Konie wziely drugi zakret i przeskoczyly na prostej trzy ploty, biegnac ku trybunom. Nadal prowadzil Egocentryk. Zygzak utrzymywal sie na czwartej pozycji. Finnegan panowal jako tako nad Rockvillem gdzies w srodku stawki, a Tomcio Paluch biegl w dalszym ciagu, wcale nie ostatni.

Row z woda. Zygzak potknal sie, wyrownal krok i biegl dalej. Ale juz nie jako czwarty. Jako szosty albo siodmy. Tomcio Paluch wzial row z woda ciezko, bez gracji wlasciwej Egocentrykowi, ale za to dwa razy szybciej. Przesunal sie o dwa miejsca do przodu.

Konie znow oddalily sie od trybun.

– Tomcio Paluch juz sie wyzylowal – skomentowal ze spokojem Derry.

– Cholera – powiedzialem.

Dzokej mocno pracowal rekami, ponaglajac konia. Na prozno. A do przebiegniecia zostalo jeszcze pol dystansu.

Zamknalem oczy. Natychmiast przygniotlo mnie uczucie, ze jestem sponiewierany i wycienczony. Marzylem o miekkim poslaniu, na ktorym przespalbym chetnie caly tydzien, uciekajac od nuzacych trosk, udrek i rozczarowan, jakie nioslo mi zycie. Tydzien samotnosci, zeby dojsc do siebie. Tydzien do nabrania choc troche sil i ochoty do zycia. Przydalby mi sie co najmniej tydzien. A moglem sie spodziewac najwyzej jednego dnia.

– Jeden z koni upadl przy skoku przez plot. – Rozlegajacy sie przez glosniki komentarz spikera wyscigow sprawil, ze raptownie otworzylem oczy. – Upadl jeden z prowadzacych. To chyba Egocentryk… tak, Egocentryk lezy…

Jakze mi zal Huntersonow. I Harry’ego, i Sary. Gail.

Nie chcialem o niej myslec. Nie moglem zniesc mysli o niej i nie moglem ich powstrzymac.

– Tomcio Paluch biegnie dalej – powiedzial Derry. Bialo-czerwone szewrony oddalily sie na tyle, ze nie bylo ich wyraznie widac.

– Odrobil troche – rzekl Derry. – Znow dolaczyl do stawki. Konie przeskoczyly ostatni plot po drugiej stronie toru i weszly w lagodny zakret poprzedzajacy prosta, juz w bardzo rozciagnietym szyku, z duzymi przerwami dzielacymi poszczegolne grupki. Pare bieglo chwiejnym krokiem kilkadziesiat jardow w tyle. Tlum podniosl ryk, przez ktory przebil sie glos spikera.

– I oto Zygzak wychodzi na prowadzenie… rozpoczynajac wspanialy finisz…

– Zygzak oderwal sie od reszty – skomentowal spokojnie Derry. – Zupelnie ich zaskoczyl.

– A Tomcio Paluch – spytalem.

– Dosc daleko. Ale wciaz draluje. Trudno sie po nim wiecej spodziewac.

Zygzak wzial pierwszy plot na prostej o piec sekund przed reszta stawki.

– Mknie jak wicher – powiedzial Derry. Wybaczylem mu rozpierajace go zadowolenie. W swoim artykule typowal Zygzaka na zwyciezce. Zawsze to milo trafic w dziesiatke. – Tomcio Paluch jest w drugiej grupie. Widzisz go? Nawet jezeli nie wygra, to sie nie skompromitowal.

Zygzak przeskoczyl przedostatni plot ze spora przewaga, scigany przez cztery konie biegnace mniej wiecej leb w leb, nieco dalej galopowal Tomcio Paluch, a za nim pozostala szostka koni, ktore nie odpadly z gonitwy. Gdyby nawet trzeba bylo zadowolic sie taka kolejnoscia, przedterminowi totkowicze mieli przynajmniej na co popatrzec i nie wyrzucili pieniedzy calkiem w bloto.

Dwadziescia jardow przed ostatnim plotem bylo jasne, ze Zygzak zle na niego najezdza. Dzokej zawahal sie fatalnie, niepewny, czy zmusic go do wydluzenia kroku i wczesniejszego odbicia sie, czy tez sciagnac cugle po to, zeby zrobic dodatkowy krok tuz przed skokiem. W koncu nie zdecydowal sie ani na jedno, ani na drugie. Po prostu zdal sie na konia. Niektore konie to lubia. Inne natomiast lubia byc kierowane. Zygzak wpadl na plot jak pozbawiony steru okret, odbil sie za pozno i za blisko, walnal w plot przednimi nogami, az go zarzucilo w powietrzu, wymachujac kopytami runal na murawe i nagrodzil swojego jezdzca w pelni zasluzonym twardym ladowaniem.

– Cholerny idiota! – powiedzial Derry, z wsciekloscia opuszczajac lornetke. – Pierwszy z brzegu nowicjusz spisalby sie lepiej.

Obserwowalem Tomcia Palucha. Cztery wyprzedzajace go konie przeskoczyly ostatni plot. Jeden z koni zboczyl, zeby ominac Zygzaka i jego lezacego na wznak dzokeja, i zderzyl sie mocno z koniem biegnacym obok. Oba zupelnie stracily rownowage, a ktorys z dzokejow spadl. Kiedy Tomcio Paluch oddalal sie od plotu, wychodzac na prosta, znajdowal sie na trzeciej pozycji.

Tlum ryknal.

– Ma szanse – krzyknal Derry. – Nawet teraz. Tomcio Paluch nie mogl przyspieszyc. Biegl jednostajnie, niskim ciezkawym krokiem i na nic sie nie zdawaly wszelkie ponaglenia dzokeja. Ale jeden z dwoch wyprzedzajacych go koni slabl i zataczal sie z wysilku. Tomcio Paluch zblizal sie do niego jard po jardzie, ale celownik byl coraz blizej, a w przodzie jeszcze jeden kon. Spojrzalem na prowadzacego konia, dopiero teraz przygladajac mu sie uwaznie. Dzokej w kurtce w rozowe i biale pasy jechal jak szatan, a pod nim prezyly sie w pedzie brazowe, swietnie wytrenowane miesnie. Finnegan na Rockville’u, dzierzacy w garsci cala swoja przyszlosc.

Kiedy mu sie przygladalem, smignal nieodwolalnie przez celownik i nawet z trybun bylo widac szeroki irlandzki usmiech rozblyskujacy jak slonce.

Trzy dlugosci za nim wyscigowa dusza Tomcia Palucha pokonala przebyta kolke, zapewniajac mu drugie miejsce. Kon z prawdziwego zdarzenia, pomyslalem z wdziecznoscia. Wart mojej fatygi. A przynajmniej do pewnego stopnia.

– Teraz tylko brakuje, zeby ktos zlozyl protest – powiedzial Derry.

Owinal lornetke paskiem, schowal ja do pochewki i pospiesznie ruszyl do schodow. Zeszedlem za nim wolniej i z najwyzsza ostroznoscia, torujac sobie droge wsrod tlumu oblegajacego ogrodzenie, za ktorym rozkulbaczano konie, az wreszcie dotarlem do garstki dziennikarzy czekajacych na jakis szczegol nadajacy sie do druku. Rozlegly sie wiwaty towarzyszace Rockville’owi prowadzonemu na placyk, gdzie dekorowano zwyciezcow. Z kolei wiwatowano na czesc Tomcia Palucha. Nie wzialem w tym udzialu. Nie podzielalem entuzjazmu wiwatujacych, czujac sie jak przekluty balon.

A wiec juz po wszystkim. Tomcio Paluch nie wygral. Czegoz oczekiwalem?

Tlum rozstapil sie nagle jak Morze Czerwone przed Mojzeszem i przez utworzony szpaler przecisnela sie wielka, rozczochrana matka Ziemia w otoczeniu planet – Ronceyowa z mlodszymi synami.

Zdecydowanym krokiem przemaszerowala czesciowo opustoszaly ogrodzony teren, gdzie rozsiodlywano konie, i klepnela lekko meza na powitanie po ramieniu. Zdumiony jej widokiem Roncey znieruchomial z otwartymi ustami, przerywajac w polowie rozpinanie popregow Tomcia Palucha. Podszedlem do nich.

– Czesc – powiedziala Ronceyowa. – Prawda, jakie to bylo wspaniale?

Patrzyla juz nie w nieokreslona dal, ale kilka mil blizej, odkad rzeczywistosc upodobnila sie nieco do fantastycznych rojen. Wlosy jak zwykle otaczaly jej glowe bezksztaltna masa. Miala na sobie przyciasny czerwony plaszcz i ponczochy – cale w oczkach.

– Rzeczywiscie wspaniale – przyznalem. Roncey spojrzal na mnie ostro.

– Malo panu tego halasu o nic? – spytal.

– Co sie tam dzialo na starcie? – zagadnalem Ronceyowa. Rozesmiala sie.

– Byl tam taki maly grubas, ktory kompletnie oszalal i krzyczal, ze Tomcio Paluch nie wystartuje, chyba ze po jego trupie.

Roncey obrocil sie na piecie i wbil w nia wzrok.

– Uczepil sie cugli Tomcia Palucha – ciagnela – i nie chcial ich puscic, kiedy starter mu kazal. Zachowywal sie jak wariat. Kopal Tomcia Palucha po nogach. Wiec dalam nurka pod ogrodzeniem, podeszlam do niego i powiedzialam, ze to nasz kon, wiec moze zechce sie uspokoic, ale zachowal sie okropnie po chamsku… – Oczy blysnely jej domyslnie. – Uzyl kilku slow, ktorych nie znam.

– Jak Boga kocham – rozezlil sie Roncey. – Mow dalej kobieto.

Wiec mowila dalej, wcale nie urazona.

– Nie chcial puscic tych cugli. Wiec chwycilam go wpol, dzwignelam w gore i zabralam stamtad. A jego tak to zaskoczylo, ze puscil cugle, a potem zaczal sie wyrywac, wiec zwalilam go na ziemie, przeturlalam pod ogrodzeniem i razem z chlopcami przygnietlismy go.

– Cos na to powiedzial? – spytalem, starajac sie zachowac powage.

– No, duzo tchu to on nie mial – przyznala bezstronnie. Ale jesli mam byc szczera, to grozil, ze pana zabije. Chyba pana nie lubi. Powiedzial, ze pan wszystko zniszczyl i to przez pana nie dobral sie do Tomcia Palucha, na

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×