krepina.
Bardzo stara syjamska kotka o roznobarwnych oczach machnela ogonem i ciezko wskoczyla na parapet. Kotka rowniez chciala wyjrzec na ulice przez szczeline miedzy doniczkami.
Milica Fiodorowna doskonale pamietala czasy, kiedy ulica byla jeszcze nie zabrukowano i nazywala sie Jelizawietinska. Wowczas naprzeciwko domu Baksztow, obok skladu zboza Titowow, stal zamozny dom ojca Serafima, ozdobiony rzezbionymi okiennicami i debowymi kolumnami malowanymi w marmurek. Dom ojca Serafima splonal w roku 1860, na rok przed zniesieniem panszczyzny. Doskonale pamietala tez przyjazd gubernatora, ktory zlozyl Baksztom wizyte, bowiem wraz z drugim mezem Milicy Fiodorowny uczyl sie w Korpusie Paziow. Tego wieczoru gospodyni polecila nie zalowac swiec i Jego Wysokosc, odrzuciwszy konwenanse, spedzil caly wieczor u jej nog, poruszajac bokobrodami, a pan Bakszt czul sie zaszczycony i wkrotce zostal powiatowym marszalkiem szlachty. W ostatnich latach pamiec platala Milicy Fiodorownie przedziwne figle. Nie chciala gromadzic najswiezszych wydarzen i usluznie podsuwala portrety dawno zmarlych krewnych oraz kolegow meza, a nawet znacznie starsze sceny, jeszcze petersburskie, osnute mgielka romantycznych uniesien i subtelnosci bialych nocy.
W latach rewolucja Milica Fiodorowna byla juz nader sedziwa i dlatego musiala korzystac z pomocy bardzo poboznej, ale podkradajacej to i owo damy do towarzystwa. Z owych lat nie wiedziec czemu zapadla jej w pamiec jakas procesja. Na czele procesji mlodzi ludzie niesli czarna trumne z bialym napisem „Curzon”. Kim byl ow Curzon, Milica Fiodorowna nawet sie nie zainteresowala.
Pamietala takze ostatnia wizyte Milego Przyjaciela. Mily Przyjaciel mocno sie posunal w latach, chodzil z laska i broda mu posiwiala. Nie mogl zatrzymac sie w miescie i byl zmuszony opuscic goscinny dom wdowy Bakszt, nie zrealizowawszy swych planow.
Zapadlisko na ulicy Puszkina zaklocilo powszedni bieg mysli Milicy Fiodorowny. Zapomniala nawet, ze punktualnie o trzeciej mieli do niej przyjsc pionierzy. Obiecala im opowiedziec o przeszlosci rodzinnego miasta. Wizyta ta byla pomyslem jej upartej sasiadki, Szuroczki, pannicy dobrze wychowanej, ktora jednak nosila krotkie spodniczki. Milica Fiodorowna obiecala pokazac pionierom album, w ktorym jej znajomi jeszcze przed rewolucja zapisywali rozne aforyzmy i wiersze.
Milica Fiodorowna wypatrzyla Szuroczke wsrod ludzi otaczajacych zapadlisko. Stara pani Bakszt na wzrok sie nie uskarzala. Byloby grzechem uskarzac sie w takim wieku.
Potem Milica Fiodorowna zdrzemnela sie, ale jej sen byl krotki i plytki. Cos ja niepokoilo. To cos bylo zwiazane z zapadliskiem. We snie ukazal sie jej Mily Przyjaciel, grozacy koscistym palcem i powtarzajacy: „Milico, nie zapominaj!”
Kiedy ponownie otworzyla oczy, dowodztwo nad tlumem przy zapadlisku przejela juz znana jej Helena Siergiejewna Kastielska, chuda dama pracujaca w muzeum, ktora jakies dziesiec lub pietnascie lat temu przyszla do madame Bakszt w poszukiwaniu starych dokumentow. Milicy Fiodorownie nie przypadla jednak do gustu pewna ostrosc w ruchach i zachowaniu muzealnej damy, wobec czego Kastielska musiala odejsc z niczym. Przy tym wspomnieniu Milica Fiodorowna zezwolila usmiechowi rozchylic nieco jej wyschniete, zacisniete wargi. Dawniej wargi byly zupelnie inne — pulchne i soczyste. Ale usmiech, ten sam usmiech niegdys doprowadzal do szalenstwa czlonkow Gwardii Przybocznej Jego Wysokosci.
W tym momencie Milica Fiodorowna znow zapadla w drzemke. Przed tym rozdzierajaco ziewnela, zamknela powieki i odjechala z fotelem do kata, w przytulny polmrok za piecem. Syjamska kotka natychmiast wskoczyla jej na kolana.
— O trzeciej przyjda goscie… o trzeciej… — myslala przez sen Milica Fiodorowna, ale nie mogla sobie za nic przypomniec, kto wlasciwie przyjdzie o trzeciej, a zamiast tego ponownie zobaczyla Milego Przyjaciela, ktory byl gniewny i surowy. Jego wzrok przenikal do samej glebi rozdygotanego serca Milicy Fiodorowny i elektryzowal duszne, zatechle powietrze w saloniku — jedynym pokoju, jaki pozostawiono pani Bakszt.
5
Podziemie w ciagu tej godziny, przez ktora bylo otwarte na wplyw goracego powietrza, niemal wcale sie nie przewietrzylo. Wypelnial je stuletni chlod, gesty jak stare wino. Misza Standal wsparl sie na podanej mu z ciemnosci kwadratowej dloni operatora koparki, przycisnal do piersi aparat i dal susa w dol, w nieznane.
W zapadlisku panowala cisza. Ciezkie oddechy ludzi szamotaly sie w nim i gluchly pod niewidzialnymi scianami.
W blekitnym owalnym oknie nad nimi ukazal sie okragly przedmiot o gabarytach przewyzszajacych wymiary ludzkiej glowy. Z przedmiotu wydobyl sie glos:
— No i jak tam?
Glos nalezal do malutkiego dyrektora przedsiebiorstwa budowlanego, ktoremu tak zrecznie dala po nosie stara Kastielska z muzeum. Okragly przedmiot byl slomkowym kapeluszem kryjacym twarz Udalowa.
— Tu jest przejscie — odparl inny glos, rozlegajacy sie z boku, niedaleko Miszy.
W ciemnosci miotal sie promien latarki. Grubin rozpoczal systematyczne badania.
— Tam jest przejscie… Przejscie… — zaszelescil tlum na gorze. Glosy byly dalekie i niewyrazne.
Misza Standal posunal sie o krok w strone przejscia, ale wpadl na plecy operatora koparki. Plecy byly twarde. Oczy zaczely przyzwyczajac sie do ciemnosci. W miejscu, gdzie byl Grubin, ciemnosc byla znacznie glebsza.
— Idziemy — powiedzial operator koparki.
Misza wyciagnal reke jak slepiec i po dwoch krokach jego palce natrafily na cos i przestraszyly sie, gwaltownie cofnely, zacisnely w piesc.
— Tu jest sciana, sliska — wyszeptal Misza. Szept wydawal mu sie najodpowiedniejszym do porozumiewania sie w ciemnosci.
Grube, czarne bale wznosily sie do gory, niemal pod sam asfalt. Pomieszczenie bylo dlugie, strop w rogu zapadl sie. Przeciwlegla sciana, po ktorej Grubin szperal promieniem latarki, byla zbudowana z cegiel. Cegly osiadly, popekaly. Posrodku sciany widnialy niziutkie drzwiczki, okute sztabami zardzewialego zelaza jak stary podrozny kufer.
Grubin przyjrzal sie tym drzwiom. Zamka nie bylo, zamiast niego widnial kuty pierscien. Pociagnal — drzwi ani drgnely.
— Pozwolcie mnie — powiedzial operator koparki.
— Nie — zaoponowal Misza Standal. — Nie mamy do tego prawa. Nikt nam nie dawal carte blanche. Trzeba chociazby sfotografowac.
Misza Standal czytal niedawno o tym, w jaki sposob odkryto w Egipcie grobowiec Tutenchamona. Tam rowniez byly drzwi i stojacy przed nimi badacze, i chwila, ktora przeszla do historii.
— Nie jestesmy na wykopaliskach — powiedzial Grubin. — Za tymi drzwiami tez moze byc ziemia i koniec naszej podrozy.
— Czego tam — powiedzial Edik. — Dyrektorka kazala popatrzec, co i jak, to popatrzmy. Udalow i tak dopnie swego, zasypie i bedzie po wszystkim. Przeciez ulica jest zablokowana.
Obejrzal dokladnie drzwi:
— Trzymaj mocniej latarke. Swiec tutaj, bardziej w lewo. Nie trzes reka.
Teraz przypominal chirurga. Grubin mu asystowal, Misza Standal pelnil role studentapraktykanta, gapia, czlowieka bezuzytecznego.
— One otwieraja sie do srodka — powiedzial operator koparki. Odnalazl miejsce, to jedyne miejsce, w ktore nalezalo weprzec sie ramieniem. Nacisnal.
Drzwi okropnie zaskrzypialy i zapadly sie w ciemnosc. Cegly zaczely osiadac z glosnym hurkotem i operator koparki — strzezonego Pan Bog strzeze — odskoczyl do tylu, omal nie zwalajac Miszy z nog. Latarka zgasla — widocznie Grubin puscil przycisk — i w piwnicy zapanowala grozna cisza, taka cisza, ze Standal prawie od niej ogluchl.
— Co sie stalo? — zapytal glos z gory. Glos byl zdumiewajaco bliski. Niby przez te pare minut trojka badaczy odeszla daleko od ludzi, a tymczasem o trzy metry od nich Udalow zadaje pytania pelnym niepokoju, ale zwyczajnym glosem.
— Wszystko w porzadku — powiedzial operator koparki i dodal, zwracajac sie do Grubina: — Swiec prosto.
Grubin usluchal go i poswiecil.
Edik, zagladajac do srodka, zaslonil plecami wieksza czesc drzwi, a Misza Standal poczul sie gleboko dotkniety. Mial wyksztalcenie historyczne i uwazal sie za moralnie uprawnionego do kierowania poszukiwaniami. Ale operator koparki tego nie czul i tak sie jakos zlozylo, ze to on znalazl sie na czele. Misza posunal sie nawet o krok do przodu, bo chcial odsunac Edika i dac mu choc byle jaka wskazowke, ale w tym momencie Edik odwrocil sie i popatrzyl na Misze. Jego oko, w ktorym odbil sie promien latarki, zaswiecilo zoltym, niedobrym swiatlem.
Misza poczul wewnetrzne skrepowanie i wstrzymal oddech. Tam, za drzwiami, mogly kryc sie skrzynie ze zlotem i naszyjnikami z perel, srebrne puchary ozdobione scenami z ksiazecych polowan, damascenskie miecze i szkielet pechowego grabiezcy — puste, czarne oczodoly czaszki… A operator koparki zaraz wyciagnie zza pasa ostry kindzal, nieco wyszczerbiony od czestego uzywania, i wbije go Standalowi w serce.
Edik zabral Grubinowi latarke, bo tak mu bylo wygodniej.
— Tez pokoj, towarzysze — powiedzial.
Zgial sie wpol, przekroczyl wysoki prog i zginal w ciemnosci. Grubin z Misza czekali.
Ze srodka zadudnil glos:
— Chodzcie tutaj, tylko sie nie potknijcie, bo bez latarki niczego nie widac.
Drugi pokoj okazal sie mniejszy od pierwszego. Promien latarki, nie zdazywszy nawet sie rozszerzyc, legi zoltym krazkiem na przeciwleglej scianie, przecinajac po drodze swietlistym ostrzem rozne dziwne przedmioty, i co najbardziej zdumiewajace, oswietlil zakurzone giete szklo — Butle, retorty i wielkie ciemne naczynia. Promien szperal po katach i pozwalal obejrzec czesciami komnate — ceglana, sklepiona i zatechla — dlugi stol posrodku i odlegly kat z zapadnietym stropem.
— Konspiracyjna drukarnia — powiedzial Grubin. Zamilkl i pomyslal: — Moze tutaj drukowano „Iskre” albo nawet „Kolokol” Hercena.
— Nie ma prasy drukarskiej — zauwazyl rozsadnie operator koparki.
— Odejdzcie — powiedzial Misza. — Niczego nie dotykajcie. Mam lampe blyskowa. Zrobimy historyczne kadry.
Usluchali. Misza mial w reku sprzet techniczny, a jego towarzysze technike szanowali.
Standal dlugo marudzil, przygotowujac w ciemnosci aparat do akcji. Edik mu pomagal, przyswiecajac zolknaca juz latarka. Pozniej blysnal flesz. Jeszcze i jeszcze raz.
— To wszystko? — zapytal