zazwyczaj uzywaja przy zwracaniu sie do zwierzat. Obydwoje wpatrywali sie we mnie z czuloscia.
– Tak, Fuks jest bardzo lekliwy – powiedziala panna Birdle glosem ociekajacym miodem.
– Czy policja odnalazla jego wlasciciela? – spytal wikary.
– Konstabl Hollingbery powiedzial mi nie dalej jak wczoraj, ze nikt nie zglosil meldunku o jego zaginieciu, wiec sadze, ze ktokolwiek byl panem Fuksa, nie teskni za nim przesadnie.
Obydwoje zacmokali ze wspolczuciem i popatrzyli w moja strone z wywracajaca trzewia litoscia.
– Trudno – powiedzial pogodnie wikary. – W kazdym razie znalazl sie teraz w dobrym domu. Nie watpie, ze to docenia. Na pewno to dobry piesek, prawda? – zwrocil sie bezposrednio do mnie.
O tak, pomyslalem. A kicia to bardzo dobry kotek. Dobrze uwedzony.
– Och, panno Birdle, zdaje sie, ze tu pelno dymu. Zapchal sie pani komin?
Starsza pani zasmiala sie i bez zmruzenia oka powiedziala: – Ach, nie, zawsze tak jest, gdy pale po raz pierwszy po dluzszej przerwie. Troche trwa, zanim w kominie zrobi sie porzadny ciag.
– Trzeba by sie tym zajac, panno Birdle. Nie warto niszczyc takiego przemilego mieszkanka paskudnym dymem. Przysle jutro mojego parobka, zeby sie tym zajal. A co do spotkania Kola Gospodyn w przyszlym tygodniu…
W tym wlasnie momencie Wiktoria wypadla ze swego ukrycia.
Wikary wpatrywal sie z rozdziawionymi ustami w pokrytego sadzami kota, ktory prychajac i wrzeszczac spadl w ogien, po czym wyprysnal z niego prosto w otwarte drzwi. Wiktoria przemknela kolo wikarego tak szybko, ze mogl jedynie przygladac sie w oslupieniu, jak tlace sie, sczerniale zwierze znika, pozostawiajac za soba smuge rzednacego dymu. Z wciaz otwartymi ustami wikary przeniosl spojrzenie na stara parafianke i pytajaco uniosl brwi.
– Caly czas zastanawialam sie, gdzie zniknela Wiktoria – powiedziala panna Birdle.
Kot juz nie wrocil, przynajmniej dopoty, dopoki nie opuscilem panny Birdle. Powaznie watpie, czy Wiktoria zrobila to kiedykolwiek. Zycie w domku potoczylo sie dalej w swoj normalny szalony sposob; moja dobrodziejka zapomniala o calym incydencie, jak gdyby sie nigdy nie wydarzyl. Przez nastepny tydzien kilkakrotnie stawala we frontowych drzwiach i nawolywala Wiktorie, podejrzewam jednak, ze ta byla juz pare hrabstw dalej (wciaz przesladuja mnie koszmary, w ktorych tlaca sie Wiktoria kreci sie niedaleko w ciemnosciach, obserwujac mnie). Wkrotce jednak panna Birdle zapomniala zupelnie o Wiktorii i cala uwage poswiecila mnie. Chyba nie bedzie w tym nic dziwnego, jesli powiem, ze nie moglem jej juz obdarzyc pelnym zaufaniem. Czas spedzalem na niespokojnym wyczekiwaniu na kolejny wybuch. Czulem sie jak na polu minowym, czynilem wszystko, by powsciagac swojego niespokojnego ducha. Przychodzilo mi do glowy (lba), by ja opuscic, musze sie jednak przyznac, ze pokusa dobrej strawy i wygodnego legowiska byla silniejsza niz lek przed tym, co moze sie jeszcze wydarzyc. Jednym slowem, bylem glupi (Rumbo mial racje). Sam jestem zdumiony, jak idiotyczna okazala sie moja kolejna omylka.
Pewnej nocy na skraju kuchennego zlewu znalazlem sympatyczny, nadajacy sie do zucia plastykowy przedmiot. Po zniknieciu Wiktorii kuchnia stala sie teraz moja sypialnia, a jej kosz moim legowiskiem. Czesto myszkowalem po niej nocami lub bladym porankiem. i tej nocy mialem szczescie: znalazlem cos do zabawy. Niezbyt twardy, nie za miekki przedmiot, skrzypiacy, kiedy zaciskalo sie na nim zeby. Nie nadawal sie do zjedzenia, przyjemnie bylo jednak patrzec na jego rozowa powierzchnie z bialymi, karbowanymi brzegami. Mialem dzieki niemu zabawe na dlugie godziny.
Kiedy jednak nastepnego poranka panna Birdle weszla do kuchni, nie wykazywala najmniejszych objawow rozbawienia. Jej bezzebne usta rozwarly sie, by wydac niemy krzyk wscieklosci. Gdy ujrzalem nagie dziasla, uswiadomilem sobie, co lezy przede mna przezute, powykrecane i zszargane.
– Moje fepy! – wykrztusila z siebie panna Birdle po pierwszym bezglosnym okrzyku. – Moje fhtuthne fepy!
W jej oczach pojawil sie dobrze mi znajomy blysk.
Zgadza sie, jestem glupi. Tak glupi, ze czasami sam siebie zdumiewam. Dla najglupszego nawet psa nadchodzi jednak chwila, w ktorej wie dokladnie, co powinien zrobic. Tak bylo i ze mna.
Wyskoczylem przez okno tak samo jak Wiktoria (juz przez nowa szybe). Przerazenie pomoglo mi dokonac to, czego nie udalo mi sie poprzednim razem (to znaczy wskoczyc na zlew). Widok panny Birdle siegajacej po dlugi noz do rozbierania miesa, wiszacy pomiedzy jej kulinarnymi pomocnikami, swiadczyl, ze zanosi sie na jej najwiekszy napad. Stwierdzilem, ze nie warto czekac, by dowiedziec sie, jaki bedzie mial przebieg.
Przeskoczylem przez kwiaty, przelazlem przez krzaki, po czym wypadlem na otwarte pola. Przerazajacy widok panny Birdle w dlugiej bialej koszuli nocnej, goniacej za mna ze zlowieszczo wygladajacym nozem kuchennym w reku, pomogl mi w pokonaniu sporego dystansu. Bez watpienia posiadanie czterech nog pomaga w ciaglych ucieczkach.
Oddalilem sie na znaczna odleglosc od wiejskiego domku i wyczerpany zwalilem sie na ziemie, podjawszy solenne postanowienie, ze nigdy juz tam nie wroce. Nawet pies nie zaslugiwal na taki zywot. Zadrzalem na mysl o schizofrenicznej damulce, tak czarujacej w jednej chwili, a tak krwiozerczej w nastepnej. Czy wszystkie przyjaciolki panny Birdle dawaly sie zwiesc jej staromodnej uprzejmosci, czarujacemu staropanienstwu? Czy nikt nie dostrzegal tego, co tkwilo pod ta pozlota, gotowego do wychyniecia na wierzch przy najdrobniejszej prowokacji? Podejrzewam, ze nie. Wydawalo sie, ze jest powszechnie lubiana przez mieszkancow miasteczka. Wszyscy kochali panne Birdle. I panna Birdle kochala wszystkich. Ktoz by podejrzewal, ze zniewalajaca swym wdziekiem starsza pani ma w sobie chocby najdrobniejsza zylke okrucienstwa? Komuz przyszloby to do glowy? Znajac urocza strone jej osobowosci nawet mnie bylo trudno uwierzyc, ze jej uprzejmosc mogla zmienic sie w brutalnosc. Przyrzeklem sobie, ze juz nigdy nie zaufam rozkosznym starszym paniom. Jak wytlumaczyc takie zwichrowanie ludzkiej natury? Co czynilo ja dobra w jednej chwili, a zla w nastepnej? To zupelnie proste. Miala nie po kolei w glowie.
Rozdzial czternasty
Pieski zywot, pogoda pod psem, psu na bude, na psa urok, pies na baby, gryzc sie jak psy, nie dla psa kielbasa, kochac jak psy dziada w ciasnej ulicy, pies na sianie, tu jest pies pogrzebany, psim swedem, uzyl jak pies w studni – dlaczego tak czesto sie nas obraza? Nie mowi sie kreci zywot, krolikowi na nore czy zaba na baby. Prawda, uzywa sie czasami nazw gatunkow zwierzat na okreslenie ludzkich cech – zajac (tchorz), malpa (ktos obrzydliwy), ges (idiotka), odnosza sie one jednak do poszczegolnych osob, nie rozciagaja sie jak odium na caly gatunek. Jedynie psy szarga sie bezustannie – no wlasnie, wiesza sie na nich psy. Nazw zwierzat uzywa sie nawet czasem jako komplementow: slon nigdy nie zapomina (nieprawda), szczesliwy jak skowronek (bzdura), odwazny jak lew (zdecydowanie nieprawda), madry jak sowa (czyste kpiny). Gdzie jednak komplementy dla psow? A mimo to ludzie nas lubia, holubia i uwazaja za najlepszych przyjaciol. Strzezemy czlowieka, sluzymy mu za przewodnika, potrafimy sie z nim bawic i polowac. Urzadzacie nawet wyscigi z udzialem moich pobratymcow. Wykorzystujecie nas do pracy i zdobywacie za nas nagrody. Jestesmy wierni, ufni i kochamy was – nawet najgorszy czlowiek moze byc adorowany przez psa. Dlaczego wiec uwazacie nasze unie za uwlaczajace? Dlaczego nie mowicie, ze ktos jest „wolny jak pies”, „dumny jak pies” czy „sprytny jak pies”? Dlaczego nieszczesliwe zycie ma zwac sie pieskim zywotem? Dlaczego rozpustnik ma byc nazywany psem na baby? Dlaczego noce bywaja takie zimne, ze nawet psa zal na nie wygnac? Co zrobilismy, zeby nam tak uragac? Czy to dlatego, ze bez przerwy popadamy w jakies biedy? Czy dlatego, ze wydajemy sie glupi? Czy to dlatego, ze pozornie jestesmy nadpobudliwi i zbyt skorzy do ulegania emocjom? Czy dlatego, ze jestesmy zajadli w walce, ale tchorzymy, gdy wznosi sie nad nami dlon pana? A moze dlatego, ze czystosc nie nalezy do naszych zwyczajow? Czy dlatego, ze jestesmy bardziej podobni do ludzi niz jakiekolwiek inne zwierze?
Czy uswiadamiacie sobie, ze nasze nieszczescia sa podobne do waszych, ze nasze osobowosci stanowia uproszczone odbicie waszych? Czy zalujecie, kochacie i nienawidzicie nas dlatego, ze dostrzegacie w psach swoje czlowieczenstwo? Czy wlasnie dlatego obrazacie nasze imie? Czy w ten sposob nie obrazacie rowniez siebie?
Lezac zdyszany na trawie, w pelni sobie uswiadomilem, co znaczy „psi zywot”. Czy zawsze w zyciu musialy spotykac mnie zawody i nieszczescia? Widzisz, znow gore brala ludzka czesc mojej natury, zwierzeta bowiem nie zwykly tak filozofowac (z pewnymi wyjatkami). Strach i ta prastara ludzka cecha, czyli litowanie sie nad soba, przebudzily uspiona strone mojej osobowosci; zaczalem myslec znow ludzkimi pojeciami.
Otrzasnalem sie z uzalania nad soba tak, jak to czynia psy i podnioslem na rowne lapy. Mialem cel, ktory