Wciaz wyladowywal na mnie swa zlosc i nie moglem go za to winic. Tym, co kochaja, czesto wydaje sie, ze zadna suma nie jest zbyt wysoka, by odzyskac tych, ktorzy sa im najblizsi, lecz przez ostatnie cztery lata mialem okazje przekonac sie, jak nieobliczalne i niespodziewane sploty sytuacji wynikle ze stresu moga wplynac na ludzkie losy, i wiedzialem, ze dla dobra przyszlosci rodziny i zachowania rodzinnych wiezi jest najlepiej, jesli jedna osoba nie traci calego swego majatku dla ratowania drugiej. Gdy przeminie pierwsza euforia i gdy we znaki zaczna sie dawac klopoty finansowe, brzemie winy spoczywajace na barkach wykupionej ofiary staje sie nie do zniesienia. Rosnie rowniez uraza osob, ktore wyplacily okup, to z kolei wywoluje u nich wyrzuty sumienia, a w koncu nienawisc do ofiary, bo z milosci do niej doprowadzily sie do bankructwa.
Z czasem ocalenie rownowagi psychicznej ofiar stalo sie dla mnie rownie wazne jak fizyczne wyzwolenie ich z rak porywaczy, lecz przynajmniej w tej chwili nie spodziewalem sie, by Paolo Cenci byl w stanie to docenic.
Telefon stojacy obok jego reki zadzwonil tak nagle, ze mezczyzna mimo woli az drgnal gwaltownie. Siegnal po sluchawke, zawahal sie przez chwile, ale w koncu podniosl ja do ucha.
– Ricardo!… Tak… tak… Rozumiem. Zaraz sie tym zajme. Natychmiast. – Odlozyl sluchawke i poderwal sie na rowne nogi.
– Ricardo Traventi? – spytalem, rowniez podnoszac sie z fotela. – Brat Lorenza?
– Musze isc sam – rzekl, choc bez wiekszego przekonania.
– Mowy nie ma. Zawioze pana.
Odkad zjawilem sie w rezydencji, odgrywalem role szofera, nosilem nawet czapke i uniform kierowcy, podczas gdy ten prawdziwy cieszyl sie urokami niespodziewanego urlopu. Dzieki temu moglem byc przynajmniej do pewnego stopnia niewidzialny, co stanowilo jedna z podstawowych regul w naszym fachu. Mialo to swoje atuty – porywacze wiedzieli zawsze wszystko na temat rodzin, ktore obrali sobie za cel, i nieoczekiwana wizyta przybysza z zewnatrz, obcego, mogla wzbudzic w nich niepotrzebny, grozny dla zdrowia i zycia porwanej osoby niepokoj.
Porywacz byl czujny jak lis podkradajacy sie do ofiary i potrafil wychwytywac nieistniejace zagrozenia, a co dopiero wyczuwac te prawdziwe. Przychodzilem do rezydencji i opuszczalem ja wejsciem dla sluzby, zakladajac, ze wszystkie inne sa uwaznie obserwowane.
Wscieklosc Cenciego prysla rownie szybko, jak sie pojawila, i zorientowalem sie, ze osiagnelismy pewna plaszczyzne porozumienia. Ucieszylem sie, zarowno dla mego wlasnego, jak i jego dobra, ze wciaz akceptuje moja obecnosc, i z pewna niesmialoscia zapytalem: – Co powiedzial Ricardo?
– Zadzwonili… – Nie musialem pytac, o kogo mu chodzilo: ONI dzwonili wylacznie do domu Traventiego, przekazujac kolejne informacje, gdyz od poczatku zalozyli, ze telefony w Villa Francese sa na podsluchu. Najwyrazniej nie przyszlo im do glowy, a moze nie mieli pewnosci, ze na telefonie Traventiego takze zalozono podsluch, choc, rzecz jasna, uczyniono to za, skadinad nie jednoglosna, zgoda wszystkich czlonkow rodziny.
– Ricardo mowi, ze musi spotkac sie z nami w tym samym miejscu, co zwykle. Powiedzial, ze odebral wiadomosc, bo oboje jego rodzice sa teraz w szpitalu. Nie chcial, aby sie dodatkowo martwili. Mowi, ze przyjedzie skuterem.
Cenci ruszyl juz w strone drzwi, przekonany, ze pospiesze za nim.
Ricardo, mlodszy brat Lorenza, mial zaledwie osiemnascie lat i wczesniej nikt nie bral pod uwage, ze ktorykolwiek z nich moze zostac wmieszany w te sprawe, a co dopiero obaj. Giorgio Traventi zgodzil sie, jako prawnik, pelnic role negocjatora pomiedzy Paolem Cenci a porywaczami. To on odbieral wiadomosci, przekazywal je dalej; a potem udzielal na nie odpowiedzi.
Porywacze takze mieli swego negocjatora, JEGO, o ktorym juz wspomnialem i z ktorym rozmawial Giorgio Traventi.
Niekiedy Traventi zmuszony byl odbierac paczki pozostawiane w pewnym miejscu, zwykle, choc nie zawsze, w jednym i tym samym, i tam sie wlasnie udawalismy. To wlasnie tam pozostawiano dowody, ze Alessia wciaz zyje, nagrane przez nia prosby lub zadania od NIEGO, a dzis wieczorem instrukcje, gdzie nalezy zostawic okup dla porywaczy. W tym tez miejscu Giorgio Traventi spotykal sie z Paolem Cencim, aby moc porozmawiac z nim w cztery oczy i skonsultowac sie w najwazniejszych sprawach. Obu z nich martwilo, ze
Jak na ironie, poczatkowo to Cenci z jego wlasnym prawnikiem skontaktowali sie Giorgiem Traventim. Traventi bowiem nie znali ich rodziny zbyt dobrze, a co za tym idzie, mogli bez emocji wystepowac w imieniu Cencich. Od tej pory cala rodzina Traventi postawila sobie za punkt honoru doprowadzenie do uwolnienia Alessi i nic nie bylo w stanie odwiesc Lorenza od powzietej decyzji, ze to on osobiscie dostarczy porywaczom okup. Nie aprobowalem ich narastajacego zaangazowania emocjonalnego – przed tym ich wlasnie zawsze przestrzegalem i sam tez staralem sie tego unikac – ale nie potrafilem tego powstrzymac, jako ze wszyscy Traventi okazali sie ludzmi niezlomnego ducha i meznego serca, a ich silna wola i stanowczosc byly tym, czego Cenci potrzebowal teraz najbardziej.
Prawde mowiac, az do zasadzki urzadzonej przez
Spotkanie zostalo starannie zaplanowane przez NIEGO do tego stopnia, ze gdyby nawet
Jechalismy do przydroznej restauracji kilka kilometrow za Bolonia, gdzie nawet noca ludzie wciaz zjawiali sie i odjezdzali calkiem anonimowo, jak na podroznych przystalo. Nikt tu nigdy nie rzucal sie w oczy, trudno bylo zapamietac wszystkich odwiedzajacych, a
Wiadomosci od NIEGO pozostawiane byly w kieszeni taniego, szarego, cienkiego, plastikowego plaszcza przeciwdeszczowego, ktory znajdowano wiszacy na kolku w restauracji. Obok tych wieszakow przechodzili wszyscy wchodzacy i wychodzacy z sali jadalnej, a jak przypuszczamy, ten pospolity skadinad ubior pozostawiono w restauracji jeszcze przed telefonem do Traventich.
Za kazdym razem to wlasnie Traventi odbieral plaszcz, lecz sama peleryna jako trop okazywala sie niezbyt uzyteczna. Byly to tanie, cienkie plaszcze sprzedawane w calym kraju w formie niewielkich, porecznych pakuneczkow, uzytecznych na wypadek naglej ulewy. W rece
Wiadomosci byly nagrane na tasmie. Byly to zwykle kasety sprzedawane w kazdym kiosku. Zero odciskow palcow na czymkolwiek. Wszystko zostalo dopracowane w najdrobniejszych szczegolach, jak musialem przyznac, z pelnym profesjonalizmem.
Kazda z tasm zawierala dowod, ze Alessia zyje. Na kazdej z tasm zamieszczono pogrozki. A takze odpowiedz na ostatnia oferte Traventiego. Doradzilem mu, zeby na poczatek zaproponowal porywaczom jedynie dwiescie tysiecy, ktora to suma zostala potraktowana przez NIEGO z wsciekloscia, niewazne, szczera czy udawana. Powoli, poprzez trudne i zaciekle negocjacje dazono do kompromisu pomiedzy mozliwosciami platniczymi Cenciego a zadaniami porywaczy, az w koncu okup osiagnal dostateczna wysokosc, aby ON uznal, iz oplaca mu sie go odebrac, nie rujnujac przy tym ojca ofiary finansowo. Obie strony uznaly, ze choc nie sa w pelni zadowolone, obecny stan rzeczy jednak im odpowiada, i przystaly na wysokosc oferowanej kwoty.
Pieniadze zostaly zebrane we wloskiej walucie, uzywanych banknotach, spietych zwyklymi gumkami w paczki i umieszczonych w walizce. Po przekazaniu okupu Alessia Cenci miala zostac uwolniona.
Po przekazaniu okupu… na mily Bog!
Przydrozna restauracja znajdowala sie w tej samej odleglosci od Bolonii, co Villa Francese, ktora wznosila sie w calym swym przepychu, ozdobiona dumnymi wiezyczkami, na poludniowym stoku niewielkiego wiejskiego wzgorza. W dzien na drodze panowal spory ruch, lecz o czwartej nad ranem wnetrze naszego auta z rzadka tylko omiatal blask reflektorow pojazdow nadjezdzajacych z przeciwka. Cenci siedzial obok mnie pograzony w posepnym milczeniu, nie spuszczal oka z szosy, myslami zas bladzil Bog wie gdzie.
Ricardo na swoim skuterze dotarl na parking przed nami, choc mial przeciez do pokonania znacznie dluzsza