tym szanse dla siebie; skoro decyzja o przyznaniu porywaczom samolotu nie nalezala do niego, w razie gdyby dziewczyna zginela, to nie on ponioslby wine za jej smierc; w pewnym sensie poczul sie rozgrzeszony.

Nieomal wyczuwalem jego mysli – klebily sie w jego glowie, klarowaly, az w koncu, kiedy wszystko sobie poukladal, przytaknal niemal bezglosnie.

Nie wiedzialem, czyjego przelozeni zdecyduja sie puscic porywaczy wolno, wiedzialem tylko, ze decyzje w tej kwestii nie naleza do Enrico. To faktycznie byla sprawa dla jego przelozonych.

– Chyba wroce do Villa Francese – powiedzialem.

– Ale po co?

– Nie jestem tu potrzebny, a tam… moge sie przydac. – Przerwalem na chwile. – Ale przyjechalem tu ta furgonetka. Gdzie o tej porze moge znalezc samochod, ktory po cichu i w miare szybko dowiezie mnie na miejsce?

Spojrzal w strone stojacych przed budynkiem radiowozow, ale ja zdecydowanie pokrecilem glowa. – Nie, radiowoz odpada.

– Anonimowosc ponad wszystko…? – rzucil.

– Tak – odparlem.

Napisal kilka slow na niewielkim karteluszku i wyjasnil, jak mam dotrzec na miejsce.

– Taksowka nocna wozaca glownie podpitych birbantow i niewiernych mezow. Jezeli jej tam nie bedzie, po prostu prosze zaczekac.

Wysiadlem przez szoferke, otworzylem drzwiczki od nieoswietlonej strony, z dala od halasliwej, rozjasnionej blaskiem silnego reflektora ulicy i tlumu gapiow, po czym bezszelestnie ruszylem w strone gestniejacych cieni, ktore na co dzien stanowily arene moich zawodowych dzialan.

Skrecilem za rog, pozostawiajac za soba obrazy rodem z najgorszego koszmaru negocjatora, i pomaszerowalem przez kolejne uspione, waskie ulice; wedrowalem prawie bezglosnie, podeszwy moich butow nie zaszuraly ani razu o plyty chodnika.

Taki juz mialem nawyk. Nie lubilem robic halasu.

Postoj taksowek, ktorego adres otrzymalem od policjanta, znajdowal sie na drugim koncu duzego, starego placu, szedlem wolno we wskazanym kierunku, chlonac z przejeciem atmosfere tego niezwyklego miejsca.

Gdzies w tym starym miescie lub w jego okolicach pewna bezradna dziewczyna stawiala czolo najgrozniejszej nocy w swoim zyciu i odnosilem wrazenie, ze otaczajace mnie mury, gladkie, wysokie, zimne sciany kryjace w sobie niezliczone tajemnice, uosabiaja cala wrogosc, bezwzglednosc i chlod tych, co ja przetrzymywali.

Dwaj porywacze, znajdujacy sie obecnie w oblezeniu, mieli tylko za zadanie odebrac okup. Musieli byc jeszcze inni. W kazdym razie na pewno ktos jej pilnowal. No i – upomnialem sam siebie – byl jeszcze ON, mezczyzna, ktorego glos slyszalem od pieciu dlugich tygodni. Ten, ktory przekazywal nam kolejne instrukcje.

Zastanawialem sie, czy wie, co wydarzylo sie w punkcie zlozenia okupu. Zastanawialem sie, czy wie juz, ze jego ludzie znalezli sie w oblezeniu i co sie stalo z pieniedzmi. Ale przede wszystkim, zastanawialem sie, czy ON, ten czlowiek, nie wpadnie w panike.

Gdyby tak sie stalo, chwile Alessi bylyby policzone.

2

Paolo Cenci, spacerujac w te i z powrotem, dawal upust nerwom, ktore mnie udalo sie stlumic: krazyl po wylozonym plytami, ozdobionym kolumnami holu glownym, nie mogac pohamowac w sobie nagromadzonego napiecia. W pewnej chwili przystanal i podbiegl do mnie, gdy tylko ujrzal, jak wychodze z kuchni.

– Andrew! – W elektrycznym swietle jego twarz miala szary odcien. – Co sie stalo, na Boga? Giorgio Traventi dzwonil do mnie, by powiedziec, ze jego syn zostal postrzelony. Telefonowal ze szpitala. Lorenzo jest wlasnie operowany.

– Czy carabinieri nic panu nie powiedzieli?

– Nikt nic mi nie mowil. Z tego zdenerwowania az odchodze od zmyslow. Uplynelo piec godzin, odkad pan i Lorenzo wyszliscie, aby przekazac okup. Czekam od ponad pieciu godzin…

W jego glosie z delikatnym akcentem slychac bylo lekkie drzenie, ten czlowiek byl istna burza emocji i nie wstydzil sie ich okazywac. W wieku piecdziesieciu szesciu lat byl silnym mezczyzna, bedacym u szczytu finansowych i zawodowych osiagniec, lecz minione tygodnie mocno podkopaly zasoby sil w jego organizmie i teraz czesto mozna bylo dostrzec nawet drzenie jego dloni. W moim fachu widzialem wiele przejawow bolu, strachu i rozpaczy i niezaleznie od tego, jak zamozna i jak potezna, rodzina ofiary cierpiala wprost proporcjonalnie do bezmiaru milosci, jaka darzyla uprowadzona osobe. Matka Alessi nie zyla, tak wiec jej ojciec zmuszony byl cierpiec za dwoje.

Nie ukrywajac wspolczucia, zaprowadzilem go do biblioteki, gdzie spedzal wiekszosc wieczorow, i nie wahajac sie okazac swego gniewu, opowiedzialem mu o szczegolach nieudanej operacji. Gdy skonczylem, siedzial naprzeciwko mnie, ukrywajac twarz w dloniach, nigdy dotad nie widzialem go rownie bliskiego lez.

– Oni ja zabija…

– Nie – powiedzialem.

– To zwierzeta.

W ostatnich tygodniach pojawilo sie tyle bestialskich pogrozek, ze nie zaprzeczylem. Obietnice maltretowania i fizycznych okaleczen ciala dziewczyny, zlozone przez porywaczy, mialy zostac spelnione, jesli Cenci nie zastosuje sie do zalecen; byly przemyslane i bezlitosnie skalkulowane, aby zlamac jego ducha, i mimo iz staralem sie zapewnic go, ze nie powinien sie zbytnio nimi przejmowac i ze sa to grozby, ktorych tamci wcale nie chca zrealizowac, nie dal sie przekonac.

Jezeli chodzi o relacje z rodzinami ofiar, bylem troche jak lekarz – zjawialem sie na nagle wezwanie, dokonywalem diagnozy nowej, przerazajacej sytuacji i prowadzilem konsultacje; z jednej strony spodziewano sie po mnie cudu, z drugiej zas oczekiwano na wsparcie z mojej strony. Gdy wyruszalem na swa pierwsza samodzielna misje negocjacyjno-doradcza, nie przypuszczalem nawet, jak wielkiego hartu ducha i samozaparcia bedzie ona wymagala, i choc od tamtego czasu minely juz cztery lata, ta praca wciaz wysysala ze mnie wszystkie soki i sprawiala, ze od nadmiaru wrazen miekly mi kolana. Nigdy nie angazuj sie emocjonalnie, powtarzano mi wielokrotnie podczas treningu – jesli nie bedziesz przestrzegac tej reguly, nie wytrzymasz.

Mialem trzydziesci lat. Niekiedy wydawalo mi sie, ze ponad setke.

Otepienie Paola Cenciego, zwiazane z rozmiarami i charakterem niedawnej katastrofy, na moich oczach zaczelo przeradzac sie w gniew skierowany, rzecz jasna, przeciwko mnie.

– Gdyby nie powiedzial pan carabinieri, ze zamierzamy przekazac okup, w ogole by do tego nie doszlo. To panska wina. Panska. Wstyd i hanba. Nie powinienem byl wcale pana wzywac. Zaluje, ze pana posluchalem. Ci ludzie przez caly czas mnie ostrzegali, ze jesli sprowadze carabinieri, zrobia z Alessia cos strasznego i niewyobrazalnego, a ja dalem sie panu przekonac, choc nie powinienem. Trzeba bylo od razu zaplacic okup, gdy tylko sie ze mna skontaktowali, i Alessia juz od paru tygodni bylaby z powrotem w domu.

Nie probowalem sie z nim spierac. Wiedzial, choc w przyplywie smutku i zalu wolal o tym nie pamietac, ze wyplacenie okupu, jakiego poczatkowo zadali porywacze, graniczylo z niemozliwoscia. Choc zamozny, rownowartosc szesciu milionow funtow szterlingow wynosila tyle, co cala jego posiadlosc i wiekszosc udzialow w firmie, ktora prowadzil. Poza tym, o czym przypominalem po wielokroc, porywacze wcale nie liczyli na tyle, podali tak gigantyczna sume tylko po to, by zanizenie jej poczytane zostalo za przychylne ustepstwo z ich strony.

– Wszystko, co juz wycierpiala Alessia i co jeszcze ja spotka, to panska wina.

Moze z wyjatkiem samego uprowadzenia.

– Gdyby nie pan – dodal – juz bym ja odzyskal. Zaplacilbym. Zaplacilbym kazda sume…

Zbyt szybka wyplata zadanej sumy moze sprawic, ze porywacze zaczna sie zastanawiac, czy nie zanizyli szacowanego majatku danej rodziny, co w efekcie prowadzi niekiedy do wymuszenia ponownego okupu za te sama ofiare. Ostrzegalem go przed tym i dobrze to rozumial.

– Alessia jest dla mnie wazniejsza niz caly moj majatek. Chcialem zaplacic… ale pan mi nie pozwolil. Powinienem byl uczynic to, co uwazalem za sluszne. Oddalbym wszystko…

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату