podeszwy tez roznil sie od reebokow, ktore mial na sobie zabojca, kiedy skladal wizyte pod numerem trzynastym na Tarpon Drive. Odstawila buty na miejsce i wrocila stawic czolo Fergusonowi. Popatrzyl na nia.
– Wiec ma pani slad buta z miejsca zbrodni, tak?
Nie odezwala sie.
– … I pomyslala sobie pani, ze dobrze byloby sprawdzic moja szafe. – Patrzyl na nia nieruchomo. – Co jeszcze pani ma? – I po chwili: – Zdaje sie, ze nie za wiele, prawda? Ale dlaczego wlasciwie jest pani tutaj?
– Powiedzialam juz. Blair Sullivan, Matthew Cowart i pan.
Nie od razu zareagowal. Widziala wyraznie, jak cos intensywnie rozwaza. Wreszcie odezwal sie, a jego glos pobrzmiewal gluchym gniewem.
– Wiec tak juz zawsze bedzie, co? Nigdy sie nic nie zmieni? Tak to sobie wymysliliscie? Jakis gliniarz, rozlazla dupa z Florydy, bedzie potrzebowal kogos na podejrzanego o morderstwo, wiec bedzie walil jak w dym do mnie, bo jestem wygodny? Raz zostalem skazany, wiec bede teraz podejrzewany o wszystko, czego nie bedziecie w stanie od razu rozpracowac, tak?
– Nie powiedzialam, ze jest pan o cokolwiek podejrzany.
– Ale chciala pani obejrzec moje tenisowki.
– Rutynowa czynnosc, panie Ferguson. Wszystkim ogladam tenisowki, nawet panu Cowartowi.
Ferguson parsknal zduszonym smiechem.
– Pewnie, ze tak. No i jakie nosi Cowart? Klamala dalej bez zajaknienia.
– Reeboki.
– Oczywiscie. Musza pewnie byc nowe, bo ostatnio jeszcze mial conversy, takie same jak moje stare.
Nie odezwala sie.
– Wiec sprawdza pani wszystkim tenisowki. Ale ja jestem latwym celem, co, pani detektyw? Byloby to cos, gdyby sie pani udalo polaczyc mnie z tamtymi zabojstwami, prawda? Dostalaby sie pani na pierwsze strony gazet. Moze nawet awansowala. Nikt by nie kwestionowal pani motywow, nikt by nawet nie probowal.
Obrocila to przeciwko niemu.
– No wlasnie, dlaczego jest pan takim latwym celem?
– Zawsze bylem, zawsze bede. Jesli nie ja, to ktos taki jak ja: mlody i czarny. Automatycznie jest sie podejrzanym.
Potrzasnela przeczaco glowa. Poderwal sie ze swego miejsca w naglym przyplywie gniewu.
– Nie? Kiedy potrzebny byl im ktos szybko w Pachouli, do kogo przyszli? A pani? Tylko dlatego ze znalem Blaira Sullivana, wymyslila pani sobie, ze powinna pani szybko ze mna pogadac! Ale ja go, cholera, nie chcialem znac! Ten facet o malo co nie kosztowal mnie zycia! Spedzilem trzy lata w celi smierci za cos, czego nie zrobilem, dzieki glinom pani pokroju. Myslalem, ze umre przez to moje bycie latwym celem dla systemu. Wiec teraz niech sie pani ode mnie odpieprzy. Od tej pory nie bede juz wiecej dla nikogo taki w sam raz. Moze i jestem czarny, ale morderca nie jestem. I samo to, ze jestem czarny, jeszcze mnie nim nie robi. – Ferguson usiadl. – Pytala pani, dlaczego tutaj mieszkam? Bo tutaj ludzie rozumieja, co to znaczy byc czarnym i zawsze byc albo podejrzanym, albo ofiara. Wszyscy tutaj sa albo jednym, albo drugim. A ja bylem i tym, i tym, dlatego tak dobrze tu pasuje. Dlatego lubie tu mieszkac, mimo ze nie musze. Rozumie pani, pani detektyw? Watpie. Jest pani biala i nigdy sie pani nie dowie. – Wstal i popatrzyl przez okno. – Nigdy pani nie zrozumie, jak ktos takie miejsce moze nazywac domem. – Odwrocil sie do niej raptownie. – Chce pani jeszcze cos wiedziec?
Wscieklosc bijaca z kazdego jego gestu pokonala ja. Potrzasnela przeczaco glowa.
– To dobrze – skwitowal cicho. – Wiec niech sie pani wynosi. – Wskazal jej drzwi. Ruszyla w ich strone.
– Moge miec jeszcze jakies pytania – powiedziala.
Potrzasnal glowa.
– Nie sadze, pani detektyw. Juz nie. Ostatnim razem, jak bylem grzeczny dla kilku detektywow, kosztowalo mnie to trzy lata z zyciorysu i prawie mnie zabilo. Miala pani swoja szanse. A teraz koniec.
Stala juz w drzwiach. Zawahala sie, jakby nie chciala jeszcze wychodzic, jednoczesnie czula niewyslowiona ulge, mogac opuscic to miejsce. Odwrocila sie do niego, akurat w momencie gdy zamykal za nia drzwi. Zdazyla jeszcze tylko dostrzec plonace gniewem szparki oczu. Potem drzwi zatrzasnely sie glucho. Dzwiek zamykanych szczelnie zamkow odbijal sie echem w korytarzu.
Rozdzial dziewietnasty
Trzej mezczyzni milczeli przez wieksza czesc podrozy. W koncu, gdy zjechali z autostrady i policyjny woz zaczal podskakiwac na wybojach podrzednej, gruntowej drogi, Bruce Wilcox stwierdzil:
– Ona nic nam nie powie. Zlapie tego starego gnata i wykopie nas stamtad tak szybko, jak glodny komar moze ukluc twoja gola dupe. Niepotrzebnie tracimy czas.
Prowadzil samochod szybko i pewnie. Tanny Brown siedzial obok niego, wciaz patrzac w okno i milczac uparcie. Od czasu do czasu jakis zablakany promien slonca przedostawal sie przez sklepienie rozlozystych koron drzew i odbijal sie od skory mezczyzny, co sprawialo, ze wydawala sie mokra. Na slowa Wilcoxa zareagowal jedynie machnieciem reki, dajac do zrozumienia, ze nie ma ochoty rozmawiac na ten temat, po czym ponownie pograzyl sie w swoich myslach.
Wilcox chrzaknal i odezwal sie znowu:
– Nadal sadze, ze niepotrzebnie tracimy czas.
– Nie tracimy – burknal Brown, gdy zarzucilo gwaltownie samochod i zakolysalo nim na nierownej drodze.
– Czemu nie? – zapytal detektyw. – Zaluje, ze wy dwaj nie odwalicie tego za mnie.
Odwrocil sie do Cowarta, ktory siedzial na srodku tylnego siedzenia, czujac sie mniej wiecej jak aresztant zajmujacy zwykle to miejsce. Brown przemowil, powoli cedzac slowa:
– Zanim Sullivan poszedl na krzeslo, dal Cowartowi do zrozumienia, ze istnieje dowod, ktory przeoczylismy w domu Fergusonow, i ktory wciaz tam jest. Wlasnie teraz mamy go odnalezc.
Wilcox pokrecil glowa.
– Tanny, nie myslisz nawet polowy tego. Wiesz, ze on szarpal Slicka za lancuch. – Mowil tak, jakby Cowarta nie bylo w samochodzie. – Osobiscie nadzorowalem przeszukanie. Sprawdzilismy to miejsce dokladnie. Opukalismy kazda sciane szukajac jakiejs skrytki. Zdjelismy nawet parkiety. Przewalilismy caly wegiel w starym piecu, zeby sprawdzic, czy czegos tam nie spalil. Przeczesalismy ten cholerny dom wykrywaczem metalu. Do diabla, sprowadzilem nawet cholernego psa tropiacego i sam przeprowadzilem go przez to miejsce. Gdyby cos tam bylo, znalazlbym to.
– Sullivan powiedzial, ze cos przeoczyles – zauwazyl Cowart.
– Sullivan powiedzial pismakowi mnostwo rzeczy. – Wilcox zwrocil sie do swojego partnera. – Dlaczego w ogole poswiecamy temu jakas cholerna uwage?
– Hej – odezwal sie Cowart. – Wyluzuj sie, co?
– Czy mowil ci, gdzie masz szukac?
– Nie. Zauwazyl tylko, ze cos przeoczyles. Pozwolil sobie przy okazji na obsceniczny zart o oczach w dupie.
Wilcox pokrecil glowa.
– W kazdym razie to nie pomoze w znalezieniu czegokolwiek. – Spojrzal na Browna. – Dobrze o tym wiesz, szefie, podobnie jak ja. Historia Fergusona potrzebuje mocnego kopa na rozped.
– Nie – odpowiedzial powoli Tanny Brown.
– A wiec cos znajdziemy? W takim razie jaki problem? Owoc trujacego drzewa. Nie mozemy uzyc przeciwko Fergusonowi niczego, co pochodzi z nielegalnego zrodla. Powinienes powrocic do jego zeznan. Gdyby opowiedzial nam, jak to bylo, a w szczegolnosci jak zabil mala Joanie, cale wydarzenie. Czy wtedy sedzia odrzucilby to zeznanie? Wszystko do siebie pasuje.
– Ale to sie nie wydarzylo – zaczal Cowart.
– Racja – przerwal Brown. – Choc niezupelnie. To moglo dac prawnikom grunt do polemiki. – Zawahal sie i