zauvazyu svajo adlustravannie: smiartelna biely tvar i cornyja akulary. Dziuny vyhlad mieu i pakoj, jaki palau bielym i blakitnym sviatlom. Praz niekalki chvilin paculasia praciahlaje skryhatannie, i zvonku iluminatar zakryla hiermietycnaja zaslanka; unutry paciamniela, zapalilasia stucnaje sviatlo, jakoje zdavalasia zaraz dziuna blaklym. Stanavilasia ciaplej, rytmicnyja huki kandycyjaniera stali padobnyja na adcajny jenk. Chaladzilnyja aparaty Stancyi pracavali na pounuju mahutnasc. I usio adno miortvaja haracynia narastala.
Paculisia kroki. Niechta isou pa kalidory. Ja zrabiu dva biassumnyja skacki i apynuusia la dzviarej. Kroki stali marudnymi i scichli. Toj, chto isou, stajau za dzviaryma. Pavoli paviarnulasia klamka; ja instynktyuna schapiu jaje i zatrymau. Toj, z druhoha boku dzviarej, pa-raniejsamu naciskau na klamku, moucki, nibyta jaho zachapili znianacku. Tak prastajali my davoli douha. Raptam klamka padskocyla u majoj daloni — jaje adpuscili, a ledz cutnaje samaciennie sviedcyla, sto toj adychodziu. Ja pastajau, prysluchouvajucysia, ale panavala cisynia.
HOSCI
Ja chucienka sklau u catyry stolki natatki Hibaryjana i schavau ich u kiseniu. Pavoli padysou da safy i zazirnuu u jaje — kambiniezony i adziennie byli pakamiecany i ssunuty u adzin kut, nibyta tam chtosci chavausia. Z-pad stosa papier na padlozie vysouvausia bierazok kaperty. Ja padniau jaje. Jana byla adrasavana mnie. Horla pierachapila spazma, ja razarvau kapertu i, pieraadoleusy siabie, razharnuu nievialiki arkusyk papiery, jaki byu usiaredzinie.
Svaim niezvycajna drobnym vyraznym pocyrkam Hibaryjan zanatavau:
„Salaryst. stohodn.”. Tom 1. Dadatak, a taksama asabist. dumka Miesiendzara u spr. F.; „Maly Apokryf” Ravincara”.
Heta bylo usio. Pismo nasila adznaki paspiesnasci. Ci byla heta niejkaja vaznaja navina? Kali jon heta napisau? Ja padumau, sto treba jak maha chutcej pajsci u biblijateku. Pra dadatak da piersaha toma „Salarystycnaha stohodnika” ja viedau, dakladniej, cuu, sto jon isnuje, ale nikoli nie trymau jaho u rukach, bo jon ujaulau tolki histarycnuju kastounasc. Zatoje pra niejkaha Ravincara, jak i pra jaho „Maly Apokryf”, nikoli navat nie cuu.
Sto rabic?
Ja spazniausia uzo na cverc hadziny. Stojacy la dzviarej, jasce raz ahledzieu pakoj. Tolki zaraz ja zauvazyu la sciany zamacavany viertykalna lozak, jaki skladausia. Raniej ja nie bacyu jaho, bo jon byu zachinuty razhornutaj mapaj Salarys. Za mapaj niesta visiela. Heta byu kisenny mahnitafon u futarale. Ja dastau aparat, futaral paviesiu na raniejsaje miesca, a mahnitafon zapchnuu u kiseniu. Zirnuu na licylnik — amal usia kasieta byla skarystana.
Znou pastajau la dzviarej, na siekundu zapluscyu vocy, napruzana usluchouvausia u cisyniu, jakaja panavala zvonku. Nicoha padazronaha. Adcyniu dzviery, kalidor zdausia mnie cornaj prorvaj, ja zniau ciomnyja akulary i ubacyu slabaje sviatlo lampau. Zacyniu dzviery i pajsou naleva, da radyjostancyi.
Ja nablizausia da kruhlaj kamiery, va usie baki ad jakoj, jak spicy u kole, razychodzilisia kalidory. Kali minau niejki vuzki bakavy prachod, skiravany, zdajecca, da dusavych, zauvazyu vialikuju nievyraznuju postac, jakaja amal rastvaralasia u pauzmroku.
Ja spyniusia jak ukapany. Z hlybini kalidora niaspiesna, chistajucysia, isla vializnaja murynka. Ja zauvazyu blask jaje bialkou i amal adnacasova pacuu miakkaje slopannie bosych noh. Jana byla holaja, miela tolki zautlavuju, nibyta splecienuju z salomy nabiedranuju paviazku; vializnyja hrudzi abvisli, a cornyja ruki byli padobnyja na sciahniak zvycajnaha calavieka; jana prajsla kala mianie navat nie zirnuusy u moj bok, i rusyla dalej, pachistvajucy klubami, jak u slana, padobnaja na tyja kamiennyja vyjavy, sto sustrakajucca casam u antrapalahicnych muziejach. Tam, dzie kalidor mieu pavarot, jana znikla za dzviaryma Hibaryjana. Adcyniajucy dzviery, jana trapila u mahutny puk sviatla, jakoje lilosia z pakoja. Dzviery cichutka zacynilisia, i ja zastausia adzin. Pravaj rukoj ja schapiu kisc levaj i scisnuu jaje tak, sto az kosci zatrascali. Pasla razhublena azirnuusia. Sto adbyvajecca? Sto heta bylo? Ja zhadau pierasciarohu Snauta i zdryhanuusia jak ad udaru. Sto heta mahlo byc? Chto hetaja pacvarnaja Afradyta? Adkul jana? Ja zrabiu adzin, tolki adzin krok da kabiny Hibaryjana i znieruchomieu. Ja dobra razumieu, sto nie zajdu tudy. Rassyranymi nozdrami ja chapau pavietra. Stosci bylo nie tak, ja nie moh z niecym pahadzicca. Aha! Ja z padsviadoma cakau niepryjemnaha, rezkaha pachu potu, ale navat tady, kali jana isla mima, nicoha nie adcuu.
Nie viedaju, kolki ja prastajau, abapiorsysia na chalodny mietal sciany. Na Stancyi panavala cisynia, adzinym zyvym piskam byu daloki manatonny hul kandycyjanierau.
Ja palapau siabie pa scokach i paplousia na radyjostancyju Kali nacisnuu na klamku, pacuu hucny holas:
— Chto tam?
— Heta ja, Kielvin.
Snaut siadzieu la stolika pamiz kucaj aluminijevych packau i pultam pieradatcyka i prosta z blasanki jeu miasnyja kansiervy. Nie viedaju, camu pad zyllo jon vybrau radyjostancyju. Asalomleny, ja stajau u dzviarach, hledziacy na jaho skivicy, jakija zavali miasa, i raptam adcuu, sto ja halodny. Ja padysou da palic, z kucy talerak vybrau miens zapylenuju i usieusia nasuprac Snauta. Niejki cas my zavali moucki, pasla Snaut ustau, dastau z nasciennaha skapcyka termas i naliu pa sklancy haracaha bulonu. Staviacy termas na padlohu, bo na stoliku nie bylo miesca, jon spytausia:
— Ty bacyu Sartoryusa?
— Nie. A dzie jon?
— Naviersie.
Naviersie znachodzilasia labaratoryja. My znou zamoukli. Bylo tak cicha, sto blasanki az brazhali u nasych rukach. Na radyjostancyi panavala noc. Iluminatar byu scylna zacynieny zvonku, pad stollu hareli catyry kruhlyja sviacilniki. Ich vodbliski trymcieli u plastykavym korpusie pieradatcyka.
Na skulach Snauta vystupili cyrvonyja zylki. Jon byu zaraz u cornym vialikim panosanym svitery.
— Sto z taboj? — spytausia Snaut.
— Nicoha. A sto moza byc?
— Ty spacieu.
Ja rukoj vycier lob. Sapraudy, ja ablivausia potam; heta, vidac, byla reakcyja na raniejsyja urazanni. Snaut pazirau na mianie. Mo raskazac jamu? Ja chacieu, kab Snaut akazau mnie najbols spryjannia. Chto, suprac kaho i jakuju viou tut hulniu?
— Horaca, — pramoviu ja. — Ja dumau, sto klimatyzatary u vas pracujuc lepiej.
— Praz hadzinu budzie narmalna. A ty upeunieny, sto uspacieu tolki ad haracyni? — Jon pilna zirnuu na mianie.
Ja staranna zavau, nie vydajucy, sto prykmieciu jaho pozirk.
— Sto ty dumajes rabic? — narescie spytausia Snaut, kali my zakoncyli jesci.
Ion kinuu uvies posud i pustyja blasanki va umyvalnik la sciany i znou sieu u kresla.
— Dalucajusia da vas, — adkazau ja flehmatycna. — Vy z majecie niejki plan dasledavanniau? Niejki novy razdraznialnik, zdajecca, renthien ci jasce niesta.
— Renthien? — zdziviusia Snaut. — Dzie ty heta cuu?
— Nie pomniu. Mnie niechta skazau. Mo na „Pramietei”. A sto? Vy jaho uzo skarystouvajecie?
— Ja nie viedaju detalau. Heta byla ideja Hibaryjana. Jon raspacau razam z Sartoryusam. Ale adkul ty pra heta viedajes?
Ja pacisnuu placyma.
— Nie viedajes detalau? Ty musis byc pad cas dosledau, heta z uvachodzic u tvaje abaviazki. — Ja nie dahavaryu.
Snaut maucau. Pisk kandycyjaniera scich. Tempieratura byla narmalnaja. U pavietry visieu tolki niescichany vysoki huk, jaki nahadvau marmytannie kanajucaj muchi. Snaut ustau, padysou da pulta kiravannia i pacau biassensava pstrykac vyklucalnikami — halouny rubilnik byu adklucany. Praz niejki cas jon pramoviu, nie pavarocvajucy halavy:
— Treba budzie u suviazi z hetym vykanac usie farmalnasci… viedajes…
— Prauda?
Ion paviarnuusia i zirnuu na mianie nibyta salony. Nie mahu scviardzac, sto ja znarok starausia vyviesci jaho z raunavahi, ale nicoha nie razumiejucy u hulni, jakaja tut raspacalasia, ja musiu byc strymanym. Pad kauniarom jaho cornaha svitera ruchausia vostry kadyk.
— Ty byu u Hibaryjana, — pramoviu Snaut niecakana.
Heta nie prahucala zapytanniem. Ja uzniau brovy i spakojna pazirau u jaho tvar.
— Ty byu u jaho pakoi, — pautaryu jon.
Ja kiunuu, nibyta zhadzajucysia: „Dapuscim. Nu i sto?”
Ja chacieu, kab jon praciahvau.
— Chto tam byu? — spytausia Snaut.
Ion viedau pra jaje!!!
— Nikoha. A chto tam moh byc? — spytausia ja.
— Tady camu ty mianie nie pusciu?
Ja usmichnuusia.
— Spalochausia. Ty z mianie papiaredzvau. Kali klamka zrusylasia, ja instynktyuna prytrymau jaje. Camu ty nie skazau, sto heta ty? Ciabie ja pusciu by.
— Ja dumau, sto tam Sartoryus, — pramoviu jon niapeuna.
— Nu i sto?
— Jak ty licys… sto tam stalasia? — adkazau jon pytanniem na pytannie.
Ja vahausia.
— Ty pavinien viedac leps za mianie. Dzie jon?
— U chaladzilniku, — adrazu rastlumacyu Snaut. — My pieraniesli jaho rankam, adrazu z… tamu sto haracynia.
— Dzie ty jaho znajsou?
— U safie.
— U safie? Jon byu uzo niezyvy?
— Serca jasce stukala, ale jon uzo nie dychau. Heta byla ahonija.
— Ty sprabavau jaho uratavac?
— Nie.
— Camu?
Ion pamarudziu.
— Ja nie paspieu. Jon pamior raniej, cym ja jaho paklau.
— Ion stajau u safie? Pamiz kambiniezonami?
— Tak.
Snaut padysou da nievialikaha pismovaha stala u kucie, uziau tam listok papiery i paklau jaho pierada mnoj.
— Ja napisau papiaredni akt, — pramoviu jon. — Dobra, sto ty ahledzieu pakoj. Prycyna smierci… smiarotnaja doza piernastalu. Tam napisana.
Ja vacyma prabieh karotki tekst.
— Samazabojstva… — pautaryu ja cicha. — A prycyna?..
— Niervovaje uzrusennie… depresija… albo jak heta tam nazyvajecca. Ty viedajes heta leps, cym ja.
— Ja viedaju tolki toje, sto sam bacu, — zapiarecyu ja i hlanuu jamu u vocy, bo jon stajau nada mnoj.
— Sto ty chocas skazac? — spakojna spytausia Snaut.
— Ion uviou sabie piernastal i schavausia u safie? Kali bylo mienavita tak, to heta nie depresija, nie niervovaja uzbudzanasc, a vostry psichoz. Paranojia… Napeuna, jamu zdavalasia, sto jon niesta bacyc… — praciahvau ja usio bols pavolna, pazirajucy jamu u vocy.
Ion adysousia ad radyjopulta i znou pacau pstrykac vyklucalnikami.
— Tut tolki tvoj podpis, — azvausia ja praz chvilinu. — A Sartoryusa?
— Ion u labaratoryi. Ja tabie uzo kazau. Jon nie pakazvajecca; ja dumaju, sto…
— Sto?
— Sto jon zamknuusia.
—