pietnastym a osiemnastym.
— Slusznie — ucieszyla sie Szuroczka. — Opowiadala nam pani jeszcze na zajeciach kolka tam byl Piekielny Zaulek w ktorym pracowali kowale szerokosc dwa metry konczyl sie slepo przy miejskich murach tak wlasnie powiedzialam Udafowowi z przedsiebiorstwa budowlanego a on powiada ze kwartal sie konczy i musi zdac komisyjnie ulice Puszkina ktora asfaltowali przez trzy miesiace bo inaczej nie dostanie premii.
— Skandal — powiedziala Helena Siergiejewna. — Wania, nie dmuchaj na lyzke. Nie mam go z kim zostawic.
— Ja z nim posiedze, Heleno Siergiejewno — powiedziala Szuroczka. — Bez pani oni tam zasypia piwnice, a pani nawet Bielow sie slucha.
— Nie mam zadnej wladzy — powiedziala Helena Siergiejewna. — Jestem na emeryturze.
— Pania zna cale miasto.
— Poczekaj chwilke.
Helena Siergiejewna poszla do malutkiego pokoiku obok kuchni i wkrotce wrocila. Uczesala sie, ulozyla swe siwe wlosy w kok. Zalozyla ciemna nauczycielska sukienke z oslepiajaco bialym wykladanym kolnierzykiem. Szuroczka przypomniala sobie, jak piec lat temu przyszla po raz pierwszy na zebranie kolka historycznego i Helena Siergiejewna, w takiej samej ciemnej sukience, poprowadzila czlonkow kolka na gore, do pierwszej sali muzeum, gdzie stal oparty o sciane sfatygowany kiel mamuta, wisial obraz przedstawiajacy powszednie zycie ludzi z epoki kamienia, a w gablotce pod szklem lezaly rzadkiem gliniane skorupy i groty strzal, wylowione z rzeki Gus przez przedrewolucyjnych gimnazjalistow.
— To posiedzisz z nim troche? — zapytala Helena Siergiejewna.
— Dzis mam wolne popoludnie.
Helena Siergiejewna zeszla z ganku, zwawo przebiegla drewnianym chodniczkiem do furtki, zamknela ja i ruszyla ulica Slobodzka w strone centrum, przez most przerzucony nad Griaznucha, ktora od niepamietnych czasow dzieli miasto na Guslar i Slobode. Za mostem po prawej stronie wznosi sie budynek szpitala dzieciecego, dawniejszy dom kupcow Sinicynow, w ktorym zachowaly sie wspaniale piece kaflowe z polowy osiemnastego wieku, a po lewej — cerkiew Borysa i Gleba, szesnasty wiek, unikalna budowla, wymaga konserwacji. Za cerkwia jedna fasada na ulice, druga na rzeke wznosi sie Miejskie Gimnazjum Meskie, obecnie Szkola Srednia Nr 1. Za gimnazjum rozciaga sie obszerny, zawsze wietrzny plac, pokryty w polowie trawnikami. Przed rewolucja staly tu zajazdy i sukiennice, ale w roku 1930, kiedy burzono cerkwie, przy okazji rozebrano rowniez i to, chociaz hale dalyby sie wykorzystac jako lokum dla rynku kolchozowego. Tam wlasnie nowy dyrektor muzeum zamierzal postawic Pomnik Pionierow. Po przeciwleglej stronie placu wznosi sie pietrowy budynek muzeum, zabytek osiemnastowiecznej architektury miejskiej pod ochrona. Ale Helena Siergiejewna nie poszla przez plac, tylko przy sklepie spozywczym skrecila w ulice Tolstoja.
Na rogu spotkala prowizora Sawicza, starego znajomego.
— Slyszalas, Lena — powiedzial Sawicz, sapiac i wachlujac sie postrzepiona ksiazka — ze ciezarowka wpadla do piwnicy?
— A jak sadzisz, dokad ja ide? — zapytala Helena Siergiejewna. — Z wizyta do koronczarek?
— Daj spokoj, Lenoczko — powiedzial lagodnie Sawicz. — Nie warto sie denerwowac. Jesli mnie pamiec nie zawodzi, to juz trzecie zapadlisko w ciagu ostatnich lat? — Czwarte, Nikita, czwarte — powiedziala Helena Siergiejewna. — Pojde juz tam, zeby czegos przypadkiem nie zniszczyli.
— Naturalnie. Gdyby nie ten upal, sam bym poszedl popatrzec. Ale przerwa obiadowa jest krotka, a moje brzuszysko domaga sie pokarmu. Zreszta przypuszczalem, ze cie spotkam. W tym miescie wszystko cie obchodzi.
— Obchodzilo. Teraz jestem na emeryturze. Pozdrowienia dla Wandy Kazimirowny.
— Dziekuje, juz dawno wybieramy sie do ciebie w gosci…
Jednak Helena Siergiejewna ostatnich slow juz nie slyszala. Szybkim krokiem szla w kierunku ulicy Puszkina. Sawicz poprawil okulary i powlokl sie dalej, zastanawiajac sie nad tym, czy w lodowce stoi jeszcze butelka piwa, czy juz ja wczoraj wypil. Wyobrazil sobie zapelniala, ciemnozielona butelke, syk gazu wydobywajacego sie spod kapsla, zmruzyl oczy i przyspieszyl kroku.
3
Na ulicy Puszkina, nie dochodzac do domu towarowego, stal tlum. Tlum wydawal sie nieruchomy i jakby niezywy. Jedynie dzieciarnia krazyla wokol niego, wpadala do sroka i znowu wyskakiwala na zewnatrz jakby pszczoly z roju. Jezdnia wolno toczyla sie koparka na gasienicach.
Gdy Helena Siergiejewna podeszla blizej, tlum rozpadl sie na poszczegolnych ludzi, przewaznie znajomych — uczniow, przyjaciol, sasiadow i po prostu mieszkancow miasta, o ktorych nie wie sie niczego, ale jednak wymienia z nimi uklony na ulicy.
Helena Siergiejewna przecisnela sie przez tlum i znalazla sie na skraju zapadliska. Asfalt pokryty byl peknieciami, garbatymi falami, w jakie uklada sie zazwyczaj miekki gumowy dywanik, i urywal sie nad owalna czarna studnia. Po drugiej stronie studni stala ciezarowka do przewozu drzewa, ktora juz wyciagnieto na jezdnie. Obok niej lezaly nie okorowane pnie.
Nad zapadliskiem klocili sie dwaj mezczyzni. Jeden z nich byl niski, agresywny i kryl twarz pod slomkowym kapeluszem. Drugi, wysoki jak koszykarz, z rozczochranymi wlosami, w czarnej marynarce zalozonej bezposrednio na niebieska koszulke gimnastyczna, wycofywal sie pod naporem niziutkiego, ale nie zaprzestawal walki.
— Wedlug mnie to skandal i nieporzadek — stwierdzil niski. — Skonczylismy asfaltowanie odcinka, zlozylismy raport powiatowi i obwodowi, oczekujemy na zasluzona premie — nie ja osobiscie, lecz cala zaloga. A ty co mi radzisz? — Zrobil krok do przodu, a dlugi cofnal sie, ryzykujac upadek w przepasc.
— Korneliuszu, zapomniales o nauce, o slawie rodzinnego miasta — powiedzial balansujac na skraju zapadliska.
— A ludzie straca premie? Hej, Edik! — niziutki dojrzal koparke. — Edik, podjezdzaj tu!
— Poczekajcie — powiedziala Helena Siergiejewna.
— A pani niby jakim prawem? — zapytal niziutki nie podnoszac glowy. — Edik l
— Sluchaj, Korneliuszu — powiedziala Helena Siergiejewna. — Zdejmij kapelusz i podnies glowe.
W tlumie ktos zachichotal. Operator koparki wylaczyl silnik i podszedl blizej.
— To wlasnie ta dziura? — zapytal. — Ona ma jakies historyczne znaczenie?
Dyrektor przedsiebiorstwa budowlanego poslusznie zdjal kapelusz i uniosl do gory szczere, blekitne oczeta
notorycznego dwojkowicza. Wszystko juz zrozumial i poddal sie.
— Dzien dobry, Heleno Siergiejewno — powiedzial. — Nie poznalem pani.
— Nie o to mi chodzi, Korneliuszu.
— Slusznie, nie o to. Ale prosze wejsc w moje polozenie.
— A gdyby cos podobnego wydarzylo sie na Placu Czerwonym? — zapytala surowo Helena Siergiejewna. — Sadzisz, ze Komitet Centralny pozwolilby wezwac koparke i zasypac zapadlisko, zanim uczeni go nie zbadaja?
— Plac Czerwony to co innego — odparl Udalow.
— Dobrze mu tak — ucieszyl sie Grubin. — Zaraz tam zejde i migiem wszystko obejrze.
— A propos, jesli sie nie zbada, dokad prowadzi zapadlisko — dodala Helena Siergiejewna — to nie da sie wykluczyc, ze jutro wydarzy sie katastrofa o dziesiec metrow stad, na przyklad tam.
Wszyscy poslusznie spojrzeli we wskazanym przez nia kierunku.
Grubin przykucnal i sprobowal dojrzec, co kryje sie w piwnicy, ale nic nie zobaczyl.
— Potrzebna jest latarka — powiedzial.
— Latarka jest.
Z tlumu wylonil sie szczuplutki chlopczyk z dluga latarka elektryczna w reku.
— Tylko wezcie mnie z soba — poprosil.
— Nie zamierzamy bawic sie w podchody — powiedzial Grubin i odebral chlopcu latarke. — Heleno Siergiejewno, pozwoli pani?
— Prosze poczekac. Tam powinien zejsc przedstawiciel muzeum.
— Poza pania nie ma nikogo. A pani moze kontrolowac moje poczynania z gory.
Obok Heleny Siergiejewny pojawil sie mlody czlowiek z aparatem fotograficznym, podobny do Czechowa w mlodosci.
— Nie znacie mnie, jestem tu od niedawna — wyjasnil. — Pracuje w gazecie rejonowej i nazywam sie Standal. Misza Standal. Skonczylem wydzial historii.
— No to jak, bedziemy stac czy bedziemy zasypywac? — zapytal operator koparki. — Zdecydujcie sie na cos, bo godziny leca.
— Idzcie — zgodzila sie Helena Siergiejewna.
— Wobec tego i ja pojde — powiedzial nagle operator. — Musze popatrzec, gdzie sypac ziemie, a zreszta sila fizyczna tez moze sie przydac.
Helena Siergiejewna zgodzila sie rowniez i na to. Udalow z poczatku chcial oponowac, ale potem machnal reka. Jak niefart, to niefart.
— Tu nie jest gleboko — powiedzial Grubin swiecac latarka do studni.
Polozyl sie na asfalcie, zwiesil nogi do otworu i zjechal na brzuchu w ciemnosc. Sieknal i znikl.
— Chodzcie tu! — dobiegl po paru sekundach jego dudniacy, podziemny glos.
Tlum przysunal sie do krawedzi zapadliska i Helena Siergiejewna powiedziala:
— Odejdzcie, towarzysze. Sami mozecie wpasc i innym zrobic krzywde.
— Slyszycie, co sie do was mowi — ozywil sie Udalow. — Do tylu!
Operator koparki zeskoczyl w dol i schwycil Misze Standala.
— No i jak tam? — krzyknal Udalow. Ukleknal opierajac sie silnie pulchnymi lapkami o asfalt i glos jego zabrzmial glucho, odbity przez niewidzialne sciany zapadliska.
— Tu jest przejscie! — odezwal sie z dolu czyjs glos.
— Tam jest przejscie — powtorzyl ktos w tlumie.
— Przejscie…
Wszyscy znieruchomieli i zamilkli, zamilkla nawet dzieciarnia porazona przeczuciem bliskiej tajemnicy. W ludziach ozyly atawistyczne instynkty poszukiwaczy skarbow, ktore drzemia w kazdym czlowieku, lecz budza sie jedynie w wyjatkowo energicznych jednostkach, nieoczekiwanie sklaniajac je do rzucenia sie w wir przygody, wyruszenia na dalekie szlaki.
4
Zapadlisko wydawalo sie Milicy Fiodorownie Bakszt, z jej punktu obserwacyjnego, wielkim atramentowym kleksem. Milica Fiodorowna przygladala sie opisanym juz wydarzeniom z okna pierwszego pietra. Podjechala w fotelu na kolkach do samego okna i polozyla na parapecie rozowa atlasowa poduszeczke, aby lokcie mialy miekkie oparcie. Poduszeczka zmiescila sie miedzy dwiema wielkimi doniczkami, owinietymi barwna