– Zbil cie? – spytal Reacher.
Uniosla dlon do policzka i spuscila wzrok.
– Uderzyl tylko raz. Niezbyt mocno.
– Polamie mu te lapska.
– Zadzwonil po szeryfa. Chce sie ciebie stad pozbyc.
– Nie przejmuj sie – zapewnil ja Reacher. – Juz wczesniej na dobre splawilem szeryfa.
Po chwili powiedziala:
– Musze wracac. Mysli, ze jestem z Ellie.
– Ruszyla schodami w dol.
– Pewien jestes, co do szeryfa?
– Nie martw sie. Szeryf nawet palcem nie kiwnie.
SZERYF jednak kiwnal palcem. Przekazal sprawe policji stanowej. Poltorej godziny pozniej teksanski radiowoz przyjechal po niego. Reacher wstal z lozka, zszedl po schodach, a kiedy sie znalazl na dole, padl na niego snop swiatla z lampy przymocowanej do przedniej szyby wozu. Drzwi pojazdu otworzyly sie i wysiedli dwaj policjanci.
W niczym nie przypominali szeryfa. Byli to mlodzi, wysportowani zawodowcy, z wlosami ostrzyzonymi na rekruta. Jeden byl sierzantem, a drugi posterunkowym. Posterunkowy wygladal na Latynosa. Trzymal w reku srutowke.
– Podejdz do maski samochodu – nakazal sierzant.
Reacher zblizyl sie do samochodu, trzymajac rece z dala od ciala.
– Przyjmij pozycje.
Reacher oparl dlonie o blotnik i pochylil sie do przodu. Sierzant obszukal go dokladnie.
– W porzadku, wsiadaj do wozu.
Reacher ani drgnal.
– O co chodzi? – spytal.
– Wlasciciel gruntu poprosil nas, bysmy za wszelka cene usuneli intruza z jego posiadlosci.
– Nie jestem intruzem. Pracuje tu.
– Chyba wlasnie straciles prace. Wiec teraz jestes intruzem i zamierzamy cie stad zabrac.
– To nalezy do obowiazkow policji stanowej?
– W takiej malej miescinie miejscowi chlopcy czasem dzwonia do nas o pomoc, kiedy maja wolny dzien. Niedziela jest wolnym dniem szeryfa.
– Dobra, odejde stad – powiedzial Reacher. – Pojde droga.
– W takim wypadku stajesz sie wloczega na lokalnej drodze. To takze wbrew prawu. Musisz opuscic hrabstwo. Wysadzimy cie w Pecos.
– Oni sa mi winni pieniadze. Nic mi nie zaplacili.
– No, to wsiadaj do wozu. Podjedziemy do domu.
Reacher spojrzal w lewo na posterunkowego ze strzelba. Wygladal groznie. Obejrzal sie w prawo na sierzanta.
– Ale oni maja klopot – powiedzial. – Szwagierka jest regularnie bita przez swojego meza.
– Czy zglaszala to? – spytal sierzant.
– Za bardzo sie boi. Szeryf to stary kolezka jej meza, a ona jest Latynoska z Kalifornii.
– Nic nie mozemy zrobic bez zgloszenia – rzekl posterunkowy.
– No, to sie dowiedzieliscie. Ja wam to zglaszam.
Posterunkowy potrzasnal glowa.
– Skarga musi pochodzic od ofiary.
– Wsiadaj do wozu – ucial sierzant.
Polozyl dlon na czubku glowy Reachera i usadzil go z tylu. Sierzant z posterunkowym usiedli z przodu i podjechali do domu. Wszyscy Greerowie, procz Ellie, wylegli na ganek, by popatrzec, jak go odwoza z rancza. Wszyscy byli usmiechnieci procz Carmen. Sierzant opuscil szybke.
– Gosc mowi, ze zalegacie mu z wyplata! – zawolal.
– To powiedz mu, zeby nas pozwal do sadu! – odkrzyknal Bobby.
Reacher nachylil sie do przodu.
– Carmen! – wrzasnal. –
Sierzant zamknal szybe i ruszyl ku bramie.
– Co zrobisz z tymi zaleglymi pieniedzmi?
– Pies je drapal – powiedzial Reacher.
Potem sierzant zapytal:
– Co do nich wrzeszczales?
Reacher nie odezwal sie.
Posterunkowy go wyreczyl.
– Po hiszpansku z fatalnym akcentem – rzekl.
– Do tej kobiety: „Carmen, w razie klopotow dzwon prosto do tych facetow”.
Reacher milczal przez cale sto kilometrow, ktore pokonal poprzedniego dnia w przeciwna strone bialym cadillakiem, znow do osady na skrzyzowaniu, gdzie stala szkola Ellie, stacja benzynowa i stary bar. Gdy dotarli tam, wszystko bylo juz pozamykane na cztery spusty Nikt sie nie odzywal. Jechali dalej do Pecos.
Nie dotarli jednak na miejsce. Wezwano ich przez radio po godzinie i trzydziestu pieciu minutach jazdy.
– Niebieska piatka, niebieska piatka – uslyszeli.
Posterunkowy wzial mikrofon, nacisnal guzik.
– Niebieska piatka, zglaszam sie, odbior.
– Pilne wezwanie do Czerwonego Domu sto kilometrow na poludnie od skrzyzowania w Echo. Zgloszono awanture rodzinna, odbior.
– Przyjalem. Co sie stalo, odbior.
– Nie ma pewnosci. Podobno bylo ostro, odbior.
– Przyjalem. Jedziemy, bez odbioru – zameldowal posterunkowy.
Zawrocil o sto osiemdziesiat stopni.
– Najwyrazniej zrozumiala twoj hiszpanski.
– Popatrz na to z dobrej strony – rzekl sierzant. – Teraz mozemy w koncu interweniowac.
– Ostrzegalem was – powiedzial Reacher. – Trzeba mnie bylo sluchac. Jesli stlukl ja na kwasne jablko, to wasza wina.
Sierzant nic nie odpowiedzial, tylko dodal gazu. Z powrotem byli w dwie i pol godziny po wyjezdzie. Najpierw rzucil im sie w oczy radiowoz szeryfa. Sierzant zaparkowal tuz za nim.
– Co on tu, do diabla, robi? – zdziwil sie. – Przeciez ma wolny dzien.
Nikogo nie bylo w zasiegu wzroku. Posterunkowy otworzyl drzwi. Sierzant wylaczyl silnik i tez wysiadl.
– Wypuscie mnie – domagal sie Reacher.
– Nie ma mowy – sprzeciwil sie sierzant. – Posiedzisz tutaj.
Weszli do srodka. Po dwunastu minutach posterunkowy wyszedl sam. Wrocil do wozu i nachylil sie do mikrofonu.
– Czy cos jej sie stalo? – spytal Reacher.
Mezczyzna potrzasnal ponuro glowa.
– Jej nic nie jest – odparl. – Przynajmniej fizycznie. Bo napytala sobie niezlej biedy. Wezwano nas nie, dlatego, ze on zaatakowal ja. Bylo odwrotnie. To ona zastrzelila jego. Wlasnie ja aresztowalismy.
ROZDZIAL OSMY
POSILKI nadjechaly po godzinie. Identyczny radiowoz z posterunkowym za kierownica i sierzantem obok.