pokoju.

– Kochana dziewczyna – powiedziala pani Hunterson. – Choc moze czasem odrobine nieznosna.

Nieszczerosc odebrala jej usmiechowi cale cieplo, a poza tym pani Hunterson uznala za konieczne mowic dalej, udzielic wyjasnien, ktorymi, jak sie domyslalem, obsypywala przy pierwszej nadarzajacej sie okazji kazdego nowego goscia.

– Siostra meza poslubila adwokata… to bardzo inteligentny czlowiek… ale, wie pan… Murzyn!

– Tak – powidzialem.

– Naturalnie bardzo kochamy Gail, a poniewaz jej rodzice wrocili do ojczyzny ojca po odzyskaniu przez ten kraj niepodleglosci, ona zas urodzila sie w Anglii i chciala tu zostac, wiec… jednym slowem mieszka z nami.

– Tak – powtorzylem. – Na pewno sie z tego cieszy.

To smutne, pomyslalem, ze w ogole odczuwaja potrzebe tlumaczenia sie z tego. Gail obywala sie bez wyjasnien.

– Gail uczy w szkole sztuk pieknych w Victorii – dodal Hunterson. – Rysunku z dziedziny mody.

– Projektowania mody! – poprawila go zona. – Jest w tym naprawde dobra. Jej uczniowie zdobywaja nagrody.

W jej glosie zabrzmiala ulga, bo przeciez zrozumialem juz sytuacje, mogla wiec sobie pozwolic na okazanie wielkodusznosci. Trzeba przyznac, uwzgledniwszy z dawien dawna zakorzenione przesady, ktorych padla ofiara, ze jej sie to udalo. Szkoda tylko, ze wysilek, jaki w to wlozyla, byl az tak widoczny.

– A jak wygladalo zycie pani? – spytalem. – I co mysli pani o Egocentryku?

Odpowiedziala, sumitujac sie, ze historia jej zycia nie jest tak ciekawa. Harry’ego poznala w rok po smierci pierwszego meza, ktory byl okulista i, poza przelotnie podejmowanymi zajeciami ochotniczymi, zajmowala sie prowadzeniem domu dla nich obojga. Byla zadowolona, ze maz wygral konia, lubila chodzic na wyscigi jako wlascicielka, uwazala, ze robienie zakladow jest podniecajace, stawiala jednak zwykle tylko dziesiec szylingow, a poza tym jej i Gail sprawilo przyjemnosc wymyslanie stroju dla dzokeja dosiadajacego Egocentryka.

– A jak ten stroj wyglada? – spytalem.

– Biala bluza ze szkarlatnymi i turkusowymi znakami zapytania, turkusowe rekawy, czerwona czapka.

– Na pewno bardzo ladny – pochwalilem, usmiechajac sie. – Bede go wypatrywal na torze.

Hunterson dodal, ze przed Pucharem Latarnika jego trener planuje wystawic Egocentryka do jeszcze jednej gonitwy, moze wiec moglbym go wtedy zobaczyc. Przytaknalem niezobowiazujaco i w tym momencie weszla Gail niosac herbate.

Huntersonowie w szybkim tempie wlali w siebie po trzy filizanki, rownoczesnie spojrzeli na zegarki i oznajmili, ze czas nagli i jezeli maja zdazyc do Murrowow na drinka, to musza sie zbierac.

– Ja nie pojade, bo mam robote – powiedziala Gail – Podziekujcie im za zaproszenie. Ale moge po was przyjechac, jesli wolelibyscie nie prowadzic samochodu w drodze powrotnej. Zadzwoncie stamtad po mnie.

Popijawa u Murrowow po dzinie wypitym z okazji parti golfa narazilaby kazdego na przykre konsekwencje, gdyby przyszlo dmuchac w balonik. Huntersonowie skineli glowa mi i wyrazili jej swoja wdziecznosc. -

– Zanim panstwo odjada, czy moglibyscie mi pokazac jakies wycinki z gazet? I ewentualnie zdjecia? – spytalem.

– Alez oczywiscie – zgodzil sie Hunterson. – Gail pokaze je panu, prawda, zlotko? Musimy pedzic, kochany, ci Murrowowie, rozumie pan… On jest prezesem klubu golfowego. Milo mi bylo pana poznac. Mam nadzieje, ze ogolnie dowiedzial sie pan wszystkiego, co potrzeba. Gdyby chcial sie pan dowiedziec czegos wiecej, prosze smialo dzwonic.

– Dziekuje – odparlem, ale juz mnie chyba nie uslyszal. Huntersonowie udali sie na gore, potem zeszli na dol, trzasneli frontowymi drzwiami i odjechali. Po ich wyjsciu dom ogarnela cisza.

– Wlasciwie to nie sa alkoholikami – powiedziala Gail. – Po prostu wedruja ochoczo od kieliszka do kieliszka.

Teraz na nia przyszla kolej, zeby udzielic mi wyjasnien. Ale w jej glosie nie zabrzmial wcale ton usprawiedliwienia, jak u ciotki, a tylko rzeczowosc.

– Uzywaja zycia – odparlem. Gail uniosla brwi.

– Wie pan, ze tak – powiedziala. – Musze przyznac, ze nigdy sie nad tym nie zastanawialam.

Egocentryczka, ocenilem ja w duchu. Opanowana. Chlodna uczuciowo. Wszystkie cechy, jakich nie lubilem w kobiecie. I wszystkie, jakich szukalem. Pokusa trudna do przezwyciezenia.

– Chce pan obejrzec te zdjecia? spytala.

– Tak, bardzo prosze.

Przyniosla kosztowny, oprawny w skore album i zaczelismy go ogladac karta po karcie. W nielicznych wycinkach nie znalazlem zadnych nowych informacji. Zadne ze zdjec nie przykuwalo uwagi na tyle, zeby sie nadawac do druku w „Lakmusie”. Zapowiedzialem, ze zjawie sie ktoregos dnia w najblizszym czasie z fotoreporterem. Gail odlozyla album, a ja wstalem, zeby sie pozegnac.

– Zadzwonia od Murrowow nie wczesniej niz za dwie godziny – powiedziala. – Moze pan zostanie i jednak sie czegos napije.

Spojrzalem na zegarek, pociagi odchodzily co pol godziny. Pomyslalem, ze moge sobie pozwolic na przepuszczenie najblizszego. Tam czekala Elzbieta. Tu Gail. I przeciez to tylko jedna godzina.

– Tak – odparlem. – Napije sie.

Nalala mi piwa i przyniosla jedno dla siebie. Usiadlem z powrotem na kanapie, a ona splatajac z gracja nogi przysiadla na duzej aksamitnej poduszce lezacej na podlodze.

– Jest pan oczywiscie zonaty?

– Tak – przyznalem.

– Jak zwykle ci, ktorzy sa interesujacy.

– To dlaczego pani nie jest mezatka?

Usmiechnela sie z uznaniem, odslaniajac mlecznobiale polyskliwe zeby.

– O… malzenstwo moze poczekac. Dlugo? – spytalem.

– Chyba… az znajde kogos, z kim nie moglabym sie rozstac.

– Rozstala sie pani z niejednym?

– Z niejednym potwierdzila kiwajac glowa. Lyknela piwa i spojrzala na mnie znad szklanki. – A pan? Jest pan wierny zonie?

Mimo woli zamrugalem oczami.

– Przewaznie – powiedzialem ostroznie. Ale nie zawsze?

Nie zawsze.

27Po dlugim, rozwaznym milczeniu wypowiedziala jedno krotkie zdanie:

– To dobrze.

– Przepraszam, to filozoficza uwaga, czy propozycja – spytalem.

Rozesmiala sie.

– Po prostu lubie wiedziec, na czym stoje – odparla.

– Z szeroko otwartymi oczami i niezmaconym spojrzeniem?

– Nie znosze komplikacji – przytaknela.

– A zwlaszcza uczuciowych?

– Trafil pan w sedno.

Pomyslalem, ze jeszcze nigdy nie byla zakochana. Owszem, czesto szla z kims do lozka, ale nie kochala nigdy. Nie podobalo mi sie to, a jednak tego wlasnie pragnalem. Zdusilem w sobie zdradliwy podszept i, jak przystalo na dobrego dziennikarza, zapytalem ja o jej prace.

– Nie narzekam – odparla, wzruszajac ramionami. – Na kazda setke studentow przypada najwyzej jeden prawdziwy talent. Przewaznie maja piec razy tyle ambicji, co pomyslow.

– Czy pani sama tez projektuje stroje?

– Nie dla firm szyjacych ciuchy. Troche dla siebie, dla Sary i dla szkoly. Wole uczyc. Sprawia mi przyjemnosc, ze potrafie przeksztalcic mgliscie artystyczna niewiedze w fachowosc.

– I zobaczyc swoj wplyw na calej Oxford Street? Skinela glowa, oczy blyszczaly jej z rozbawienia.

– Pieciu sposrod najwiekszych producentow odziezy zatrudnia jako projektantow moich bylych uczniow. Jeden z nich jest taka indywidualnoscia, ze zawsze rozpoznam jego kreacje na wystawie sklepu.

– Lubi pani miec wladze – powiedzialem.

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×