– Daleko jedziemy? – zawolal.
– Za to wzniesienie do wawozu.
Powierzchnia wapienia stawala sie coraz gladsza i tworzyla wciaz szersze polki. Przyhamowala swoja klacz, by mogl sie z nia zrownac. Jego wierzchowiec jednak snul sie noga za noga, nadal, wiec byl za jej plecami. Nie widzial jej twarzy.
– Bobby powiedzial mi, ze sprowadzilas do domu jakiegos faceta, a on kazal Joshowi i Billy’emu zrobic z nim porzadek.
Nie odzywala sie.
– Poznalam w Pecos pewnego goscia – powiedziala w koncu. – Jakis rok temu. Mielismy romans.
– Wiec go tu przywiozlas?
– To byt jego pomysl. Wydawalo mu sie, ze zdobedzie prace i bedzie blisko mnie. Wszystko szlo po naszej mysli przez dwa tygodnie, a potem Bobby nas przylapal.
– I co sie stalo?
– Skonczylo sie. Facet wyjechal. Widzialam go jeszcze raz w Pecos. Byl wystraszony. Nie chcial ze mna rozmawiac.
– Czy Bobby powiedzial Slupowi?
– Obiecywal, ze nie pisnie slowa, ale to lgarz. Podejrzewam, ze wszystko mu wypaplal.
Wspieli sie na szczyt wzniesienia. Stok przed nimi znow lagodnie opadal. Odjechali jakies poltora kilometra od Czerwonego Domu i zabudowan gospodarczych.
Skierowala klacz w dol ku wyschnietemu wawozowi o plaskim dnie, ktore tworzyly skaly i piasek. Nim jego kon dotarl do wawozu, ona juz wyskakiwala z siodla. Walach zatrzymal sie obok klaczy i Reacher zeskoczyl na ziemie.
Zaprowadzila konie na skraj wawozu, gdzie przycisnela konce lejcow wielkim kamieniem. Otworzyla torbe przy siodle, wyjela z niej torebke, w ktorej, jak sie okazalo, schowala pistolet.
– Pokaz mi, jak sie z tym obchodzic – poprosila.
Byl to automatyczny pistolet Lorcin L-22 z szesciocentymetrowa lufa, chromowanym szkieletem oraz wymodelowana, plastikowa rekojescia, ktora imitowala rozowa macice perlowa.
– Masz pozwolenie? – spytal.
Kiwnela glowa.
– Wypelnilam odpowiednie dokumenty.
Wyjela niewielkie pudelko z torebki i podala mu je. Zawieralo naboje kaliber 5,6 mm. Okolo piecdziesieciu sztuk.
– Pokaz mi, jak sie laduje – powiedziala.
Potrzasnal glowa.
– Powinnas go tu zostawic, Carmen. Nie wolno ci trzymac broni w poblizu Ellie.
– To moja decyzja – odparla. – Od ciebie oczekuje, zebys mnie nauczyl poslugiwac sie bronia. Bede sie czula bezpieczniej.
Wzruszyl ramionami.
– Jak chcesz. Ale pistolety sa niebezpieczne, wiec badz ostrozna. Polozyl lorcina plasko na dloni.
– Dwie uwagi – powiedzial, – Lufa jest bardzo krotka, tylko szesc centymetrow. Bron jest wskutek tego malo celna. Oznacza to, ze strzelajac, musisz byc blisko celu. Jesli strzelisz z tego pistoletu z przeciwnej strony pokoju, trafisz jak kula w plot.
– W porzadku.
– A teraz spojrz.
Wyjal magazynek i wlozyl do niego dziewiec nabojow. Wsadzil magazynek i umiescil pierwszy naboj w komorze. Wyjal ponownie magazynek i wlozyl z dolu jeszcze jeden naboj. Umiescil magazynek na miejscu, przeladowal i zabezpieczyl bron.
– Bron przeladowana i zabezpieczona – wyjasnil. – Musisz zrobic dwie rzeczy. Odbezpieczyc bron i nacisnac spust dziesiec razy.
Przekazal jej pistolet.
– Sprobuj – polecil. – Odbezpiecz i strzelaj.
Odbezpieczyla bron lewa reka. Potem wycelowala prawa, zamknela oczy i nacisnela spust. Pistolet skoczyl jej w dloni i skierowal sie w dol.
Trzy metry od jej stop odprysnal kawalek skaly i uniosl sie klab pylu.
– Zabezpiecz go.
Przesunela odpowiednia dzwignie. Zdjal koszule przez glowe, odszedl piec metrow na poludnie, powiesil ja na skale i rozprostowal, by przypominala tulow czlowieka. Wrocil i stanal za kobieta.
– A teraz strzelaj w moja koszule – rozkazal. – Celuj w tulow.
Uniosla pistolet, ale natychmiast go opuscila.
– Nie moge tego zrobic. Nie chcesz chyba, zebym ci podziurawila koszule.
– Ryzyko jest naprawde niewielkie – powiedzial. – Sprobuj.
Odbezpieczyla bron. Wycelowala, zamknela oczy i strzelila. Chybila o cale szesc metrow.
– Nie zamykaj oczu – zwrocil jej uwage Reacher. – Pomysl sobie na przyklad, ze jestes wsciekla na koszule, wyceluj w nia palec, jakbys na nia wrzeszczala.
Tym razem nie zamykala oczu. Wycelowala, unoszac prawa reke, strzelila i tym razem chybila o dwa metry na lewo.
– Daj mi sprobowac.
Podala mu pistolet. Przymknal jedno okno i wycelowal.
– Chce trafic tam, gdzie byla kieszen.
Wystrzelil dwukrotnie raz za razem. Pierwszy strzal trafil pod pacha po przeciwnej stronie oderwanej kieszeni, drugi zas w srodek, za to u dolu koszuli. Oddal jej pistolet.
– Teraz twoja kolej.
Strzelila jeszcze trzy razy, za kazdym razem haniebnie chybiajac.
– Czego sie dzis nauczylas? – spytal.
– Ze musze podejsc blisko celu.
– O to chodzi – przytaknal.
– To wcale nie twoja wina, sam chybilem o trzydziesci centymetrow, choc jestem dobrym strzelcem. W wojsku wygrywalem zawody strzeleckie.
Wzial pistolet i zaladowal ponownie. Odwiodl kurek, zabezpieczyl bron i polozyl ja na ziemi.
– Zostaw go tu – powiedzial. – Chyba ze nie masz naprawde zadnych watpliwosci.
Nie poruszyla sie przez dluzsza chwile. Potem podniosla pistolet i wlozyla go do torebki. Zabral swoja koszule i wciagnal ja przez glowe. Nie bylo widac zadnego sladu po kuli. Jedna dziura schowana byla pod rekawem, a druga skryla sie gleboko w spodniach. Przemierzyl wawoz, by odszukac wszystkie osiem lusek. To jego dawny nawyk, przejaw ostroznosci. Podrzucil je w dloni i wsypal do kieszeni spodni.
WROCILI poznym popoludniem. Josh i Billy czekali oparci o sciane stajni. Pick-up stal na podworku, gotowy do drogi po pasze.
– Odprowadze konie – zaproponowala Carmen.
Zsiedli z wierzchowcow przed wrotami stajni. Josh i Billy odskoczyli od sciany, ich ruchy zdradzaly zniecierpliwienie.
– Gotowy? – zawolal Billy.
– Mial byc gotow pol godziny temu – przygadal Josh.
Na te slowa Reacherowi zupelnie przestalo sie spieszyc. Powolutku poszedl do baraku, skorzystal z lazienki, zmyl z twarzy pyl. Potem wrocil wolnym krokiem. Pick-up stal juz zwrocony ku bramie, silnik byl na chodzie. Josh siedzial za kierownica, Billy zas stal przy drzwiach od strony pasazera.
– No, to w droge – zawolal Billy.
Wskazal Reacherowi miejsce w srodku i sam wcisnal sie obok niego. Josh ruszyl ku bramie, a kiedy skrecil w lewo, Reacher uswiadomil sobie, ze jego polozenie jest znacznie gorsze, niz myslal.
Widzial worki z pasza w magazynie. Bylo ich cale mnostwo, pewnie ze czterdziesci. Ile czasu potrzeba czterem