czlowiek powstrzymal go gestem reki.
— Pan i tak znakomicie wszystko slyszy ~ powiedzial. Standal stanal.
Cala ta scena postronnemu widzowi moglaby sie wydac zagadkowa, a nawet zlowieszcza. Staroswiecki, zwilgotnialy od mgly automobil stal posrodku szosy, a swierki wyciagaly ku niemu czarne lapy. Przed nim, po pas we mgle, znieruchomial Almaz i kosmiczny podroznik. Ludzie w kabriolecie rowniez znieruchomieli, zdretwieli. Jedynie kruk wolno chodzil po masce postukujac dlugimi pazurami.
— Jestem zmuszony odebrac wam niezasluzony dar — powiedzial czlowiek. — Powrocicie do poprzedniego stanu i wspomnienie o waszej przygodzie wyda sie wam jedynie dziwnym snem.
— Nie! — powiedziala Milica. — Nie, tylko nie tol Przeciez jestem mloda, bardzo mloda!
— Oszczedz ich — poprosil Almaz.
— Ciebie tez oszczedzic?
— Jak chcesz.
— Nie mam prawa — powiedzial nieznajomy. — Ziemia jeszcze nie dorosla do mlodosci. Moglbym pozostawic was w spokoju, gdybym byl pewien, ze cale to wydarzenie nie zostanie rozgloszone. Ale udajecie sie do Moskwy i jutro spotkacie sie z uczonymi, ktorych zdolacie przekonac, iz to, co wam sie przydarzylo, wydarzylo sie naprawde. Macie dokumenty i fotografie, na ktorych wasz wiek absolutnie nie odpowiada waszemu obecnemu wygladowi. W rezultacie naukowcy, przekonawszy sie, ze przygotowanie eliksiru mlodosci jest mozliwe, zaczna pracowac w tym kierunku. Po jakims czasie, za pare lat, zdolaja zapewnic ludziom wieczna mlodosc. Nie mozemy do tego dopuscic. Ziemia nie dorosla do takiego daru, nie jest jeszcze do niego przygotowana.
— Ja nikomu nie powiem. Przysiegam, ze nikomu nie powiem! — plakala Milica, — Saszenka, powiedz mu, ze ty tez nikomu nie powiesz!
— Istotnie nikomu nie powiemy — potwierdzil Misza Standal, ktory przerazil sie, ze znow zobaczy zgrzybiala staruszke Bakszt.
— Mlody czlowieku — powiedzial Przybysz z Kosmosu i wyrzutem w glosie. — Doskonale rozumiem, ze panu osobiscie nic nie zagraza. Mogloby sie wydac, ze z panskiej strony nie bedzie zadnych przykrych niespodzianek. Zapomnial pan jednak, ze moge czytac mysli. Almaz Fiedotowicz zapewne powiedzial wam o tej mojej umiejetnosci. Panskie mysli kryja w sobie podstep i oszustwo. Ma pan nadzieje, ze uwierze, pozostawie was w spokoju, a potem bedziecie mogli kontynuowac podroz. — Obrocil sie w strone Grubina i powiedzial szybko: — Prosze wyjac reke ze szkatulki. Pistolety i tak nie sa nabite. Nie zdola mnie pan zabic, a jesli nawet, to na moje miejsce przyjda inni i odbiora wam mlodosc. To bedzie sprawiedliwe.
— Babciu, nie sluchaj wujka — powiedzial Wania. — Taka mi sie bardziej podobasz.
— Moja decyzja jest nieodwolalna — powiedzial czlowiek. — Osobiscie wam wspolczuje. Nie jestem okrutny i wierze, ze w swoim czasie, za kilkaset lat, wasi potomkowie…
— On blefuje! — powiedzial nagle Grubin bardzo glosno. — Almaz, nie sluchaj go. On blefuje. Nigdy nie zmusi nas do przelkniecia swoich antytabletek i antykropli.
— Nie — odparl czlowiek — nie oszukuje was. Doskonale zdaje sobie sprawe z tego, ze nie bedziecie chcieli zazyc odtrutki. Mam inny sposob na przywrocenie sprawiedliwosci.
W jego raczce pojawil sie czarny aparat, przypominajacy rewolwer z obcieta lufa. Z aparatu wytrysnal zielony promien, rozpylil sie w powietrzu, zalsnil miekkim seledynem w oparach mgly i ogromnym ciezarem zwalil sie na ludzi. Grubin zatrzymal sie w pol skoku, Almaz i Standal zwalili sie na zimny asfalt, utoneli we mgle, a perska ksiezniczka urwala na wysokiej nucie rozpaczliwy krzyk…
Ale swiadomosc jeszcze nie zgasla. Mysli galopowaly, skakaly przez przeszkody, odliczaly ostatnie sekundy.
Helena widziala wlasne rece, przyciskajace Wanie do piersi. Rece byly mlode i silne, wiec dretwiala z przerazenia, ze zaraz oslabna, pokryja sie zmarszczkami.
Milica szeroko otwartymi oczyma patrzyla na przednia szybe kabrioletu, ktora wygladala jak czarne lustro. W tym zwierciadle widziala miekki owal twarzy i kruczoczarne wlosy splywajace na ramiona. Te wlosy wypadna, wyblakna, podbrodek uniesie sie do gory i glebokie bruzdy przeorza kaciki zapadnietych ust. Milica blagala zapomnianego Boga, aby zeslal jej szybka smierc, zeby umarla, zanim nastapi straszliwa przemiana.
Almaz zamknal oczy. Spowijajaca go biala mgla byla materialna i ciezka. Pomyslal z zalem o rzece. Wyobrazil ja sobie: i brzegi obramowane brudna piana, i pozolkle krzewy na brzegach, i ryby plywajace w zrudzialych falach bialymi brzuchami do gory. Przyrzekl rzece, ze ja uratuje. Nie dotrzymal slowa. Mimo wszystko wroci tam, bo do smierci zostalo mu jednak jakies kilka dni.
Grubin z nienawiscia myslal o swoim pokoju zawalonym rupieciami, o zyciu wsrod tych rupieci, ale ziarenka z przerwana w pol slowa „Piesnia o Wieszczym Olegu”, ktore wyrzucil kurom, wcale nie zalowal.
Wande nawiedzila dziwna mysl: bolala nad tym, ze nigdy nie przespaceruje sie po Moskwie w modnej sukience i nie beda sie za nia ogladac nieznajomi, przystojni mezczyzni.
Grubinowi przyszla do glowy jeszcze jedna mysl. Nie odwazyl sie dotad dotknac perskiej ksiezniczki, a teraz bylo za pozno, i nie bylo sil, zeby odwrocic glowe, zeby na zawsze zapamietac…
Lzy toczyly sie po policzkach Szuroczki. Twarz miala mokra i goraca, ale nie mogla jej obetrzec. Tak bardzo chciala pocieszyc Helene Siergiejewne…
A Helena wyobrazila sobie rzeke, nad ktora moglaby mieszkac z Almazem. Teraz, kiedy miala pewnosc, ze „to sie nie spelni, mogla sie. do tego przyznac…
Zielony promien ustapil miejsca zoltemu i mysli zgasly.
35
Czlowieczek odrzucil na bok, w mgle, niepotrzebny juz aparat, ktory unicestwil dzialanie eliksiru. Sprawiedliwosci stalo sie zadosc… Ruszyl w strone samochodu i po drodze przestapil przez nieruchome cialo Almaza.
Czlowieczek byl smutny. Odebral mysli tych ludzi i przeklinal chwile, w ktorej podarowal Almazowi sekret mlodosci. Gdyby wowczas wiedzial, ze nie tylko on sam zaplaci najwyzsza cene za chwile slabosci…
Dorosly, gruby Udalow zsunal sie z kolan tegiej kobiety, swojej zony, a jego glowa oparla sie na krawedzi karoserii. Czlowieczek ostroznie uniosl te glowe za rzadkie, jasne wloski i wpatrzyl sie w zadartonosa, zamyslona twarz. No coz, Udalow szybko pogodzi sie z powtornym przeobrazeniem, bo przywykl do dziwnych historii. Myslalby kto! Byl dzis osmioletnim chlopczykiem i znowu stal sie kierownikiem komunalnego przedsiebiorstwa budowlanego.
Czlowieczek zajrzal na tylne siedzenie. Sawicz, ktory siedzial na walizkach oparty plecami o Stiepana Stiepanowicza, przypominal teraz swego sasiada. Na twarzy prowizora zastygl wyraz skrzywdzonego dziecka, jakby do ostatniej chwili nie mogl sie zdecydowac, czy zajscie na drodze jest dobre dla niego, czy tez nie.
— No coz — powiedzial glosno czlowieczek. — Spelnilem swoj obowiazek.
Juz niemal zupelnie sie sciemnilo, a mgla zaczela przelewac sie przez wierzch samochodu. Gwiazdy mrugaly na granatowym niebie w szczelinach miedzy szarymi chmurami. Wiatr wyginal wierzcholki swierkow, co sprawialo wrazenie, jakby drzewa wzdychaly i szeptaly tajemniczo pochylajac sie ku sobie.
Czlowiek przeniosl wzrok na Milice, chociaz nie chcial tego robic, gdyz obawial sie, ze nie zniosla swego nieszczescia i umarla.
Milica siedziala z glowa odrzucona na oparcie skorzanej kanapy, a jej piekna twarz byla spokojna, jakby w ostatniej sekundzie pogodzila sie z losem. Krucze wlosy splywaly po policzkach i zwijaly sie w pukle na stromej piersi. Dlugie rzesy czarnymi polkolami podkreslaly bladosc policzkow.
— To niemozliwe! — wykrzyknal czlowieczek.
Obok Milicy, niezrecznie pochylona ku Sawiczowi, siedziala mloda Wanda.
Czlowiek bezceremonialnie odsunal Udalowa i zajrzal w twarz Heleny Siergiejewny. Kastielska byla mloda, tak samo mloda, jak piec minut temu.
— Co, nie udalo sie? — zapytal kruk podrywajac sla t maski.
Czlowiek machnal reka na ptaka, odbiegl od samochodu, pochylil sie, zniknal we mgle i zaczal na oslep szukac Almaza. Wreszcie go wymacal i uniosl za ramiona. Ramiona byly ciezkie, pelne, skora zas gladka i jedrna.
— To niemozliwe — powtorzyl czlowiek prostujac sie.
W tej samej chwili skonczylo sie dzialanie promienia i ludzie odzyskali przytomnosc.
Milica przede wszystkim dostrzegla doroslego Udalowa, ktory usilowal wstac z podlogi u stop swojej zony. Zobaczyla go i rozplakala sie, lekajac sie przeniesc wzrok na Saszenke i nie smiejac nawet poruszyc reka. Wanda zas zobaczyla meza i gorzko krzyknela.
Z mgly, niczym bajkowy rycerz z morskiej fali, wylonil sie Almaz Bity. Poklepal sie po ramionach, przeciagnal i zapytal:
— No coz, wedrowcze, nie udalo ci sie?
Czlowiek pobiegl wzrokiem za jego spojrzeniem, dostrzegl smukla sylwetke Heleny, uslyszal glos Wani: „Wszystko w porzadku, babciu, nie martw sie. Jestes tak samo ladna”. Wtedy powiedzial:
— Zrobilem wszystko tak, jak powinienem zrobic.
— Nie udalo sie! — wrzasnal kruk.
Sadze — ciagnal czlowieczek rzeczowym tonem — ze do poprzedniego stanu wrocili jedynie ci osobnicy, ktorym mlodosc byla niepotrzebna. Pozostali podswiadomie potrafili przeciwstawic sie dzialaniu zoltego promienia.
— Dobra, dobra, pewnie sie lepiej na tym znasz — rzucil poblazliwie Almaz. — No i jak, Udalow, teraz jestes zadowolony?
— Zadowolony — odpowiedziala za niego Ksenia i nie mogac powstrzymac sie od placzu, zaczela powtarzac: — Wrocil moj zajaczek, wrocil. Niech cie dotkne.
— Daj spokoj, daj spokoj — mruknal Udalow zazenowany tym, iz zona uzywa slow zastrzezonych dla sytuacji intymnych. — Przeciez mowilem, ze wszystko sie ulozy.
— Chyba dobrze sie stalo — powiedzial Stiepan Stiepanowicz.
— Ale to przeciez niesprawiedliwe — zaoponowal Sawicz. — Za co wlasnie mnie to spotkalo? Przeciez pragnalem pozostac mlody nie mniej niz Wanda lub Helena.
— Nie martw sie, moj drogi — powiedziala mu Wanda i jej biale zeby blysnely w ciemnosci. — Kocham cie. Taki nawet jeszcze bardziej mi sie podobasz.
— Zrobilem wszystko, co moglem — powiedzial raz jeszcze czlowiek z kosmosu cofajac sie ku skrajowi lasu i rozsuwajac galezie swierkow. — Odlatuje, Almazie Fiedotowiczu, mam nadzieje, ze jeszcze sie kiedys spotkamy. W bardziej sprzyjajacych okolicznosciach.
— Dziekuje ci — powiedzial Almaz.
— Nie ma za co — odparl czlowiek.
— Prosze sie nie gniewac za klopot, ktory