakis sposob zaaranzowac te morderstwa. To bylo we wszystkich gazetach. Nawet znalazlo sie w „New York Timesie”, pani detektyw. Ale poza tym nic wiecej. – Ferguson zdawal sie odprezac. Jego glos nabral nagle tonow kogos, kto

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату