– Przeciez nie potrafie jezdzic.
– Naucze cie – obiecala, odwrocila sie i zeszla po cichu schodami, zostawiajac go siedzacego na lozku z poskladana posciela na kolanach, w takiej samej pozycji, w jakiej ja zastal.
Reacher powlekl posciel i znow wyszedl na zewnatrz. Uslyszal przed soba kroki. Zmruzyl oczy przy zachodzacym sloncu i ujrzal Ellie idaca w jego kierunku.
– Przyszlam sie pozegnac.
Przypomnial sobie, jak niegdys byl zapraszany do rodzinnych kwater w bazach wojskowych, gdzie dobrze wychowane dzieci zolnierzy przykladnie zegnaly na dobranoc kolegow swoich ojcow. Potrzasal ich drobnymi dlonmi i dzieci szly spac. Usmiechnal sie do dziewczynki.
– Dobrej nocy, Ellie – powiedzial i wyciagnal ku niej reke.
Spojrzala na nia.
– Masz mnie pocalowac – rzekla, podnoszac do gory raczki.
Po chwili uniosl ja do gory i delikatnie pocalowal w policzek.
– Dobranoc – powtorzyl.
– Zanies mnie – poprosila. – Jestem taka zmeczona.
Zaniosl ja przez podworko do domu. Carmen czekala na ganku, spogladajac w ich strone.
– Mamusiu, chce, zeby pan Reacher wszedl do srodka i pozegnal mnie na dobranoc – poprosila Ellie.
– Nie wiem, czy moze.
– Ja tu tylko pracuje – wyjasnil Reacher. – Nie mieszkam z wami.
– Nikt sie nie dowie – nalegala Ellie. – Wejdz przez kuchnie. Jest tam tylko sluzaca.
Cannen spojrzala na Reachera. Wzruszyl ramionami. Co moze sie stac w najgorszym razie? Postawil Ellie na ziemi, dziewczynka zlapala mame za reke. Podeszli wszyscy troje do kuchennych drzwi.
Sluzaca wkladala brudne naczynia do ogromnej zmywarki. Uniosla wzrok, ale nic nie powiedziala.
– Tedy – szepnela Ellie i weszla przez drzwi do holu na tylach domu. Z jednej strony byly schody. Wspiela sie po nich.
Na pierwszym pietrze Ellie przeszla na druga strone holu i skrecila w korytarz na prawo. Jej pokoj miescil sie na koncu.
– Pojdziemy sie umyc – rzekla Carmen. – A pan Reacher tu na nas zaczeka. Dobrze?
Ellie poszla do lazienki w slad za mama. Kiedy wrocily, Ellie miala na sobie pizamke. Wskoczyla do lozka i zwinela sie w klebek.
– Dobranoc, dziecinko – powiedzial. – Kolorowych snow.
– Pocaluj mnie – poprosila.
Nachylil sie i pocalowal ja w czolo.
– Dzieki, ze sie nami opiekujesz – szepnela.
Wyprostowal sie i ruszyl w strone drzwi. Zerknal na Carmen.
– Czy prosilas ja, by to powiedziala? Czy sama na to wpadla?
– Do zobaczenia jutro – pozegnala go Carmen.
Zostala w sypialni Ellie, on zas zszedl po schodach i wyszedl w mrok. W ciemnosci po prawej stronie mignelo cos bialego. Koszulka. Znow Bobby Greer.
– Czekalem na ciebie – powiedzial.
– Po co?
– Chcialem sie tylko upewnic, ze stad wyjdziesz.
Reacher wzruszyl ramionami.
– Dalem malej buzi na dobranoc. Czy masz cos przeciwko temu?
Bobby milczal przez chwile.
– Odprowadze cie do baraku – powiedzial. – Musimy pogadac.
Ruszyl przez podworze. Reacher dotrzymywal mu kroku.
– Chyba wiesz, ze moj brat ma klopoty – odezwal sie Bobby.
– Slyszalem, ze zatail dochody.
Bobby kiwnal glowa w mroku.
– Urzad skarbowy ma wszedzie swoje wtyczki.
– Tak go wytropili? Przez swoja wtyczke?
– A niby jak inaczej? – rzucil Bobby. Wysunal sie naprzod o kilka krokow. – W kazdym razie Slup trafil do ciupy.
Reacher kiwnal glowa.
– Slyszalem, ze wychodzi w poniedzialek.
– Zgadza sie. Nie bedzie zachwycony, kiedy spotka tu ciebie calujacego jego dziecko i krecacego sie przy jego zonie.
Reacher, nie zatrzymujac sie, wzruszyl ramionami.
– Nie wolno mi dobierac sobie przyjaciol?
– Slup bedzie zly, kiedy zastanie u siebie w domu obcego faceta, ktory dobiera sobie na przyjaciol jego zone i corke.
Reacher przystanal.
– Niby dlaczego, Bobby, mialbym sie przejmowac tym, co sie podoba twojemu bratu?
Bobby tez sie zatrzymal.
– Bo jestesmy tu jedna rodzina. Mowimy sobie rozne rzeczy. Musisz to przyjac do wiadomosci, w przeciwnym razie nie zagrzejesz tu dlugo miejsca.
– Tak ci sie wydaje?
– Tak mi sie wydaje.
Reacher usmiechnal sie.
– Ja tylko pozegnalem dziewczynke na dobranoc, Bobby Nie ma co robic z igly widly. Jest spragniona towarzystwa. Podobnie jak jej matka. Co na to poradze?
– Badz rozsadny – poradzil Bobby – Ona klamie jak z nut. Cokolwiek ci naopowiadala, to najpewniej stek klamstw. Nie wierz jej. Nie jestes pierwszy.
– Co to znaczy, ze nie jestem pierwszy?
– Pogadaj o tym z Joshem i Billym. Przegnali juz jednego goscia na cztery wiatry.
Reacher nie odpowiedzial. Bobby usmiechnal sie do niego.
– Nie wierz jej – powtorzyl. – Wiele kryje przed toba, a wszystko, co mowi, to prawie same klamstwa.
– Dlaczego nie ma kluczy do domu?
– Kiedys miala, ale je zgubila i tyle. Zreszta my nigdy nie zamykalismy drzwi. Niby po co. Nasz dom stoi sto kilometrow od najblizszego skrzyzowania.
– To czemu musi pukac?
– Wcale nie musi. Moze wejsc bez pukania. Robi wielkie halo z tego, jacy jestesmy dla niej niedobrzy, a to nieprawda. Niby czemu mielibysmy ja zle traktowac? Przeciez Slup ozenil sie z nia, no nie?
Reacher milczal.
– Jesli chcesz, mozesz u nas pracowac – zakonczyl Bobby. – Ale trzymaj sie z dala od niej i dziewczynki.
Odwrocil sie i poszedl do domu.
ROZDZIAL SZOSTY
OBSERWATORZY zbierali sie kolejno, wedlug wypracowanego przez poprzednie piec razy schematu. Jeden z mezczyzn podjechal pick-upem do domu chlopaka. Potem pojechali do domu drugiego mezczyzny, gdzie dowiedzieli sie, ze ustalony porzadek ulegl zmianie.
– Wlasnie otrzymalem telefon – wyjasnil im. – Mamy sie osobiscie wybrac do Coyanosa Draw po nowe instrukcje.
– Kto tam bedzie? – spytal pierwszy mezczyzna.
– Chyba nie on?