Rozesmiala sie, odrzucajac glowe w tyl; linia jej naprezonej szyi zbiegala chowajac sie pod sukienke. Wyciagnalem reke i dotknalem jej ramienia, ogarniety nagla checia przerwania rozmowy.

Natychmiast z usmiechem skinela glowa i powiedziala:

– Nie na dywanie. Na gorze jest wygodniej. Sypialnie miala umeblowana ladnie, z tym ze widac bylo w tym reke ciotki. Szafy w scianach, zachecajaco wygodny fotel, polki na ksiazki, zascielajacy cala podloge bladoniebieski dywan i lozko.

Posluszny jej naleganiom polozylem sie pierwszy. A potem, jak poprzednio, rozebrala sie na moich oczach. To jej zwyczajne, beznamietne, nieskrepowane obnazanie sie podniecalo tak gwaltownie, jak zaden chyba platny striptiz. Kiedy skonczyla, stala przez chwile nieruchomo przy oknie – jasnobrazowa naga dziewczyna w ukosnych promieniach listopadowego slonca.

– Zaciagnac zaslony? – spytala.

– Jak wolisz.

Siegajac w gore, zeby je zasunac, pobudzila mi krew do jeszcze szybszego pulsowania, a potem w poludniowym zmierzchu przyszla do mnie do lozka.

O trzeciej odwiozla mnie na stacje, ale kiedy my dojezdzalismy, pociag akurat ruszal. Przez jakis czas rozmawialismy w samochodzie czekajac na nastepny.

– Codziennie wracasz do domu na noc? – spytalem

– Czesto nie wracam. Dwie inne nauczycielki wynajmuja do spolki mieszkanie, wiec ze dwa razy w tygodniu nocuje u nich na kanapie, po przyjeciu albo teatrze.

– Ale nie chcesz mieszkac na stale w Londynie?

– Wydaje ci sie dziwne, ze mieszkam z Harrym i Sara? Prawde mowiac, to z powodu pieniedzy. Harry nie pozwala sobie placic za mieszkanie. Mowi, ze chce, zebym tu zostala. Zawsze mial szeroki gest. Gdybym musiala w Londynie za wszystko placic sama, poziom, na ktorym teraz zyje, spadlby na leb, na szyje.

– Pragnienie wygody jest silniejsze od potrzeby niezaleznosci – skomentowalem bez zlosliwosci.

Potrzasnela glowa.

– Mam jedno i drugie – odparla i po namysle spytala:

– Mieszkasz z zona? Nie zyjecie w separacji ani nic takiego?

– Nie, nie zyjemy oddzielnie.

– Mysli, ze gdzie teraz jestes?

– Mysli, ze przeprowadzam wywiad do artykulu dla „Lakmusa”.

Rozesmiala sie.

– Niezly dran z ciebie – powiedziala.

Trafila w sedno. W duchu przyznalem jej racje.

– Czy wie, ze masz… mmm… zainteresowania uboczne? Nakryla cie kiedys?

Pragnalem z calego serca, zeby zmienila temat. Jednakze sporo jej bylem winien, a przynajmniej kilka wyjasnien, i moglbym przysiac, ze bede mowil prawde, tylko prawde, ale na pewno nie cala prawde.

– Ona o niczym nie wie – odparlem.

– Zmartwilaby sie?

– Pewno tak.

– Ale jezeli ona nie chce… z toba spac… to czemu jej nie rzucisz?

Nie odpowiedzialem od razu.

– Dzieci nie macie, prawda? – pytala dalej. Zaprzeczylem, potrzasajac glowa. – Wiec co cie trzyma? Chyba ze, naturalnie, jestes taki jak ja.

– To znaczy?

– Dobrze ci tam, gdzie masz zapewnione dostatnie zycie. Gdzie sa pieniadze. -

– Aaa…

Zasmialem sie polgebkiem, co ona opacznie zrozumiala.

– Jak moglabym ciebie winic, kiedy sama to robie? – spytala z westchnieniem. – A wiec masz bogata zone…

Pomyslalem, na co skazana bylaby Elzbieta beze mnie – na bezdusznosc rezimu szpitalnego, na szpitalne jedzenie, na zycie bez intymnosci, bez specjalnych aparatow i telefonu, na gaszenie swiatel o dziewiatej i zapalanie o szostej rano, na kompletne ubezwlasnowolnienie – juz na zawsze.

– Rzeczywiscie, moja zona jest bogata – powiedzialem wolno.

Kiedy wrocilem do domu, poczulem sie rozdarty na dwoje. Wszystko, co znajome, odbieralem nagle jako nierzeczywiste. Polowa mojej jazni przebywalem wciaz w Surrey. Calujac Elzbiete myslalem o Gail. Jeszcze w pociagu opadlo mnie przygnebienie, z ktorego nie moglem sie otrzasnac.

– Jakis pan chce sie z toba skontaktowac – powiedziala Elzbieta. – Dzwonil trzy razy. O ile sie moglam zorientowac, byl wsciekly.

– Kto?

– Niewiele zrozumialam z tego, co mowil. Zacinal sie.

– Skad mial nasz numer? – spytalem, zirytowany i znudzony. Nie usmiechaly mi sie utarczki przez telefon z rozgniewanymi facetami. Co wiecej, nasz numer byl zastrzezony po to wlasnie, zeby zapewnic Elzbiecie spokoj.

– Nie wiem – odparla. – Ale zostawil swoj numer, zebys do niego zadzwonil, nic poza tym sensownego nie powiedzial.

Tesciowa podala mi notes, w ktorym zapisala ow numer.

– Victor Roncey – powiedzialem.

– Wlasnie – potwierdzila z ulga Elzbieta. – Chyba tak brzmialo to nazwisko.

Westchnalem, pragnac goraco, zeby wszystkie klopoty, a zwlaszcza te, ktore sam sprokurowalem, oddalily sie i zostawily mnie w spokoju.

– Zadzwonie do niego pozniej – powiedzialem. – W tej chwili musze sie napic.

– Wlasnie mialam parzyc herbate – powiedziala z nagana w glosie tesciowa, wiec z gluchej wscieklosci nalalem sobie dwakroc wiecej, niz wypilbym normalnie. Prawie oproznilem butelke.

Co za ponura niedziela.

Nie moglem usiedziec na miejscu przenioslem sie do pracowni i zabralem sie do przepisywania na czysto, bez dopiskow i skreslen, artykulu dla „Lakmusa”. Ta mechaniczna czynnosc zlagodzila w koncu moje roztrzesienie wywolane powrotem do domu z brzemieniem poczucia winy. Nie moglem sobie pozwolic na to, zeby zbyt polubic Gail, a przeciez ja lubilem. Gdybym sie w kims zakochal to by dopiero bylo pieklo. Nie powinienem jej wiecej odwiedzac. Postanowilem ostatecznie, ze tak zrobie. Ale cialo zadrzalo mi, protestujac, dlatego wiedzialem, ze jednak ja odwiedze.

Roncey zadzwonil ponownie tuz po wyjsciu tesciowej.

– Co, do diabla, maja znaczyc te… bzdury w gazecie?! – spytal. – Oczywiscie, ze moj kon wystartuje. Jak pan smie… jak pan smie insynuowac, ze dzieje sie cos podejrzanego?

Elzbieta miala racje, byla siodma wieczor, a on wciaz sie zacinal. Musialem go dlugo uspokajac, zeby wreszcie przyznal, ze nigdzie w artykule nie poddawalem w watpliwosc jego dobrych, uczciwych i prawych zamiarow.

– Sek w tym, panie Roncey, ze tak jak napisalem w artykule, wywierano juz kiedys nacisk na niektorych wlascicieli, zmuszajac ich do wycofania koni. To moze sie zdarzyc nawet panu. Ja tylko dostarczylem graczom kilku slusznych powodow, dla ktorych bedzie madrzej, jezeli wstrzymaja sie z postawieniem pieniedzy na wielkich wyscigach, az do ich rozpoczecia pozostanie pol godziny. Lepsza niska wyplata, niz strata pieniedzy przez szwindel.

– Czytalem artykul – burknal. – Kilka razy. I nikt, niech mi pan wierzy, nikt mnie nie bedzie naciskal.

– Oby tak bylo – odparlem.

Zastanawialem sie, czy jego niechec do starszych synow rozciaga sie na mlodszych, czy zaryzykowalby ich bezpieczenstwo i szczescie za cene udzialu Tomcia Palucha w Pucharze Latarnika. Moze tak. Upor stanowil tak nieodlaczna ceche jego charakteru jak zyla zelazna przebiegajaca przez granit.

Kiedy ochlonal na tyle, ze prawie odzyskal rozsadek, poprosilem go, zeby zechcial mi powiedziec, jak zdobyl numer mojego telefonu.

– Jezeli chce pan wiedziec, to cholernie sie napocilem. Co za bzdury z tymi zastrzezonymi numerami. W

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату