KIRYL BULYCZOW
RYCERZE NA ROZDROZACH
1
Korneliusz Udalow bal sie pojsc z reklamacja do domu towarowego, zszedl wiec na dol i wezwal na pomoc sasiada. Grubin rozesmial sie ukazujac dlugie zolte zeby, ale nie odmowil, gdyz poczul sie tym wyroznieniem mile polechtany. Odsunal mikroskop, zawinal ziarnko ryzu w miekka bibulke i schowal do szuflady. Nastepnie podszedl do trzystulitrowego akwarium wlasnej roboty i zdjal wiszaca na nim czarna marynarke z wyswieconymi lokciami. Ta marynarka oslanial tropikalne rybki przed zakusami gadajacego kruka. Kruk je straszyl, beltajac dziobem wode.
— Tylko sie nie lam — mowil Grubin zakladajac marynarke na niebieski, mocno sprany podkoszulek. — W budownictwie rakietowym braki sa niedopuszczalne.
Kruk zalopotal skrzydlami, proszac w ten sposob, aby go wypuszczono na dwor, ale Grubin nie wzial go ze soba, lecz, na odwrot, zamknal w szafie.
Udalow podniosl z podlogi wielka przezroczysta torbe, w ktorej znajdowala sie wybrakowana czerwona plastykowa rakieta na zoltej platformie startowej, nastepnie zsunal na oczy slomkowy kapelusz i pierwszy ruszyl ku drzwiom.
Grubin, ktory przewyzszal Korneliusza co najmniej o trzy glowy, kroczyl zamaszyscie, potrzasal potargana czupryna, smial sie i gromko perorowal. Udalow szybko przebieral nozkami, pocil sie i lekal, ze poznaja go znajomi.
Zona Udalowa wybiegla za nim na podworko i krzyknela:
– Zebys mi z pustymi rekami nie wracal!
— No, no — powiedzial Grubin polglosem. — Terrorystka. Ruszyli ulica w strone srodmiescia.
Jednopietrowe, przewaznie murowane miasto Wielki Guslar, niegdys osrodek handlowy, a teraz stolica powiatu, pod koniec czerwca bylo rozpalone do bialosci od dlugotrwalych upalow. Nieliczne ciezarowki i autobusy, przejezdzajace ulica Puszkina, ciagnely za soba dlugie stozki zoltego kurzu i przypominaly ladujacych spadochroniarzy. Dochodzila druga i skwar stal sie nie do wytrzymania. Na ulice wypelzali jedynie ci ludzie, ktorzy koniecznie musieli. Dlatego Korneliusz wybral te pore, a nie wieczor. Zrezygnowal nawet z obiadu, gdyz mial nadzieje, ze dom towarowy bedzie pusty i nie trzeba sie bedzie wstydzic reklamowania jakiejs tam glupiej zabawki.
Gdy mijali apteke, Grubin przywital sie z siedzacym w otwartym oknie prowizorem Sawiczem.
— Nie jest panu goraco? — zapytal Sawicz zerkajac na Grubina znad okularow. On sam splywal potem i dyszal ustami, jak ryba wyrzucona na piasek.
— Idziemy do boju! — powiedzial glosno Grubin. — Wytaczamy panstwu sprawe cywilna.
Udalow juz zalowal, ze zabral ze soba sasiada. Pociagnal go za pole marynarki, zeby sie nie zatrzymywal.
— I wy tez, towarzyszu Udalow, uczestniczycie w tej sprawie? — Prowizor ucieszyl sie, ze ma okazje pogadac. — Macie klopoty?
Udalow mruknal cos i przyspieszyl kroku. Pokrecil glowa, zeby kapelusz glebiej opadl na oczy, i nawet zaczal utykac, tak bardzo chcial, aby nikt go nie rozpoznal.
Grubin dopedzil go dwoma krokami i powiedzial:
— Sawicz ma racje. Juz od dawna zastanawiam sie, w jaki sposob mozna materialistycznie wytlumaczyc, ze polowa pecha przypadajacego na nasze miasto skupia sie na tobie?
— Warto by pomalowac archiwum — powiedzial Korneliusz.
Grubin zdziwil sie i popatrzyl na cerkiew Paraskewy Piatnicy, w ktorej miescilo sie archiwum powiatowe.
— Twoja sprawa — powiedzial. — Jestes dyrektorem.
Po drugiej stronie ulicy stal klasztor Spaso-Trofimowski, oddany po rewolucji Technikum Rzecznemu. Barczysci uczniowie wyjezdzali stamtad na rowerach i gnali na plaze. W przeciwienstwie do cerkwi klasztor byl bardzo przyzwoicie pomalowany, a kopuly glownego soboru blyszczaly w sloncu jak piekielne szklane kotly wypelnione plynna lawa.
— Mowila ml twoja zona — ciagnal Grubin — ze w dziesiatej klasie na egzaminie z historii wyciagnales trzynasty zestaw pytan i dlatego nie dostales medalu. To prawda?
— I tak bym go nie dostal — zaoponowal Udalow i pomyslal, ze Ksenia niepotrzebnie plotkuje na ten temat. To przeciez stara sprawa z Kastielska, owczesna historyczka. Gdyby mozna bylo powtorzyc zycie, wykulby sie wszystkiego o prawie panszczyznianym. Ilez to lat minelo! Nie myslal wowczas, ze zostanie dyrektorem przedsiebiorstwa budowlanego, widzial przed soba prosta droge i jasna przyszlosc.
— Ja tam jestem z zycia zadowolony — powiedzial na glos, a Grubin zerknal na niego z gory i rozesmial sie. Albo nie uwierzyl, albo sam nie byl zadowolony.
Dom towarowy miescil sie w dawnym sklepie kupca Titowa. Kupiec tuz przed I wojna swiatowa otrzymal szlachectwo i herb z trzema dzikami — Odwaga, Wytrwalosc, Dobrobyt. Teraz dziki zostaly z herbu usuniete, a rycerski helm z pioropuszem nad tarcza pozostal. Zostaly tez kupidyny po bokach.
Przed wejsciem do domu towarowego siedzialy rzadkiem zaczadziale od goraca babcie z podmiejskiego sowchozu. Siedzialy tak od nocy, bo uwierzyly w plotke, ze beda dawac przecenione trykotowe bluzki.
Malutki Udalow odwrocil sie od staruszek i sprobowal wskoczyc bokiem na trzy stopnie. Bardzo staral sie zrobic to lekko i szybko, ale potknal sie o gorny stopien, przewrocil sie, uderzyl bokiem o framuge, narobil mnostwo halasu i usiadl z rozmachem na polietylenowej torbie z plastykowa rakieta.
Grubin tylko gwizdnal. Babcie ocknely sie i zaswiergotaly. Rakieta glosno skrzypnela i rozpadla sie jak suchy straczek grochu. Zolta platforma startowa splaszczyla sie na placek.
Korneliusz, bojac sie obejrzec, wymacal za soba torbe, chwycil ja i na ugietych nogach wbiegl w chlodny polmrok sklepu.
— A nie mowilem? — powiedzial Grubin do staruszek.
Babcie przestraszyly sie jego dzikiego wzroku i ucichly.
— Sprawa sie komplikuje — oswiadczyl Grubin i pospieszyl za Korneliuszem.
Udalow szedl wolniutko, jakby brodzil po kolana w wodzie, i nie odwracal sie, nie patrzyl, jakiej biedy sobie napytal. Wolna reka masowal stluczony bok. W ten sposob dotarl do stoiska z zabawkami, zatrzymal sie i poczekal na Grubina.
— Jak tam? — wyszeptal spod kapelusza.
— Niedobrze — odparl Grubin. — Moze wrocimy do domu?
— Nie da rady — westchnal Korneliusz — zona nie wpusci.
Szuroczka Rodionowa, ekspedientka w dziale zabawek, czekala na przerwe obiadowa i czytala ksiazke Zenona Kosidowskiego „Opowiesci biblijne”. Szuroczka wybierala sie na archeologie i juz od trzech lat uczeszczala na zajecia kolka historycznego prowadzonego przez Helene Siergiejewne Kastielska. Szkole ukonczyla z dobrym wynikiem, ale nie pojechala na studia do Wologdy, gdyz nie najlepiej bylo z pieniedzmi. Postanowila na razie popracowac z rok w handlu, chociaz ze swych planow nie zrezygnowala, czytala rozmaite ksiazki i uczyla sie angielskiego. Miala zaledwie dziewietnascie lat i byla tak ladna, ze niektorzy bezdzietni mezczyzni przychodzili kupowac u niej zabawki.
Szuroczka slyszala halas dobiegajacy od drzwi, ale nie oderwala sie od ksiazki, bo czytala wlasnie komentarz redakcyjny, wyjasniajacy bledy autora. Dopiero kiedy Grubin i Udalow podeszli do lady, uniosla glowe, poprawila zlocista grzywke i powiedziala: „Slucham”. A myslami byla jeszcze w miescie Jerycho na Bliskim Wschodzie i przezywala jego tragedie.
Znala obu klientow. Jeden z nich, malutki, tegi i lysawy, to byl Udalow, dyrektor przedsiebiorstwa budowlanego. Drugi, dlugi, kanciasty i kudlaty, byl kierownikiem punktu skupu surowcow wtornych, przyjmowal puste butelki i makulature.
— Dzien dobry — powiedzieli klienci.
Udalow skrzywil sie bolesnie i wolno wyciagnal zza siebie wielka polietylenowa torbe z zalosnymi resztkami plastykowej rakiety.
— Oj! — powiedziala Szuroczka. — Co sie stalo?
— Prosze wymienic! — powiedzial Udalow. — Wybrakowana!
— Nie rozumiem.
Szuroczka odlozyla ksiazke i zapomniala o miescie Jerycho.
— Nie widzicie czy co? — tym samym gniewnym glosem zapytal Udalow.
Szuroczka nie wiedziala, ze mowi tak dlatego, iz jest niesmialy i zdaje sobie sprawe z nieslusznosci swoich roszczen, wiec obrazila sie:
— Ja wam, obywatelu, czegos takiego nie sprzedawalam. Wando Kazimirowno!
Korneliusz calkiem juz sie speszyl i wrzasnal:
— Dajcie mi ksiazke zazalen!
Chcial zsunac slomkowy kapelusz na tyl glowy, ale zrobil to zbyt energicznie i kapelusz odlecial. Udalow pobiegl za frunacym kapeluszem.
— Prosze nas dobrze zrozumiec — powiedzial Grubin. — Rakieta byla wybrakowana juz wtedy, kiedy wydarzyl sie incydent.
Podeszla Wanda Kazimirowna, dyrektorka domu towarowego, niewiasta postawna, tegawa i energiczna, zona prowizora Sawicza.
— Taki towar — powiedziala do Grubina z ironicznym usmieszkiem — nalezy odnosic do skladnicy odpadkow, a nie do sklepu.
Babcie uslyszaly rozmowe i weszly do wnetrza. Jedna z nich powiedziala:
— Wstydziliby sie czyms takim handlowac. Inna zapytala:
— Bluzki dzis beda dawac?
— Tylko spokojnie — powiedzial Grubin. — Zaraz pani wszystko pokaze.
Wyjal z torby dwie polowki rakiety, zlozyl je w straczek i pokazal Wandzie Kazimirownie:
— Widzi pani pekniecie w tylnej czesci? Wlasnie z tym peknieciem sprzedano nam towar.
W tylnej czesci rakiety bylo kilka pekniec i znalezc to wlasciwe bylo nielatwo. Szuroczka zaplonela swietym oburzeniem.
— Nabijacie sie ze mnie czy co? — zapytala.
— Alkoholik! — oswiadczyla jedna ze staruszek.
— Tu jest paragon — powiedzial Korneliusz podchodzac do lady. Kapelusz trzymal pod pacha. — Kupowalismy nie dalej niz wczoraj i dlatego mam jeszcze paragon. Przyszedlem do domu i zobaczylem pekniecie.
— Jakie tam znow pekniecie? — powiedziala Wanda Kazimirowna. — Szuroczka, nie denerwuj sie. Zawiadomimy o wszystkim ich zaklady pracy. Przeciez to nie jest rakieta, tylko wynik trzesienia ziemi.
— Prosze nie zwracac uwagi na to, ze rakieta jest polamana — powiedzial Grubin. — To stalo sie znacznie pozniej. A trzesienia ziemi u nas sie nie zdarzaja. Ludziom nalezy ufac.
I wlasnie w tym momencie w Wielkim Guslarze zaczelo sie trzesienie ziemi.
Z ulicy dobiegl gluchy loskot. Ziemia uciekla spod nog. Zatrzesly sie polki. Stosy talerzy, jakby rzucone przez niedoswiadczonego zonglera, rozlecialy sie po sklepie. Filizanki i czajniki rozpryskiwaly sie o lady, celuloidowe lalki i