rybke pokaze — prosze bardzo. Wy mi tylko wystawcie kwit, dowod wplaty na dwa ruble czterdziesci.
— Prosze natychmiast odejsc! — oburzyl sie Sawicz. — Jestescie oszustem!
— Dlaczego tak ostro? Dwadziescia trzy tysiace daje. Niezly pieniadz. Z torbami pojde.
— Odpedz go — powiedziala rybka. — On mi sie tez nie podoba.
— No i widzicie — powiedzial Sawicz.
— Dwadziescia cztery tysiace!
— Juz wiem — powiedzial Sawicz. — Zeby ten czlowiek niezwlocznie wyniosl sie do domu. Zeby zniknal bez sladu. Ja juz dluzej nie wytrzymam!
— Wykonac? — spytala rybka.
— Niezwlocznie!
I mezczyzna zakolowal w trabie powietrznej, a nastepnie zniknal. Tylko cyklistowka zostala na jezdni.
— Dziekuje — powiedzial Sawicz do rybki. — Nie wyobrazacie sobie, jak bardzo mi dokuczyl. Chodzmy teraz do domu, gdzie godnie spozytkujemy pozostale zyczenia.
Tego dnia w miescie wydarzylo sie jeszcze wiele cudow. Niektore z nich pozostaly wlasnoscia osob prywatnych i ich rodzin, o niektorych zas dowiedzial sie caly Wielki Guslar. Do tej drugiej kategorii zaliczyc nalezy dzieciecy ogrod zoologiczny, ktory do tej pory stanowi jedna z najwiekszych osobliwosci miasta, i historie z wodka cieknaca z kranow, i wybrukowany zaulek, i pojawienie sie w domu towarowym wielkiej ilosci francuskich perfum, zagadkowe i niewytlumaczalne, i ciezarowke borowikow dostrzezona przez wielu przed domem Sienkinow, i nawet pypec na jezyku pewnej klotliwej osoby. Wreszcie trzy wesela niespodziewane dla otoczenia i wiele, wiele innych…
Pod wieczor, gdy zblizal sie termin odniesienia rybek do rzeki, wiekszosc zyczen zostala juz wyczerpana.
Ulica Puszkina w kierunku nabrzeza walil tlum. Tworzyli go zarowno posiadacze rybek, jak zwyczajni gapie.
Szli Udalowie cala rodzina. Przodem Maksymek na rowerze, a za nim reszta familii. Ksenia sciskala w reku szmatke, ktora jeszcze przed chwila scierala kurz z nowego fortepianu marki „Becker”.
Szedl Grubin. Niosl nie tylko sloik z rybka, lecz takze klatke z papuga. Chcial, aby wszyscy widzieli, ze jego marzenie wreszcie sie spelnilo.
Szli Lozkinowie. Stary mial na sobie nowy garnitur z szewiotu i jeszcze osiem niezlych garniturow zostalo mu w szafie.
Szli, obejmujac sie, Pogosjan z Kacem. Niesli we dwoch flaszke. Zeby nie zostawiac na jutro. Szla Zinoczka. Szedl Sawicz. Szli wszyscy pozostali. Zatrzymali sie na brzegu.
— Chwileczke — powiedziala jedna ze zlotych rybek. — Jestesmy wam bardzo wdzieczne, obywatele tego wspanialego miasta. Wasze zyczenia, chociaz czesto wyglaszane nazbyt moze pospiesznie, uradowaly nas swa roznorodnoscia.
— Nie wszystkie — zaoponowaly rybki ze sloika Pogosjana-Kaca.
— Nie wszystkie — zgodzila sie rybka. — Jutro wielu z was zaczna trapic watpliwosci. Wielu z was bedzie sobie wyrzucac, ze nie zazadalo zlotych palacow. Nie trzeba. Mowimy wam: jutro nikt z was nie bedzie czul sie rozczarowany. Tak chcemy i jest to nasze kolektywne, rybie zyczenie. Rozumiecie?
— Rozumiemy — odparli mieszkancy miasta.
— Durrnie — powiedziala papuga ara, ktora; jak sie okazalo, miala zdolnosci jezykowe i juz nauczyla sie kilku slow.
— Teraz mozna juz nas wypuszczac do wody — powiedziala rybka.
— Stojcie! — rozlegl sie krzyk z gory.
Wszyscy obrocili sie w strone miasta i zdretwieli z przerazenia. Nic dziwnego, gdyz widok, jaki ukazal sie ich oczom, byl niezwykly i tragiczny.
Ku brzegowi biegl czlowiek z dziesiecioma nogami i mnostwem rak i machal wszystkimi tymi rekoma jednoczesnie.
Kiedy czlowiek podbiegl blizej, wszyscy poznali go.
— Eryk! — powiedzial ktos.
— Eryk — powtorzyli ludzie, rozstepujac sie na boki.
— Co sie ze mna stalo? — krzyczal Eryk. — Co sie ze mna stalo? Czyja to wina? Po co to?
Twarz mial czysta, bez sladow oparzenia, wlosy rozwiane.
— Ja po miescie biegalem, prosilem o rybke — ciagnal straszliwy Eryk, gestykulujac dwudziestoma rekami, z ktorych jedna byla z lewej, a pozostale z prawej. — Polozylem sie odpoczac, zdrzemnalem sie, a po przebudzeniu bylem juz taki.
— Oj — powiedziala Zinoczka. — To ja jestem wszystkiemu winna. Co ja narobilam! Ale chcialam, zeby bylo jak najlepiej. Prosilam, zeby Eryk mial nowa reke, nowa noge i zdrowa twarz. Chcialam jak najlepiej, bo mi zyczenie zostalo.
— I ja — powiedzial Grubin.
— I ja — powiedzial Sawicz.
Lacznie przyznalo sie do tego osiemnastu ludzi.
Ktos nerwowo zachichotal w ciszy, ktora zapadla nad tlumem.
Sawicz zapytal swoja rybke:
— Nie mozecie nam pomoc?
— Niestety nie — odparla rybka. — Wszystkie zyczenia zostaly zuzyte… Trzeba bedzie zawiezc go do Moskwy, zeby mu tam zbedne konczyny obcieli.
— Taak, ladna historia — powiedzial Grubin. — W ogole, jak trzeba, to zabierzcie sobie moja cholerna papuge.
— Duren — powiedziala papuga.
— Nie pomoze — powiedziala rybka. — Nie mamy wladzy odwracania zyczen.
Wtedy na scenie pojawili sie, mlodzi przyrodnicy ze szkoly sredniej numer jeden.
— Kto potrzebuje dodatkowego zyczenia? — zapytal jeden z nich. — My dwa zuzylismy, a co do trzeciego nie moglismy sie dogadac.
W tej chwili dzieci zobaczyly Eryka i przestraszyly sie.
— Nie bojcie sie, dzieci — powiedziala zlota rybka. — Jesli nie macie nic naprzeciw, doprowadzimy do porzadku strazaka Eryka.
— Nie mamy — powiedzieli mlodzi przyrodnicy.
— A wy, mieszkancy miasta?
— My tez nie — odpowiedzieli rybkom ludzie.
I w tej samej chwili nastapilo zmetnienie powietrza, a Eryk powrocil do swego naturalnego, zdrowego stanu. I okazal sie, zreszta, calkiem przystojnym i sympatycznym chlopcem.
— Hop-la! — powiedzialy chorem rybki, wyskoczyly ze sloikow, akwariow i innych naczyn, aby zlotymi blyskawicami wpasc do rzeki.
I znikly.
Bardzo spieszyly sie do Morza Sargassowego skladac ikre.
KONTAKTY OSOBISTE
Siedzieli na podworku i grali w domino. Wlasnie ustal obfity, letni deszcz. Bylo pogodnie i cieplo. Chmury, ktore wytrzasnely juz z siebie wode, plynely teraz nad miastem puszyste i spokojne, a kaluze szybko wysychaly. Nadchodzila pora kolacji, gra sie juz wszystkim troche znudzila i teraz kazdy by sobie pogadal o roznych roznosciach.
— Cos sie dzisiaj zmeczylem — powiedzial Wasylij Wasiljewicz, lowiac nosem skomplikowane aromaty,