mnie walil. Udalo mi sie jedynie kopnac mocno nizszego w kostke, za co obdarzyl mnie wiazanka i strasznym ciosem w watrobe. Zwalilem sie na siedzenie. Pochylili sie nade mna i zlamali przepisy boksu.

Przelecialo mi przez mysl, ze mnie zabija, ze byc moze nie maja takiego zamiaru, ale mnie zabijaja. Probowalem im nawet to powiedziec, ale jezeli dobylem z siebie jakis dzwiek, to go zignorowali. Wyzszy przemoca postawil mnie na nogi, a nizszy polamal zebra.

Kiedy mnie puscili, osunalem sie bezwladnie na podloge i lezalem tak z twarza w niedopalkach papierosow i zmietych papierach po kanapkach. Lezac bez ruchu, modlilem sie do Boga, w ktorego nie wierzylem, zeby nie pozwolil im zaczac od nowa. Wyzszy pochylil sie nade mna.

– Bedzie plul krwia? – spytal nizszy.

– Jak moze pluc? Przeciez nic mu nie strzaskalismy. Ma sie to czucie w reku. Wyjrzyjno za drzwi, trza spadac.

Drzwi odsunely sie i zaraz zamknely, ale przez dluzszy czas nie bylem pewny, czy poszli sobie na dobre. Lezalem na podlodze, krztuszac sie, oddychajac plytko i urywanie, i czujac mdlosci. Przez pewien czas swiadomosc podsuwala mi pokretne tlumaczenie, ze zasluzylem sobie na to bicie nie za napisanie artykulu, ale z powodu Gail; przez to, ze na nie zasluzylem, zgrzeszylem i zasluzylem, stawalo sie rodzajem oczyszczenia. Wsciekly bol przeplywal przeze mnie falami i tylko poczucie winy pozwalalo mi go zniesc.

Zdolnosc rozumowania powrocila mi, jak to zwykle bywa.Przystapilem do powolnej czynnosci podnoszenia sie i oceny szkod. Moze istotnie nic mi nie strzaskali, ale mialem na to tylko slowo tego wyzszego. Ja ze swej strony poturbowanego czulem sie tak, jakby mi strzaskali prawie dokladnie wszystko, w tym poczucie wlasnej godnosci.

Wpelzlem na lawke i siedzialem obserwujac blednym wzrokiem migajace swiatla, zamazane i pozolkle od mgly. Oczy mialem przymkniete, gardlo scisniete od mdlosci, rece bezwladne i slabe. Nie jedno zrodlo bolu, ale cale morze. Czekaj, pomyslalem, to bol minie.

Czekalem dlugo…

Swiatla za oknami zagescily sie i pociag zwolnil. Londyn. Wszyscy wysiadac. Musialem sie podniesc. Co za ponura perspektywa. Wiedzialem, ze kazdy ruch sprawi mi bol.

Pociag wpelznal na dworzec Saint Pancras, szarpnal i zatrzymal sie. Nie ruszylem sie z miejsca, probowalem zmusic sie do wstania, ale bezskutecznie. Przekonywalem siebie, ze jezeli nie wstane i nie pojde, to przetocza wagon ze mna na bocznice, gdzie spedze noc w zimnie i niewygodzie, lecz nadal nie moglem wykrzesac z siebie dosc energii.

Drzwi ponownie otwarly sie z trzaskiem. Spojrzalem, tlumiac rodzacy sie paniczny lek. Nie stal tam nikt w grubym kombinezonie i z kastetem. Byl to konduktor.

Dopiero czujac przyplyw ulgi pojalem, jak bardzo sie balem, i bylem wsciekly na siebie za takie tchorzostwo.

– Koniec jazdy – powiedzial konduktor.

– Owszem – odparlem.

Wszedl do przedzialu i przyjrzal mi sie.

– Swietowalismy sobie, co, prosze pana? – zagadnal. Myslal, ze jestem pijany.

– Pewnie – przytaknalem. – Swietowalismy. Zdobylem sie na dlugo odkladany wysilek i wstalem.

Slusznie przewidywalem. Bolalo.

– Panie kolego, badz pan laskaw i nie nabrudz pan tu nam – powiedzial natarczywym tonem konduktor.

Potrzasnalem glowa. Dotarlem do drzwi. Wytelepalem sie na korytarz. Konduktor wzial mnie z obawa pod reke i pomogl zejsc na peron, a kiedy ostroznie stapajac, odchodzilem, uslyszalem zza plecow, jak mowi do grupki bagazowych, podsmiewujac sie:

– Widzieliscie tamtego? Szarozielony i spocony jak bura mysz. Musial ostro tankowac cale popoludnie.

Wrocilem do domu taksowka i powoli wszedlem po schodach na gore. Przynajmniej raz pani Woodward niecierpliwie mnie wyczekiwala, bo spieszyla sie do domu, w obawie, ze mgla zgestnieje. Przeprosilem ja za spoznienie.

– Nic nie szkodzi, panie Tyrone, wie pan, ze zwykle chetnie zostaje… – powiedziala.

Drzwi zamknely sie za nia, a ja przemoglem w sobie silna chec, zeby polozyc sie na lozku i jeczec.

– Ty, jestes okropnie blady – powiedziala Elzbieta, kiedy ja calowalem. Nie sposob bylo tego przed nia calkiem ukryc.

– Upadlem – sklamalem. – Potknalem sie. Na kilka chwil zaparlo mi dech.

Natychmiast sie przejela, okazujac ow specjalny dodatkowy niepokoj o siebie, widoczny w jej oczach.

– Nie martw sie – pocieszylem ja. – Nic sie nie stalo. Wszedlem do kuchni i przytrzymalem sie stolu. Po chwili przypomnialem sobie o tabletkach przeciwbolowych Elzbiety i wyjalem z kredensu fiolke. Zostaly tylko dwie. Taki pech. Polknalem jedna, zakarbowujac sobie w pamieci, zeby zadzwonic do naszego doktora po nastepna recepte. Jedna tabletka to za malo, ale lepsze niz nic. Wrocilem do duzego pokoju i, starajac zachowywac sie w miare normalnie, nalalem do szklaneczek nasza wieczorna whisky.

Kiedy zrobilem kolacje, zabiegi przy Elzbiecie, rozebralem sie i polozylem do lozka, najwazniejszymi urazami okazaly sie dwa, a moze trzy zlamane zebra, nisko, po lewej stronie. Inne bole z wolna zmniejszyly sie, przechodzac w bolesne cmienie. Nic w srodku mi nie potrzaskali, tak jak powiedzial ten wyzszy.

Lezalem w ciemnosciach, oddychajac plytko i starajac sie nie kaslac, az wreszcie wyzwolilem sie z pet czysto fizycznej egzystencji i zaczalem rozwazac, kto i dlaczego dal mi taki wycisk, a takze argumenty za i przeciw poinformowaniu o tym Jana Lukasza. Zrobilby z tego artykul, zamiescil go na pierwszej stronie, nadal sprawie wiekszy rozglos, niz byla tego warta, i sam wymyslil naglowek. Moje uczucia zostalyby naturalnie kompletnie zlekcewazone jako niewazne wobec sprzedazy nakladu. Jan Lukasz nie znal litosci. Gdybym mu nie powiedzial, a on pozniej by to odkryl, wywolaloby to najpierw atak wscieklosci, a potem atmosfere ciaglej nieufnosci. Na to nie moglem sobie pozwolic. Mojego poprzednika zmuszono do odejscia z gazety po tym, jak ukryl przed Janem Lukaszem sensacyjny skandal, w ktory byl zamieszany. Konkurencyjna gazeta dostala to w swoje rece i ubiegla „Fame”. Jan Lukasz nigdy nie wybaczal, nigdy nie zapominal.

Westchnalem ciezko. Byl to duzy blad. Zlamane zebra znow daly mi sie we znaki z niepozadana energia. Spedzilem noc, ktorej nie mozna nazwac spokojna i wygodnie przespana, a rano ledwo moglem sie ruszac. Elzbieta przypatrywala mi sie, jak wstaje i twarz wykrzywila jej sie z raptownego niepokoju.

– Ty!

– To tylko kilka stluczen, skarbie. Mowilem ci juz, upadlem.

– Wygladasz… na poturbowanego. Potrzasnalem przeczaco glowa.

– Zaparze kawy… – powiedzialem.

Zaparzylem kawy. Popatrzylem z pozadaniem na ostatnia pigulke Elzbiety, ktorej nie mialem prawa wziac. Do tej pory zdarzaly jej sie czasem straszliwe skurcze i musiala wtedy predko zazyc te pastylki. Nie potrzebowalem karbowac sobie w pamieci, ze mam zdobyc nastepna ich porcje. Wyszedlem, kiedy przyszla pani Woodward.

Doktor Antonio Perelli wypisal bez wahania recepte i podal mi ja.

– Jak sie czuje? – spytal. Dobrze. Tak jak zwykle.

– Pora, zebym ja odwiedzil.

– Bedzie zachwycona – powiedzialem zgodnie z prawda. Wizyty Perelliego dzialaly na nia jak szampan. Tego mlodego wloskiego lekarza z prywatna praktyka na Welbeck Street poznalem przypadkowo trzy lata temu na jakims przyjeciu. Od razu pomyslalem, ze jest za przystojny jak na lekarza. O nazbyt kobiecej urodzie, z czarnymi, blyszczacymi oczami o dlugich rzesach. Ze cala jego praktyka to umiejetne podejscie do chorego, wysokie honoraria i roje neurotycznych pacjentek placacych za to, zeby je potrzymal za reke.

I wtedy, tuz przed koncem przyjecia ktos powiedzial mi, ze Perelli specjalizuje sie w dolegliwosciach klatki piersiowej i zebym nie dal sie zmylic jego mlodosci i urodzie, bo to wspanialy lekarz. Po wyjsciu z przyjecia przez czysty przypadek spotkalismy sie na chodniku, zatrzymalismy te sama taksowke i okazalo sie, ze jedziemy w te sama strone.

W owym czasie martwilem sie o Elzbiete. Musiala wracac do szpitala i poddawac sie intensywnej pielegnacji za kazdym razem, kiedy byla chora, a przy niemal calkowitym zlikwidowaniu zachorowan na heinemedine, coraz mniej szpitali dysponowalo odpowiednim wyposazeniem do opieki nad pacjentami uzaleznionymi od sztucznego oddychania. Wlasnie poinformowano nas, ze nie moze juz liczyc na powrot do szpitala, ktory ja do tej pory zawsze przyjmowal.

Jadac taksowka z Perellim, spytalem, czy zna jakas placowke, gdzie moglbym ja w razie potrzeby szybko

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату